Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leonid Andriejew
‹Łazarz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeonid Andriejew
TytułŁazarz
TłumaczeniePrzemysław Musiałowski
OpisLeonid Andriejew (1871-1919), za życia jeden z najpoczytniejszych i najpopularniejszych rosyjskich pisarzy, około 1907 r. uważany za czołowego literata Rosji, uznawany jest za twórcę ekspresjonizmu w literaturze rosyjskiej i jednego z prekursorów literackiego egzystencjalizmu. Poza literaturą, Andriejew zajmował się także fotografią i malarstwem. Kres jego popularności położyła Rewolucja Październikowa.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Łazarz

Leonid Andriejew
« 1 2 3 4 5 »

Leonid Andriejew

Łazarz

III
Nikt nie troszczył się o Łazarza; nie zostali przy nim ani bliscy, ani przyjaciele, a bezbrzeżna pustynia, otaczająca Święte Miasto, zbliżyła się do samego progu jego siedziby. Weszła do jego domu, rozłożyła się na jego łożu, jak małżonka, i pogasiła lampy. Nikt nie troszczył się o Łazarza. Jedna po drugiej odeszły jego siostry — Maria i Marta. Długo nie chciała opuścić go Marta, bowiem nie wiedziała, kto będzie go żywił i litował się nad nim; i płakała, i modliła się. Ale pewnej nocy, gdy wiatr hulał po pustyni i kiedy cyprysy ze świstem uginały się nad dachem, ubrała się po cichu i bezgłośnie odeszła. Łazarz słyszał zapewne, jak trzasnęły drzwi, jak niedomknięte uderzały o futrynę pod porywami wiatru, lecz nie wstał, by wyjść i spojrzeć. Przez całą noc, aż do świtu, nad jego głową świstały cyprysy, a drzwi żałośnie postukiwały, wpuszczając do środka zimną, chciwie grasującą pustynię. Wszyscy wystrzegali się go jak trędowatego i, jak trędowatemu, chcieli założyć mu na szyję dzwoneczek, by w porę móc uniknąć spotkania. Ktoś jednak, śmiertelnie blady, zauważył, że wszak straszne byłoby, gdyby nocą pod oknami rozległ się dźwięk owego dzwoneczka; i wszyscy, blednąc, podzielili jego zdanie.
A ponieważ i sam Łazarz nie troszczył się o siebie, najpewniej umarłby z głodu, gdyby sąsiedzi, bojąc się czegoś, nie zostawiali mu jedzenia. Przynosiły je dzieci. Te nie bały się Łazarza, a i nie naśmiewały się z niego, jak, w swym niewinnym okrucieństwie, często śmieją się z nieszczęśników. Odnosiły się do niego z obojętnością i on postępował tak samo wobec nich: nie objawiał chęci pogłaskania czarnowłosych główek ani spojrzenia w naiwne, błyszczące oczka. Oddany na pastwę Czasu i Pustyni, niszczał jego dom, a głodne, beczące kozy dawno rozpierzchły się po pastwiskach sąsiadów. I zużyły się jego szaty weselne. Jak wdział je owego szczęśliwego dnia, gdy grali muzykanci, tak nosił je cały czas, nigdy ich nie zmieniając, jakby nie widział różnicy między tym, co nowe i stare, podarte i całe. Żywe kolory spłowiały i zblakły; złe psy miejskie i ostre ciernie pustyni obróciły w łachmany delikatne tkaniny.
Za dnia, kiedy bezlitosne słońce stawało się zabójcą wszystkiego, co żywe, tak że nawet skorpiony chowały się pod kamieniami i skręcały się tam ogarnięte szaleńczą żądzą kąsania, on siedział nieruchomo w palących promieniach słońca, z sinym obliczem, porośniętym kosmatą, dziko zmierzwioną brodą, wzniesionym ku niebu.
Kiedy jeszcze z nim rozmawiano, ktoś zapytał go pewnego razu:
— Biedny Łazarzu! Czy to dla ciebie przyjemne siedzieć w ten sposób i patrzeć na słońce?
A on odparł:
— Tak, to przyjemne.
„Prawdopodobnie tak przejmujący był chłód grobu, w którym spędził trzy dni, tak głęboka jego ciemność, że nie istnieje na ziemi ani żar zdolny ogrzać wskrzeszonego, ani światło mogące rozjaśnić mrok jego oczu” — pomyśleli ciekawscy i odeszli z westchnieniem.
A gdy purpurowoczerwona, rozpłaszczona kula zniżała się ku ziemi, Łazarz wyruszał na pustynię i szedł wprost na słońce, jakby starając się je dopędzić. Szedł zawsze wprost na nie, a tym, którzy próbowali podążyć jego śladem, żeby dowiedzieć się, co robi nocą na pustyni, niezatarcie zapadła w pamięć czarna sylwetka otyłego, wysokiego człowieka na czerwonym tle ogromnego spłaszczonego dysku. Noc przepędziła ich swymi strachami, więc nigdy nie dowiedzieli się, czego Łazarz nocami szuka na pustyni, lecz ów czarny kształt na tle czerwieni wypalił się w mózgu każdego z nich i już ich nie opuszczał. Jak zwierzę, które zaprószyło sobie ślepia, wściekle pociera pysk łapami — tak i oni w ogłupieniu przecierali oczy, ale piętno pozostawione przez Łazarza było nieścieralne i mogło ulec zapomnieniu najpewniej dopiero wraz ze śmiercią.
Lecz byli ludzie, którzy mieszkali daleko i nigdy nie widzieli Łazarza, a tylko o nim słyszeli. Z zuchwałą ciekawością, silniejszą niż strach i karmiącą się nim, z utajonym szyderstwem w sercach, przychodzili do niego, gdy siedział w słońcu, i wdawali się z nim w pogawędkę. W owym czasie jego wygląd zmienił się już na lepsze i nie był tak przerażający; i, w pierwszej chwili, przybysze pstrykali palcami i z dezaprobatą myśleli o głupocie mieszkańców Świętego Miasta. Ale gdy krótka rozmowa dobiegała końca i wyruszali z powrotem do domu, wyglądali tak, że mieszkańcy Świętego Miasta rozpoznawali ich w lot i mówili: „Oto idą kolejni szaleńcy, na których spojrzał Łazarz”. I współczująco cmokali ustami, i wznosili ręce ku niebu.
Przychodzili, pobrzękując bronią, dzielni nieustraszeni wojownicy; przybywali ze śmiechem i śpiewem szczęśliwi młodzieńcy; wpadali na chwilę stroskani handlarze, podzwaniając pieniędzmi; wyniośli słudzy Świątyni stawiali swój pastorał przy drzwiach Łazarza; lecz nikt nie powracał taki sam, jak przybył. Ten sam straszny cień opadał na ich dusze i nadawał nową postać staremu znajomemu światu.
Ci, którzy mieli jeszcze ochotę się odzywać po owym zgubnym spotkaniu, tak opowiadali o tym, czego doświadczyli:
Wszystkie przedmioty dostrzegalne dla oka i namacalne dla ręki wydawały się puste, lekkie i przeźroczyste — podobne do jasnych cieni w mroku nocy;
albowiem owej wielkiej ciemności, ogarniającej cały wszechświat, nie rozpraszało ani światło słońca, ani księżyca, ani gwiazd: okrywała ona ziemię bezgraniczną czarną powłoką i obejmowała ją jak matka;
przenikała we wszystko, nawet w żelazo i kamień, i cząsteczki ciała stawały się samotne, utraciwszy ze sobą wszelką więź; wnikała w głąb cząstek, i cząsteczki cząstek stawały się samotne;
albowiem owa wielka pustka, ogarniająca wszechświat, nie była wypełniona niczym widzialnym, słońcem, księżycem bądź gwiazdami, lecz panowała bezkreśnie, wszędzie przenikając, wszystko rozdzielając: ciało od ciała, cząstkę od cząstki;
w pustce rozpościerały swoje korzenie drzewa i same były puste; w pustce wznosiły się świątynie, pałace i domy, grożąc upiornym upadkiem, i same były puste; i w owej pustce niespokojnie kręcił się Człowiek i sam był pusty i lekki niczym cień;
albowiem czas przestał istnieć, zaś początek wszystkich rzeczy stał się bliski ich kresu: budynek był dopiero wznoszony, i robotnicy jeszcze stukali młotkami, a już widać było jego ruiny i pustkę na ich miejscu; człowiek dopiero się rodził, a już u wezgłowia zapalano mu świece żałobne; i oto gasły one, i oto pustka zajmowała miejsce człowieka i świec; i, otoczony przez Pustkę i Mrok, Człowiek drżał rozpaczliwie w obliczu grozy Nieskończonego.
Tak powiadali ci, którzy jeszcze mieli ochotę mówić. Lecz więcej jeszcze mogliby prawdopodobnie powiedzieć ci, co mówić nie chcieli i umarli bez słowa.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.