Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jarosław Misiak
‹Wzgórze H 224›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJarosław Misiak
TytułWzgórze H 224
OpisAbsolwent Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Pracuje jako nauczyciel bibliotekarz w Szkole Podstawowej nr 11 w Chełmie. Publikacje: artykuły na łamach „Biblioteki w Szkole” a także:
  • Współczesna polska książka artystyczna. Ośrodki wydawnicze i dorobek edytorski. W: Z książką przez wieki, Lublin 2002.
  • Dokumenty elektroniczne jako nowa forma udostępniania tekstu. Szanse i zagrożenia niekontrolowanego obiegu książki elektronicznej. W: Książka ponad podziałami, Lublin 2007.
  • Książka artystyczna w Polsce – nowe wyzwania i szanse [dokument elektroniczny], EBIB 2002 nr 10. Tryb dostępu: ebib.oss.wroc.pl
Jeżeli chodzi o teksty literackie to (oprócz drukowanej poezji :) kilka tekstów zamieszczonych w magazynach internetowych.
Gatunekgroteska, realizm magiczny

Wzgórze H 224

1 2 3 6 »
To paradoksalne, ale dopiero teraz poczuł się prawdziwym żołnierzem. Kluczył, schodził z drogi, widział czających się wokół przeciwników. Nie miał dotąd czasu na zastanowienie się nad swoją nową sytuacją. Nic nie dawało się logicznie wytłumaczyć.

Jarosław Misiak

Wzgórze H 224

To paradoksalne, ale dopiero teraz poczuł się prawdziwym żołnierzem. Kluczył, schodził z drogi, widział czających się wokół przeciwników. Nie miał dotąd czasu na zastanowienie się nad swoją nową sytuacją. Nic nie dawało się logicznie wytłumaczyć.

Jarosław Misiak
‹Wzgórze H 224›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJarosław Misiak
TytułWzgórze H 224
OpisAbsolwent Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Pracuje jako nauczyciel bibliotekarz w Szkole Podstawowej nr 11 w Chełmie. Publikacje: artykuły na łamach „Biblioteki w Szkole” a także:
  • Współczesna polska książka artystyczna. Ośrodki wydawnicze i dorobek edytorski. W: Z książką przez wieki, Lublin 2002.
  • Dokumenty elektroniczne jako nowa forma udostępniania tekstu. Szanse i zagrożenia niekontrolowanego obiegu książki elektronicznej. W: Książka ponad podziałami, Lublin 2007.
  • Książka artystyczna w Polsce – nowe wyzwania i szanse [dokument elektroniczny], EBIB 2002 nr 10. Tryb dostępu: ebib.oss.wroc.pl
Jeżeli chodzi o teksty literackie to (oprócz drukowanej poezji :) kilka tekstów zamieszczonych w magazynach internetowych.
Gatunekgroteska, realizm magiczny
Żołnierze leżeli na wznak, gapiąc się do znudzenia na słoniowate chmury. Znali ten skrawek nieba na pamięć i chociaż nigdy nie udało się im dostrzec Najważniejszego Generała, to w każdej chwili potrafili odgadnąć, w jakim jest humorze. Dzisiaj musiał być zły i nadąsany, dlatego pancerne słonie przetaczały się powoli ponad ich głowami. Taka bezkrwawa demonstracja siły.
– Będzie burza – powiedział ktoś bez sensu.
Pozostali milczeli. Dziewięciu ludzi uciekało od siebie wzrokiem, odgradzało się barierą ciszy, którą rozbić mógł jedynie rozkaz. Było ich dziewięciu, a jeszcze niedawno oddział liczył ponad sto osób. Ci, którzy zginęli, wciąż dzielili wzgórze H 224 z garstką ocalałych. Różnica między żywymi a umarłymi zacierała się tutaj przerażająco szybko…
Sierżant przygniótł butem dymiący niedopałek. Obserwował w skupieniu pozycje nieprzyjaciela. Jego okrutne oczy przywarły do szkieł lornetki niczym pijawki.
– Dwóch na zwiad – rzucił sucho, nie odwracając się do żołnierzy.
„Dwóch do ziemi” – pomyśleli.
Nikt się nawet nie poruszył. Resztka instynktu przetrwania podpowiadała im, że lepiej mieć ziemię pod plecami niż odwrotnie. Sierżant wybrał dwóch znajdujących się najbliżej. Kiedy zapadł zmrok, pechowcy wydostali się z okopów i poszli po stromym stoku w dół. Młody szeregowiec oglądał przez kilka sekund ich zgarbione plecy, potem szarość zamknęła się za nimi i chłopak pomyślał, że tamci bezszelestnie rozpadli się w proch. Czekając na zmianę warty, próbował odtworzyć w wyobraźni wygląd normalnego świata.
Musiało przecież gdzieś istnieć inne niebo i wzgórza nierozorane pociskami artylerii. Gdzieś żyli ludzie, którym sen z powiek spędzała choroba ulubionego psa albo wyniki ligowe lokalnej drużyny sportowej. Ludzkie życie miało gdzieś znaczenie, było czymś więcej niż elementem systemu obronności wzgórza H 224. Szeregowiec nie potrafił sobie przypomnieć, czy w normalnym świecie jego życie też miało jakieś znaczenie. Ile czasu tkwili uwięzieni na H 224?
Nie pamiętał. Dwa, trzy, a może cztery miesiące. To wiedział jedynie Generał W Niebie i jego namiestnik na wzgórzu – sierżant. Chłopak odnosił wrażenie, że spędził tutaj wieczność. Wciąż mieli zapasy wody, żywności oraz amunicji, a więc najwyżej trzy, cztery miesiące. Inaczej zginęliby z głodu.
Noc była zadziwiająco cicha. Nie słyszał nikogo po przeciwnej stronie ani oddechów towarzyszy broni, a jednak nie spał, wypatrując ukrytego w ciemnościach nieprzyjaciela.
Nagle sierżant wrzasnął coś o ostrzale artyleryjskim. Noc pękła w ułamku sekundy. Niebo sypnęło pociskami, ogień moździerzy szatkował pozycje jak rzęsisty deszcz. Granaty eksplodowały wokół, wyrzucając w powietrze grudy wilgotnej ziemi. Trzech żołnierzy rzuciło się w panice do doszczętnie rozbitego bunkra.
– Kurwa, z daleka od bunkrów! – zachrypiał sierżant.
Nieprzyjaciel miał wystarczająco dużo czasu, aby dokładnie poznać rozmieszczenie obronnych pozycji. Kiedy odezwą się ciężkie, precyzyjne działa, tamtych trzech nie będzie miało żadnych szans. Sierżant powstrzymał następnego żołnierza próbującego szukać schronienia w betonowych ruinach.
– To jest grobowiec! – krzyknął mu w twarz i powalił na ziemię.
W tej samej chwili rozległ się huk, po którym świat powinien był przestać istnieć. Dwa pociski wielkiego kalibru trafiły równocześnie w jeden punkt. Oszołomiony szeregowiec patrzył na fontannę gruzu tryskającą z miejsca, w którym znajdował się niegdyś bunkier. Doznał olśnienia lub po prostu porażającego szoku. Rozpoznawał wśród kawałków betonu i strzępów rozdartej blachy ludzkie szczątki. Mógłby przysiąc, że widzi głowę tego, który przepowiadał burzę. Głowa krzyczała coś do niego, była starsza stopniem i zapewne wydawała ważne polecenie. Chciał pobiec tam, złapać czerep kaprala meteorologa, żeby nie rozpadł się jak arbuz spadający z dużej wysokości. Wzruszająca żołnierska troskliwość – towarzysze broni. Później przyłoży okaleczony czerep do ucha, tak jak się robi ze znalezionymi na morskiej plaży muszlami. Będzie słuchał uważnie każdego słowa, szumu, no i oczywiście nawilży roztrzaskaną skorupę wodą z własnej manierki.
Na szczęście szeregowiec potknął się i runął w lej wyorany przez pociski. Upadł na twarz. Poczuł smak krwi z rozbitych ust.
„Będzie burza” – mówił kapral rano.
A może było to w zeszłym miesiącu? Może kapral powiedział: „Dam sobie głowę uciąć, że będzie burza"? Właściwie mógł tak powiedzieć.
Noc znów stała się cicha. Szeregowiec leżał bez ruchu, czekając na odgłos strzału w potylicę. Czy usłyszy strzał, zanim umrze? Chyba tak. Ostrzał artyleryjski ustał, jednak nikt nie przychodził, aby zająć wzgórze. Zgodnie z koszmarną wojenną logiką po takiej nawałnicy powinno nastąpić natarcie piechoty. Teraz zresztą do zdobycia H 224 wystarczyłby pluton uzbrojony w pistolety na wodę. Nic się nie działo. Chłopak przytulił się mocniej do chłodnej ziemi. Wdychał intensywną woń, niespodziewanie przypominającą zapach nieuleczalnej choroby. Pomyślał, że wzgórze musi cierpieć. Bomby rozrywają żywą tkankę, zdzierają świeże strupy, jątrzą w ranach, które nie zdążyły się jeszcze zabliźnić. Jeśli wzgórze odczuwa ból, to jakże musi ich wszystkich nienawidzić. Zaczął padać deszcz. Krople wsiąkały w mundur szeregowca, po kilku minutach pierwsze strużki wody rozlały się po jego plecach. Pod przemoczoną bluzą koszula zamieniała się w chłodny kompres. Mdły zapach choroby ulotnił się i chłopak nie był już pewny, czy ziemia rzeczywiście cierpiała. Być może bliskość rozkładających się ciał sprawiła, że uległ złudzeniu. Albo wszechobecny tutaj swąd prochu?
Dno leja powoli wypełniało się wodą. Musiał podsunąć się wyżej, tam, gdzie nie sięgała błotnista kałuża. Zmiana pozycji wywołała atak dreszczy – mokre ubranie, klejąc się do skóry, wysysało z organizmu resztę ciepła. Szeregowiec spostrzegł, że zrobiło się jasno. Leżąc w rowie przegapił świt, tymczasem niebo nabrało stalowoszarej, wojennej barwy. Znalazł się w pułapce. Zamknięty w ciasnej klatce, pod ołowianym niebem, którego ciężar poczuje wkrótce na karku. Stąd nie było ucieczki. Jakaś postać pochylała się nad nim, widział wyraźnie lufę karabinu, lecz ludzkie widmo przysłaniały mgła i ciężkie opary.
– A więc tu się schowałeś. Myślałem już, że cię dostali – powiedział sierżant.
Stał na skraju leja – był prawdziwy, z krwi i kości, i prawdziwa była poranna mgła.
– No co jest? Obudź się wreszcie – warknął. – Przeleżałeś cały atak, całą pieprzoną noc gniłeś w tej norze, kiedy inni walczyli o twoją dupę!
Chłopak uświadomił sobie, że właściwie czekał na nadejście nieprzyjaciół. Chciał ujrzeć ich twarze, aby uczucie nienawiści nadało jego śmierci ludzki wymiar. Gdzie oni byli?
– Weź się w garść, gówniarzu. – Sierżant szarpał go za rękę.
Pozostali żołnierze przybiegli oglądać widowisko. Jeden, drugi… Wszyscy. Pomogli mu wyczołgać się z kryjówki. Ich obojętne twarze nie wyrażały zgorszenia. Były podobne do woskowych odlewów utrwalających oblicza ludzi, którzy już od dawna nie żyją.
– Kurwa, obudź się! – Sierżant wymierzył mu policzek, a potem chwycił chłopaka za włosy i przyciągnął do siebie jego głowę. – To twoje flaki powinienem zeskrobywać z kamieni. Ty cholerny, parszywy tchórzu.
Twarze żołnierzy zbliżyły się jak w zapowiedzi pocałunku. „Jeśli mnie poliże, odgryzę mu język” – postanowił szeregowiec.
– Zapamiętaj moje słowa. – Na skroni sierżanta pulsowała niebieska nabrzmiała żyła.
Chłopak nie odrywał od niej wzroku. Tak dobrze byłoby wyszarpać ją zębami spod chropowatej skóry. Sierżant odepchnął go i zwrócił się do żołnierzy.
– Możecie się trochę przespać, zasłużyliście na odpoczynek. – Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. – A ty pójdziesz na punkt obserwacyjny – polecił szeregowemu.
– Tak jest – odparł chłopak.
– Nie sądzę, żeby miało się coś stać – dodał sierżant – ale lepiej mieć oczy otwarte. Weź się w garść, synu.
– Tak jest, sierżancie.
Dowódca odszedł, nie pytając o los żołnierzy z bunkra oraz zwiadowców. Stąd i tak nie było ucieczki.
Punkt obserwacyjny znajdował się w ruinach parterowego domku, w którym przed wojną mieszkali właściciele dwóch groźnych psów. Szeregowiec pamiętał, że kiedyś obok domu stały budy opatrzone tabliczkami z imionami tych zwierząt. Na drewnianym ogrodzeniu wymalowano ostrzeżenie: „UWAGA, ZŁE PSY”. Budynek został zniszczony pierwszego albo drugiego dnia walk. Był to jedyny cywilny obiekt na wzgórzu. Zachowało się po nim miejsce przysypane stertą gruzu, gdzieś na dnie rumowiska leżały przerdzewiałe psie wizytówki. Deszcz przestał padać. Żołnierz ukrył się w ruinach, skąd obserwował przez lornetkę okopy wroga. Jak zwykle po tamtej stronie panował absolutny bezruch. Co najwyżej jakiś teatr cieni pojawiających się na mgnienie oka i natychmiast znikających. Tylko zamaskowane stanowiska artylerii, umocnienia i gniazda karabinów maszynowych pozwalały domyślać się obecności wojska.
1 2 3 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.