Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Olga Niziołek
‹Wszystkie upadki Ans Wortel›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorOlga Niziołek
TytułWszystkie upadki Ans Wortel
OpisOlga Niziołek – czytam w trzech językach, tłumaczę z dwóch, piszę w jednym. Mieszkam w Amsterdamie, gdzie z zachwytem tropię mniejsze i większe absurdy życia codziennego. Dla portalu pisarzemowia.nl piszę o swoich ulubionych książkach z Holandii i Belgii, a niedawno skończyłam swoje pierwsze książkowe tłumaczenie. Czytam wszystko, od poezji neolingwistycznej przez literaturę piękną i surrealistyczną po harlekiny i etykietki szamponów, i znajduję w tym przyjemność. Czasem niczym niezmąconą, czasem masochistyczną, ale zawsze przyjemność.
Gatunekrealizm magiczny

Wszystkie upadki Ans Wortel

« 1 2 3 4 »

Olga Niziołek

Wszystkie upadki Ans Wortel

W dniu, kiedy Maartje przyniosła z salonu dzbanek po kawie i kilka pustych filiżanek, kwitły już kasztany.
– Ans, przejdź do pokoju dziennego. Pani Pfeijffer ma ci coś do powiedzenia.
Maartje wydawała się podekscytowana niecodziennym wydarzeniem. Płukała po kolei wszystkie filiżanki, niemal zgniatając je dużymi czerwonymi dłońmi. Ans pochyliła głowę nad kafelkami, które szorowała.
– Lepiej idź od razu, pani ma zły humor.
Ans posłusznie przeszła przez korytarz i zastukała do drzwi. Pani domu czekała już na nią w swoim ulubionym fotelu, pulchna i zaczerwieniona. Na stoliku leżał talerzyk z okruchami po ciastkach.
– Wejdź, wejdź, dziecko – odezwała się przyjaźnie. – Maartje powiedziała ci z pewnością, że chcę z tobą porozmawiać?
– Tak, proszę pani.
– Dobrze. Widzisz, zauważyłam, że jesteś ostatnio jakaś… nieswoja. Nie służy ci atmosfera naszego domu? A może tęsknisz za rodziną?
– Nie, proszę pani, czuję się doskonale.
– Jestem innego zdania. Uważam, że dobrze zrobiłby ci krótki pobyt na wsi. W cichym, spokojnym miejscu odzyskasz spokój… rozmawiałam już na ten temat z naszym lekarzem domowym. Dzisiaj wyjeżdżasz.
– Ale…
– Nie przerywaj mi, kiedy mówię. Poczuwam się do odpowiedzialności za twoje dobro, dlatego częściowo opłacimy twój pobyt w sanatorium. Możesz to uznać za dowód naszej życzliwości w stosunku do ciebie. Twoja rodzina z pewnością doceni ten gest. Teraz pójdziesz na górę, spakujesz rzeczy i zejdziesz na dół.
– Czy nie mogłabym zostać, proszę pani? Nigdzie nie będzie mi lepiej. Zawsze przykładałam się do pracy dla państwa…
Pani Pfeijffer ściągnęła wargi.
– Maartje skarżyła się, że nie ma z ciebie ostatnio pożytku. Wspominała, że cierpiałaś na dziwne dolegliwości. Ja nie mam w zwyczaju słuchać plotek, ale musisz zrozumieć, że to jest porządny dom. Już zrobiłam dla ciebie wszystko, co mogłam.
Cały dobytek Ans Wortel zmieścił się w dwóch kufrach, które przyniosła ze sobą, kiedy wprowadzała się do domu Pfeijfferów. Szafa, łóżko, pościel nie należały do niej, a teraz miały przypaść w udziale nowej pomocy kuchennej, poleconej przez Maartje.
– Żegnaj, Maartje – powiedziała. – Do zobaczenia.
– O ile jeszcze kiedyś wrócisz do miasta – rzuciła kwaśno Maartje.
Ans Wortel otworzyła usta i zamknęła je bez słowa.
– Ans? Przepraszam cię. Każdy musi sobie jakoś radzić, ostatnimi czasy mnie też nie było z tobą łatwo. Będę cię tam odwiedzać.
5.
Ans Wortel, pilnowana przez dwoje obcych jej ludzi, wysiadła z powozu, którym przebyła drogę z dworca. To miejsce w niczym nie przypominało miasta, w którym się wychowała, z jego wąskimi ulicami i gorączkową atmosferą. Tutaj, przed masywnym budynkiem z czerwonej cegły, panowała zupełna cisza. Otaczający budynek park był pusty. Niezmienne pozostało jedynie niebo, bezbarwne, rozciągnięte nad tą nową rzeczywistością, ale sięgające i starej. Bez słowa weszli do środka, gdzie krótka rozmowa z pielęgniarkami zakończyła misję nadzorców Ans.
– Tu są jej rzeczy… i wszystkie dokumenty. Zaświadczenie, umowa, skierowanie.
– Dobrze. Dziękuję.
Pielęgniarka, ubrana w długą suknię i biały fartuch, nie sprawiała wrażenia zainteresowanej nowo przybyłą. Zwróciła się jednak do niej:
– Witaj – spojrzała szybko na dokumenty – Ans Wortel. Tutaj wydobrzejesz i nabędziesz sił. Zaczniemy od kąpieli. Chodź za mną.
– Kąpałam się wczoraj – zaprotestowała Ans.
– Nie szkodzi. Każdy, kto tu trafia, musi się wykąpać. I przebrać.
– Jak to?
– My damy ci odzież. Dostaniesz z powrotem swoje ubrania, kiedy będziesz stąd wychodzić.
– Dlaczego?
– Dlaczego, dlaczego. Widzę, że jesteś z tych, co dużo pytają. Chodź za mną.
Ruszyły niekończącymi się korytarzami.
– Nie chcę! Potrafię umyć się sama! Nie będę…
– Uspokój się! Potrafisz czy nie, jesteś w szpitalu, a tu panują inne zwyczaje. Rozbierz się i wejdź do wanny! Nie mamy całego dnia!
Ans założyła ręce na piersiach. Pielęgniarki spojrzały na siebie znacząco.
– Jak nam nie pomożesz, to poradzimy sobie z tobą inaczej, pierwsza nie jesteś. Uwierz mi, kotku, to nie będzie przyjemne – powiedziała starsza. – To jak?
Ans Wortel zacisnęła usta.
– No, jak wolisz.
Nad Ans Wortel zebrało się pięć pielęgniarek w jednakowych czarnych sukniach z białymi fartuchami – cztery trzymały ją mocno, jedna, najmłodsza, sprawnie wyłuskiwała płaczącą Ans z kolejnych warstw odzieży. Wciągnęła głęboko powietrze, kiedy ujrzała jej poranione ramiona, ale ani na chwilę nie przerwała pracy. Naga Ans Wortel przestała stawiać jakikolwiek opór. Z zamkniętymi oczami pozwoliła wprowadzić się do wanny i umyć. Stała bez ruchu, nawet kiedy pielęgniarka szarpała jej włosy, zamiast wyciągnąć z nich kolejne szpilki, trzymające jej fryzurę. Ans wyobrażała sobie, że jest bardzo daleko, przy Willemie, w jego pokoju. Tylko on dotykał wcześniej jej ciała, ale to był zupełnie inny dotyk. Ciepły. Bezpowrotnie stracony.
– No, wystarczy. Nie ma przy sobie niczego ostrego, szpilki zabrałam. Ubierz się, Ans, przejdziemy na salę – powiedziała łagodnie najmłodsza z kobiet. – Musisz odpocząć.
6.
Ans Wortel siedziała bez ruchu na łóżku, obejmując ramionami kolana, ukryte pod workowatą szarą sukienką. Próbowała sobie przypomnieć, co słyszała o miejscach takich jak to, w którym się znalazła. Nie było tego wiele, zasłyszane półsłówka, wypowiadane ze ściągniętymi ustami i niemal szeptem, jakby była mowa o wstydliwej tajemnicy: czyjś wuj trafił do zakładu dla obłąkanych, jakaś daleka kuzynka stoczyła się po śmierci męża i wysłano ją do przytułku… i to ostatnie, najbardziej przerażające. Bilet w jedną stronę, za który zresztą powinna być wdzięczna. Uzyskany tylko dzięki temu, że jej daleka krewna była kimś, komu się nie odmawia. Ans Wortel poprzysięgła sobie, że wyjdzie na wolność, cokolwiek musiałaby zrobić. Wokół niej stało kilkanaście innych łóżek, na których leżały jednakowo ubrane kobiety. Jedna przesuwała szybko w rękach paciorki różańca. Inna pojękiwała bez przerwy, ale Ans nie rozumiała ani słowa z jej skargi. Wychudzona, z długimi czarnymi włosami i ogromnymi oczami, wyglądała jak dziecko. Ans przyglądała jej się do chwili, gdy tamta spojrzała jej prosto w oczy i szepnęła:
– Umrzesz, stara kurwo. Wiem, co zrobiłaś. Nie ma dla ciebie ratunku.
Głos aniołkowatej dziewczynki był zachrypnięty, jakby dawno go nie używała.
– Czas na podwieczorek!
Do sali weszła kolejna pielęgniarka. Toczyła przed sobą wózek zastawiony talerzami z kanapkami i fajansowymi kubkami. Kobiety ożywiły się. W sali powstał szum. Tylko Ans Wortel i jej sąsiadka zachowały milczenie.
– Nie jesteś głodna, Lotte? – zagadnęła nowo przybyła. – Kiedy ostatnio coś jadłaś?
Dziewczynka wbiła wzrok w sufit.
– Masz sąsiadkę, tak? Też taki niejadek? – kontynuowała dobrotliwie. – Ładnie was tu dobrali, nie powiem.
Pulchna, niemłoda pielęgniarka miała popękane naczynka na twarzy i czerwone spuchnięte dłonie. Wyglądała jak setki innych zmęczonych kobiet w średnim wieku. Ans nie mogła zdecydować, czy widziała ją wcześniej przy kąpieli. Nie znała jeszcze twarzy ani charakteru opiekunek, nie wiedziała, czego się spodziewać.
– Napij się mleka, lepiej się poczujesz.
Wcisnęła kubek w rękę Ans, która zbliżyła go do ust, i zamarła bez ruchu. Łagodny ton kobiety sprawił, że Ans zaczęło się zbierać na płacz. Przełknięcie czegokolwiek czy wytłumaczenie, co czuje, było niemożliwością.
– Jak ty nie chcesz, to ja wypiję.
Niska, wychudzona kobieta o ciemnych oczach wyciągnęła szponiastą dłoń w stronę Ans. Mleko polało się szeroką strugą po sukni i kocu. Kobieta uśmiechnęła się złośliwie.
– Wracaj do łóżka, Floortje! Starczy tego dobrego! – Pielęgniarka zaczęła bezceremonialnie popychać kobiecinę w stronę jedynego pustego łóżka.
Wkrótce wszystkie pacjentki skończyły swój posiłek, a korpulentna siostra opuściła salę ze swoim wózkiem. Zapadła cisza, przerywana tylko płaczem dziecinnie wyglądającej Lotte. Salowa – młoda, o imieniu, którego Ans Wortel nigdy wcześniej nie słyszała – nie podniosła nawet głowy znad szydełka. Ans Wortel poczuła nagle ogromne zmęczenie. Skargi Lotte ukołysały ją do snu.
Kiedy obudziła się znowu, na dworze panowała całkowita ciemność. Ans Wortel leżała bez słowa, przypominając sobie wydarzenia, które doprowadziły ją do tego miejsca: uśmiechy Willema, pierwsze rozmowy i, niedługo potem, zacisze jego pokoju. Jej strach. Drewniane słoje na desce do krojenia. Krew na posadzce. Ból. Stan ogłuszenia i chwile ulgi, wyszarpywane z jej własnego ciała ukradkiem, pod nieobecność Maartje, jakby i za to należało się wstydzić. A teraz to: ogromny budynek pełen cudzych oddechów, historii i nieszczęść. Dom wariatów. I żadnej, żadnej nadziei na zobaczenie Willema, nie mówiąc już o schowaniu się w jego ramionach. Ans Wortel rozpłakała się cicho i schowała twarz w poduszkę, a kiedy znów otworzyła oczy, stała przed nią pulchna pielęgniarka z wczoraj.
– Jak się spało? Czas na śniadanie, a potem się zważymy i zmierzymy puls! – zaszczebiotała.
Ans bez słowa przyjęła chleb z grubymi plastrami sera. Żuła powoli swoją kromkę, długo po tym, jak tamta zwróciła się w stronę kolejnej kobiety.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.