Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Dudało
‹Czy jestem morzem lub smokiem głębiny [Hi 7,12]›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Dudało
TytułCzy jestem morzem lub smokiem głębiny [Hi 7,12]
OpisMól książkowy powszedni. Fakty traktuję podejrzliwie i z przymrużeniem oka, a moja szklanka jest najczęściej w połowie pusta (i obita). Kraków zamieniłam na bliskie sąsiedztwo stolicy, nie żałuję. Dzięki portalowi fantastyka.pl zaczęłam publikować opowiadania, choć te ukończone mogę policzyć na palcach jednej ręki. Debiutowałam w „Szortalu”, a w „Silmarisie” i „Smokopolitanie” pomagam w poskramianiu przecinków.
Gatunekgroza / horror

Czy jestem morzem lub smokiem głębiny [Hi 7,12]

1 2 »
Miał śliczny uśmiech i ciepłe spojrzenie. Aparycja, która sprawia, że rozmówca czuje się od razu spokojniejszy i chętniejszy do zwierzeń. Gdyby mu na tym zależało, byłby doskonałym handlowcem, który zarabia krocie na prowizji. Miał dar do zjednywania sobie ludzi. I często z niego korzystał. Szczególnie gdy zakończył terapię, na którą wysłali go przerażeni rodzice. Przecież nie co dzień dzieciak wychodzi prawie cało z rąk mordercy.

Anna Dudało

Czy jestem morzem lub smokiem głębiny [Hi 7,12]

Miał śliczny uśmiech i ciepłe spojrzenie. Aparycja, która sprawia, że rozmówca czuje się od razu spokojniejszy i chętniejszy do zwierzeń. Gdyby mu na tym zależało, byłby doskonałym handlowcem, który zarabia krocie na prowizji. Miał dar do zjednywania sobie ludzi. I często z niego korzystał. Szczególnie gdy zakończył terapię, na którą wysłali go przerażeni rodzice. Przecież nie co dzień dzieciak wychodzi prawie cało z rąk mordercy.

Anna Dudało
‹Czy jestem morzem lub smokiem głębiny [Hi 7,12]›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Dudało
TytułCzy jestem morzem lub smokiem głębiny [Hi 7,12]
OpisMól książkowy powszedni. Fakty traktuję podejrzliwie i z przymrużeniem oka, a moja szklanka jest najczęściej w połowie pusta (i obita). Kraków zamieniłam na bliskie sąsiedztwo stolicy, nie żałuję. Dzięki portalowi fantastyka.pl zaczęłam publikować opowiadania, choć te ukończone mogę policzyć na palcach jednej ręki. Debiutowałam w „Szortalu”, a w „Silmarisie” i „Smokopolitanie” pomagam w poskramianiu przecinków.
Gatunekgroza / horror
Chce zanurzyć stopy w piasku, by drobne ziarenka, sypkie i miłe w dotyku, z jedwabistą delikatnością pieściły jej palce i podeszwy. Kolorowe paznokcie lśnią na tle platynowozłotej miękkości. Jest dobrze. Przez chwilę wsłuchuje się w pierwotny szum bestii.
– Nie, czekaj! Najpierw krem, potem zabawa.
– Ale tam jest fala, mamo! Taka dusa! Ja chcem do wody! – Ruchliwy przedszkolak bezskutecznie próbuje wyrwać ramię ze stanowczego uścisku.
– Ani mi się waż wchodzić do morza bez kogoś dorosłego, jeszcze się utopisz… Stójże przez chwilę spokojnie!
– Aua, nie do oka…! Mama, ale fala!
– Franek, jeśli będziesz wierzgał, to krem będziesz miał też w uchu i w buzi. Uspokój się natychmiast!
– Mama, nie!… Ale ta była oglooomna, mama…!
Szamotanina przyciąga wzrok. Jest coś fascynującego w tych starych jak świat potyczkach, walce dziecięcego zachwytu z matczyną odpowiedzialnością. Z góry wiadomo, kto wygra.
Złośliwy wiatr rozwiewa brązowe pasma włosów, zasłaniając przez chwilę widok na familijną scenę. Natalia wolną ręką przytrzymuje pukle, udając, że wcale się nie gapi, tylko ocenia odległość od wody. Hałas właściwie jej nie przeszkadza. Znajduje się w miejscu daleko poza nim, poza smażonymi na chrupko ciałami, poza przyprawiającą o zawrót głowy pstrokacizną ręczników, parawanów i parasoli. Liczy się tylko rytmiczny ruch fal, oddech tego zielonookiego potwora, który pozornie udomowiony bojami i stanowiskami ratowników, przyczajony czeka, by wybuchnąć nagle i kogoś pochłonąć. Podobnie jak ona.
• • •
Marcinowi zapytanemu znienacka o dzieciństwo przed oczami stawał zawsze ten sam obraz: gorące lato i moment otwierania drzwi wejściowych do odrapanego bloku z wielkiej płyty, w którym mieszkał z rodzicami. Wachlarz emocji, których doświadczał za każdym razem, gdy przestępował próg, pozostał na zawsze jego słodko-gorzkim wspomnieniem. Kwintesencją wieku niewinności.
Pamiętał, że przejście z rozgrzanego podwórka do chłodnej klatki schodowej z początku stanowiło miłe zaskoczenie. Kontrast między rozświetloną słońcem zielenią na zewnątrz a tajemniczym półmrokiem wewnątrz, z tym charakterystycznym zapachem farby i rzadko mytego lastrika, wywoływał mrowienie na skórze, niepokój, ale również natychmiastową ulgę od żaru.
Potem trzeba było szybko przemknąć obok piwnicznych drzwi z napisem „Uwaga! Trutka na szczury!” – często uchylone, skrywały labirynt zakazanych podziemnych korytarzy, królestwa czerwonookich gryzoni. To był moment, gdy opowieści Czarka z drugiego piętra o potworze czyhającym w piwnicznej otchłani, tym przebiegłym porywaczu dzieci, zdawały mu się nagle dosyć prawdopodobne. Wbiegał więc jak najszybciej po schodach aż za szklane przepierzenie broniące wejścia do oazy spokoju: parteru. Tam Czarkowe strachy nie mogły mieć wstępu. Po wciśnięciu przycisku Marcin musiał jedynie cierpliwie poczekać na windę, która oznajmiała swe przybycie cichym dzwonkiem. W teorii już wszystko było proste i oswojone.
• • •
– Ej, zgubiłaś? – Nagle przed jej oczyma ląduje krem do opalania. Właściciel trzymającej tubkę ręki uśmiecha się przyjaźnie spod modnie ułożonej blond grzywki. Tatuaż na nadgarstku szczerzy wilcze zęby, skrywając brzydką bliznę.
– Nnnie… to nie mój… – mruczy w odpowiedzi, skubiąc długi rękaw bawełnianej bluzki. Jej słowom towarzyszy nieznaczne drgnięcie warg.
– Musiał go ktoś zostawić niedawno, bo wygląda na drogi. – Chłopak bez zaproszenia siada obok. – Taki długo nie poleży w piachu. Wiem, bo swój zostawiłem na ręczniku i po dziesięciu minutach szukaj wiatru w polu.
Natalia milczy uparcie, wbijając wzrok w szmaragdową falę w nadziei, że tym zniechęci intruza.
– Na wakacje czy do pracy? – zagaduje dalej blondyn, gestykulując zamaszyście. – Ja zaczynam jutro tam pod zielonymi parasolami. Przyjdziesz na jednego?
– Jestem nieletnia – szepcze, wyraźnie akcentując sylaby. Ktoś, kto znałby ją choć trochę, wiedziałby, że oto zapala się czerwony znak ostrzegawczy: „Irytacja, uciekaj!”. Ciśnienie pod przykrywką z długich rzęs nieubłaganie rośnie, niewidoczne obłoki pary skraplają się zmarszczeniem brwi i dreszczem obrzydzenia. Jednak niechciany towarzysz nie jest tego raczej świadomy.
– Jezu…! Serio? Dałbym ci co najmniej dziewiętnaście. – Śmieje się głośno i niespecjalnie zrażony wylewa z siebie potok słów: – W sumie to i tak musiałbym zobaczyć twój dowód, zanim podałbym ci alkohol. Wiesz, takie są przepisy. Chociaż w poprzedniej knajpie nie bardzo tego pilnowano. Serio, podejrzewam, że mało kto o tym myśli w wakacje, i to na plaży. Każdy przecież chce się wyluzować, a nie martwić o paragrafy. No wiesz, w taką pogodę człowiek chce się zabawić… Ej, sama tu jesteś?
Dziewczyna wstaje gwałtownie, brązowe włosy unoszą się i opadają w rytm wzburzonego oddechu, otulając plecy i ramiona niczym miękki szal. Chwilę przestępuje z nogi na nogę, a platynowe ziarnka piasku osypują się z długich nogawek lnianych spodni. Z żalem żegna wygodny punkt obserwacyjny; sandały w ręku kołyszą się wrogo.
– Jeśli nie chcesz tego kremu, to ja go przygarnę. Wpadnij pod parasole na soczek! – Chłopak osłania oczy przed słońcem, gapiąc się bez skrępowania na szczelnie okrytą sylwetkę Natalii, gdy ta niezgrabnie lawiruje między parawanami, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
• • •
Winda. Budziła w każdym z małych mieszkańców bloku strach i fascynację zarazem. Dzięki niej Marcin w półtorej minuty mógł znaleźć się na swoim dziesiątym piętrze, unikając mozolnego wspinania się po bez mała dwustu stopniach. Z drugiej strony, jej pamiętający lepsze czasy turkocząco-zgrzytający mechanizm i wątpliwa niezawodność skłaniały do powtórnego przemyślenia wyboru. Szczególnie gdy zanosiło się na samotną jazdę. Niezręczność wymuszonej rozmowy z dorosłym była niczym w porównaniu z zimnym dreszczem niepewności: winda zatnie się na półpiętrze czy nie? A może w ogóle nie ruszy?
Wiele koszmarów sennych Marcina odtwarzało w kółko tę samą scenę: już osiąga wybrane piętro, już ogarnia go ulga – ale nie! Winda w swym żółwim tempie niestrudzenie pnie się dalej! Ponad docelowy poziom, ponad ostatni możliwy przystanek…! Wyżej i wyżej, w otwarte przestworza niebieskie. Niezatrzymana, uwolniona z okowów dźwigu i wąskiego szybu puszka leci, nie zważając na cel i ładunek. Dziecięca wyobraźnia z niezdrową rozkoszą powtarzała ten sam scenariusz, karmiąc się grozą absurdalnej sytuacji.
Nieoczekiwany postój między piętrami był natomiast ryzykiem jak najbardziej realnym. Powtarzano Marcinowi wielokrotnie, że kapryśne urządzenie przypadkowo wybiera delikwenta, któremu zafunduje te jakże niepożądane atrakcje. Ale zapewnienia dorosłych nie przekonywały chłopca, który po trzecim takim epizodzie był właściwie pewny, że poczynania metalowej klatki są celowe, a on stał się jej ulubieńcem.
Jeśli pasażer był obdarzony krzepą i kończynami o odpowiedniej długości, mógł samodzielnie uwolnić się z pułapki, sięgając w czeluści szybu do dźwigni zwalniającej blokadę drzwi na najbliższym piętrze. Ale osoba drobna czy też małoletnia skazana była na żałosne krzyki i oczekiwanie na pomoc, które mogły trwać pięć minut, piętnaście lub czterdzieści. Wtedy ciasne więzienie z szyderczo mrugającymi przyciskami stawało się dla nieszczęśnika czyśćcem. Ileż to mocnych postanowień ćwiczenia kondycji na schodach słyszało to wnętrze, ileż złorzeczeń, histerycznych pochlipywań i trwożnych jęków! Wizje odpadającej podłogi, miażdżących ładunek bocznych ścian czy urywającej się stopniowo liny, która trzymała kabinę w powietrzu, nawiedzały Marcina za każdym razem, gdy beznadziejnie czekał na uwolnienie. Rozrywka wątpliwej jakości.
Dorosły Marcin wolał szukać ofiar gdzie indziej. Unikał wind z zasady.
• • •
Pójdę sama. Dalej pójdę sama. Właśnie, że tak. Powtarzała te zdania w myślach ciągle od nowa, mijając truchtem kolejne budynki. Ukochaną czerwoną bluzę z napisem „The Police” znaczyły plamy łez. Nogi w czeszkach nie pierwszej czystości, z charakterystycznymi śladami pasty do zębów na płóciennych czubkach, zgrabnie omijały resztki błota. Nerwowym gestem odgarnęła włosy opadające uparcie na oczy. Niesforne kosmyki wysunęły się z misternie zaplecionej fryzury, tworząc wokół głowy uroczą aureolę. Podskakującą przy każdym gniewnym tupnięciu, ale ciągle jednoznacznie uroczą.
1 2 »

Komentarze

02 IV 2017   03:05:48

Ciekawe i dobrze opowiedziane, ale...
No właśnie, to piekielne ale. W tym wypadku zakończenie pierwszego rozdziału Marcina opowieści o windzie zdradziło koniec opowiadania.

03 IV 2017   18:34:20

Dziękuję za komentarz. Skoro "dobrze opowiedziane", to nie wszystko stracone ;)

07 V 2017   19:53:52

Niespecjalnie uwiodła mnie ta opowieść.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.