Niewiele tu mebli. Nie ma miejsca dla kiczowatych bibelotów i przesłodzonych ozdób. Brak firanek, prosta kompozycja z butelek i łoże w japońskim stylu podkreślają artystyczną surowość wnętrza. W mieszkaniu panuje cudowny chłód, w którym tak dobrze się wypoczywa.
Izabela Sowa
Bohater w nowym stylu
Niewiele tu mebli. Nie ma miejsca dla kiczowatych bibelotów i przesłodzonych ozdób. Brak firanek, prosta kompozycja z butelek i łoże w japońskim stylu podkreślają artystyczną surowość wnętrza. W mieszkaniu panuje cudowny chłód, w którym tak dobrze się wypoczywa.
Izabela Sowa
‹Bohater w nowym stylu›
Lubię eleganckie magazyny dla kobiet. Nie ze względu na piękne zdjęcia, kolorowe reklamy czy jakość papieru. W eleganckich magazynach zachwyca mnie jedno: mistrzostwo w tworzeniu Ideału. Wystarczy bowiem, że pojawimy się na łamach „Kobiety Szykownej”, a nasz wizerunek ulega zdecydowanej poprawie. Nagle wszystko staje się naszym atutem. To, co do tej pory uważaliśmy za wstrętną wadę i przywarę (nocne żarłoczenie przy otwartej lodówce), zmienia się w jedną z naszych zalet („potrafi ucztować do białego rana”). Nawet nałogi, których nie sposób ukryć pod warstewką złota (wypalanie kartonu papierosów dziennie), zostają wykorzystane na podkreślenie już i tak licznych walorów naszej osobowości („Walczy ze snem za pomocą kawy i papierosów. Wie, że to go zniszczy, ale MUSI tworzyć, a za prawdziwy geniusz się płaci”).
Właściwie nie ma znaczenia, gdzie i z kim mieszkamy, co jemy i nosimy, czym się przemieszczamy. Naszym plusem jest to, że podążamy za modą albo wręcz przeciwnie, kompletnie ją lekceważymy. Wspaniale, jeśli ważymy trzydzieści kilo i cudownie, jeśli przekroczyliśmy tonę. Skoro już wybrano nas na bohatera reportażu w „Elegancji”, musimy być doskonali. A przynajmniej na takich wyglądać. Rzeczywistość bowiem wcale się nie liczy.
Tak sobie wyobrażam jak opisano by w „Wielkim Szyku” mojego sąsiada z naprzeciwka, niejakiego Bolka.
Bolek mieszka w starej kamienicy na Podgórzu. Ma jeden pokój z dużym piecem, w którym pali raz na tydzień albo rzadziej. Na środku salonu stoi tapczan bez nóżek, a na nim szary z brudu koc. Pod ścianą w kolorze koca stół i dwa krzesła „dla gości”. Zamiast szafy – pudła z kartonu. W kącie kilka pustych butelek. Łazienki Bolek nie ma i nie potrzebuje. Kuchni też nie. Odżywia się chlebem i winem marki „Trąbka” (nazwa od sposobu picia). Światło wyłączyli mu dwa lata temu, więc pije przy świeczce zatkniętej w jedną z butelek.
Czy Bolek jest przystojny? Trudno powiedzieć. Drobny, blady, z sinoczerwonym nosem. Na przetłuszczonych włosach przykurzony beret w kolorze koca. Na chudej grdyce apaszka – ta sama od dwudziestu lat. Bolek nie dba o ubiór, właściwie nie dba o nic. Wstaje koło południa (częściej po), wkłada wygnieciony płaszcz, poprawia beret i powolnym zygzakiem wychodzi po wino. W monopolowym spotyka starych znajomych. Robią zrzutkę na wino. Uroczysta chwila otwarcia, a potem picie w milczeniu. Dopiero po kilku łykach zaczynają plotkować o cenie jachtów. Gdzie piją? Zależnie od pogody rozgrzewają resztki wątroby w chacie Bolka lub chłodzą zardzewiałe gardła w pobliskim skwerku. Tak wyglądałoby w zarysie nieskomplikowane życie Bolka. A oto przypuszczalna wersja magazynu „Wielki Szyk":
„Pan Bolesław ceni sobie w życiu skromność. Mieszkanie w stylowej kamieniczce utrzymane jest w jednolitej kolorystyce eleganckich perłowych szarości. Niewiele tu mebli. Nie ma miejsca dla kiczowatych bibelotów i przesłodzonych ozdób. Brak firanek, prosta kompozycja z butelek i łoże w japońskim stylu podkreślają artystyczną surowość wnętrza. W mieszkaniu panuje cudowny chłód, w którym tak dobrze się wypoczywa.
Bolesław jest wierny sobie. Nie rzuca się na każdą nowinkę w modzie. Przez lata wypracował własny styl, a gustowna apaszka oraz beret a`la francuski malarz dopełniają całości. Dobry gust Bolesława wyraża się również w wyborze prostych, sprawdzonych potraw. Jada zresztą niewiele, dzięki czemu zachował smukłą sylwetkę. Bolesław nie jest bywalcem snobistycznych restauracji. Zdecydowanie woli ucztować w gronie starych, niezawodnych przyjaciół. Razem z nimi urządza pikniki w cudowne letnie popołudnia. Zimowe wieczory to okazja do spotkań przy świecach w jego gustownym mieszkaniu. Zbyt częste przyjęcia to chyba jedyna wada Bolesława. Ale czy można go potępiać za to, że uwielbia się bawić i celebrować każdy dzień? Czyż można potępiać konesera życia?”
Po przeczytaniu podobnego opisu, wielu snobów zapragnęłoby pewnie poznać Bolka, smakosza życia. On sam mógłby stać się prawdziwym bohaterem swojej dzielnicy, jeśli nie miasta.
Istnieje tylko jeden mały problem. Czy Bolkowi w ogóle na tym zależy…