Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mirosław Doleżych
‹Cienie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMirosław Doleżych
TytułCienie
OpisDr inż. Mirosław Doleżych urodzony w 1943 roku. Studia na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej, doktorat na Wydziale Mechaniki Precyzyjnej. Wieloletni pracownik Wydziału Mechaniki Precyzyjnej później Mechatroniki Politechniki Warszawskiej. Obecnie na emeryturze.
Gatunekhistoryczna, obyczajowa

Cienie

« 1 2 3 4 5 »
Rano, kiedy się rozwidniło, zdrzemnął się na godzinkę, podczas gdy woły pasły się spokojnie na polance. Kiedy się obudził, słońce świeciło już wysoko nad Otrytem, grzbiet jarzył się jaskrawą czerwienią, podczas gdy zbocza straszyły głęboką czernią. W trzy godziny wdrapali się na przełęcz, tam woły oczywiście rzuciły się na soczystą trawę. Semen pozwolił im napaść się do syta. Potem zaczęli schodzić w dół i pod wieczór byli w Lutowiskach. Zanocowali w miękkiej trawie na skraju wsi.
Rano Semen popędził woły na plac targowy. Do południa kręciło się koło jego zwierząt wielu handlarzy, pytali ile chce za nie. Odpowiadał, że siedemdziesiąt guldenów, ale zdawał sobie sprawę z tego, że więcej jak pięćdziesiąt nie dostanie. Kręcili nosami i odchodzili. Po południu zauważył, że po raz trzeci zbliża się do niego handlarz z Sanoka, którego Semen znał z poprzednich pobytów na jarmarku w Lutowiskach.
– A skąd te woły? – spytał.
– Z Tworylnego.
– Bojko?
– Nie, Hyrniak, Bojkowie tam. – Semen machnął ręką na wschód.
– Ile chcesz?
– Siedemdziesiąt guldenów.
– Człowieku, zgłupiałeś, dam ci czterdzieści, jakieś wychudzone.
Stanęło na pięćdziesięciu pięciu. Obaj byli zadowoleni. Było już dobrze pod wieczór, kiedy Semen wszedł do karczmy, żeby się trochę pokrzepić. W środku siedzieli dwaj wojacy w austriackich mundurach, chyba Czesi, mówili jakby po czesku.
– Szwejku – powiedział jeden do drugiego – piwo, to je piwo.
Semen uśmiechnął się, słysząc taką mądrość. Zauważyli go, przepili do niego, postawili mu kufel piwa, potem on postawił im, potem oni… Wyszedł stamtąd podchmielony i uboższy o dwa guldeny. Poszedł w to samo miejsce, gdzie nocował poprzednio, i usnął w krzakach, przykrywszy się kocem.
• • •
Mykoła siedział z synem Semenem na przyzbie chyży. Tak siadał zawsze wieczorami z nim i jego bratem, Semenem, jego ojciec, Mykoła. Dawniej robił tak jego dziadek, Semen ze swoim synem. A jeszcze wcześniej jego pradziadek i prapradziadek. Ojciec i syn lub synowie. Zawsze jakiś Semen, jakiś Mykoła siadali przed zmierzchem na przyzbie chyży i rozmawiali. W izbie hałasowały wnuki Mykoły, co jakiś czas karcone przez Iwankę, żonę Semena. Broniła ich babcia Oksana. Krzyki kobiet to przybierały na sile, to przycichały.
– Idź, zrób porządek z tymi babami, bo się pozabijają – powiedział Mykoła.
– I dobrze, będziemy mieli spokój – roześmiał się Semen. – A zresztą, słyszysz? Już się pogodziły.
– No tak, zawsze się jakoś dogadują.
Zamilkli. Każdy myślał o tym samym. W nocy przyszli chłopcy z UPA, domagali się żywności, a przecież w domu już nie było co jeść. Jedyną ich żywicielką była teraz koza, którą jak dotąd udawało im się ukrywać przed żołnierzami. Przynajmniej mieli trochę mleka dla dzieci. Koń, krowa, kury, to były już dawne dzieje. Zostało jeszcze trochę ziemniaków schowanych w zamaskowanej ziemiance pod krzakami, trochę zboża i mąki w blaszanych puszkach, ale już na wykończeniu. Głód zbliżał się nieuchronnie.
Ale wisiało także nad nimi widmo wysiedlenia. I to był drugi powód ich niewesołych myśli.
• • •
– Aniu, opowiedz mi jeszcze raz, jak to było z twoimi dziadkami? – poprosił Marek.
– Właściwie chyba z babciami, a raczej z jedną babcią. Tak naprawdę to niewiele wiem. Dziadka nie znałam, umarł, zanim się urodziłam. Babcia urodziła się na Bojkowszczyźnie, gdzie podobno mieszkali w jakiejś miejscowości chyba na T., ale czy to jest prawda, nie wiadomo, babcia sama nie jest pewna. Miała dwa lata, jak ich wypędzono z rodzinnej wsi i wywieziono w olsztyńskie, do wsi Choszczewo, nad jeziorem Jełmuń. Moja babcia ma na imię Oksana, jej babcia też była Oksana, taka tradycja. I dlatego ja mam na drugie Oksana.
Babcia z domu nazywała się Małyszko. Dziadka, który mieszkał chyba w Olsztynie, poznała, tak mi się zdaje, gdy był na jakimś obozie nad jeziorem Jełmuń i tam na siebie wpadli. Babcia mówiła, że jej dziadkowie, czyli moi prapradziadkowie, bardzo tęsknili za stronami ojczystymi i chyba z tej tęsknoty szybko poumierali. Niechętnie opowiadali o swojej młodości, babcia się tym zresztą nie interesowała, a kiedy chciała się zainteresować, już ich nie było. Babcia po wyjściu za mąż przeniosła się do Olsztyna, a może Warszawy, zajęła się nowymi sprawami, weszła w nową rodzinę, urodziły się dzieci, rodzice umarli i łączność z przeszłością się zerwała. I tyle. Ta miejscowość na T. to może być Tworylne, ale któż to wie? Jak byłam mała, to babcia często mi śpiewała rzewną piosenkę ze stron ojczystych pradziadków, pamiętam jeszcze trochę melodię, zaczynała się „Czom ty ne pryszoł…” – zanuciła – ale co dalej… nie przypomnę sobie. Jak wrócimy do domu, poszukam w Internecie, może ktoś ją jeszcze śpiewa.
– A słyszałaś, że jak kręcili „Ogniem i mieczem”, to jak mieli zrobić pożar Chreptyjowa czy Raszkowa, nie pamiętam, to spalili chałupy w Chmielu i zastanawiali się, czyby nie podpalić, dla lepszego efektu, drewnianej cerkwi w Chmielu?
– Ta scena chyba jest w „Panu Wołodyjowskim”.
– No tak, masz rację, „Pan Wołodyjowski”. Cerkiew jest z początku dwudziestego wieku. Na szczęście ktoś im to wyperswadował. Ale nie wiem, czy to prawda, czy plotka. Może i plotka, ale tak naprawdę to po wysiedleniu podpalane były całe wsie, a cerkwie, jeżeli ocalały z pierwszego pogromu, to i tak potem były rabowane i palone, bo nikt się tym nie opiekował. Zresztą za komuny kościoły czy cerkwie to były ośrodki wrogiej ideologii, to i lepiej jak który spłonął, co tam, że zabytek. Cerkiew w Chmielu przetrwała, bardzo ładna, drewniana. Teraz tam jest kościół katolicki.
• • •
Nazajutrz była niedziela. Semen włożył buty, które miał przewieszone przez ramię, i poszedł do cerkwi. I już wychodził, po zakończeniu nabożeństwa, kiedy jego wzrok padł na postać stojącą z lewej strony. Tak pięknej dziewczyny jeszcze nigdy nie widział. Zauważył, że i ona zerka na niego, ale kiedy spotkali się wzrokiem, natychmiast spuściła oczy i gwałtownie zaczęła się żegnać znakiem krzyża świętego.
Poczekał na zewnątrz. Wyszła ze starszymi, pewnie rodzicami. Ci przystanęli i zaczęli rozmawiać ze znajomymi. Dziewczyna oddaliła się na kilka kroków. Semen zebrał się na odwagę i podszedł do niej.
– Jestem Semen – przedstawił się.
– A skąd ty jesteś, Semen?
– Z Tworylnego. Jak masz na imię? Czy moglibyśmy się spotkać?
– No, nie wiem… Jestem z rodzicami… Oksana. – Popatrzyła mu prosto w oczy, aż przeszedł go dreszcz.
– Dobrze, przyjdę tu za godzinę – dodała.
I dołączyła do rodziców. Semen nie mógł oderwać od niej oczu. Miała pięknie haftowaną białą farbankę i ciemny, także haftowany łajbik. Włosy kryła pod białą chustką. A oczy? Jakiego koloru ma oczy? Nie zauważył. Patrzył, jak z rodzicami oddala się od cerkwi. Bał się odejść, żeby nie przegapić jej powrotu, więc po prostu usiadł na trawie i czekał.
Kiedy już całkiem stracił nadzieję, że wróci, zobaczył ją z daleka. Szła, uśmiechając się do niego. Była jeszcze piękniejsza niż zapamiętał. Wyciągnęła rękę do niego, on podał jej swoją i stali oboje speszeni, milcząc. Wreszcie odezwał się pierwszy:
– Mieszkasz w Lutowiskach?
– Nie, przyjechaliśmy na jarmark, zanocowaliśmy u wuja. Dzisiaj wracamy do Chmiela.
Szli, trzymając się za ręce, w stronę placu jarmarcznego. Już po kilku minutach jasne było dla obojga, że się kochają, że się będą kochać, że już się nie rozstaną. Oksana czuła, jak przepływa przez nią prąd płynący od Semena. Chłopak, dotykając jej ręki, był szczęśliwy i pragnął, żeby ich spotkanie nigdy się nie skończyło, żeby już tak zawsze szli, trzymając się za ręce.
• • •
– Tatko, co to będzie z nami, na południe od nas wszystkich wywieźli. Zatwarnica, Nasiczne, Caryńskie, Berehy, tam nie ma już ani jednego człowieka. Wszystkich wywieźli na wschód, gdzieś do Sowietów, ludzie mówią, że na Sybir. Z Tworylnego też już wielu wyjechało.
– Wiem synku, ale będzie, co Bóg da, nie możemy nic poradzić.
– Mógłbym pójść do UPA, walczyć.
– Ani się waż! Żeby cię zabili? Tyle czasu udało ci się chronić przed wojskiem, na szczęście masz tę chromą nogę. Już lepiej dać się wywieźć i przeżyć. Wiesz, że walczyłem w poprzedniej wojnie, i mówię ci, to była zgroza. Dostałem pod prawy obojczyk, o tu, widzisz. Zresztą opowiadałem ci o tym. Byłem szczęśliwy, kiedy okazało się, że jednak przeżyję. I po miesiącu w lazarecie mogłem wrócić do domu.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.