Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mirosław Doleżych
‹Cienie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMirosław Doleżych
TytułCienie
OpisDr inż. Mirosław Doleżych urodzony w 1943 roku. Studia na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej, doktorat na Wydziale Mechaniki Precyzyjnej. Wieloletni pracownik Wydziału Mechaniki Precyzyjnej później Mechatroniki Politechniki Warszawskiej. Obecnie na emeryturze.
Gatunekhistoryczna, obyczajowa

Cienie

« 1 2 3 4 5 »
Tecze riczeńka, newelyczeńka,
Schoczu, pereskoczu.
Wydajte mene moja mateńko
Za koho ja schoczu.
I patrzyła w jego oczy, a on objął ją i przytulił, i tak szli do domu.
– Wyjdziesz za mnie? – szepnął jej w ucho.
Rozpromieniła się, przycisnęła się do niego jeszcze mocniej, nic nie powiedziała, tylko patrząc mu w oczy zamrugała, że tak, tak, tak.
Weszli do izby, Semen upadł do nóg Hrycaniuka.
– Dacie mi córkę za żonę? – zapytał.
– To już będzie po jej woli – odpowiedział ojciec Oksany. – Ale przecież wy się wcale nie znacie.
– Ale się kochamy. A wy, mateńko?
– W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, amen. Będzie wola nieba. Abyś tylko dbał o naszą córeńkę.
– Dziękuję, dziękuję, niech Bóg wam błogosławi! – Uściskał oboje rodziców, a potem znowu rzucili się sobie z Oksaną w objęcia.

Zima zapadła z połową listopada. Śnieg zasypał drogi tak, że Semen z Tworylnego do Chmiela zamiast dwóch godzin, szedł prawie cztery. Ale nie powstrzymało go to przed regularnym odwiedzaniem Oksany. Planowali przyszłość; trochę dziewczynie było smutno na myśl, że będzie musiała zostawić dom, rodziców i przeprowadzić się do Tworylnego, ale cóż, tak trzeba. Na początku grudnia Semen zaprzągł konika do sanek i pojechał do Chmiela. Uzgodnione było, że zabierze Oksanę do Tworylnego, żeby ją zaznajomić z rodziną, żeby jej pokazać gospodarstwo, którego będzie panią. Całą drogę myślała o tym, jak ją przyjmą, chociaż Semen uspokajał, że wszyscy jej są przychylni, że będzie dobrze. Zajechali przed chyżę, wysiedli, Oksana na miękkich nogach weszła do izby, przypadła do stóp jego matki.
– Przyjmiecie mnie, mateńko? – zapytała.
– Wstawaj, wstawaj, dziecko drogie. Pewnie, że przyjmiemy.
I było dobrze, tak jak mówił Semen. Wszyscy polubili Oksanę, a już szczególnie przypadły sobie do serca z Mariją, siostrą Semena. Wieczorem Oksana rozpakowała zawiniątko, które przywiozła z domu.
– Oj – pisnęła Marija na widok mnóstwa strun. – A co to takiego?
– To cytra.
– Umiesz na tym grać?
– Trochę – odpowiedziała zarumieniona Oksana.
Zagrała kilka taktów piosenki, a potem zaśpiewała wysokim głosem, wtórując sobie delikatnym brzmieniem cytry. Zaraz dołączyła do niej Marija, potem reszta rodziny. I popłynęły pieśni o miłości, o rozstaniach i tęsknocie, o życiu i śmierci, o dawno minionych wojnach i znowu o miłości. Bojkowskie, ukraińskie, łemkowskie. Otulona śniegiem chyża Małyszków zdawała się unosić w powietrze na dźwiękach muzyki. A potem, kiedy skończyli, osiadła z powrotem na ziemi. Marija rzuciła się na szyję Oksany.
– Cudownie, to było niezwykłe, pięknie śpiewasz! I grasz! Dziękuję, dziękuję.
– Wszyscy pięknie zaśpiewaliśmy. Też wam dziękuję. Jestem taka szczęśliwa.
Nazajutrz Semen odwiózł Oksanę do Chmiela, ale zanim zajechali do domu, udali się do cerkwi, do parocha, dali na zapowiedzi, uzgadniając ślub na pierwszą niedzielę po Wielkanocy.
Rodzice Oksany trochę się przerazili, że to tak szybko, że już za trzy miesiące, że nie zdążą nic przygotować, ale to był tylko pierwszy szok. Już za chwilę zaczęli omawiać, co i jak trzeba zrobić, kogo zaprosić na wesele.
• • •
Boże Narodzenie. Czas się zatrzymuje. W cerkwiach i na wsiach wielkie święto.
Semen i Oksana świętują u Hrycaniuków w Chmielu. Izba odświętnie przystrojona, na pokuciu, pod ikonami, dyduch. Przed wieczerzą wigilijną obchodzą trzykrotnie stół z kutią i świecą. Modlą się, aby nieżyjący członkowie rodziny zasiedli z nimi do wieczerzy. Na stole dwanaście potraw. Jest barszcz i kutia, grzyby smażone w oleju lnianym, ryba, pierogi z kapustą i z fasolą, makowe ciasta, kompoty… Po wieczerzy wszyscy idą do cerkwi na Wełyke Powieczerija. Dopiero nad ranem są z powrotem w domu.
Nazajutrz kolędnicy chodzą od chyży do chyży, śpiewają i są częstowani czym chata bogata, młodsi słodyczami, starsi także gorzałką. Śpiew się co i rusz rozlega:
Sydyt Mykoła u konci stoła
Raj rozwywsa, raj rozwywsa,
Chrystos narodywsa
J u comu domi.
Albo:
Pane hospodarju, na twojemu dwori
Raj rozwywsa, raj rozwywsa,
Hospod zweselywsa,
Szczo j na swit Syn Bożyj rodywsa.
Albo, z rzadka, u katolików:
Wśród nocnej ciszy
Głos się rozchodzi,
Wstańcie pasterze,
Bóg się wam rodzi.
U Hrycaniuka zabito wieprzka, jest bogaty poczęstunek, a i gorzałki gospodarz nie żałuje. Semen pije oszczędnie, jeszcze tego samego dnia ma wracać do Tworylnego. Oksana wychodzi z nim na dwór. Odprowadza Semena kilkakrotnie pod las, potem Semen ją z powrotem do domu. Nie mogą się rozstać.
– Z Bogiem, mój bohaterze. Semen, Semen, co ty mnie zadał?
– Co ty mnie zadała, gołąbeczko najsłodsza?
Wreszcie oderwali się od siebie. Patrzyła, jak ogląda się za siebie kilkakrotnie, przed lasem pomachał do niej i znikł wśród okrytych śniegiem drzew, a ona jeszcze długo stała przed chyżą, aż z ciężkim westchnieniem weszła do izby.
• • •
Wciąż siedzieli na skraju Tworylnego, kiedy z lasu wyszło stadko saren. Spokojnie wędrowały przez łąki, wyskubując co smaczniejsze trawki. Podeszły do nich na odległość pięćdziesięciu kroków, nie okazując strachu – a może ich nie zauważyły?
– Popatrz – szepnęła Anna – jaki sielski obrazek. A kiedyś działy się tu przerażające rzeczy. Ale przecież nie tylko – dodała po chwili. – Ludzie tu pracowali, kochali się, po prostu żyli.
– Wiesz, Aniu – powiedział Marek – tak sobie myślę… Ta cała akcja „Wisła”, na co to było potrzebne? UPA już była prawie pokonana, ściągnięto tu całe masy wojska, milicji, WOPu i KBW… Po co było jeszcze wypędzać całą ludność?
– Może Polacy, po tym, co przeżyli, też chcieli poczuć się panami czyjegoś losu? Wszystko jedno, czyjego…
– A już zupełnie nie rozumiem wywożenia Łemków – ciągnął Marek, jakby nie usłyszał. – Oni podobno w ogóle nie uważali się za Ukraińców i nie popierali UPA.
– Tak, tak, jasne, ale jesteś przygotowany… Co jeszcze w Internecie wyczytałeś? Prawdziwe życie jest trochę bardziej skomplikowane.
– Nic już nie powiem – obraził się Marek.
– Myślę o tej piosence, co ją śpiewała babcia, cały czas brzmi w mojej głowie – powiedziała po dłuższym milczeniu pogrążona w swoich myślach Anna. – Wiesz, u nas w domu jest stara cytra… Jak wrócimy, poszukam dobrego lutnika i oddam ją do renowacji.
• • •
Już maj. Kolejny piękny wieczór w Tworylnem. I, jak co dzień, kiedy pogoda pozwala, ojciec i syn siedzą na przyzbie. Mykoła pali fajkę, Semen próbuje wyciąć z kawałka kory łódkę dla dzieciaków. Trochę milczą, trochę rozmawiają, temat rozmów niezmienny: co z nimi będzie.
– Ciotka Marija z mężem i resztą rodziny też wyjechali do Sowietów – mówi Semen. – Może będzie im tam dobrze, u komunistów?
– Nie wierz w to. Mówią, że naszych wywieźli na Wschodnią Ukrainę, gdzie pracują w kopalniach. Lepiej zostaniemy tu, u siebie. Bez naszych gór i lasów jak moglibyśmy żyć?
W chacie rozlegają się dźwięki cytry, to Oksana stroi instrument. I po chwili śpiewa swoim wysokim, jasnym głosem:
Oj, krajuu myyłyyj, booj kraju myłyj
Iwanka dołącza nisko, mocno, kwartę niżej:
De jaa naaroodyyyła sia
Rozchodzi się w powietrzu dwugłos wspierany delikatnym brzmieniem cytry.
• • •
Koniec stycznia. Śnieg zasypał chyże do połowy okien. Oksana siedziała na ławie przy piecu i haftowała. Rodzice pochrapywali na zapiecku. Nagle drzwi otworzyły się i do środka wtoczył się Semen. Był cały we krwi. Zachwiał się i upadł na podłogę. Oksana skoczyła ku niemu.
– Pobili mnie – wyszeptał.
– Mamo, tato, ratujcie! – krzyknęła Oksana.
Krwawił z ran na głowie, ale najwięcej z dziury na piersi w okolicy serca. We dwie z mamą rozebrały Semena.
– O Boże – załamała ręce Oksana na widok rany.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.