Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Łukasz Śmigiel
‹Człowiek, który szedł na solo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorŁukasz Śmigiel
TytułCzłowiek, który szedł na solo
OpisŁukasz Śmigiel (ur. 1982) – Autor powieści (m.in. „Decathexis”, „Muzykologia”) i zbiorów opowiadań („Mordercy”, „Demony”). Publikował m.in. w Nowej Fantastyce, Magii i Mieczu, Science Fiction Fantasy & Horror, Magazynie Fantastycznym, Sferze, Ubiku, Alfred Hitchcock poleca, a także w tytułach niefantastycznych: Przekrój, Gazeta Wrocławska, Polska Times, Tygiel Kultury. Dziennikarz radiowy (m.in. Radio Wrocław, Radio Wrocław Kultura, Traffic FM, Radio Copernicus), który specjalizuje się w wywiadach z pisarzami. Na co dzień pracownik Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr (Zakład Form Literackich i Dziennikarskich prof. Stanisława Beresia). Nominowany do Nagrody Warto Gazety Wyborczej oraz laureat konkursu na opowiadanie kryminalne Gazety Wrocławskiej. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec.
GatunekSF

Człowiek, który szedł na solo

« 1 3 4 5

Łukasz Śmigiel

Człowiek, który szedł na solo

Nagle dziwna materia chwyciła za balon mojego hełmu i pociągnęła mnie do przodu. Z wrażenia przestałem grać, a siła nadal ciągnęła mnie coraz szybciej, przez czas i przestrzeń. Niespodziewanie coś się przede mną otworzyło. Zwolniliśmy. Nie zauważyłbym tej zmiany, bo wszystko z grubsza nadal było czarne, ale dokoła ukazały mi się jakieś latające kształty. Rozpoznałem je natychmiast. To byli poprzedni soliści. Latali tam i z powrotem, niczym astronauci zawieszeni w nieważkości, popychani mackami nieznanej siły. Gdybym miał czym, zapewne zsikałbym się ze strachu. Widziałem, jak czarna masa przylega do ich hełmów, jakby wchodząc do środka przez gniazda instrumentów. Wszyscy ci ludzie nie żyli. Tego byłem pewien. Wyglądali jak zamęczone na śmierć zwierzątka, których niemądre dziecko nie chce wyrzucić, tylko trzyma w sekrecie – coraz brzydsze i gnijące. Zaraz potem pomyślałem, że już po mnie. Później nakrzyczałem w myślach sam na siebie, i kiedy minął mnie jeden z trupów, a ja zobaczyłem jego rozdęte ciało i wychodzące z orbit, szklane oczy, podniosłem trąbkę i zacząłem grać. Nie miałem już głowy do żadnych standardów ani do jakiejkolwiek zaplanowanej wcześniej melodii. Po prostu grałem. Playlista ustalona przez naukowców i wojskowych z Miasta przestała mieć znaczenie. Zacząłem rozważać, jak w tej niezwykłej przestrzeni rozchodzi się dźwięk, w jaki sposób Chimera może cokolwiek słyszeć? Odpowiedzi nie było, ale materia na powrót ciasno mnie otoczyła. Czułem się tak, jakbym nurkował w basenie wypełnionym smołą. Siła tego nacisku jakoś dziwnie pasowała do emocji mojego solo. Wiedziałem, że bestia może zmiażdżyć mnie w każdej chwili. Złamać jak zapałkę. Ale tego nie zrobiła. Zamiast tego jakby przeszła przeze mnie w tę i z powrotem. Straciłem rachubę czasu i drżąc, powoli zaczynałem tracić siły. Chemia w moich żyłach przestawała dawać mi wystarczającego speeda. Ciało nie reagowało już na adrenalinę. Byłem pewien, że to koniec. Na moment stałem się częścią czerni. I nagle Chimera mnie wypluła.
• • •
Żeby wszystko było jasne, ocalenie wcale nie wyglądało tak różowo. Spadłem z bardzo wysoka. Zupełnie jakbym znajdował się poza Keplerem-10 i nagle pojawił się na horyzoncie. Rąbnąłem w spopieloną zaspę, a skafander jakimś cudem wytrzymał upadek. Zaraz po tym, jak wróciły mi zmysły, zrozumiałem, że potwór niefrasobliwie wyrzucił mnie na kompletnym pustkowiu. Daleko od wieży, daleko od Miasta. Wiatr zepchnął moje bezwładne ciało w dół. Potoczyłem się po zboczu, aż słabsza niż na Ziemi grawitacja pozwoliła mi się wreszcie zatrzymać. Trąbkę ściskałem tak kurczowo, jakby raz jeszcze miała mi ocalić życie. Elektronika w skafandrze szalała, ale większym problemem był szybko kończący się tlen. Gdy spróbowałem wstać, czujniki doniosły nieśmiało o złamanej lewej nodze. Bólu nie czułem wcale, bo zapewne nadal działała resztka chemicznego koktajlu wojskowych.
Po Chimerze nie została nawet smuga na pomarańczowym niebie, a ja nie wiedziałem, gdzie jestem, nie miałem kontaktu z bazą i nie za bardzo mogłem iść. Śmierć przez uduszenie? Poważnie? Po tym, jak przeżyłem spotkanie z Synchronistami, a później z potworem? Szalenie fatalny koniec w stylu Milesa, ale nie miałem ochoty na takie zakończenie mojej biografii. Jak zwykle nastawiłem się na działanie. Ostatecznie zawsze mogłem popełnić samobójstwo, i to z wymyślnym wykorzystaniem trąbki.
Skafander wyliczył czas działania mechanizmów podtrzymujących życie na niecałe siedem minut. Fajnie – pomyślałem. – To mniej więcej tyle, ile trwa moja ulubiona wariacja na temat I’ve Got You Under My Skin Winta Portera. Poważnie rozważyłem opcję zagrania właśnie tego na bis, ale trochę szkoda było mi resztek tlenu.
– Baza! – wydarłem się. – Baza! Halo! Czy ktoś mnie, kurwa, słyszy?! Wróciłem! Słyszycie? Smiley wrócił! I teraz zrobię wam dokładnie to, co obiecałem przed tym całym pieprzonym koncertem!
Najpierw odpowiedziała mi cisza, ale kiedy westchnąłem ciężko, nagle delikatnie zatrzeszczało w głośnikach skafandra. Po chwili zakłócenia zamieniły się w głos. To nie byli goście z Miasta. To był Wimpie, honorowy żołnierzyk i, jak sądziłem, totalny muzyczny ignorant. Mimo to naprawdę się ucieszyłem, kiedy w dali, na horyzoncie zamajaczył mi jego wojskowy pancerz.
• • •
– Uwaga – powiedział dziwnie odległy głos.
Wszystko zamigotało.
– Skup się – głos powrócił. – Jeżeli wysłuchałeś opowiedzianej przed chwilą historii, mam dla ciebie dwie wiadomości. Jedną nie najlepszą i drugą, odrobinę poprawiającą humor. Nie najlepsza jest taka, że w tym sezonie to ty będziesz ratował Miasto. Zostałeś nowym solistą, a zatem od tego, co teraz zrobisz, zależy twoje życie. Humor może ci poprawić fakt… że jesteś mną. Ja od dawna już nie żyję, a ty zostałeś skonstruowany i zaprojektowany przez korporację jako mój klon. System uznał bowiem, że prawdopodobieństwo sukcesu w sytuacji zetknięcia z Chimerą jest większe, jeżeli nie będziemy szukali nowych rozwiązań i dopracujemy to, co już raz się sprawdziło.
Musisz wiedzieć jeszcze coś o Chimerze, coś więcej niż to, co wynikałoby z historii mojego spotkania z potworem. Z czasem dowiedzieliśmy się, że jest ich więcej niż jedna. To prawda, że one nas nie widzą, a ludzie są im obojętni. Niszczą nas jak człowiek, który przypadkiem rozdeptuje mrowisko, idąc przez trawnik po piłkę. Chimery to stworzenia nieustannie na nowo określające swoje terytorium i losowo wracające na wybrane przez siebie szlaki. Nie da się jej powstrzymać, ale można odwrócić jej uwagę. To właśnie nasze zadanie – moje i twoje, i innych nas, od momentu, kiedy udało mi się dokonać tego po raz pierwszy, a później jeszcze dziesiątki razy, zanim umarłem. Ty także podołasz. Pamiętaj jednak, że w całym koncercie nie chodzi o samą muzykę. Muzyka zamienia się w energię wyczuwaną przez Chimerę, to prawda, ale w pewien przedziwny sposób liczy się jeszcze indywidualny charakter solisty. I tego ostatniego nie można się nauczyć jak partytury. Pamiętaj, nikt zostaje anomalią zaraz po urodzeniu. Anomalią trzeba się dopiero stać, jak Monk czy Gillespie…
Jesteś mną, więc masz wszelkie predyspozycje do tego, aby być taki jak ja i podejmować analogiczne do moich decyzje – nigdy się nie poddawać, improwizować, nie cofać się nawet o krok, walczyć do ostatniej chwili, nie dać się stłamsić ani pokonać. Stworzył cię system, który przewidział konieczność istnienia anomalii. Ty masz być wyjątkiem od reguły. Poznałeś już konstrukt zapisu mojego spotkania z potworem. Poczułeś to, co ja czułem. Na koniec dam ci jeszcze jedną radę, nie jako muzyk, ale jako zwykły człowiek. Czasu mamy już niewiele, a wiesz, co Miasto będzie chciało z tobą zrobić, dlatego dobrze ci radzę, bracie. Uciekaj, spróbuj zwiać z tej przeklętej planety, ale już! UCIEKAJ!
koniec
« 1 3 4 5
9 marca 2019

Komentarze

20 VII 2019   21:00:15

Fajne, podobało mi się :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.