Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Pindel
‹Zerwany kwiat›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Pindel
TytułZerwany kwiat
OpisAutor pisze o sobie:
Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”.
Gatunekobyczajowa

Zerwany kwiat

« 1 2 3 4 5 »

Marcin Pindel

Zerwany kwiat

– No dobrze, a reszta zdjęć? Przecież widać, że to również ona, choć coraz starsza. Nie poznaliście jej po nich?
Uśmiech bacy zgasł niespodziewanie. Twarz zmarszczyła mu się w grymasie smutku i boleści. Gdy się odezwał, w jego głosie nie pobrzmiewała już ta pełna werwy nuta, którą słyszałem od początku naszej rozmowy.
– Nie poznałem jej, bo to nijak nie mogła być ona.
– Nie mogła? Dlaczego?
Baca westchnął ciężko. Jak człowiek, który powraca do jakiegoś wyjątkowo ciężkiego i nieprzyjemnego wspomnienia.
– A dyć temu – rzekł – że Niemcy rozstrzelali ją w czterdziestym drugim dokładnie tu, gdzie stoimy. Dla ślebody górali to był najgorszy czas, czas masowych aresztowań, przesłuchań i mordów. To wtedy Konfederacja Tatrzańska została rozbita. Wywlekli Marysię z chałupy i wystyrmali się z nią tutaj, pod kapliczkę, a potem… Nikt nie wiedział, że była członkiem, no, ale tak mi się zdaje, że na tym chyba polega konspiracja. Dotąd pamiętam ten śnieg, tak strasznie czerwony…
Zaległa cisza i wiedziałem, że nie mam prawa jej przerwać. Powietrze wokół nas się zatrzymało, jak gdyby oddając hołd ofierze sprzed niemal osiemdziesięciu lat. Starszy mężczyzna kiwał lekko głową, zapewne przypominając sobie szczegóły tamtych wydarzeń. Takie rzeczy na zawsze zostawały w człowieku i czy się tego chciało, czy nie, przychodziły chwile, gdy obrazy w pamięci nabierały szczególnej wyrazistości.
– Tak więc, to nie ona – rzekł w końcu baca, odnosząc się do pozostałych zdjęć. Jego słowa zabrzmiały już mocniej, dając dowód, że chwila bolesnej zadumy powoli mija. – Ale nie powiem, gdyby ino przeżyła wojnę, pewno tak właśnie by wyglądała. I co, pomogłem choć krapkę?
Skinąłem głową.
– Zdecydowanie. Pięknie dziękuję, to dla mnie bardzo ważna informacja. Miałem szczęście, że was spotkałem, baco.
– Szczęście to się ma w kartach. – Starszy mężczyzna uśmiechnął się, po czym uniósł ciupagę i wskazał nią niebo. – A nad nami po prostu Pan Bóg czuwa.
Pozostawało mi tylko się z tym zgodzić. Pożegnaliśmy się, po czym ruszyłem w dół wzniesienia tą samą drogą, którą się na nie wspiąłem.
• • •
W drodze powrotnej mój dobry nastrój musiał ustąpić miejsca kolejnym wątpliwościom. Owszem, prawdopodobnie udało mi się ustalić tożsamość rudej dziewczyny, lecz po raz kolejny wraz z odpowiedzią nadeszły dodatkowe pytania.
Skoro zginęła w młodym wieku, dlaczego pojawia się na kolejnych obrazach? Za co rozstrzelali ją Niemcy? Czy rzeczywiście, jak podejrzewał baca, należała do Konfederacji? No cóż, wiedziałem przynajmniej, że nie mogła być wieloletnią kochanką pana Lucjana.
Ale pierwszą miłością już na pewno tak.
I jak bumerang wróciła do mnie sprawa podrzuconego w nocy obrazu. Skoro nie Piotrek, to kto mógł to zrobić? Czy ktoś jeszcze miał klucze do mieszkania? Raczej wątpliwe, choć opcja, że to ja pozostawiłem drzwi otwarte wydała mi się jeszcze mniej prawdopodobna.
No i przede wszystkim, po co ktoś miałby robić coś takiego?
Przeczuwając, że do niczego w ten sposób nie dojdę, spojrzałem na zegarek. Dochodziła druga, a więc najwyższy czas, żeby coś przekąsić. Ruch i świeże powietrze na tyle pobudziły mój apetyt, że aż zaburczało mi w brzuchu.
Zbiegłem w dół zbocza, zatrzymując się niemal dopiero w rynku. Kiedyś taka przebieżka nie kosztowałaby mnie wiele, ale tym razem wyraźnie się zdyszałem. Przekląłem swój zimowy brak aktywności, po czym, odczekawszy, aż mój oddech się unormuje, wolnym krokiem ruszyłem w stronę kamienicy pana Lucjana.
Znalazłszy się w mieszkaniu, zamówiłem pizzę. A co tam, należało mi się po spaleniu tylu kalorii! W oczekiwaniu na nią przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Co prawda nazwisko Batkiewicz było w Nowym Targu dosyć popularne, wiedziałem jednak, że poszukiwania rodziny Marii powinienem zacząć od osiedla Buflak. W szufladzie komody w przedpokoju odnalazłem książkę telefoniczną sprzed dwudziestu lat; szybko przejechałem do litery „b”, znajdując osiemnaście osób o interesującym mnie nazwisku.
– Nikogo na Buflaku – jęknąłem zawiedziony.
To nieco utrudniało zadanie, ale z pewnością nie czyniło go niewykonalnym.
Pizzę, gdy już przyszła, pochłonąłem w całości. Jedzenie oderwało mnie od pracy na dłużej niż się tego spodziewałem, gdyż z pełnym brzuchem nie potrafiłem sobie odmówić krótkiej drzemki. Popołudniowe słońce przyjemnie ogrzewało moją twarz, gdy z dłońmi splecionymi za głową powoli odpływałem do krainy snu.
Moja „krótka drzemka” potrwała do dziewiętnastej.
– Niech to cholera – przekląłem, podnosząc się na łóżku do pozycji siedzącej. – Teraz przyjdzie mi zarwać noc…
Żeby nie tracić czasu, zabrałem się szybko za papiery, które wciąż leżały na podłodze pokoju.
Odrzucałem na bok kolejne kilogramy makulatury, na które składały się całe pliki rachunków za prąd i wodę, ulotek, instrukcji dołączonych do leków, a nawet kilka rysunków Piotrka z czasów jego dzieciństwa. Mimo monotonii pracy nie czułem żadnego zmęczenia. Drzemka dobrze mi zrobiła, mogłem tak pracować przez całą noc. Mniej więcej około dziewiątej wieczorem, gdy światła ulicznych lamp sączyły się już w głąb pokoju, natknąłem się na strzępek pożółkłego papieru.
– Dzisiaj o osiemnastej – odczytałem. – Podpisane przez M.B.
Uśmiechnąłem się. Teraz gdy już byłem w stanie odgadnąć nazwisko kryjące się za tymi inicjałami, ta lakoniczna notatka wydała mi się dziwnie romantyczna. Jednocześnie jednak przejęła mnie smutkiem.
Dwoje młodych ludzi, którzy ledwie zaczynali pisać swoją wspólną historię. Pan Lucjan ostatecznie stworzył rodzinę z kimś innym, ale Marii los nie dał tej szansy.
Odłożyłem strzępek na stosik z cennymi znaleziskami i na nowo pogrążyłem się w wertowaniu papierów. Około dziesiątej rozpętała się ulewa, która dość szybko przerodziła się w mającą potrwać do samego rana mżawkę. Jej szum przyjemnie nastrajał zmysły, dzięki czemu moja praca zamieniła się w prawdziwy trans.
Wyłowiło mnie z niego dopiero bicie zegara obwieszczające północ. Już miałem zrobić sobie krótką przerwę na zaparzenie kawy, gdy nagle niespodziewany odgłos postawił mnie w stan pełnej gotowości.
Szuranie odsuwanego krzesła.
Wstrzymałem oddech. Nie było mowy o pomyłce. Odgłos z pewnością dochodził z któregoś z sąsiednich pokoi. Wstałem najciszej, jak umiałem, a następnie, skradając się na palcach, począłem przesuwać się w stronę pracowni. Znalazłszy się w przedpokoju, rozejrzałem się szukając jakiegoś przedmiotu, który mógłby posłużyć do wypłoszenia intruza. Oprócz grubej książki telefonicznej, którą z miejsca uznałem za pożałowania godną broń, nic nie rzuciło mi się w oczy.
Jakim cudem się tu dostał?
Spojrzałem na drzwi prowadzące na klatkę, przypominając sobie moment ich zamknięcia.
No dobra, niech się dzieje, co chce, pomyślałem.
Pchnąłem drzwi pracowni.
– Kim jesteś i co tu robisz?! – warknąłem, ale nie tak groźnie, jak zamierzałem.
Mężczyzna zerwał się z krzesła, przewracając je na ziemię. Wyciągnął prawą dłoń przed siebie, zupełnie jakby trzymał w niej jakiegoś glocka, a nie zwykły pędzel. Coś w jego pomarszczonej i zarośniętej twarzy wydało mi się dziwnie znajome, choć jednocześnie skryte pod warstwą wielu lat niekoniecznie miłych doświadczeń.
– A kim ty jesteś?! – odwarknął. – Odejdź, bo zadzwonię na policję! Jak się tutaj dostałeś?! Tylko nie wciskaj mi kitu, że jesteś wnuczkiem Lucjana, bo Piotrka znam akurat dobrze!
Zastygliśmy w bezruchu, mierząc się spojrzeniami. Obaj mieliśmy się za intruzów, co czyniło całą sytuację dość zabawną, lecz w tamtej chwili wcale tego nie dostrzegałem.
– No? – odezwał się niecierpliwie tamten. – Liczę do trzech!
Oczy błysnęły mu groźnie. Mimo że miałem pełne prawo przebywać w mieszkaniu, pod naporem tego spojrzenia poczułem, że to ja jako pierwszy muszę się wytłumaczyć.
Już otwierałem usta, aby to zrobić, gdy wtem machina moich wspomnień w końcu zatrybiła.
– Wojciech Pawluśkiewicz – wymamrotałem. – To pan…
Mężczyzna zacisnął zęby. Własne nazwisko musiało mu zabrzmieć niesłychanie obco.
– Ano ja i co w związku z tym? Zdążyłem już policzyć do dwóch, więc radzę ci się pospieszyć z wyjaśnieniami!
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bestseller
— Marcin Pindel

Wiatr
— Marcin Pindel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.