Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena „Majik Czar” Czarnecka, Piotr Zawada
‹Tuaranga›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena „Majik Czar” Czarnecka, Piotr Zawada
TytułTuaranga
OpisMagdalena „Majik Czar” Czarnecka: Pierwszy raz zaobserwowane latem 1987 roku. Obszar występowania na terenie Polski: Lubelszczyzna i Śląsk, ale migruje też na Półwysep Apeniński. Żeruje na literaturze fantastycznej i kryminałach noir. Preferowany habitat: bagna. Przyjazne gatunki: kot domowy i żagnica zielona.
Piotr Zawada: Choć nad pisanie historii właściwych przedkłada tworzenie map i postaci, to jednak sporadycznie kończy też krótkie teksty. Ma również wielką frajdę z tłumaczenia opowiadań do NF.
Gatunekfantasy

Tuaranga

Piotr Zawada, Magdalena „Majik Czar” Czarnecka
« 1 3 4 5 6 »

Piotr Zawada, Magdalena „Majik Czar” Czarnecka

Tuaranga

Później zastanawia się, czy nie będzie zbyt obcesowa, jeśli wprowadzi nowy wątek, ale dochodzi do wniosku, że w końcu musi to z siebie wyrzucić i nie dba już o konsekwencje. Fenlu wydaje się najlepszym możliwym odbiorcą. W tym momencie zresztą jedynym. Wszystko zatem sprowadza się do: jak nie on, to kto? Jak nie teraz, to kiedy?
– Pewnej wietrznej nocy, pachnącej więdnącymi kwiatami i dymem z tlących się kadzielnic, Tuaranga został oficjalnie mianowany na wojownika i obrońcę Bogini.
– Ale przecież… – odzywa się Fenlu. Jest wyraźnie zbity z tropu. – Powiedziałaś mi, że Tuaranga była kobietą.
– Och tak. – Twarz Anhun przybiera zagadkowy wyraz, zupełnie jakby tym razem stała się bóstwem, a nie tylko kapłanką. – Ale również mężczyzną.
• • •
Tuaranga był zły. Gniew rozsadzał mu młode, spragnione zemsty serce. Jego ludzie ginęli, dlatego uniósł sztylet i cisnął w fale muszlę ślimaka pełną jego chłopięcych marzeń. Tym sposobem, w dniu swego dwudziestego wylewu rzeki osiągnął wiek prawdziwie męski, cztery lata po tym, jak został kapłanką.
Następnego dnia poślubił Mev, młodą córkę poławiacza, i złączył się z nią po raz pierwszy na brzegu, między dwoma powalonymi pniami drzew.
Dziewczyna była piękna. Jej ciało musiało zostać wyrysowane na piasku przez samą Boginię miękkimi, opływowymi liniami. Błękitne oczy żony przeszywały duszę Tuarangi niczym wypolerowane ostrze harpuna.
Mev urodziła mu bliźniaki. Kapłanki i kapłani uznali to za dobry znak, a dzieci dostały imiona po ojcu. Tuar i Anga zostali obwołani manifestacjami boskich pierwiastków – żeńskiego i męskiego. Poza tym byli rozpieszczonymi i nieznośnymi bachorami, które zawsze domagały się uwagi…
W oczach Anhun… w oczach Tuarangi błyszczą łzy tkliwości. Ociera je brzegiem rękawa.
Proroctwo nie sprawdziło się. Trzy wylewy rzeki później Karmoanie ponieśli ostateczną klęskę w bitwie o stolicę. Tuaranga zabił tylko kilku wrogów, zanim dostał się do niewoli.
Kobieta chwieje się i w końcu pada na ziemię. Jej długie, niemal białe włosy przesłaniają twarz. W pokoju zapanowuje absolutna cisza, nieprzerwana niczym, nawet wizgiem wysokolotów. Wiatr wiejący znad rzeki wpada przez okno, przynosząc ze sobą błotnisty zapach gnijącej roślinności.
– Co oni ci zrobili? – Fenlu jest wyraźnie wstrząśnięty. Chwyta Anhun za ramiona i próbuje podnieść z podłogi, ale kobieta jest bezwładna niczym kukła.
Co jej zrobili, co mu zrobili… Krótko mówiąc: nie pozostawili wyboru. W wodzie, którą pije i w jedzeniu, które je, znajduje się trucizna. Substancja ta blokuje naturalną, cykliczną płynność – i w ten sposób więzi ją, więzi jego w ciele kobiety. Dlatego właśnie Tuaranga to niekompletny byt, zredukowany do służalczej, znienawidzonej przez samą siebie Anhun. Jedyne co może zrobić to odmówić jedzenia i umrzeć, ale to jeszcze bardziej zasmuciłoby Boginię.
Kobieta wstaje z klęczek.
Zabrali jej połowę życia, zabrali imię i męską manifestację.
– Na początku pomyśleli, że będzie to stanowić ciekawostkę, ale w końcu stwierdzili, że okres przemiany jest mało estetyczny i trudniej im kontrolować mężczyznę, więc mnie zablokowali. Są na to sposoby – odpowiada beznamiętnie. Oczy ma mokre, ale głos nawet jej nie drży. – Może zapytaj ojca, lepiej ci to wytłumaczy – dodaje cierpko, zamiast ugryźć się w język.
Jednak Fenlu się nie gniewa, tylko patrzy na nią z dojmującym smutkiem.
– Mój ojciec interesuje się Karmoanami i bardzo szanuje ich kulturę. Kiedyś mówił mi o takich… osobach jak ty, ale myślałem, że to tylko jeden z mitów, jak ten o człowieku rybie – przyznaje z zażenowaniem. – A twoja rodzina…?
– Nie mam żadnych wieści o Huamilonie i Konim. Mev złapano. Siedzi pewnie teraz w jakimś burdelu na prowincji. Babce udało się uciec i ukryć w górach, zabrała ze sobą Tuar i Angę.
Przed oczami kobiety pojawiają się nagle dwie małe, identyczne tuniki. Nigdy nie skończyła ich tkać. Zostawiła je na ganku świątyni tuż przed przemianą z kapłanki w wojownika. Pamięta, jak luźne nitki przędzy powiewały na wietrze, gdy Tuaranga wyruszał na bitwę, by pomóc obrońcom stolicy.
Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że chłopak ją obejmuje. Ściska mocno, jakby chciał połamać jej żebra.
– Przepraszam – łka Fenlu. – Wybacz mi to, jak cię na początku traktowałem.
W pierwszej chwili Anhun nie ma pojęcia, o czym on mówi, bo zbytnio zajmuje ją przeszłość.
– Ciii, już dobrze…Wybaczam.
Kobieta zdaje się na instynkt. Chce kochać się z Fenlu, odkryć w nim siebie, swą męską cząstkę – Anga. Kiedy go pieści, to zupełnie jakby dotykała własnego, utraconego ciała.
Rozbierają się w milczeniu. Dłonie Anhun suną po szyi, barkach, brzuchu i udach młodzieńca, który wygląda jakby był bratem Tuarangi. Całują się długo, nasycając się swymi niecierpliwymi westchnieniami.
Anhun była tanu, jak wszystkie kapłanki. Poświęconą Bogini istotą, która rodzi się bardzo rzadko, stale zmieniającą się, płynną. I na jedną, cudowną chwilę, krótszą nawet niż rozkosz spełnienia – znowu się nią staje.
• • •
– Nie – mówi stanowczo Anhun.
Czuje przenikliwy ból w policzku, a świat dookoła ciemnieje na krótki moment. Krzyczy – tak jak ją poinstruowano – głośno i przenikliwie, żeby nie dało się pomylić tego krzyku z jękiem „rozkoszy”. Zaskoczony napastnik sięga po składany nóż z białego metalu, ale Anhun udaje się mu wyślizgnąć. Mężczyzna potyka się o trzewik niewolnicy i z głośnym hukiem pada jak długi, a broń wypada mu z ręki i turla się po podłodze. Kobieta podrywa się, by kopniakiem posłać nóż pod łóżko.
Do pokoju wchodzi dwóch ochroniarzy. Rozglądają się wokół, żeby ocenić sytuację. Przerażona niewolnica kuli się w kącie. Zaskoczony klient próbuje wstać z klęczek. Chce coś powiedzieć, ale jeden z ochroniarzy bezceremonialnie chwyta go za kołnierz i ciska nim o ścianę.
Anhun obojętnie przygląda się, jak jej „obrońcy” kopią leżącego napastnika.
– Chyba pomyliłeś burdele. Ten dla zboczonych świrów jest na drugim końcu ulicy – mówi jeden z ochroniarzy, przysadzisty, brodaty mężczyzna. Na szczęcie nie przychodzi mu do głowy, żeby spojrzeć pod łóżko.
Anhun słyszy czasami szeptane historie o przybytkach wypełnionych potem i krwią, gdzie trafiają co brzydsze i bardziej oporne dziewczyny. Siedzą zamknięte na potwornie małej powierzchni pod nadzorem strażników, wyzbyte resztek godności i dumy. Ich egzystencję wypełnia wyłącznie tępe oczekiwanie na wizyty brutalnych klientów.
Pobity mężczyzna charczy coś niewyraźnie w odpowiedzi i wypluwa okrwawiony ząb. Najwyraźniej jest nowy w mieście i nie zna rządzących nim reguł.
– Tej pani nie wolno tknąć – dodaje drugi ochroniarz. – Za dużo kosztuje. Chociaż odszkodowanie zapłacisz tak czy siak.
– Ale… ja znam generała Nazdara – mamrocze upodlony klient.
Eku Hantor zna go lepiej od ciebie – oznajmia rozbawiony brodacz, mając na myśli właściciela burdelu i kilku lokalnych przetwórni.
Ochroniarze wywlekają napastnika, a chwilę potem do pokoju wpada Arzu. Obcesowo łapie Anhun za brodę i ogląda, jakby wyceniał klacz. Już kiedyś tak na nią patrzył, gdy kupował ją na targu niewolników w imieniu swojego szefa.
– Będzie siniak – oznajmia z miną znawcy.
Właśnie w ten sposób Tuaranga zdobywa broń – nóż do cięcia papieru wykonany z mlecznego, cienkiego metalu, który mieni się w słońcu niczym skrzydełko ważki.
• • •
Nazajutrz Anhun ma wreszcie chwilę spokoju. Może poleżeć nieco dłużej, żeby dojść do siebie. Po południu przychodzi Chatun. Niewolnica widzi w jej oczach zawiść większą niż zwykle.
– Masz gościa.
– Ale… przecież nie czuję się dobrze.
Służąca wywraca oczami.
– Myślisz, że nie wiem? Nie użalaj się nad sobą! Poprosił konkretnie o ciebie, chociaż kupiliśmy ostatnio inną kapłankę.
Serce Anhun zaczyna bić mocniej na myśl o tym, że w którymś z burdelowych pokojów mieszka tanu. Ktoś podobny.
Jednak to wszystko blednie, kiedy służąca wychodzi i pojawia się on.
Kobieta wyraźnie dostrzega troskę w jego wzroku.
– Co ci się stało? – pyta przestraszony chłopak.
Delikatnie muska twarz Anhun, wpatrując się w nią oczami pochodzącymi z innego świata.
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

04 VII 2020   21:34:15

I po co te pornograficzne wstawki?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.