Potężny imperialny niszczyciel gwiezdny majestatycznie płynął przez przestrzeń kosmiczną. Od jego kadłuba, prawie w całości pokrytego różnego rodzaju reklamami, co chwila odrywały się wielokolorowe promienie turbolaserów mknące w kierunku celu – małej korwety – z oszałamiającą prędkością.
The Alliance Pays Back i inne shorty
Potężny imperialny niszczyciel gwiezdny majestatycznie płynął przez przestrzeń kosmiczną. Od jego kadłuba, prawie w całości pokrytego różnego rodzaju reklamami, co chwila odrywały się wielokolorowe promienie turbolaserów mknące w kierunku celu – małej korwety – z oszałamiającą prędkością.
Paweł Pacyna
‹The Alliance Pays Back i inne shorty›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
Autor | Paweł Pacyna |
Tytuł | The Alliance Pays Back i inne shorty |
Opis | Mieszka we Wrocławiu i tam też kształci się w LO. Ulubieni autorzy to Sapkowski i Pratchett, chociaż generalnie czyta wszystko co wpadnie mu w ręce. Jego dzieła powstały w głównej mierze dzięki nadmiarowi wolnego czasu, oraz temu, że Word jest jednym z niewielu programów które działają u niego jeszcze w miarę płynnie. |
Gatunek | space opera |
Luke Skywalker szedł przez szary, stalowy korytarz „Gwiazdy Śmierci”. Miał na sobie matowo czarny kombinezon porucznika floty imperialnej. Prawie całe jego wyposażenie: przebranie, fałszywy identyfikator oraz kilka niepozornych urządzeń zawieszonych na pasie, zostało dostarczone przez rebeliancki wywiad. Jedyną jego bronią był miecz świetlny schowany w kaburze. Do tej pory wszystko szło doskonale, mundur i dokumenty umożliwiły mu w miarę bezproblemowe dostanie się na stację w roli zastępcy dowódcy szwadronu nowych myśliwców Tie Defender. Od teraz jednak musiał zachowywać ostrożność – w sektorze, w którym się znajdował, obecność pilota była wysoce podejrzana. Nagle usłyszał dochodzący zza załomu korytarza odgłos kroków – chyba dwóch ludzi – mogli to być tylko technicy zatrudnieni przy obsłudze głównego komputera „Gwiazdy”. Luke nie stracił zimnej krwi, co prawda nie spodziewał się natknąć się tu na kogokolwiek, ale, będąc rycerzem Jedi, był na takie spotkanie przygotowany. Odsunął się ze środka korytarza i ostrożnie sięgnął do umysłów nadchodzących ludzi – tak jak przypuszczał, nie byli to żołnierze – kiedy wyłonili się zza zakrętu, nie zwrócili na niego uwagi i, nie przerywając rozmowy, poszli dalej. Kiedy ucichły ich głosy, Skywalker ruszył przed siebie. Wkrótce dotarł do pomieszczenia kontrolnego, ogromnej sali, w której znajdowały się dziesiątki rozmaitych terminali, wiedział, że ze względu na zaplanowane na ten dzień ćwiczenia będzie tu sam jeszcze przez kilka godzin. Usiadł wygodnie przed ekranem monitora, odpiął pas z wyposażeniem, rozłożył wszystkie urządzenia, przypomniał sobie trening w ośrodku szkoleniowym, jaki przeszedł i zabrał się do pracy. Po kilku minutach terminal wyglądał, jakby ściągnięto go tu prosto z jakiegoś wysypiska śmieci – zerwana w wielu miejscach obudowa, wystające pęki kabli oraz przyczepione w różnych miejscach kilka czarnych sześcianików migających światełkami. Pierwszy etap został zakończony, teraz zaczynała się najbardziej niebezpieczna część misji młodego rycerza Jedi. Luke wziął głęboki oddech i nacisnął przycisk uruchamiający komputer. Na ekranie pojawiło się okno interfeace’u systemowego. Najlepsi rebelianccy inżynierowie i programiści doskonale wykonali swoją pracę, dzięki ich wielogodzinnym wysiłkom nie uruchomił się żaden z kilkunastu alarmów, które w jednej chwili powinny postawić całą stację na nogi. Teraz wystarczyło już tylko dokonać kilku prostych zmian, z którymi poradziłoby sobie każde dziecko. Kiedy Luke zobaczył migający napis FILE MODIFICATION COMPLETE, uśmiechnął się pod nosem. Misja zakończyła się sukcesem. Teraz nawet jego największy wróg – główny księgowy imperium Lord Vater – był bezradny. Wszystkie informacje o nie zapłaconym przez Skywalkera podatku w wysokości 75 milionów kredytów zostały bezpowrotnie zniszczone.
Potężny imperialny niszczyciel gwiezdny majestatycznie płynął przez przestrzeń kosmiczną. Od jego kadłuba, prawie w całości pokrytego różnego rodzaju reklamami, co chwila odrywały się wielokolorowe promienie turbolaserów mknące w kierunku celu – małej korwety – z oszałamiającą prędkością. Znajdujący się na mostku niszczyciela ISS Executor mroczny lord Sith obserwował sytuację z zadowoleniem, przeciwnik został już całkowicie obezwładniony i wkrótce można będzie przystąpić do abordażu. Kiedy Vader odwrócił się by ruszyć do hangaru, wpadł na ciągle filmującego go droida-kamerzystę. Już miał rozpłatać go na pół mieczem świetlnym, kiedy przypomniał sobie, że po ostatnim takim wybuchu korporacja będąca właścicielem droida wytoczyła mu proces o odszkodowanie z ilością zer, jakiej nie widywał nawet w snach. Na szczęście, dzięki kredytowi zaciągniętemu pod zastaw pałacu imperialnego, miał dość pieniędzy, by wynająć dobrych adwokatów. Już dawno przekonał się, że w takich sytuacjach prawnik z aktówką pełną dokumentów jest o wiele skuteczniejszy niż dowolna strona mocy. Wyminął więc nachalnego blaszaka i poszedł dalej, łopocząc płaszczem pokrytym wielką reklamą „Skoncentrowanego Napoju Bezalkoholowego Syrian Panther Sweet (350% vol.)”. Idąc stalowo czarnym korytarzem z irytacją obserwował przyczepione pod sufitem kamery. Pamiętał, że jedynie jego osobista interwencja zapobiegła umieszczeniu ich w toalecie oficerskiej. Kiedy dotarł do celu, zastał tam rebeliancki statek, otoczony przez grupę szturmowców przygotowujących się do wejścia na pokład oraz, nieco z tyłu, kilkudziesięciu dziennikarzy reprezentujących rozmaite stacje telewizji trójwymiarowej. Właśnie w tym momencie puściła, szturmowana od dłuższego czasu, główna śluza i żołnierze wpadli do środka. Po kilku chwilach lord poszedł za nimi. W środku ze zdumieniem zauważył, że walka wciąż trwa. Kiedy bliżej przyjrzał się jednemu ze szturmowców, zrozumiał dlaczego.
Jakiś nadgorliwy oficer marketingowy zamalował, oprócz pancerzy, których pierwotny, biały kolor był jedynie wspomnieniem, także wizjery w hełmach. Umieścił na nich znak popularnego koncernu tytoniowego, co niewątpliwie w znaczący sposób wpływało na celność strzałów. W końcu przewaga liczebna wzięła górę i rebelianci poddali się. Vader natychmiast udał się na poszukiwanie dowódcy zdobytego statku. Znalazł go w grupie innych jeńców otoczonych przez trzydziestu członków załogi „Executor’a”, z których co najmniej połowa była różnej maści reporterami. Bez słowa podszedł do mężczyzny w kapitańskim mundurze, złapał go za szyję i podniósł tak, by ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Ze względu na wzrost lorda wynoszący 228cm. było to dla pojmanego nieco kłopotliwe.
– Gdzie są dane, które przechwyciliście – zapytał groźnie, nie zwracając uwagi na latające kilkanaście centymetrów od jego twarzy i kręcące obiektywami droidy.
– Nie przejęliśmy żadnych informacji – wychrypiał, mający drobne problemy z oddychaniem oficer.
Vader ze złością cisnął nim o ścianę, wiedząc, że od nieboszczyka nic już się nie dowie. Już od dłuższego czasu nie mógł znaleźć skutecznego lekarstwa na gwałtowne skurcze mięśni palców.
– Rozwalcie statek na kawałki, ale musicie odzyskać te taśmy – krzyknął do żołnierzy.
Dopiero w tej chwili zwrócił uwagę na porucznika marynarki, próbującego wręczyć mu przenośny komputer. Przeczuwając, że to coś ważnego, szybko sprawdził pocztę. Tak jak się obawiał, obok dziesiątek listów od fanów był ten jeden. Teraz, gdy zaledwie 2 tygodnie dzieliły go od wielkiego finału, także on Mroczny Lord Sith Darth Vader alias Anakin Skywalker, prawa ręka imperatora, musiał odejść z niszczyciela Wielkiego Brata.
Młody rycerz Jedi, Luke Skywalker, trzymał się liny asekuracyjnej, będącej jedyną rzeczą dzielącą go od upadku w przepaść. Od momentu przybycia na lodową planetę Hoth wspinaczka górska stała się jego ulubionym hobby. Po chwili, zbierając wszystkie siły, jakie mu jeszcze pozostały, z ogromnym trudem wciągnął się na szczyt. Kiedy tylko dotarła do niego świadomość tego, co udało mu się uczynić, prawie krzyknął z radości. Po raz kolejny udowodnił, że dzięki sile woli można pokonać wszystkie przeciwności. Wtedy poczuł ogromną ochotę opowiedzenia komuś o swoim sukcesie. Wyjął z kieszeni kombinezonu swój „Bezprzewodowy Terminal Komunikacyjny CXXVII generacji”, ze zdumieniem zauważając, że jest on włączony, a na jego 0,8 calowym ekranie wyświetla się jeden z nadawanych przez imperium reality shows. Jak się okazało był to ten, z którego, dzięki wielogodzinnym wysiłkom całego rebelianckiego personelu, pracowicie wydzwaniającego na audio-tele, wyleciał Lord Vader. Luke, tknięty nagłym przeczuciem, zaczął słuchać uważnie reportera.
– Znajdujemy się na pokładzie niszczyciela ISS Executor zmierzającego w kierunku tajnej, rebelianckiej bazy na planecie Hoth. Zamieńmy teraz kilka słów z nowo mianowanym dowódcą statku, kapitanem Józefem Wissarionowiczem. Kapitanie, co może pan powiedzieć naszym widzom o planowanym ataku?
– Witam państwa na pokładzie flagowego okrętu floty imperialnej – powiedział nieco otyły mężczyzna w mundurze oficerskim z charakterystycznym wąsikiem – Jak widać, właśnie trwają przygotowania do nadchodzącej bitwy. Naszym zadaniem jest pacyfikacja małej bazy buntowników. Kluczem do sukcesu jest zaskoczenie, nie można dopuścić, by rebelianci dowiedzieli się o planowanym ataku, więc niestety nie mogę powiedzieć nic więcej.
Luke, nie zwracając dłużej uwagi na paplanie reportera, zerwał się na nogi, przełączył komunikator na jego podstawową funkcję i wystukał prywatny numer księżniczki Leii, będącej obecnie dowódcą bazy. Po chwili ciszy usłyszał w słuchawce miły, kobiecy głos, informujący go, że z powodu zaległych opłat został odłączony od sieci telekomunikacyjnej. Nie namyślając się wiele, młody Jedi skoczył na zaparkowany w pobliżu speeder śnieżny i nacisnął gaz. Jedynym efektem jego działań był cichy odgłos wybuchu z okolic silnika oraz mała strużka ciemnego dymu. Skywalker, klnąc pod nosem, zszedł z pojazdu, spuścił się po linie na odległą o dwa metry ziemię i zaczął biec świńskim truchtem w kierunku sekretnej bazy. Po 30 sekundach dotarł do wielkich, oświetlonych jak choinka w Boże Narodzenie drzwi i uruchomił interkom. We wszystkim co się stało, wyczuwał działanie swego mrocznego wroga. Wiedział wprawdzie, że po porażce w telewizji, Vader został przeniesiony na Tatooine, w funkcji koordynatora ds. recyklingu i gospodarki odpadami, ale mimo to Lord był ciągle niebezpiecznym przeciwnikiem.
Kiedy siły imperialne zbliżyły się do Hoth, po kryjówce buntowników nie pozostało nawet wspomnienie. Vader, obserwujący lądowanie na ekranie swego komputera, ze złością huknął pięścią w stół. Mógł się domyślić, że do tak delikatnej sprawy powinien wyznaczyć kogoś innego. Przysiągł sobie, że następnym razem nie popełni takiego błędu…