Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Barbara Konopka
‹Lagasz. Za cenę krwi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBarbara Konopka
TytułLagasz. Za cenę krwi
OpisMagister kulturoznawstwa, specjalistka ds. marketingu i public relations, absolwentka Uniwersytetu Śląskiego. Inne publikacje: Sznur Inanny, „Esensja” 07(CIX)/2011; Sordino, „Qfant” nr 19/2013; Anakranateum w: Dziecko w domu. Antologia grozy, „Esensja”, październik 2015 (wszystko pod dawnym nazwiskiem Maturska). Publikacje naukowe: Szum informacyjny i jego rola w kształtowaniu warunków medialnych i kulturowych, „Transformacje. Pismo Interdyscyplinarne” nr 1–2(104–105)/2020; Fobia społeczna, hikikomori, kokonizm – o potrzebie odosobnienia w społeczeństwie informacyjnym, „Media – Kultura – Komunikacja Społeczna” nr 3(16)/2020.
Gatunekfantasy

Lagasz. Za cenę krwi

Barbara Konopka
« 1 8 9 10

Barbara Konopka

Lagasz. Za cenę krwi

– Nie zrobię tego. Możesz mnie zabić, ale nie zgładzę Nasserheha nawet za cenę własnego życia – odparła hardo, czerpiąc satysfakcję i dumę z tej decyzji. – Gardzę tobą. Gardzę tym, czym się stałeś.
Hassem zacisnął wargi wściekły, nie kryjąc zawodu.
– A więc umrzecie oboje.
Skinął na swych żołnierzy, którzy ruszyli wykonać wyrok.
W tej samej chwili Hefirhenn poczuła napływ wściekłości i mocy. Znaki na jej ciele rozjarzyły się jaskrawym błękitem i zapłonęły. Poczuła, jak wypalają swe znamię wewnątrz jej umysłu. Zaczęła szeptać inkantacje, a jej głos najpierw cichy i niepewny stał się jak strumień stopionego metalu. Powietrze zadrżało pod naporem magii.
Wojownicy cofnęli się z zabobonnym lękiem. Hassem z oczyma rozszerzonymi nagłym zrozumieniem poczuł obecność bogów, których przyzwała. Odwrócił się i wybiegł z celi.
Kajdany pętające Nasserheha zapłonęły błękitem i zniknęły, a inkantacje Hefirhenn zaczęły się materializować. Najpierw był to oślepiający blask, który stopniowo obrócił się w materialne ciało i przybrał postać lamparta.
Wojownicy Hassema rzucili się z mieczami na bestię, ale nie mieli żadnych szans. Jednego po drugim lampart rozdarł na krwawe strzępy. Gdy dzieło się dokonało, drapieżnik oblizał się z krwi i z leniwą gracją podszedł do swej pani, by musnąć jej dłoń. Hefirhenn instynktownie pogłaskała zwierzę, jak w swoim śnie. Potem pomogła Nasserhehowi wstać, a gdy opuścili celę, bestia szła wraz z nimi.
• • •
Drżąc z wściekłości, Hegal patrzył na nadchodzącego korytarzem Hassema. Widział, co wydarzyło się w celi i czekał na niego cierpliwie. Czekał, pozwalając wściekłości gromadzić się i potęgować. Gniew gotował się w nim coraz bardziej wszechogarniający, a żądza zemsty niemal go oślepiała.
– Mój królu, nasi wrogowie są wewnątrz pałacu – rzekł Hassem, podchodząc do chłopca. Tak pełen pychy i arogancji, tak całkowicie nieświadom niebezpieczeństwa. – Musimy…
Z zaskoczeniem spojrzał na sztylet, który Hegal wbił mu w brzuch aż po rękojeść.
– Co ty zrobiłeś… – wyszeptał, osuwając się na kolana. – Hegalu!
Czując łzy spływające po twarzy, chłopiec szarpnął ostrzem z całej siły. Cofnął się, unosząc szkarłatne od krwi ręce. Odraza wydęła mu wargi.
– Dokończcie, proszę – szepnął do swych żołnierzy. – Ja nie mam siły.
– Nie! – krzyknął Hassem, krztusząc się krwią. – Nie rób tego. Nie rozumiesz? Beze mnie jesteś nikim! Nikt cię nie ochroni!
Hegal ponaglił żołnierzy.
Patrzył, gdy kończyli dzieła.
– Nigdy nie będę nikim – odparł, chociaż Hassem już nie mógł go usłyszeć. Leżącemu w kałuży krwi i wnętrzności było wszystko jedno. – Wybrali mnie bogowie. Jestem ich kapłanem i królem. Jestem królem – powtórzył dla samego siebie, stojąc w ciszy korytarza.
Wojownicy patrzyli na niego w niemym oczekiwaniu. Kiwnął głową, dając im znak, że doszedł już do siebie.
– Chodźcie ze mną. Jest jeszcze wiele rzeczy, które muszę zrobić.
Ruszył na spotkanie Nasserheha i Hefirhenn.
• • •
Król Urhussum zatrzymał się na widok chłopca umazanego krwią. Lampart stanął przy nodze Hefirhenn, majestatyczny i groźny, ale młodzieniec tylko przesunął po nim obojętnym, nieulękłym wzrokiem.
– Hassem nie żyje – oznajmił im chłodno. – Możecie odejść, jeśli taka wasza wola. Nie mogę zagwarantować, że nikt nie będzie próbował was zatrzymać, ale nie sądzę, by ktoś się poważył.
– Jesteś Ensi Hegal, prawda? – spytał Nasserheh. – Dziękuję ci, że pozwalasz odejść nam wolno.
– Nie trafiliście tu z mojej woli. Chciałbym, by między naszymi miastami nadal panował pokój i dopilnuję, aby tak się stało.
Nasserheh uśmiechnął się nieznacznie i pokłonił, niezbyt głęboko, ale z ogromnym szacunkiem. – Ja również będę ogrodnikiem tego pokoju – zapewnił.
Chłopiec odwzajemnił ukłon.
– Zatem zawarliśmy pakt.
– Tak – potwierdził Nasserheh i wymienił z Hegalem uścisk dłoni.
– Bądźcie zdrowi i jedźcie bezpiecznie – rzekł na pożegnanie młody król Lagasz. – Myślę, że jeszcze się zobaczymy.
Odprowadził ich wzrokiem, gdy odchodzili. A kiedy w końcu zniknęli mu z oczu – oni i lampart, w zamyśleniu ruszył korytarzem ku sali tronowej. Słudzy patrzyli zdumieni, gdy ich mijał. Wydawał się poważny i dostojny, ale też groźny, zdolny do wszystkiego.
– Sprowadźcie Sermin do komnaty tronowej – rozkazał im chłodno, nie przystając ani na chwilę. – Jak najszybciej.
• • •
Kapłan Gizzoh zastanawiał się, czego chłopiec chce o tak późnej porze. Uczta skończyła się kilka godzin temu. Prawie wszyscy znaczący ludzie zniknęli z niej tuż po tym, jak Hassem opuścił salę, pożegnawszy ich i życząc wszystkim udanej zabawy.
Dlaczego więc chłopiec wzywał go teraz w środku nocy i to do sali tronowej? Osobliwe. Czego mógł chcieć?
A może Hassem spreparował jakąś intrygę? Nie. Dlaczego miałby to zrobić? Na pewno nie. Za wcześnie na takie ruchy. Nie czuł się jeszcze zbyt pewnie. Nie miał dość lojalnych sobie ludzi, by się na to poważyć, a chłopiec stałby się podejrzliwy. Mógłby nawet zwrócić się przeciwko niemu, gdyby nabrał podejrzeń, że apetyty Hassema są zbyt wielkie. Sermin również nie przyjęłaby tego spokojnie, a obaj już się przekonali, że charakter miała trudny i impulsywny.
Straż przyboczna króla rozsunęła wrota sali tronowej i Gizzoh, rozpływając się w uśmiechach i pokłonach, zbliżył się do podwyższenia. Nie pozwolono mu jednak podejść zbyt blisko. Wojownicy zastąpili mu drogę i zmusili, aby opadł na kolana. Prócz nich na podwyższeniu znajdował się tylko Hegal, ale wyglądał inaczej niż zwykle. Śmiertelnie poważny wpatrywał się w małego kapłana z napięciem, ale też z cieniem rezygnacji, jakby czekał go ponury obowiązek, którego nie chciał wypełnić.
Gizzoh rozejrzał się z niepokojem, ale nigdzie – ani za tronem, gdzie zwykle stawał, ani w cieniu kolumnady – nie dostrzegł Hassema. W sali była Sermin, ale stała przed podwyższeniem, nieco z boku, gdzie zgodnie z obyczajem zwykle siadały kobiety królewskiego rodu. Pozwalano im obserwować, zabraniano zabierać głos. Jednakże do tej pory Sermin nie honorowała tej tradycji.
Te zmiany, tak nagłe, tak niepokojące, sprawiły, że Gizzoh przestąpił nerwowo z nogi na nogę.
– Mój panie, wzywałeś mnie?
Tymczasem Hegal nadal patrzył na niego z ponurą przenikliwością, lekko przechylając głowę.
– Tak, wzywałem cię, Gizzohu. Wzywałem cię – westchnął z niechęcią. Pragnienie zemsty już go opuściło. Zmył krew Hassema i czuł tylko odrazę, odrazę do intryg i władzy. Odrazę do siebie, gdyż okazał się naiwny i głupi. Minie wiele czasu nim będzie mógł wybaczyć sobie błąd, który kosztował życia jego ojca i brata. Słono zapłacił za lekcję, której udzielili mu wrogowie, ale przyswoi ją. Przyswoi ją na całe życie. Modlił się do bogów, by obdarzyli go mądrością, przenikliwością i sprytem. Tak, aby nigdy więcej nie przyjął rad ludzi niegodnych, by nie pozwolił się oszukać. – Ponieważ tej nocy wiele kłamstw wyszło na jaw. Zastanawiam się, czy za swe knowania przeciwko królowi powinieneś tej nocy poczuć żądło skorpiona… Czy raczej kara za twe przewinienia powinna być całkiem inna. Jak sądzisz?
Gizzohowi pociemniało przed oczami i byłby zemdlał, gdyby nie podtrzymali go żołnierze.
– Panie, miej litość, błagam. To wszystko Hassem… To on.
– Tak. Hassem rzeczywiście sterował nami wszystkimi, czyż nie? Ale to nie on podłożył skorpiona w sypialni naiwnego chłopca. Ty to zrobiłeś. I z powodu tego, co wydarzyło się później. Z powodu tego, co zrobiliśmy… – Hegal zamilkł, przymknął oczy i skinął na swych wojowników. – Zaszyjcie go w jutowym worku i wrzućcie do Eufratu. Nie chcę, by ktokolwiek miał na rękach krew tego człowieka. Jeśli bogowie zechcą, może rybacy uratują mu życie. Jeśli nie, utonie w rzece. Ja nie mogę go ocalić.
Gizzoh nadal krzyczał i wierzgał, gdy żołnierze wyprowadzali go z sali.
Hegal obserwował tę scenę i łzy płynęły mu po twarzy. Starł je pięścią. Zły na siebie, bo przysięgał nigdy więcej nie zapłakać. Ale nie umiał przestać. Płakał więc dalej nad sobą i nad zabitymi, nad wyrokami, których dokonał. Zemsta dobiegła końca.
koniec
« 1 8 9 10
2 lipca 2022

Komentarze

11 VII 2022   13:11:11

Czyta się nieźle. Ale wrażenie psują braki w researchu.
Z powodu niewielkiej zawartości fantastyki (brzytwa Lema się kłania!) zwróciłem uwagę na błędy że tak je nazwę - technologiczne.
Mezopotamia, Sumer - to mniej więcej opisany stopień rozwoju cywilizacyjnego (świadczą o tym także nazwy bóstw).
Otóż wtedy w uzbrojeniu królował brąz. Dość prymitywny jeszcze brąz, czyli brąz stosunkowo MIĘKKI.
Podstawowym uzbrojeniem wojowników na rydwanach była więc broń kłująca - czyli dzidy/ oszczepy oraz sieczna - ale nie miecze, tylko topory. A do tego łuki. Miecze z brązu były głównie uzbrojeniem pieszych falang - i służyły do dźgania przeciwnika, czyli robienia w nim głębokich dziur, a nie masywnych cięć opisanych przez Autorkę. Tego typu cięcia "rozpruwające ciało od pachwinny po udo" były takimi mieczami czy sztyletami (także używanymi do DŻGANIA a nie cięć - po prostu absolutnie niemożliwe - to stało się dopiero możliwe po upowszechnieniu się wysokogatunkowej stali, czyli dopiero za czasów BARDZO późnego cesarstwa rzymskiego.
I druga sprawa - te "strzałki ze środkieem obezwładniającym". NIE BYŁO TAKIEJ OPCJI w owej epoce histpryczno-technologicznej. Ówczesne strzałki nie mogły wyglądać jak strzykawki - bo ich wówczas nie znano. Zatem jeśli nawet były czymś zatrute, to nie opioidami, czy syntetykami, a najwyżej toksynami zwierzęcymi czy roślinnymi, działającymi albo dopiero po kilku-kilkudziesięciu minutach, czyli NIE OD RAZU - nie znali takich technlogii! - ale wyłącznie ŚMIERTELNIE, albo przewlekle, ale dopiero po dłuższym czasie (godziny, dni, tygodnie).
Powtórzę - czyta się nieźle, ale przez te technologiczne solidne anachronizmy, z miejsca włącza się kryterium niewiary. Szkoda.

25 VII 2022   17:42:40

@Paweł- "toksynami zwierzęcymi czy roślinnymi, działającymi albo dopiero po kilku-kilkudziesięciu minutach, czyli NIE OD RAZU - nie znali takich technlogii! - ale wyłącznie ŚMIERTELNIE…" Powiedz to wszystkim ofiarom kurary, której działanie jest praktycznie natychmiastowe, a tylko od dawki zależy, czy ofiara umrze, czy też zostanie sparaliżowana na dłuższy czas. W rejonie Środkowego Wschodu podobną rolę mógł pełnić tojad albo cis.
PS- topór jako broń sieczna? Jestem sobie to w stanie wyobrazić, ale tylko w trakcie pokazowego pojedynku. Nie bez powodu zalicza się go do broni obuchowych- zadaje rany tzw. "rąbano-szarpane" o bardzo niekształtnych brzegach, trudne do opatrzenia, często zawierające elementy uszkodzonego/rozerwanego uzbrojenia.

24 VIII 2022   15:06:06

Niestety, F, nie masz racji.
Kurara, i to ta najzjadliwsza, działa po kilkunastu sekundach ALE WYŁĄCZNIE WSTRZYKNIĘTA w konkretnej dawce ze STRZYKAWKI wprost do głównych naczyń krwionośnych.
Człowiek UKŁUTY igłą z kurarą domięśniowo, a w opku TYLKO to mogło mieć miejsce, zaczyna to odczuwać dopiero po kilku-kilkunastu minutach.
Cis i tojad - a przeczytasz to nawet w wiki, działają głównie oraz najefektywniej po bezpośrednim SPOŻYCIU - i też DOPIERO po dłuższym czasie. Co najmniej kilkudziesięciu minutach, a nawet po paru godzinach. Sam wyciąg z cisu czy tojadu, którym posmarowano by igłę (bo nadal powtórzę - w Sumerze STRZYKAWEK jeszcze nie wynaleziono) i wkłuto ją w mięsień może najwyżej doprowadzić do lokalnego podrażnienia. Itd itp. Toksykologia piękną nauką jest.
Topór ówczesny owszem, był bronią przede wszystkim sieczną. Przypominał nieco zwyczajną dzisiejszą siekierę na długim trzonku, coś jak przerośniętą ciupagę ze znacznie szerszym ostrzem. Właśnie do zadawania CIĘĆ. Obuszek takich toporów był znacznie mniej skuteczny.
I w niczym nie zmienia to faktu, że MIECZE ówczesne, oraz SZTYLETY - wszystkie z brązu, były zdecydowaie za miękkie, by ciąć i pruć ciała niczym japońskie katany czy szable z bułatu. Zatem służyły niemal wyłącznie do zadawania PCHNIĘĆ. I nawet wówczas potrafiły się zwyczajnie wygiąć na byle skórzanej zbroi. Twardy i ostry (PRAWIE jak śedniej twardości stal) BRĄZ BERYLOWY wynaleziono dopiero ze sto lat temu.
Materiałoznawstwo, i to solidne, właśnie dlatego (obok toksykologii ;) podstawą pisania o wojnach starożytności jest!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.