Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Barbara Konopka
‹Lagasz. Za cenę krwi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBarbara Konopka
TytułLagasz. Za cenę krwi
OpisMagister kulturoznawstwa, specjalistka ds. marketingu i public relations, absolwentka Uniwersytetu Śląskiego. Inne publikacje: Sznur Inanny, „Esensja” 07(CIX)/2011; Sordino, „Qfant” nr 19/2013; Anakranateum w: Dziecko w domu. Antologia grozy, „Esensja”, październik 2015 (wszystko pod dawnym nazwiskiem Maturska). Publikacje naukowe: Szum informacyjny i jego rola w kształtowaniu warunków medialnych i kulturowych, „Transformacje. Pismo Interdyscyplinarne” nr 1–2(104–105)/2020; Fobia społeczna, hikikomori, kokonizm – o potrzebie odosobnienia w społeczeństwie informacyjnym, „Media – Kultura – Komunikacja Społeczna” nr 3(16)/2020.
Gatunekfantasy

Lagasz. Za cenę krwi

Barbara Konopka
« 1 7 8 9 10 »

Barbara Konopka

Lagasz. Za cenę krwi

Do ostatniej chwili oczekiwał, że coś pójdzie nie tak, że Hadnatuss mimo wszystko zawiedzie, a cała siatka jego ludzi zostanie schwytana i zabita. Tak bardzo pragnął pojmać tych dwoje, że wciąż nie potrafił uwierzyć z jaką łatwością to osiągnął.
Skinął na niewolnicę, by dolała mu wina słodkiego jak miód. Szumiało mu już w głowie, ale wiedział, że wino pozwoli ukoić niecierpliwość. Słuchał muzyki i starał skupić się na pokazach tancerzy, a czas dłużył mu się niemiłosiernie. Hassem ciągle zerkał na wejście, gdzie miał się pojawić wojownik z umówionym sygnałem.
Minęła jeszcze godzina lub dwie, choć wydawało mu się, że całe wieki, nim wojownik rzeczywiście się pojawił. A Hassem, tłumiąc uśmiech radości, wymawiając się zmęczeniem, pożegnał zgromadzonych. Bawiło go, że wszystko to przebiega tak potajemnie i tylko on wie, co się wydarzyło. Opuścił salę z trudem ukrywając rosnące podekscytowanie i, gdy tylko znalazł się na zewnątrz, przyśpieszył kroku, chcąc jak najszybciej udać się do swoich więźniów.
• • •
Hefirhenn ocknęła się obolała. Jęknęła, bo ręce i nogi miała odrętwiałe, a kajdany blokowały jej ruchy. Pamiętała jak przez mgłę, że wieziono ją przez pustynię, znajomą drogą do Lagasz. Przez otumaniony narkotykami umysł sięgnęła po wspomnienie zdrady Hadnatussa, który uprowadził ją z Urhussum. Ją i Nasserheha. Odszukała wzrokiem swego kochanka. Był nadal nieprzytomny po tym jak pobito go i skopano. Ciało miał poznaczone siniakami i skaleczeniami. Żałowała go. Bała się o niego.
Między nimi a zemstą Hassema nie stało zupełnie nic i nikt. Byli zdani na jego łaskę i na jego okrucieństwo. Czy ktokolwiek zauważył, że zostali porwani? Czy Bahtu albo Isirhat będą potrafili przypuścić szturm na Lagasz, próbując ich odbić? Nie była pewna. Nie znała ich możliwości. Być może podejmą taką próbę, ale czy zdążą na czas? Czekała, zbierając myśli, zastanawiając się, jaki będzie przebieg zdarzeń. Rozglądała się wokół, szukając sposobów, aby się uwolnić, ale nie pozostawiono w zasięgu ich rąk nic, co mogłoby posłużyć do ucieczki. Przygnębiona beznadziejną sytuacją, w jakiej się znaleźli, czuła jak stopniowo narasta w niej strach.
Czekała, aż w końcu Hassem nadszedł, i to zanim zdążyła ułożyć sobie w głowie jakiś sensowny plan. Zmienił się od ich ostatniego spotkania. Nieskazitelne wcześniej oblicze przecinały szpecące, głębokie blizny, odmieniając jego rysy i wyostrzając je. Głęboka blizna ciągnęła się przez powiekę i policzek, powlekając bielmem jedno oko. Drugie gorzało mroczną radością i satysfakcją. Hassem odziany był w strój godny króla, ale nie nosił żadnych ozdób, tylko broń. Jeden rzut oka wystarczył Hefirhenn by zrozumiała, że w Lagasz nie ruszał się nigdzie bez broni i nie ufał nikomu.
Towarzyszyli mu trzej wojownicy o ponurych twarzach, ale czy byli mu wierni? Komu dokładnie służyli? Jemu? Młodemu królowi? A może chciwemu i ambitnemu kapłanowi Gizzohowi?
– Witaj, ukochana – odezwał się Hassem swoim niskim i dziwnie ciepłym głosem. Mroczne oczy wypełniał mu lód, ale też ekscytacja i euforia. Pochylił się, aby ją pocałować.
Cofnęła twarz.
– Ależ tak. Zupełnie zapomniałem, że teraz kochasz jego – skwitował drwiąco.
Milczała uparcie, patrząc na niego z otwartą nienawiścią.
Hassem uśmiechnął się tylko szerzej, dotknął jej twarzy i wsunął dłoń we włosy, tym razem zmuszając ją do pocałunku. Ugryzła go w wargę, niezbyt mocno, ale do krwi. Poczuła w ustach jej metaliczny posmak.
Hassem cofnął się nieznacznie. Starł z warg krwistą smużkę. – Jesteś moja. Rozumiesz? Zawsze byłaś moja.
– Znaki, które wyciąłeś mi na ciele, mówią coś dokładnie odwrotnego! – warknęła.
– Ależ nie – odparł ze zwodniczą łagodnością. – Są dowodem, że nasze losy ściśle się wiążą. Nie rozumiesz? Odzyskałem władzę dzięki tobie. Tylko dzięki tobie i temu, co wycierpiałaś. – Zmierzył wzrokiem znaki i zaklęcia pokrywające jej skórę. – Obłaskawiłaś dla mnie bogów. Swoim cierpieniem. Swoim poświęceniem.
– Nienawidzę cię.
– Wiem, że to nieprawda. Chciałabyś mnie nienawidzić. Pragnęłabyś czuć do mnie to, co wydaje ci się, że powinnaś czuć. Z powodu okrucieństwa, którego byłem sprawcą. A mimo to nie potrafisz.
Hefirhenn zacisnęła pięści, gdyż to, co mówił godziło w jej ego. Zmuszało ją, by wbrew sobie przyznała mu rację. Nadal go pragnęła. Nadal pragnęła z nim być. Wbrew wszystkiemu. Pomimo całego zła, jakie jej wyrządził.
– Chcę, żebyś go dla mnie zabiła – szepnął, gładząc jej twarz. Jego arogancja była bezgraniczna. – Ocuć Nasserheha i zabij go dla mnie. Zatop sztylet w jego sercu, gdy będzie patrzył ci w oczy.
Skinął na swych wojowników.
– Rozkujcie ją.
Hefirhenn drżała, gdy zdejmowali z niej łańcuchy. Hassem otoczył ramionami jej talię i szeptał jej do ucha:
– Zabijałaś dla mnie tak wiele razy, że ten jeden nie zrobi różnicy. Połączy nas na nowo. Musisz mi udowodnić, że nadal nie masz w sobie słabości. Wiesz, że kocham cię tylko za twoją siłę, choć jesteś piękna. Zawsze to powtarzałem.
– Nie zrobię tego – rzuciła odmowę Hassemowi prosto w twarz.
– Zrobisz, jeśli chcesz żyć. Ty albo on. – Głos stężał mu z wściekłości. Przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej i boleśnie wykręcił jej rękę. – Wybieraj!
– Już wybrałam. Odpowiedź brzmi nie.
– Pozwól, że ci to ułatwię, Hefirhenn. Możesz być moją królową albo możesz być martwa. Czy to rzeczywiście aż tak trudny wybór?
• • •
Hegal obserwował Hassema cały wieczór. Był królem i powinien wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w Lagasz, a mimo to Hassem działał za jego plecami. Nie powiedział mu o swych zamiarach. Nie szanował go na tyle, by mu powiedzieć. Hegal nigdy nie poznałby szczegółów tajemnego planu, gdyby nie przekupił kilku ludzi, aby donosili mu o każdym kroku Hassema. Gdyby nie wysłał ludzi na przeszpiegi, chcąc się dowiedzieć, dokąd wysłał zaufanych wojowników i dlaczego. W ten sposób poznał wieści o porwaniu Nasserheha. W ten sposób zaczęły go nawiedzać ponure podejrzenia.
Hassem jednakże nie był jedynym, który o niczym mu nie mówił. Sermin także nie wtajemniczała go w swoje zamiary. Widział, co działo się między nimi i mimowolnie zastanawiał się, dlaczego tak bardzo chciała mieć Hassema po swojej stronie, że planowała mu się oddać. Czy chciała mieć go blisko, bo mu nie ufała? A może nie ufała zdolnościom Hegala? Może uważała, że nie zdoła utrzymać tronu Lagasz i szukała teraz innego… sojuszu? Gnębiły go te myśli. I znów, tak jak kiedyś, nie potrafił spokojnie spać. Rzucał się na łóżku w komnacie, która jeszcze niedawno należała do jego ojca. Myślał o zwłokach Szaachanna rozkładających się pod ziemią. O zwłokach swego martwego brata-rywala. I nie czuł się ani trochę bardziej bezpieczny, niż wówczas gdy żyli. Opłacał więc coraz hojniej szpiegów, którzy donosili mu o poczynaniach tej trójki. Opłacał też wpływowych wojowników, czując, że musi wzmocnić swoją pozycję w Lagasz. Zanim będzie za późno.
A gdy dziś usłyszał, że Nasserheha sprowadzono potajemnie do Lagasz, niemal zatrząsł się z wściekłości. Jak Hassem śmiał działać tak za jego plecami? Jak śmiał sięgać w tajemnicy po Urhussum? Jak śmiał bez jego wiedzy?
Hegal dobrał sobie kilku wojowników, którzy towarzyszyli mu teraz wszędzie. Opłacał ich z własnej kiesy i zapewniał, że pewnego dnia będą dowodzić jego armiami. Eskortowali go do miejsca, gdzie mógł przez mały otwór w murze słuchać i obserwować więźniów. Z zainteresowaniem i ciekawością podsłuchiwał więc Hassema, próbującego przeciągnąć Hefirhenn na swoją stronę. Puszącego się przed nią, gdy opowiadał z jaką łatwością zdołał dojść do władzy w Lagasz.
Hegal struchlał słuchając tej opowieści. Odnalazł w niej własną głupotę i naiwność. Prawda była smutna i gorzka. Czuł lód pełznący wzdłuż kręgosłupa, gdy Hassem cedził pełne pychy i arogancji słowa o podstępie i kłamstwach, których się dopuścił. Gdy mówił o tym, jak zdołał sprawić, że matka zgładziła ojca swego dziecka, a brat zabił rodzonego brata. Z powodu skorpiona. Skorpiona, którego podrzucił Gizzoh.
Hegal słuchał, łykając ostatnie dziecinne łzy. Przełykając wstyd, upokorzenie i zawód.
• • •
Jeden z wojowników oblał Nasserheha zimną wodą, zmuszając, aby się ocknął. Król uniósł się na łokciach, wracając do przytomności. Ale Hassem nawet na niego nie spojrzał zajęty rozmową z Hefirhenn. Całą uwagę skupił na niej.
– Więc, ukochana? Co zdecydowałaś?
« 1 7 8 9 10 »

Komentarze

11 VII 2022   13:11:11

Czyta się nieźle. Ale wrażenie psują braki w researchu.
Z powodu niewielkiej zawartości fantastyki (brzytwa Lema się kłania!) zwróciłem uwagę na błędy że tak je nazwę - technologiczne.
Mezopotamia, Sumer - to mniej więcej opisany stopień rozwoju cywilizacyjnego (świadczą o tym także nazwy bóstw).
Otóż wtedy w uzbrojeniu królował brąz. Dość prymitywny jeszcze brąz, czyli brąz stosunkowo MIĘKKI.
Podstawowym uzbrojeniem wojowników na rydwanach była więc broń kłująca - czyli dzidy/ oszczepy oraz sieczna - ale nie miecze, tylko topory. A do tego łuki. Miecze z brązu były głównie uzbrojeniem pieszych falang - i służyły do dźgania przeciwnika, czyli robienia w nim głębokich dziur, a nie masywnych cięć opisanych przez Autorkę. Tego typu cięcia "rozpruwające ciało od pachwinny po udo" były takimi mieczami czy sztyletami (także używanymi do DŻGANIA a nie cięć - po prostu absolutnie niemożliwe - to stało się dopiero możliwe po upowszechnieniu się wysokogatunkowej stali, czyli dopiero za czasów BARDZO późnego cesarstwa rzymskiego.
I druga sprawa - te "strzałki ze środkieem obezwładniającym". NIE BYŁO TAKIEJ OPCJI w owej epoce histpryczno-technologicznej. Ówczesne strzałki nie mogły wyglądać jak strzykawki - bo ich wówczas nie znano. Zatem jeśli nawet były czymś zatrute, to nie opioidami, czy syntetykami, a najwyżej toksynami zwierzęcymi czy roślinnymi, działającymi albo dopiero po kilku-kilkudziesięciu minutach, czyli NIE OD RAZU - nie znali takich technlogii! - ale wyłącznie ŚMIERTELNIE, albo przewlekle, ale dopiero po dłuższym czasie (godziny, dni, tygodnie).
Powtórzę - czyta się nieźle, ale przez te technologiczne solidne anachronizmy, z miejsca włącza się kryterium niewiary. Szkoda.

25 VII 2022   17:42:40

@Paweł- "toksynami zwierzęcymi czy roślinnymi, działającymi albo dopiero po kilku-kilkudziesięciu minutach, czyli NIE OD RAZU - nie znali takich technlogii! - ale wyłącznie ŚMIERTELNIE…" Powiedz to wszystkim ofiarom kurary, której działanie jest praktycznie natychmiastowe, a tylko od dawki zależy, czy ofiara umrze, czy też zostanie sparaliżowana na dłuższy czas. W rejonie Środkowego Wschodu podobną rolę mógł pełnić tojad albo cis.
PS- topór jako broń sieczna? Jestem sobie to w stanie wyobrazić, ale tylko w trakcie pokazowego pojedynku. Nie bez powodu zalicza się go do broni obuchowych- zadaje rany tzw. "rąbano-szarpane" o bardzo niekształtnych brzegach, trudne do opatrzenia, często zawierające elementy uszkodzonego/rozerwanego uzbrojenia.

24 VIII 2022   15:06:06

Niestety, F, nie masz racji.
Kurara, i to ta najzjadliwsza, działa po kilkunastu sekundach ALE WYŁĄCZNIE WSTRZYKNIĘTA w konkretnej dawce ze STRZYKAWKI wprost do głównych naczyń krwionośnych.
Człowiek UKŁUTY igłą z kurarą domięśniowo, a w opku TYLKO to mogło mieć miejsce, zaczyna to odczuwać dopiero po kilku-kilkunastu minutach.
Cis i tojad - a przeczytasz to nawet w wiki, działają głównie oraz najefektywniej po bezpośrednim SPOŻYCIU - i też DOPIERO po dłuższym czasie. Co najmniej kilkudziesięciu minutach, a nawet po paru godzinach. Sam wyciąg z cisu czy tojadu, którym posmarowano by igłę (bo nadal powtórzę - w Sumerze STRZYKAWEK jeszcze nie wynaleziono) i wkłuto ją w mięsień może najwyżej doprowadzić do lokalnego podrażnienia. Itd itp. Toksykologia piękną nauką jest.
Topór ówczesny owszem, był bronią przede wszystkim sieczną. Przypominał nieco zwyczajną dzisiejszą siekierę na długim trzonku, coś jak przerośniętą ciupagę ze znacznie szerszym ostrzem. Właśnie do zadawania CIĘĆ. Obuszek takich toporów był znacznie mniej skuteczny.
I w niczym nie zmienia to faktu, że MIECZE ówczesne, oraz SZTYLETY - wszystkie z brązu, były zdecydowaie za miękkie, by ciąć i pruć ciała niczym japońskie katany czy szable z bułatu. Zatem służyły niemal wyłącznie do zadawania PCHNIĘĆ. I nawet wówczas potrafiły się zwyczajnie wygiąć na byle skórzanej zbroi. Twardy i ostry (PRAWIE jak śedniej twardości stal) BRĄZ BERYLOWY wynaleziono dopiero ze sto lat temu.
Materiałoznawstwo, i to solidne, właśnie dlatego (obok toksykologii ;) podstawą pisania o wojnach starożytności jest!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.