Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Antosiewicz
‹Królestwo Wiatrów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMichał Antosiewicz
TytułKrólestwo Wiatrów
OpisUrodzony w 1988 roku, copywriter. Debiut literacki to opowiadanie „Dzieci Wojny”, opublikowane w Wydaniu Specjalnym Fantastyki 04/2014. W kwietniu 2021 roku nakładem Wydawnictwa SQN ukazała się antologia „Nowoświaty” z opowiadaniem „Flaworyści”.
Gatunekfantasy

Królestwo Wiatrów

Michał Antosiewicz
1 2 3 5 »
Okręciła się na pięcie i odeszła. Jeszcze dobrą chwilę po tym, jak zniknęła za bramą, Ceandric czuł odurzający zapach jej perfum, niemal słyszał jak powietrze trzeszczy od unoszących się w nim ładunków mocy, uwolnionych przez czarownicę w krótkim przypływie złości. W zamyśleniu pogładził włoski na przedramionach, które magiczna energia postawiła na sztorc.

Michał Antosiewicz

Królestwo Wiatrów

Okręciła się na pięcie i odeszła. Jeszcze dobrą chwilę po tym, jak zniknęła za bramą, Ceandric czuł odurzający zapach jej perfum, niemal słyszał jak powietrze trzeszczy od unoszących się w nim ładunków mocy, uwolnionych przez czarownicę w krótkim przypływie złości. W zamyśleniu pogładził włoski na przedramionach, które magiczna energia postawiła na sztorc.

Michał Antosiewicz
‹Królestwo Wiatrów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMichał Antosiewicz
TytułKrólestwo Wiatrów
OpisUrodzony w 1988 roku, copywriter. Debiut literacki to opowiadanie „Dzieci Wojny”, opublikowane w Wydaniu Specjalnym Fantastyki 04/2014. W kwietniu 2021 roku nakładem Wydawnictwa SQN ukazała się antologia „Nowoświaty” z opowiadaniem „Flaworyści”.
Gatunekfantasy
Teraz
Byli ledwie kilka jardów od bramy, kiedy dostrzegli na podwórku psa, popielata sierść kryła go w sinej mgle poranka. On sam zdawał się na nich czekać, musiał już wcześniej pochwycić zapach niesiony przez spływający ku dolinie wiatr. Tkwił nieruchomo, niepewny co dalej. Podejdą bliżej czy zawrócą?
Podeszli. Pies poderwał łeb i zaniósł się ochrypłym szczekaniem, ściany domu, stodoły i chlewu odbiły jego głos. Nikt nie wyjrzał, by sprawdzić co się dzieje. Zaszczekał więc jeszcze raz i ponownie odpowiedziała mu głucha cisza. Ale przynajmniej intruzi zatrzymali się przed granicą posesji.
– Ci też się wynieśli – westchnął Ceandric.
Przez chwilę przyglądał się zabudowaniom z czerwonej cegły. Ładne gospodarstwo, duże. Widać bogate. Było…
– Burka zostawili – odparła Isbel.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Jedna gęba mniej do wykarmienia.
Przy skórzanej obroży psa wciąż tkwił przyczepiony długi kawał sznura z postrzępionym końcem. Część liny wiła się między nogami zwierzęcia, a reszta leżała w błocie pod ścianą stodoły. Z początku biedny kundel sądził pewnie, że jego pan wraz z rodziną wrócą, czekał więc wiernie, zjadał resztki kości, które jeszcze gdzieś znajdował wokół budy, zlizywał zaledwie wspomnienie smaku z już dawno wypolerowanej na połysk michy, popijał wodą z kałuż. Raz czy dwa udało mu się złapać dżdżownicę i czuł się wtedy największym szczęściarzem na świecie. W końcu jednak dotarło do niego, że został sam. Nikt nie przyjdzie, by go nakarmić. Długie godziny spędził na gryzieniu i szarpaniu liny, kalecząc sobie dziąsła na szorstkich włóknach, wyrywając stare zęby. Głód był silniejszy niż ból, ale wciąż słabszy niż psie poczucie obowiązku.
– Dobry pies – mruczał Ceandric, zbliżając się do niego powoli. – Cały czas pilnujesz swojego domu, co, staruszku? Może i racja, w okolicy i tak nie ma wiele do jedzenia. No, no, już, nie bój się.
Wysunął przed siebie dłoń.
– Dobry, dobry pies…
Szczeknięcia powoli stawały się coraz cichsze, coraz mniej przekonywające. Wreszcie pies umilkł i po chwili wahania sam, na ugiętych – ni to ze strachu, ni to ze słabości – nogach zbliżył się do mężczyzny. Obwąchał obcą dłoń, która nie pachniała chyba aż tak złowrogo, jak z początku sądził. Dotknął pyskiem spoczywający na niej pasek suszonego mięsa, chwycił go z miękkim kłapnięciem szczęk.
– Powoli, powoli – poradził Ceandric – bo się zaraz porzygasz. Trzymaj.
Drugi kawałek wołowiny, tak jak i poprzedni, błyskawicznie zniknął w paszczy.
– Nie licz na to, że będę się z tobą dzielić swoim żarciem! – rzuciła Isbel, przyglądając się wszystkiemu nieco z tyłu.
– Dam sobie radę – odparł druid. – A ty co, jeszcze byś zjadł?
Pół pajdy chleba, dwa kęsy twardego sera i tłusty płat wędzonej ryby później pies wyraźnie się rozochocił. Z jego gardła nie płynęło już szczekanie i warczenie, lecz przymilne popiskiwanie. Ogon nieśmiało kiwał się na boki, a niedowidzące ze starości oczy ufnie wpatrzyły się w twarz klęczącego przed nim człowieka, jeszcze przed chwilą intruza. Nie miał już nic przeciwko temu, żeby duża, twarda dłoń spoczęła na jego głowie, przejechała po brudnej sierści, podrapała za uszami, gdzie wiek nie pozwalała mu podrapać się samemu. Przy każdym ruchu błogie rozluźnienie ogarniało sztywne mięśnie, bijące od ludzkiej ręki ciepło powoli topiło drzemiące między kośćmi zmęczenie.
– Spokojnie, spokojnie, już wszystko jest dobrze…
Nie rozumiał słów, ale przecież nie musiał. Wystarczył cichy, kojący ton, by pozwolił się objąć szerokimi ramionami, przytulić. Objąć za chudy, kruchy kark.
– Wszystko dobrze…
Popiskiwanie ucichło nagle, jak ucięte nożem. Ciszę, która zapadła, przerwał dopiero po dłuższej chwili przejęty szept Isbel:
– Coś ty mu, do diabła, zrobił?
Ceandric wyprostował się, cały czas obejmując martwe ciało. Głowa psa zwisała przez jego łokieć pod nienaturalnym, dziwnym kątem.
– To, co trzeba było zrobić – westchnął ciężko. I jakby ocknął się ze snu, dodał: – Chodź, poszukamy jakiegoś szpadla.
Kiedyś
Jarl Hakon w milczeniu i z uwagą przyglądał się leżącemu przed nim truchłu. W pierwszej chwili skrzywił się na widok pomarszczonej, różowej skóry, szerokich łapek z zalążkami szponów i stożkowatego, pozbawionego oczu łebka, jednak z każdą kolejną coraz wyraźniej na jego twarzy rysowało się zaciekawienie.
– Jeszcze raz: co to za szkarada? – spytał w końcu.
– Buroł, wasza miłość – padła błyskawiczna odpowiedź.
Ceandric z ukosa spojrzał na Yunę i uśmiechnął się. Jeszcze do niedawna poza magiczki, na każdym kroku zaznaczającej, że to ona jest tu Wiedzącą, wydawała mu się irytująca. Teraz już tylko się uśmiechał.
– Szczenię buroła, ściślej rzecz ujmując – powiedział.
Hakon podniósł na niego wzrok.
– Nigdy nie słyszałem o takich bestiach.
– Nic dziwnego. Buroły nie występują naturalnie w tych rejonach, są za to dość powszechne na południu, w strefie podzwrotnikowej.
– To skąd w takim razie wziął się ten tu, o?
– Jego matka przywędrowała tutaj w poszukiwaniu ciepła i jedzenia.
Yuna parsknęła cichym śmiechem.
– Wasza miłość, za pozwoleniem. Mamy uwierzyć, że jakieś biedne, samotne stworzenie zabłądziło kilkaset mil od swojego domu, przebyło taki kawał drogi tylko po to, żeby się tu rozmnożyć? Z całym szacunkiem, ale to jest niedorzeczne.
Jarl wodził oczami między nimi. Po jego minie – uniesionych brwiach i przygryzionych lekko wargach – nietrudno było zgadnąć, że znowu niewiele rozumiał.
– Wiemy tylko o jednym – mruknął Ceandric. – To różnica. Z czasem usłyszymy o kolejnych. Poza tym…
– Prawdopodobnie ktoś go tu przywiózł i wypuścił. – przerwała mu tamta, jakby w ogóle go nie słyszała. – Albo uciekł z klatki.
– Buroły to szkodniki, nie zwierzęta cyrkowe. Ich się nie łapie, tylko tępi.
Hakon ożywił się nagle.
– Szkodniki?
– Ryją tunele w ziemi, niszczą uprawy. Jak krety, tyle że dorosłe osobniki osiągają rozmiary dużego psa. Przy tym są agresywne jak diabli. Nigdy w życiu nie słyszałem, żeby ktoś je łapał. – Ceandric spojrzał na magiczkę. – Widziałem za to dzieci, które potraciły nogi i ręce w spotkaniu z nimi.
Yuna wytrzymała spojrzenie, nawet jej brew nie drgnęła.
– Wasza miłość. Wiem, jak ta hipoteza brzmi, ale pragnę zauważyć, że jedynym jej potwierdzeniem, są te oto zwłoki. Na takiej podstawie nie można niczego zakładać, bądźmy poważni. Nadto, nawet jeśli już przyjmiemy, że faktycznie mamy do czynienia z masową migracją tych stworzeń na nasze ziemie, to przecież nie jest to problem, z którym nie można sobie poradzić. Południowcy mają skuteczne sposoby zwalczania burołów, możemy je stosować… Ba, możemy je ulepszyć! Uważam, że nasz przyjaciel celowo wyolbrzymia całą sytuację, aby po prostu nas nastraszyć.
Ceandric westchnął.
– Nastraszyć was? Nie, nie. Jedynie próbuję przemówić wam do rozumu. Mówiłem to już wielokrotnie, ale powiem raz jeszcze – przeceniacie swoje możliwości. Igracie z siłami, których nie pojmujecie i nad którymi prędzej czy później stracicie panowanie. A im później, tym gorzej. To – wskazał palcem na ciało, które obsiadło już kilka tłustych much – zaledwie początek. Zapamiętajcie to dobrze i potraktujcie jako symbol.
Po tych słowach zapadło milczenie. Przez długą chwilę słychać było jedynie jak świszczy wiatr. Jak hula po dziedzińcu Vinderrike, wypełnia go ciepłem i zapachem zbóż z pobliskich pól.
Jarl przeciągnął dłonią po twarzy, jakby wraz z potem chciał ściągnąć z niej zmęczenie.
– I co ja mam z tym zrobić? – spytał, nie patrząc na nikogo. Wszyscy wiedzieli jednak, do kogo kierował to pytanie.
Zarządca, do tej pory trzymający się nieco na uboczu i jedynie przysłuchujący rozmowie bez zabierania głosu, podszedł bliżej.
– Żniwa niedawno się zaczęły, mój jarlu – powiedział. – Ponadto majster Kjell niedawno zgłosił pewne problemy przy budowie wschodniego skrzydła zamku…
– Masz rację. – Hakon zwrócił się już do Yuny i Ceandrica. – Wy znacie się na tych magiczno-przyrodniczych kwestiach lepiej niż ja, załatwcie to więc jakoś. Ja nie mam do tego głowy, muszę zająć się innymi sprawami. Rany boskie, co za upał, pani Yuno, trwa to już zbyt długo, może pani coś z tym…? Tak? Dziękuję.
1 2 3 5 »

Komentarze

18 VI 2023   02:51:31

Druidzka teoria (wiadomo, szukać u Sapkowskiego) efektownie wyłożona ;)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.