Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Antosiewicz
‹Królestwo Wiatrów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMichał Antosiewicz
TytułKrólestwo Wiatrów
OpisUrodzony w 1988 roku, copywriter. Debiut literacki to opowiadanie „Dzieci Wojny”, opublikowane w Wydaniu Specjalnym Fantastyki 04/2014. W kwietniu 2021 roku nakładem Wydawnictwa SQN ukazała się antologia „Nowoświaty” z opowiadaniem „Flaworyści”.
Gatunekfantasy

Królestwo Wiatrów

Michał Antosiewicz
« 1 2 3 4 5 »

Michał Antosiewicz

Królestwo Wiatrów

To rzekłszy, odszedł, by schować się w chłodnym wnętrzu zamku, a za nim udał się zarządca wraz z resztą skromnej świty.
– Idiota – syknęła Yuna.
Ceandric uśmiechnął się pod nosem. Dokładnie to samo pomyślał, chociaż zdawał sobie sprawę, że decyzja Hakona, by nie podejmować właściwie żadnej decyzji była mu na rękę. A w każdym razie była mniej szkodliwa, niż wzięcie strony magiczki. Jarl był młody, z głową nabitą ideałami, ale nie głupi, Ceandric wciąż mógł przekonać go, że…
– Jesteś wrzodem na dupie, druidzie.
– Wrzody są objawem choroby – odparł, wzruszając ramionami.
– Nie ma w tym kraju żadnych chorób. A wiesz dlaczego? Bo nie ma w nim też głodu, nie ma biedy ani bezhołowia. I wszystko to, nieskromnie mówiąc, moja zasługa.
– Wkrótce za to będzie w nim więcej burołów. Wszystko twoja zasługa.
Yuna uśmiechnęła się samymi kącikami ust.
– Poradzimy sobie. Od lat sobie radzimy ze wszystkim. Sami, bez pomocy obcych mędrców i ich światłych uwag. Dziękuję za troskę, ale naprawdę jej tu nie potrzebujemy, może spróbujesz gdzie indziej? A teraz wybacz, ale ja również mam ważniejsze sprawy na głowie, niż martwe szkodniki.
– Musisz to przerwać. Musisz…
Yuna już go minęła, raźnym krokiem maszerując w kierunku bramy i drogi wiodącej za mury, lecz te wypowiedziane cichym głosem słowa sprawiły, że zatrzymała się w pół kroku i odwróciła w jego stronę. Wyraz jej twarzy nie zmienił się, wciąż była lekko uśmiechnięta. Jedynie oczy, duże i przypominające dwa orzechy, zalśniły zimnym blaskiem, niczym światłem odbitym od ostrza noża.
– Nigdy nie mów mi, że coś muszę.
Okręciła się na pięcie i odeszła. Jeszcze dobrą chwilę po tym, jak zniknęła za bramą, Ceandric czuł odurzający zapach jej perfum, niemal słyszał jak powietrze trzeszczy od unoszących się w nim ładunków mocy, uwolnionych przez czarownicę w krótkim przypływie złości. W zamyśleniu pogładził włoski na przedramionach, które magiczna energia postawiła na sztorc.
– Wybacz, malutki – mruknął pod adresem buroła. – Miałem nadzieję, że mi pomożesz. Chodź, odprowadzę cię do mamy.
Muchy poderwały się z oburzonym bzyczeniem, kiedy podniósł blade ciało z ziemi. Przez chwilę jeszcze go goniły, ale szybko dały sobie spokój. Jakby wiedziały, że czeka go długa droga.
Teraz
Przeszukali całe obejście, nigdzie nie znaleźli jednak ani szpadla, ani haczki, ani nic, co jakkolwiek przydałoby się do wykopania dołu. Isbel obstawała przy tym, żeby zostawić psa wronom, Ceandric jednak się uparł. Nożem rozciął warstwę darni na tyłach domu, a ziemię spod niej wydobył gołymi rękami, wspomagając się przy tym nieprzydatną już nikomu, wylizaną do połysku miską. Trochę to trwało, druid miał więc czas na opowieść.
– Była ich piątka. Matka i czwórka szczeniaków…
– Jak na druida masz bogate doświadczenie w zabijaniu żywych stworzeń – burknęła Isbel.
– To chłopi dorwali matkę – odparł spokojnie, odrzucając na boki garści gleby. – W tamtej okolicy już od jakiegoś czasu mówiło się o cudacznych stworach, które ryją na polach, niszczą uprawy. Któregoś dnia do wioski przybiegła córka jednego z gospodarzy, zapłakana, bo diabeł wyskoczył na nią spod ziemi. No to się ludzie wreszcie skrzyknęli, zaczęli szukać… Okrutnie ją pokłuli…
– Co? Dziewczynkę?
– Matkę. Jakoś im uciekła i żyła jeszcze, kiedy ją znalazłem, ale ledwo. Maluchy i tak by długo bez niej nie przeżyły, dzień, dwa i albo ludzie znaleźliby ich gniazdo, albo lisy. Nie było potrzeby, żeby się męczyły w oczekiwaniu na śmierć.
Wyprostował się, złożył psa do grobu, bardzo delikatnie. Zwierzę wyglądało, jakby spało skulone w kłębek.
– A skąd ty wiedziałeś, gdzie szukać jej gniazda?
– Powiedziała mi. Wszystko mi powiedziała.
– Kto?
– Matka.
– Ach, tak…
Nic nie robił sobie z jej sarkastycznego tonu. Bez pośpiechu począł zagarniać ziemię z powrotem do dołu.
– Tak, zwierzęta mają wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Ważnych rzeczy. A ludzie nie potrafią słuchać nawet siebie nawzajem.
Psie ciało powoli niknęło pod coraz grubszą warstwą ciemnych grud, najpierw zad, potem łapy i tors. Kiedy ziemia wypełniła już cały dół, Ceandric poklepał ją lekko i wstał, otrzepując dłonie.
– Gdyby magiczka mi wtedy nie przerwała – rzekł – dowiedziałaby się, że ta samica nie przebyła wcale setek mil, sama urodziła się bowiem zaraz za granicą gór, jej matka zaś nieco dalej na południe, a matka matki jeszcze trochę dalej… Buroły migrowały w tę stronę już od kilku pokoleń. Takie zmiany trwają całymi latami.
– Ach, tak… A ten kundel? On też ci powiedział coś ważnego?
– Powiedział.
– A co na przykład?
– A na przykład, że na zachód stąd, tam o, w lesie stoi wieża.
Ilustracja: Michał Antosiewicz
Ilustracja: Michał Antosiewicz
Isbel spojrzała w kierunku wskazywanym przez jego wyciągniętą rękę.
– Co za wieża?
– Wieża, którą musisz zobaczyć.
Dziewczyna, zdaje się, chciała spytać o coś jeszcze, ale nie dał jej szansy. Idąc we wskazanym przez psa kierunku, słuchał już tylko szumu wiatru i nadciągającego za nim deszczu.
Kiedyś
Głęboki pomruk stoczył się w dół doliny, narastał stopniowo, długo opadał jak fala. Na ten dźwięk mieszkańcy Jabłonicy podnieśli głowy, znieruchomieli wpatrzeni w ciemne chmury wiszące za łańcuchem gór na wschodzie. Musieli wiedzieć, że już po wszystkim, że teraz już nie mają się czego bać, a mimo to w ich oczach dało się dostrzec lęk. Dopiero gdy pomruk wybrzmiał, jak odczarowani wyrwali się z bezruchu i wrócili do pracy. Nikt się już nie ociągał, bo choć była niedziela, a dzień święty należy święcić, mieli mnóstwo pracy, która nie mogła czekać do jutra. Odzywano się mało, czasem tylko ktoś ochrypłym, pustym głosem wykrzyknął jakieś przekleństwo, ktoś inny załkał cicho.
Ceandric, który wraz z kilkoma innymi mężczyznami rozbierał zniszczoną więźbę dachową jednej z nielicznych ocalałych chat, nie mówił nic. Od czasu do czasu odrywał jednak wzrok od połamanych belek, toczył nim po okolicy – wtedy wzdychał cicho na wspomnienie tego, jak Jabłonica wyglądała wcześniej. Gdy zobaczył je po raz pierwszy, ukwiecone jabłonie i grusze w pełnym słońcu przypominały mu puchate chmury. To było w południe. Teraz słońce chyliło się ku zachodowi, a po białych kwiatach nie było ani śladu.
Nim skończyli z dachem, ścieżką od strony doliny nadjechało kilku konnych. Jechali szybko, ale tuż przed wioską zwolnili, jakby oszołomieni tym, co ujrzeli. Ceandric od razu rozpoznał jeźdźca na przedzie. Bez słowa zszedł z resztek chaty i zbliżył się do jednego z miejscowych.
– Gości macie, sołtysie – powiedział.
Tamten uniósł na niego spojrzenie ledwie przytomnych, szklistych oczu, po czym odwrócił się w stronę ścieżki, pokiwał głową. Razem wyszli konnym naprzeciw.
– Dzień dobry, Eyrling – przywitał dowódcę drużyny Ceandric.
– Pochwalony – mruknął tamten, lekko zdumiony na jego widok. – Co się tu, u licha, stało?
Sołtys przez dobrą chwilę nie mówił nic, nawet się nie poruszył, a kiedy już otworzył usta, słowa uwięzły mu w gardle.
– No? – ponaglił Eyrling. – Mówże, człowieku…
– Ja… nie wiem… Burza… Mój Boże, nie mogę… Nie mogę..
Więcej już nic nie powiedział, twarz wykrzywił mu grymas rozpaczy. Ceandric położył mu dłoń na ramieniu i gestem wskazał zabudowanie. Starszy pokiwał głową i odszedł powoli by wrócić do pracy. Idąc, ocierał twarz ze spływających po niej łez.
– Burza…? – mruknął dowódca. – Zwykła burza zrobiłaby… coś takiego?
– Widocznie to nie była zwykła burza.
– A wyście tu byli? Widzieliście, co się stało?
– Byłem. Ale wiele nie widziałem.
Bo w istocie, trudno było zobaczyć cokolwiek, siedząc zamkniętym w piwnicy, w ciemności, w ciasno zbitej gromadzie ludzi. Wiele za to słyszał między zlęknionymi westchnieniami, drżącymi głosami recytującymi słowa modlitwy i dziecięcymi pochlipywaniami. Słyszał trzask łamanych belek i zrywanych dachów, ryk oszołomionych, uwięzionych w stodołach zwierząt, rozpaczliwe krzyki tych, którzy nie schowali się na czas lub uparcie próbowali ratować cokolwiek. Nade wszystko jednak słyszał upiorne wycie wichru i huk gromów, jeden za drugim uderzających ze wściekłością, jakiej w tych stronach – był tego pewien – nie poznał nigdy nikt.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

18 VI 2023   02:51:31

Druidzka teoria (wiadomo, szukać u Sapkowskiego) efektownie wyłożona ;)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.