W klubie anonimowych smokobójców wytrzymał tydzień, terapia ziołowa, doradzona przez ciotkę Zenobię, nic nie dała, nawet podawanie metasmokonu niewiele dało, jedynie obniżyło dawkę do dwóch smoków na miesiąc.
Pierwszy lepszy smok
W klubie anonimowych smokobójców wytrzymał tydzień, terapia ziołowa, doradzona przez ciotkę Zenobię, nic nie dała, nawet podawanie metasmokonu niewiele dało, jedynie obniżyło dawkę do dwóch smoków na miesiąc.
Daniel Reutt
‹Pierwszy lepszy smok›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
Autor | Daniel Reutt |
Tytuł | Pierwszy lepszy smok |
Opis | Cóż ma robić rycerz uzależniony od smoków? A cóż robić ma smok, którego ów napotka? |
Gatunek | fantasy, humor / satyra |
Przez smaganą wichrem krainę Wakobo pędził na swym wiernym rumaku szlachetny rycerz Afion. Waleczny i odważny był to mąż, a przy tym przystojny nad wyraz. Białogłowy na dworze ojca, króla Sorefa, szalały za nim wszystkie bez wyjątku . Szlachetny Afion udawał się właśnie do zamku możnego króla Waerna, władcy krainy Wakobo.
Król ten miał problem nie lada. W Górach Północnych, nieopodal miejsca, gdzie Południowy Szlak przecina Zachodni Strumień, pojawiła się bestyja straszliwa, smok Enopac. Okrutny był to potwór, co spustoszenie wielkie czynił, wsie oddechem ognistym palił, ludzi odorem trującości ogromnej gubił, dziewice niewolił, z króla srodze a nieprzystojnie się naigrywał i, last but not least, zablokował szlak handlowy do Zachodnich Krain, przez co srodze cierpiał skarb królewski. Ogłosił więc król w swej mądrości monarszej niezmierzony, iż śmiałek któren by bestyję pokonał, nagrody wielkiej spodziewać się może a wdzięczności królewskiej także.
Szósty już miesiąc minął, odkąd heroldzi wieść ową rozgłosili i wielu już szlachetnych rycerzy krwi najprzedniejszej potwór zgładzić zdołał. Na twarzy galopującego Afiona malowała się troska. Za tydzień zaczynały się wybory Mistera Uniwersum, w którym to konkursie rycerz stanąć pragnął i sposobił się do tego pilnie od wielu już miesięcy, albowiem wygranie tak szlachetnego konkursu chlubę przynosiło niezmierzoną, nie tylko jemu, ale i całemu rodowi jego. Jednakowoż, gdy dwa dni temu o bestyji usłyszał, nie zastanawiając się na koń skoczył i do krainy Wakobo ruszył, albowiem uzależnion był od smoków okrutnie. Cóż, nikt nie jest doskonały.
Uzależnienie od smoków to częsta przypadłość rycerzy i, niestety, niezwykle trudna do wyleczenia. Książę przekonał się o tym na własnej skórze. Próbował chyba wszystkich terapii, niestety, z mizernym skutkiem. W klubie anonimowych smokobójców wytrzymał tydzień, terapia ziołowa, doradzona przez ciotkę Zenobię, nic nie dała, nawet podawanie metasmokonu niewiele dało, jedynie obniżyło dawkę do dwóch smoków na miesiąc. Dobre i to, pocieszał się książe, pędząc na spotkanie z kolejnym potworem.
Dotarłszy do Gór Północnych zostawił swego szlachetnego rumaka w zajeździe i o leże bestyji wprzód wypytawszy, pieszo ruszył. Ten, smoków naturą zwyczajną, najdziksze ostępy górskich pustkowi za siedlisko sobie upodobał. Nie ustrzegł się jednak okrutnik, i tam odnalazł go szlachetny wojownik, choć trzy dni na poszukiwania strawił. Stanął przed pieczarą ohydną wyglądem i wonią, gdzie bestia dni przeczekiwała, aby w nocy tym łacniej zniszczenie czynić. Stanął bez trwogi przed jamą i krzyknął:
– Jestem książę Afion, syn władcy krainy Bachad, rycerz nad rycerze, chwałą po wielokroć okryty w bojach wszelakich i turniejach sławnych. Wyjdź, stworze piekielny, i gotuj się na śmiertelną przeprawę, albowiem zaprzysiągłem cię zgładzić i zaprawdę, dotrzymam słowa albo sam legnę.
Pomruki jakoweś dały się słyszeć z głębi pieczary i wypełzła bestia na światło dzienne. Spojrzała na przybysza i rzekła wielkim głosem:
– Jestem Enopac, potwór okrutny, co spustoszenie wielkie czyni, wsie oddechem ognistym pali, ludzi odorem trującości ogromnej gubi, dziewice niewoli, z króla srodze a nieprzystojnie się naigrywa i, last but not least, blokuje szlak handlowy do Zachodnich Krain, przez co srodze cierpi skarb królewski. Kto ośmiela się zakłócać mój spokój? Gotuj się na śmierć, pokurczu! Zanim jednak walkę swą beznadziejną rozpoczniesz, uprzedzić cię muszę, abyś sztuczek magicznych poniechał, albowiem czary żadne nie imają się mnie, gdyż sam czarownikiem wielkim jestem. Samym jeno mieczem bój podjąć musisz, co bardziej jeszcze beznadziejnym go czyni.
– Enpoacu, bestio szkaradna! Miecz mój wystarczającą jest bronią przeciw tobie, a osoby mej szlachetnej obelgami nie tykaj, albowiem poniżając mnie, innych smoków dziesiątki poniżasz, częstokroć potężniejszych od ciebie, które z ręki mej legły, a z którymi wkrótce w piekle się spotkasz.
– Innych smoków? – na twarzy Enopaca odmalowało się rozczarowanie. – I to w dodatku dziesiątki!?- Zaakcentował nieco ostatnie słowo.
– No wiesz… Taki rycerz, jak ja… czego właściwie się spodziewałeś? – Afion stracił nieco pewność siebie. Nie spodziewał się takiej reakcji.
– Sam nie wiem. Właściwie masz racje…to nie ma żadnego znaczenia. Zaczynajmy.
– Na pewno? – zapytał raz jeszcze dla pewności, wyciągając jednocześnie miecz, i aby udobruchać smoka dodał jeszcze:
– Właściwie, to tych smoków nie było aż tak wiele… I właściwie nie były tak potężne. W każdym razie nie tak, jak ty! – zakończył rezolutnie.
– Naprawdę uważasz, że jestem potężny? – zapytał z nadzieją w głosie smok.
– No jasne. Potężny i… straszny! – a widząc, że komplementy podnoszą smoka na duchu, dorzucił:
– I okruny… i… hmm… eee… wielki! Wielki i… eee… groźny, oraz… hmm… przerażający! I znasz magię, w dzisiejszych czasach rzadko, który smok posiada takie umiejętności!
Smoka wyraźnie podniosły na duchu wszystkie te komplementy, wyprostował się i zaczął toczyć wokół dzikim wzrokiem.
– Taak! Jestem wielki i okrutny! Złe spojrzenie, stalowe kły, ognisty oddech…
– … nawet skrzydła! – wpadł mu w słowo książę. Ale szybko tego pożałował.
– Skrzydła!? Musiałeś!?
– Co?
– Wypomnieć mi skrzydła?
– Nie chciałem, przepraszam. Zapędziłem się…Właściwie nie są takie złe… No, może są odrobinę za duże, ale za to jakie praktyczne, takimi wielkimi skrzydłami można o wiele więcej niż zwykłymi, można na przykład, tego no, echm… no na przykład…
– Pogarszasz tylko sprawę – rzekł ponuro Enopac. Usiadł ciężko na głazie i westchnął – zawsze się ze mnie śmiali, koledzy w szkole, bracia w domu i potem także. Ech… szkoda gadać.
– Nie przejmuj się – Afion usiadł obok niego i poklepał go przyjacielsko. – Nikt nie jest doskonały. I ty też. I dobrze. Wyobrażasz sobie świat zapełniony nieskazitelnymi rycerzami, nieskończenie cnotliwymi pięknymi księżniczkami i dobrymi królami? Byłoby nudno, jak cholera. Zwłaszcza te księżniczki… czy wiesz, że w zeszłym miesiącu… ale chyba zbaczam z tematu. Dobrze jest, gdy na zbroi rycerza pojawi się czasem kilka rys, lub gdy płaszcz króla jest nieco wytarty na plecach. Nie dodaje im to splendoru, może czasem ośmiesza, ale robi jednak coś ważnego, dla tych, którzy ich oglądają. Polepsza ich. Nie wiem jak, niech roztrząsają to mędrcy na dworze ojca, ja nie potrafię. Ten rycerz w poplamionej zbroi i z zezem jest ważniejszy od legionu najdoskonalszych paladynów. Ten król w wytartej purpurze i skłonnością do obżarstwa jest ważniejszy od tuzina potężnych , bogatych monarchów. Jesteś ważnym smokiem, ważniejszym od dziesiątków innych. Właśnie dlatego, że masz przerośnięte, pokraczne skrzydła. Rozumiesz? Jesteś ważny, bo jesteś potrzebny. Jeśli to zrozumiesz, wszystko się ułoży, wrócisz do domu, zaczniesz żyć…
– Myślisz? – na twarzy Enopaca pojawiło się ożywienie.
– No.
– Może masz rację – odparł zamyślony, a po chwili już dodał pewniej. – Tak, na pewno masz rację. Marnuję tu czas. – wstał energicznie i skierował się w stronę wyjścia z kotliny. – Wracam do Krainy Smoków. Uszedł parę kroków, po czym odwrócił się jeszcze i dodał:
– Na razie, równy z ciebie gość, jak na rycerza.
I poszedł. Afion patrzył, jak sylwetka Enopaca niknie za szczytami, aż znikła zupełnie. Wtedy zaczęło mu świtać, że coś tu nie gra. Coś poszło nie tak, jak miał pójść, ale nie wiedział, co. Książę nie był mocny w myśleniu, dał sobie więc spokój i ruszył w drogę powrotną.
Noc, cicha, rozgwieżdżona noc rozpostarła swe ciemne skrzydła nad krainą Bachad. Wszystkie ludzkie siedziby pogrążone były we śnie. W stolicy, na Zamku króla Sorefa, czasem tylko odległe nawoływania straży zakłócały majestatyczną ciszę. Nagle z komnaty księcia Afiona dał się słyszeć krzyk:
– KRAINA SMOKÓW???!