Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Witold Werner
‹Niewidzialność›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWitold Werner
TytułNiewidzialność
OpisNiewidomi żyją wśród nas, choć w swoim własnym świecie. I potrafią niezdrowo zafascynować tych, którzy się im przyglądają.
Gatunekobyczajowa

Niewidzialność

Podobnie jak wtedy, dojeżdżamy do Uniwersytetu. Dziewczyna siedzi do mnie tyłem, o tym, że to ona, upewnia mnie sterczący obok jej głowy maszcik laski. Ona znów zbiera się do wyjścia. Zastanawiam się, skąd wie, gdzie ma wysiąść. Liczy przystanki? A może Krakowskie Przedmieście (lub jakakolwiek inna ulica) jest charakterystyczna nie tylko swoim wyglądem?

Witold Werner

Niewidzialność

Podobnie jak wtedy, dojeżdżamy do Uniwersytetu. Dziewczyna siedzi do mnie tyłem, o tym, że to ona, upewnia mnie sterczący obok jej głowy maszcik laski. Ona znów zbiera się do wyjścia. Zastanawiam się, skąd wie, gdzie ma wysiąść. Liczy przystanki? A może Krakowskie Przedmieście (lub jakakolwiek inna ulica) jest charakterystyczna nie tylko swoim wyglądem?

Witold Werner
‹Niewidzialność›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWitold Werner
TytułNiewidzialność
OpisNiewidomi żyją wśród nas, choć w swoim własnym świecie. I potrafią niezdrowo zafascynować tych, którzy się im przyglądają.
Gatunekobyczajowa
– Wiesz – powiedziałem Ance – widziałem dziś na przystanku niewidomą dziewczynę.
– I pewnie byś mi o tym nie wspomniał – odparła moja pani – gdyby nie było w niej czegoś szczególnego.
Zna mnie dobrze i wnioskuje prawidłowo. Ania nigdy nie jest spokojna, gdy mówię o jakiejkolwiek dziewczynie. A właściwie mogłaby być, bo właśnie fakt, że o tych moich „widzeniach” mówię, powinien być dla niej dowodem moich uczciwych intencji. Nigdy bowiem nie silę się, żeby przekonać ją, że osoba przeze mnie widziana była paskudna i odpychająca. Nie umieszczam na jej twarzy nieistniejących blizn i nie twierdzę, że miała wiedźmowaty głos. Uznałem, że szczerość jest idealna i bezpieczna, a udawanie, że nie widzę innych dziewczyn, byłoby hipokryzją. I tylko dla równowagi opowiadam jej też o facetach, budząc wesołe podejrzenia o skłonności homoseksualne.
– Rzeczywiście, była wyjątkowo piękna.
– I pewnie tą swoją urodą prowokowała mężczyzn – Ania natychmiast zaczęła snuć perwersyjne wizje.
– Kilka razy kulistym zakończeniem swojej białej laski musnęła usta – przypomniałem sobie ten subtelny szczegół zachowania niewidomej, choć w tamtym momencie nie budził we mnie żadnych skojarzeń.
– A nie mówiłam? – parsknęła Ania.
• • •
Niewidomą dziewczynę zobaczyłem na przystanku przy Anielewicza na Muranowie. Wracałem właśnie z cotygodniowej pogawędki o wszystkim i o niczym z Wendallem. Stała na przystanku niczym pomnik. Nieruchomo, w czarnej, kaszmirowej chyba, kurtce, szarych spodniach i martensach z niską cholewką. Uderzyło mnie to, że była szalenie elegancka i zadbana. Dziwne, że to mnie zdziwiło. „Dlaczego, do cholery” – usłyszałem w myślach jej odpowiedź na moją niewypowiedzianą pochwalną uwagę – „nie mam być zadbana?”. Chociaż nie, prawie na pewno nie powiedziałaby „do cholery”. Staranny makijaż, gustowne ułożenie zabarwionych na kasztan włosów, bezbarwny lakier na paznokciach. I miała lekko przyciemniane okulary optyczne (dlaczego?) – to ważne, bo mogłem widzieć jej oczy. Jak zawsze u niewidomych – nieruchome. Jak u mało kogo – żywe i pełne wyrazu.
Po chwili nadjechały dwa autobusy. Nie jestem pewien, czy zdawała sobie sprawę z tego, ile ich było. Niewidomi mają lepszy słuch. Często proszą mnie o pomoc, ale gdy podstawiam ramię, aby móc ich prowadzić, okazują się zdumiewająco samodzielni. „Teraz przechodzimy między domami, nieprawdaż?” – zapytał, a raczej stwierdził kiedyś chłopak, który poprosił mnie o doprowadzenie pod wskazany adres. „Tak?” – zdziwiłem się, zastanawiając się, jak to rozpoznał. „No pewnie, nie słyszysz odbijających się dźwięków naszych kroków? – zapytał, a ja poczułem się tak, jakby to moja percepcja świata była niepełna.
– Chce pani jechać 111 czy 180? – spytałem.
– 180 – odparła, wdzięcznym ruchem wyciągając w moją stronę rękę.
Sprawiała wrażenie bardzo niewprawnej. Laska zdawała się nie pomagać jej w rozpoznaniu, gdzie jest autobus. Wprowadziłem ją do środka, a następnie odsunąłem się. W życiu zdarzają się wspaniałe okazje do nawiązania rozmowy i to była, być może, jedna z nich. Ale tym razem ogarnęła mnie jakaś nieśmiałość. Co miałbym jej powiedzieć, skoro byłem osłupiały z powodu jej urody i sparaliżowany strachem, że mogę ją czymś urazić? A mam do tego głupi talent – tego chłopaka z fenomenalnym słuchem pożegnałem grzecznym „do widzenia”, bo „cześć” wydawało mi się nieco zbyt familiarne. Oczywiście poniewczasie przekląłem swoją bezmyślność. Choć z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z tego, że większość ludzi irytuje obchodzenie się z nimi jak z jajkiem.
Wysiadła na Krakowskim Przedmieściu, przy Uniwersytecie. „Ciekawe, co studiuje” – zastanowiłem się.
Na kolejnym spotkaniu opowiedziałem o niej Wendallowi.
– I co, chcesz się jakoś z nią poznać? – spytał
– Nie mam pojęcia. Niby co mogę jej zaproponować?
Po wyjściu przez godzinę włóczyłem się bez celu. Tj. bez celu, do którego miałbym dojść, ale z celem zobaczenia jej. Wyszła akurat godzina, bo Wendall musiał wyjść wcześniej i nasze cotygodniowe spotkanie skróciło się właśnie o 60 minut. Wyszedłem od niego kilka minut po 10-ej, a przecież pamiętałem, że tydzień wcześniej pojawiła się na przystanku ok. 11-ej.
Zwiedziwszy starannie blokowiska nowszej części Muranowa pojawiłem się w końcu tam, gdzie zobaczyłem ją pierwszy raz. Niewidoma właśnie zbliżała się do przejścia przez ulicę i kierowała się najwyraźniej w stronę przystanku, gdzie na nią czekałem. Czy rzeczywiście czekałem? Na co?
Tym razem szła znacznie pewniej. I tylko na przejściu ktoś musiał ją powstrzymać przed wejściem na ulicę przy czerwonym świetle. Że też nie stałem w tym momencie przy niej!
Dalej już niemal dokładna powtórka z poprzedniego tygodnia. Nadjechał autobus, ona do niego wsiadła. I tylko jedna różnica. Mimo solennej obietnicy, że spróbuję, mimo przygotowania sobie różnych wariantów krótkiej choćby wymiany słów – nie zbliżyłem się do niej na mniej niż 3 metry. Wcześniejsze onieśmielenie zamieniło się w blokadę.
Wyglądała niemal tak samo, jak wtedy, może tylko makijaż miała delikatniejszy.
• • •
W tej dziwnej, bo istniejącej tylko w mojej wyobraźni i przez nią nieuświadamianej sytuacji, mam uprzywilejowaną pozycję – jestem niewidzialny. Jestem niewidzialny, bo tak chcę, a nie, jak reszta świata, bo ona jest niewidoma.
Postanawiam, że będę ją obserwował. Nie śledził – to by było nieuczciwe wobec niej, to by było łajdackie wykorzystywanie mojej niezasłużonej przewagi.
Podobnie jak wtedy, dojeżdżamy do Uniwersytetu. Dziewczyna siedzi do mnie tyłem, o tym, że to ona, upewnia mnie sterczący obok jej głowy maszcik laski. Ona znów zbiera się do wyjścia. Zastanawiam się, skąd wie, gdzie ma wysiąść. Liczy przystanki? A może Krakowskie Przedmieście (lub jakakolwiek inna ulica) jest charakterystyczna nie tylko swoim wyglądem? Więc czym? Sposobem, w jaki domy odbijają dźwięki? Natężeniem ruchu ulicznego? Ale czy to wszystko słychać z autobusu? Jeśli nie, to jednak musi liczyć przystanki, ale czy wobec tego może się równocześnie skupić na czymś innym – na własnych myślach, planach, odczuciach?
Aby wiedzieć, że wysiada, nie muszę nawet patrzeć w jej stronę – wystarczy, że wyczuwam zamieszanie spowodowane tym, że wszyscy w panice ustępują jej z drogi. Zresztą patrzenia na nią staram się unikać. O ile ona nie wie, że uczestniczy w nierównej grze, to inni mogą się tego domyślić i zacząć mnie o coś podejrzewać.
Wychodzimy z autobusu różnymi drzwiami. Ona prowadzona przez starszą kobietę, trzyma sztywno jej ramię i robi zamaszyste ruchy laseczką. Ja przez dłuższą chwilę próbuję dostosować do nich swoje tempo marszu. Schodzimy do przejścia podziemnego. Na chwilę wpadam w trans i mam wrażenie, że to nie ja mijam ściany, ale one mnie mijają. Efekt wcielenia się zmysłu wzroku w tożsamość kamery filmowej. Zresztą naprawdę jest jak w filmie, tylko nie pamiętam, w jakim. One suną przede mną, a pod ścianą młody człowiek gra na flecie. Wychodzimy z przejścia. Na chwilę tracę ją z oczu, ale kieruję się w stronę bramy uniwersyteckiej. Idzie sama! Co powiedziała swojej przewodniczce? „Dziękuję, dalej już sobie poradzę, znam drogę"? A może to przewodniczka musiała pójść w swoją stronę? Dziewczyna ma wyraźne kłopoty z topografią głównej siedziby uczelni, która jeży się przeszkodami – koszami na śmieci, rozdzielnikiem elektrycznym, krawężnikami, latarniami, donicami z chwastami. Wszystkie omija w ostatniej chwili, namacawszy je laską.
Przecina aleję prowadzącą do budynku biblioteki. Czyli nie Romanistyka, nie Biologia, nie Historia Sztuki i nie Polonistyka. Który z tych kierunków najbardziej by do niej pasował? Uświadamiam sobie, że cały czas wyobrażałem sobie, że jest pianistką. W końcu większość muzyków gra na swoich instrumentach nie patrząc na nie. Wzrok nie jest do tego potrzebny.
O rany, idzie na wydział prawa! Coś nieprawdopodobnego – taki bezduszny kierunek. Ale jak ona się tego wszystkiego uczy? Czy kodeksy i cegłopodobne podręczniki są wydawane w języku Braille’a?
Zaczyna mnie ciekawić, czy ktoś do niej podejdzie, może ona wyczuje obecność kogoś znajomego, swojego chłopaka. Ale idzie sama i nikt nie zwraca na nią uwagi. Po prostu usuwają się jej z drogi. Mija hol i nagle wchodzi do jednej z sal. Po chwili i ja podchodzę do tych samych drzwi. Biblioteka. Po kilku minutach opuszcza ją, bezbłędnie kieruje się do wyjścia, wychodzi. Okrąża budynek wydziału i zmierza do Auditorium Maximum. Chcę pozostać niezidentyfikowany i wchodzę innym wyjściem. Gubię ją.
I nagle – ja chyba śnię – widzę wchodzących kolejno do budynku niewidomych. Prowadzeni przez kolegów rozchodzą się do różnych sal wykładowych.
• • •
Stoję pod „Audimaxem”, ćmiąc papierosa i snując wizje, jakie normalnie do mnie nie przychodzą. Zastanawiam się, czy wie, że przystanek w drugą stronę jest przeniesiony z powodu remontu o kilkadziesiąt metrów. Jak będzie wracać do domu? Pójdzie tam, gdzie przystanek jeszcze niedawno był. Stanie pod zadaszeniem. Po chwili zorientuje się, że poza nią nikogo tam nie ma. I co dalej? Będzie musiała kogoś spytać. Ale mam dziwne wrażenie, że najpierw spróbuje sama się zorientować, na przykład po prędkości przejeżdżających autobusów. Gdy zobaczyłem ją pierwszy raz na przystanku, nic nie wskazywało na to, że zamierza się spytać, jaki autobus przyjechał. Mam wrażenie, że proszenie o pomoc ją krępuje, choć, gdy ją otrzymuje, leciutko i uroczo się uśmiecha.
A gdyby się zorientowała, że za nią szedłem? „Dlaczego ciągle przy mnie jesteś?” – spytałaby. Z pretensją? Z obawą? A może przyjaźnie? „Jak mnie zidentyfikowałaś” – odpowiedziałbym pytaniem. „Pachniesz czymś cytrynowym, może płynem po goleniu. Używasz benzynowej zapalniczki. Jej trzask słyszałam co najmniej cztery razy. Chodzisz w kurtce, która bardzo charakterystycznie szeleści – jak gruby papier. Mam mówić dalej? Po prostu wiem, że ty to ty, i już. Więc czego ode mnie chcesz?”.
Nie umiałbym jej sensownie odpowiedzieć, lawirowałbym wśród banałów.
„Mogę Cię zaprosić na kawę?”.
„Wiesz, ścigam się z dwoma kolegami, który z nas zrobi najciekawszy portret. Zgodziłabyś się mi pozować?”
„Dlaczego studiujesz prawo?”
„Masz kogoś, kto cię kocha, a ty jego?”
„Od kiedy nie widzisz? Mam wrażenie, że to coś nowego w twoim życiu. Czy to w ogóle może przestać być nowe?”
„Chciałbym być twoimi oczami – opisać ci świat. Na przykład budynek, w którym studiujesz. Ale nie wiem, czy umiem. Usłyszałem niedawno, że gdyby pewne elementy pejzażu nie zostały nazwane – maszkaron maszkaronem, kolumna dorycka kolumną dorycką, gałąź gałęzią, a urwisko urwiskiem – znacznie mniej ludzi by te rzeczy zauważało. Nie wiem, jakimi pojęciami jesteś w stanie operować, czy masz jakiś wewnętrzny ekwiwalent dla słów, które osobom widzącym wydają się takie zrozumiałe. Mógłbym zacząć od linii prostych i krzywych, wodząc twoją ręką po lustrze albo po blacie biurka. Potem przeszedłbym do kuli, może gruszki i tak dalej. Ale o tym wszystkim pewnie już wiesz. Jeśli bym chciał zacząć opowiadać ci o bardziej skomplikowanych kształtach, mój język okazał by się niezgrabny i niewprawny jak rączka małego dziecka, mażącego pokraczne figury na pierwszej w życiu kartce papieru. Ale kto wie, może z czasem doszedłbym do wprawy.”
„Spróbuj mi opowiedzieć, jak odbierasz świat, nie każ mi dalej zgadywać. Wiem, że nigdy cię do końca nie zrozumiem, choć wierz mi, zrozumienie ciebie w sposób całkowity napawa mnie strachem”.
– Witek, obudź się. Obudź się! Słyszysz mnie?
Pewnie, że Cię słyszę. Skąd to pytanie. W świetle moich nowych doznań powinnaś raczej spytać, czy Cię widzę. Zaraz-zaraz. O kim to słyszałem – że podczas lekkiego wylewu zaczął mu się rozjeżdżać obraz przed oczami. Ach, oczywiście, mama Adama. Tyle zdążyła powiedzieć, zanim lekki wylew krwi zmienił się w silny, silny wystarczająco, żeby zabić w kilka minut, podczas gdy lekarze zaczynali kojarzyć bóle głowy ze złym ukrwieniem. Ale nie mogli już nic zrobić. Anka, dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? Ja tylko nie mam siły utrzymać otwartych powiek. Czy to twoja dłoń? Nie mogę jej ścisnąć!
– Witek! Uważaj! Skup się, kochanie, patrz na mnie.
Dobrze, zawsze lubiłem na Ciebie patrzeć. Nie musisz mnie o to prosić, uwielbiam na Ciebie patrzeć, choć we śnie widziałem kogoś innego. Ale, skoro śnisz mi się tak często, to chyba czasem może mi się coś takiego raz przydarzyć. Ania, dlaczego widzę cię z góry? Dlaczego jesteś coraz niżej pode mną?
koniec
1 listopada 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.