Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magda Schreiber
‹Pan Słoneczko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagda Schreiber
TytułPan Słoneczko
OpisCzasami zbyt dokładne przyglądanie się swoim sąsiadom może rodzić wiele pytań… lub prowadzić do odkrycia czegoś, o czym wiedzieć się nie chciało.
Autorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1976 roku, w Warszawie – i tu spędziłam prawie całe dotychczasowe życie. Skończyłam studia – Akademię Sztuk Pięknych. Teraz rzeźbię i pracuję w sklepie zoologicznym, żeby zarobić na materiały do tych rzeźb… Dotychczas nie publikowałam żadnych opowiadań; jednak w 2005 r. ukazał się mój esej pt. „Zwierzę w sztuce współczesnej” (Fraza 4/2005).
Gatunekhumor / satyra, realizm magiczny

Pan Słoneczko

« 1 2

Magda Schreiber

Pan Słoneczko

Pan Alojzy uścisnął szczupłą prawicę kolejnego bezskrzydłego osobnika. Napadel uśmiechał się jak żywa reklama pasty do zębów: kły wyszczerzył, a oczy pozostały bez wyrazu. Był pierwszym opalonym aniołem, jakiego pan Słoneczko w życiu oglądał.
– Napadel zajmie się hm… poprawą wizerunku, hm, firmy…
– Wizerunku? Myślałem, ze heliocentryzm załatwił sprawę?
Szef zmarszczył brwi i przez chwilę wyglądał normalnie i swojsko, jak porządny Bóg Ojciec.
– No! Nieźle mi to wyszło. Ale oni ciągle stawiali pytania i musiałem szybko dokleić z przodu ten Wielki Wybuch. Wciąż szukają odpowiedzi i trzeba stale coś przerabiać. A teraz wymyślili własne sposoby na… Zresztą Napadel wyjaśni to lepiej.
– Zgodnie z najnowszymi badaniami rynku – zaczął Napadel entuzjastycznie – oraz zasadami profesjonalnego marketingu. Mówiłem Prezesowi, Niebo nie może tego ignorować. W końcu człowiek ma być wolny, czyż nie? A zatem my, specjaliści od Wolnej Woli, musimy dać Człowiekowi wolność! I możliwość wyboru. Ale żeby móc dawać wolność, musimy sami być wolni! Wolni od przesądów. Wolni od siebie samych, swoich słabości i lęków. Musimy patrzeć jasno w przyszłość. Bez strachu. Z optymizmem. Z wiarą. Musimy wierzyć, że to co robimy, w czym bierzemy udział, ma sens. Czuć, jak ważne są nasze zadania…
– Przepraszam – wtrącił nieco zdeprymowany pan Alojzy – ale to chyba jest oczywiste?
Napadel zmroził go wzrokiem i podjął przerwany wątek w tym samym miejscu.
– …dla Naszej Firmy. I dla całego świata. Wierzyć w nasz cel. Musimy zrozumieć, że jesteśmy jedną wielką rodziną i pracujemy dla dobra tej rodziny. Musimy być otwarci i kreatywni. Musimy wierzyć w siebie. W nasz cel. A wtedy – archanioł zrobił dramatyczna pauzę – w oczach świata staniemy się godni zaufania. I atrakcyjni. Musimy stać się atrakcyjni. Wszędzie tyle pokus. Nie możemy z nimi walczyć, zmuszając ludzi. Musimy ich zachęcić. Sprawić, by chcieli. Sprawić, by ta ich chęć stała się tak silna, by musieli ją zaspokoić. Aby nie musieli, lecz potrzebowali!
– Nie bardzo rozumiem…
Napadel jednak nie dał po sobie poznać, że cokolwiek usłyszał; nawijał dalej, jakby miał w brzuchu magnetofon.
– A żeby to sprawić, musimy budzić sympatię! Optymizm! Zaufanie!
– Chyba trudno o większe niż mamy? W końcu najstarsza firma świata…
– Tak, tak, wykorzystaliśmy to przy ostatniej kampanii reklamowej. Ale to nie wszystko, nie możemy wciąż bazować na tym samym. No i musimy popracować nad strona wizualną! Młodzi ludzi są wrażliwi na obraz, a my musimy pozyskać młodych. Oni są naszym docelowym targetem…
Pan Akojzy wzdrygnął się wewnętrznie na to słówko. Ale coś innego nie dawało mu spokoju.
– Przecież nigdy nie czerpaliśmy korzyści materialnych i nie wydaje mi się…
– Nie chodzi o pieniądze – wyjaśnił Szef ponuro. – Oglądalność nam spada.
– Musimy do nich trafić – anioł najwyraźniej znów się rozkręcał. – Wyciągnąć rękę. Pokazać, że jesteśmy z nimi…
– Co…?
– No, że jesteśmy tacy jak oni. Musimy im przekazać energię, pozytywną energię. Aby chcieli, potrzebowali. I sami musimy stać się bardziej otwarci. Optymistyczni! Musimy odnaleźć w sobie pozytywne wibracje. A pan, panie Ważko, nie, Alojzy; mogę mówić do ciebie Alojzy, prawda? Przecież jesteśmy rodziną. A zatem ty, drogi Alojzy, ty, nasz czołowy, zasłużony pracownik, ty, nasze Słońce, musisz sam wykazać swoje pozytywne nastawienie…
– Dobrze, ale do czego?
Napadel zerknął na Szefa. I pan Alojzy zerknął na Szefa, ten jednak patrzył w okno. Zatem Główny Kreator Wizerunku Firmy podjął:
– Drogi Alojzy, ty, jako wieloletni, zasłużony pracownik firmy, na pewno to zrozumiesz… Musimy dostosować swój wizerunek do potrzeb naszego klienta. Musimy pozyskać naszego klienta. Musimy skierować ku sobie ludzi młodych, bo to oni stanowią o przyszłości, a my patrzymy w przeszłość, nie zaś w przeszłość. Musimy myśleć jak młodzi: odważnie, śmiało! Musimy po prostu BYĆ młodzi!
– To chyba nie da rady – skrzywił sie pan Słoneczko. – Ja już mam prawie dwieście lat, a chociaż na Nieboskłonie czas płynie inaczej, to…
– I dlatego, drogi Alojzy, liczę na twoja otwartość, gotowość do poświęceń i miłość, tak, Alojzy, miłość do firmy…
Pan Ważko, tknięty jakąś myślą, gwałtownie zwrócił się do Pracodawcy. Bóg jednak uparcie patrzył w inną stronę.
– Jak to…? Chcecie, żebym zrezygnował? Na emeryturę mnie wysyłasz, smarkaczu?!
– Nie nazwałbym tego emeryturą, raczej Zasłużonym Odpoczynkiem…

Kiedy wzburzony opuścił gabinet Szefa, Ten westchnął ciężko.
– Sam nie wiem… Czuję się paskudnie.
Archanioł machnął tylko dłonią.
– To było nieuniknione. Zresztą, czy Ty nie wystawiałeś wiernych na próby?
– Wiernych tak, ale pracowników? Zresztą samo powożenie rydwanem to jest całkiem ciężka praca, można powiedzieć, próba życia. A pan Alojzy wierny, pracowity…
– W takim razie chyba czas najwyższy, by odpoczął. Czyż nie to było Twoim celem? Nagroda za dobre, uczciwe życie? Twoje marzenia się spełniają. Ludzie cenią sobie szczerość, życzliwość, pogodę ducha. Czyż nie tego pragnąłeś? Świata śmiałych ludzi, odważnie patrzących w przyszłość? Ludzi, będących jedną wielką rodziną?
– No, tak – przyznał Bóg niechętnie. – Tylko jakoś inaczej sobie to wyobrażałem. Mówiłeś, że masz kandydata na Woźnicę?
– Tak, Panie, czeka w drugim gabinecie.
Prezes przyjrzał się wkraczającemu do pokoju młodemu człowiekowi.
– Anioły, ludzie – westchnął. – Wy, młodzi, jakoś wszyscy wydajecie mi się podobni. Czyżbym się starzał?

Pierwszego dnia pan Alojzy obudził się grubo przed świtem. Zdążył się umyć i ogolić, zanim przypomniał sobie, że przecież nigdzie się nie wybiera. Siadł zatem przy oknie i czekał na wschód słońca.
Ciekaw był, jak sobie jego następca poradzi. Oczywiście nowy woźnica nie zamierzał prowadzić czwórki rumaków, tych ognistych bestii z przyzwyczajenia tylko nazywanych końmi. Oświadczył autorytatywnie, że woli konie mechaniczne – na to wspomnienie pan Alojzy stłumił chichot. W Niebie metafory nie były zbyt popularne; gdy młody człowiek zobaczył nowy zaprzęg, miał dość niewyraźną minę. Może nawet zażądałby z powrotem starej kwadrygi, ale Pan Słoneczko zdążył już zadbać o swoje zwierzęta – cała czwórka biegała już swobodnie po pierścieniach Saturna.
Poza tym Pan Alojzy podejrzewał, że nowy nie ma bladego pojęcia o powożeniu.
Niezależnie od wszystkiego, słoneczny rydwan wjechał na nieboskłon w oczekiwanym terminie. Wyglądał efektownie – cały w czerwieni i złocie, jak dawne Wrota Raju. Pan Alojzy przyznał w duchu, że póki co nic się gówniarzowi nie dało zarzucić. Wydało mu się co prawda, że czerwone i złociste plamy na niebie ułożyły się w napis „Coca-Cola”, ale może to było złudzenie.
Słońce powoli przesuwało sie coraz wyżej – w rzeczywistości rydwan mknął z zawrotną prędkością. Pan Alojzy, znudzony w końcu, wybrał się na pierwszy od kilkuset lat spacer.
Na schodach spotkał panią Klujkową, razem z jej nogą i laską.
– Dzień dobry! Coś sąsiad późno dziś do pracy wychodzi.
– E, nie do pracy, pani sąsiadko – uśmiechnął się smutno pan Alojzy. – Emerytura!
– No, no, patrzcie państwo. A jużeśmy pana nazywali… tylko niech się sąsiad nie gniewa! Mówiliśmy na sąsiada „Pan Słoneczko”, bo pan tak wychodził przed wschodem. Pierwszy raz za dnia sąsiada oglądam.
– Ja panią też sąsiadko – przyznał pan Alojzy.
Podszedł do okna. Przez brudną szybkę na klatkę schodową padało stłumione światło. Stłumione, ale na tyle mocne, że cień pana Alojzego wyraźnie zarysował się na ścianie. Pani Klujkowa ledwie dostrzegalnie odetchnęła.

– Zobacz, babuniu – mówiła Maria do swojej babci Alicji podczas porannej toalety. – Zobacz, jaka ładna pogoda. Słoneczko zagląda ci w okno. Ładne, prawda?
Pani Ala, zirytowana męczącymi i niezrozumiałymi dla niej zabiegami, ze złością spojrzała w jasny prostokąt światła.
– Śliczne, śliczne słoneczko – nuciła obca baba, która twierdziła, że jest jej, pani Alicji, wnuczką; teraz ta niby-wnuczka ją myła i zadawała inne wyszukane tortury, powtarzając bez przerwy: – Śliczne słoneczko, prawda?
– Śliczne – warknęła pani Alicja. – Ale jakieś sztuczne.
koniec
« 1 2
5 marca 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kapeć. Powiastka eschatologiczna
— Magda Schreiber

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.