Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magda Schreiber
‹Kapeć. Powiastka eschatologiczna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagda Schreiber
TytułKapeć. Powiastka eschatologiczna
OpisAutorka urodziła się w 1976 roku, w Warszawie – i tu spędziła prawie całe dotychczasowe życie. Studiowała na warszawskiej ASP. Teraz rzeźbi i pracuje w sklepie zoologicznym, żeby zarobić na materiały do tych rzeźb. Pierwsze – i jak dotychczas jedyne – opowiadanie („Pan Słoneczko”) opublikowała w „Esensji”; we „Frazie” (50/2005) ukazał się jej esej „Zwierzę w sztuce najnowszej”. Pisała też krótkie notki do „Twórczości”.
Gatunekrealizm magiczny

Kapeć. Powiastka eschatologiczna

1 2 3 5 »
Bestia jest gorsza niż całe wiadro pinezek. Gorsza niż druciana wycieraczka, niż Brodzenie w Kałuży! Słuchajcie! Bestia jest zdolna rozszarpać każdego z nas na strzępy. W Innym Mieszkaniu była Bestia. Osaczyła Damskie Czółenka rozmiar 37 i je pożarła!

Magda Schreiber

Kapeć. Powiastka eschatologiczna

Bestia jest gorsza niż całe wiadro pinezek. Gorsza niż druciana wycieraczka, niż Brodzenie w Kałuży! Słuchajcie! Bestia jest zdolna rozszarpać każdego z nas na strzępy. W Innym Mieszkaniu była Bestia. Osaczyła Damskie Czółenka rozmiar 37 i je pożarła!

Magda Schreiber
‹Kapeć. Powiastka eschatologiczna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagda Schreiber
TytułKapeć. Powiastka eschatologiczna
OpisAutorka urodziła się w 1976 roku, w Warszawie – i tu spędziła prawie całe dotychczasowe życie. Studiowała na warszawskiej ASP. Teraz rzeźbi i pracuje w sklepie zoologicznym, żeby zarobić na materiały do tych rzeźb. Pierwsze – i jak dotychczas jedyne – opowiadanie („Pan Słoneczko”) opublikowała w „Esensji”; we „Frazie” (50/2005) ukazał się jej esej „Zwierzę w sztuce najnowszej”. Pisała też krótkie notki do „Twórczości”.
Gatunekrealizm magiczny
Kapeć nie pamiętał, jak stracił swojego partnera. Opowiadał różne wersje tego zdarzenia. A raczej: opowiadałby, gdyby ktokolwiek zechciał go wysłuchać. Jednak w szafce mieszkały tylko inne buty, a te nie miały ochoty zadawać się z Niesparowanym. Gdyby jeszcze prezentował się poważniej! Ale nie: matka fabryka obdarzyła go iście świńskim wyglądem. Z przodu miał ryjek, nad nim zwieszały się klapnięte uszy. Po bokach dyndały krótkie nóżki z raciczkami, z tyłu – tak, odgadliście – zakręcony ogonek. Dodajcie jeszcze kompromitująco różowy kolor i już macie pełny obraz nieszczęścia.
Nie wiem, czy Kapeć czuł się nieszczęśliwy. Nauczył się ignorować poszturchiwania, unikał przydepnięć i nie reagował na podkładanie sznurówek. Nie mógł pełnić Służby, zatem zazwyczaj tkwił w kącie szafki i układał kolejne historie o utracie drugiego kapcia, na wypadek gdyby ktoś kiedyś go zapytał. A czasem marzył. Czasem po prostu spał.
W snach niekiedy wracały doń wspomnienia z czasów, gdy cieszył się łaską Onych. Często wtedy pełnił Służbę i wiedział, że robi to dobrze. Po obudzeniu zwykle czuł się przygnębiony. Na ogół jednak nie narzekał. Przyzwyczaił się. Spał, marzył i rozmyślał; rozmyślał, marzył i spał. Tak było i zdawało się, że tak już pozostanie.
Któregoś dnia obudziły go przyciszone głosy. Dochodziły z górnej półki.
– W życiu nie myśleliśmy, że coś takiego się stanie – powiedziały Sfatygowane Buty Robocze.
– Czym zasłużyliśmy na gniew Onych? – dodały Męskie Sandały.
– Bluźnierstwem i niewiernością! – wtrąciły Półbuty.
– Nas na pewno nie potępią – rzekły jedyne prawdziwie markowe buty w szafie, Sportowe Nike. Kapeć rozpoznał je bezbłędnie po nieco przemądrzałym tonie.
– A właściwie co się stało? – chciały wiedzieć Czółenka.
– Jak to, nie wiecie?
– Nie…
– Te baby… Armageddon się zbliża, a one o zelówkach. Słuchajcie więc: Oni zesłali Bestię.
– Bestię?
– Tak.
Chwilę trwała cisza.
– Słabo nam – jęknęły Wysokie Szpilki.
– Właściwie czym jest Bestia? – spytało Lewe Czółenko, wyjątkowo nie unisono.
– Tego też nie wiecie? Słuchajcie więc: Bestia to kara za grzechy zesłana przez Onych. Niszczyciel Butów.
– No dobrze, ale co to jest?
– Pewnie taka większa pinezka – skwitowały Nike.
– Pinezka! Pinezka! – uniosły się Sfatygowane. – Bestia jest gorsza niż całe wiadro pinezek. Gorsza niż druciana wycieraczka, niż Brodzenie w Kałuży! Słuchajcie! Bestia jest zdolna rozszarpać każdego z nas na strzępy. W Innym Mieszkaniu była Bestia. Osaczyła Damskie Czółenka rozmiar 37 i je pożarła!
Znów zapadło milczenie.
– Oba? – dało się słyszeć konkretny, rzeczowy ton Półbutów.
– Oba. I na tym się nie skończyło.
– Wy się boicie, Sfatygowane – zauważyły Nike. – I słusznie, bo jesteście stare i… no właśnie. Ale większości z nas nic nie grozi. Oni nas ochronią.
– Akurat. A myślisz, że te Czółenka były stare? Byle jakie? Nie piły, nie cisnęły i miały tylko jeden sezon. Jeden sezon!
– To czemu pozwolili…
– Nie pozwolili.
– Nie pozwolili?
– Nie!
– Mdlejemy – jęknęły Wysokie Szpilki.
Po chwili Sfatygowane ciągnęły dalej:
– Bestię zsyłają Oni, ale nie powstrzymują jej. Sama wybiera sobie ofiary. Pożera grzeszników i wiernych, uciskających i najlepszych. Nikt nie wie, czym się kieruje. Mówią…
– Tak?
– Mówią, że Bestia to próba wiary. Że Bestia zagląda w duszę każdemu i sama osądza. I nie to co widać – to każdy z nas jest w stanie dostrzec – lecz naszą wewnętrzną słabość i podłość. Bo można być nawet ładnym i wygodnym, ale nie być wiernym!
– Mdlejemy – powtórzyły Wysokie Szpilki znacząco.
– Czasem Oni wybierają kogoś i rzucają jej… na pożarcie.
Buty na górnej półce się wzdrygnęły. Kapeć na dolnej także.
– Ale to chyba jakichś niewiernych? – dopytywały się rozpaczliwie Czółenka. – Bardzo niewiernych?
– Albo niesparowanych.
– Ech… Oby.
– Niesparowany to tylko Kapeć przecież.
– Chyba tak.
– Niewielka strata – mruknęły Półbuty.
– Ale szkoda go trochę – szepnął cichutko filigranowy Damski Sandałek.
– No, szkoda.
– Biedak, biedak – powtarzały buty, by zaraz potem stwierdzić:
– Lepiej on niż my.
– To prawda.
– Zresztą my pełnimy Służbę, a on? Tylko się obija.
– I jest różowy.
– I ten jego durny ogonek.
– Dziw, że Oni go tyle czasu znosili.
– To pewnie przez niego nadeszła Bestia.
– I strąci go w Śmietnik!
– Ej! A czy on nas czasem nie słyszy?
– Tam zaraz słyszy. Śpi gdzieś pod Zimowymi.
– Jak zwykle.
Jednak ściszyli głosy i Kapeć nie słyszał już dalszego ciągu rozmowy.
– Nie pchaj się – burknął jeden z Zimowych, poszturchując Kapcia, więc ten się wcisnął jak najgłębiej w kąt.
Rozmyślał. Ale tym razem zupełnie o czym innym.
Nie miał pary, nie miał pary, nie miał pary. Właściwie niepotrzebnie zajmował miejsce. Ale kiedyś się cieszył – cieszyli – łaską Onych. Kapeć był wygodny, niezwykle wygodny i ciepły. I wyglądał zabawnie. Z jakiegoś powodu to się Onym podobało. Chyba dlatego, gdy stracił partnera, pozwolili mu zostać. Zamiast strącić do Śmietnika. Może rozumieją go, są przecież Doskonałością. A Kapeć zawsze miał jak najlepsze chęci, jak mogliby tego nie zauważyć? Na pewno rozumieją. Kapeć w ogóle nie musiał się niczym przejmować.
Chyba że to nie wystarczy…
Ciekawe, jak też wygląda Bestia. Trudno zrobić użytek z wyobraźni, mając krótką pamięć i doświadczenie obuwia pokojowego. Kapciowi majaczyły ostre krawędzie, zdradliwe, żrące substancje i – wbrew słowom Sfatygowanych – gigantyczne pinezki. Zastanawiał się, czy zdoła uciec?
Ale przecież byli mniej wygodni od niego. Wysokie Szpilki na przykład. Udawały damy, no i wyglądały efektownie, ale dla nikogo nie było tajemnicą, że Oni rzadko wzywali je na Służbę.
Nie, stanowczo nie miał się czego lękać.
A może to naprawdę próba wiary? Oni w swej łaskawości mogli zesłać Bestię, aby przekonać się, jak silna jest wiara wśród butów. Być może stanie przed potworem i ten zajrzy w jego duszę i – może – nawet przywróci go do Pary? Jeśli Kapeć w ogóle wyobrażał sobie zbawienie, to tylko tak.
Życie toczyło się dalej. Kapeć spał, rozmyślał, marzył i się bał. Na początku kulił się, gdy tylko otwierały się drzwi szafy. Później uspokoił się, ponieważ wciąż nic nie mąciło zwykłej rutyny.
Gdy pewnego dnia sięgnęła poń Ręka Onych, w pierwszej chwili sądził, że chodzi o sprzątanie.
Później, gdy znalazł się w Dłoni, ogarnęło go – zwykłe w takich razach – uczucie obezwładniającej ekstazy i przestał w ogóle myśleć o czymkolwiek.
A potem Kapeć pofrunął.
Wylądował twardo, na środku podłogi. Święte oszołomienie już ustępowało, zastępował je niesprecyzowany niepokój. W dodatku nie miał pewności, gdzie właściwie wylądował.
Nieożywione mają kiepski wzrok. Kapeć widział podłogę, ale dalsze plany ginęły w półmroku. Z jednej strony cienie wydawały się gęstsze, być może była to jakaś osłona? Niepewnie stanął na nóżkach. Udało mu się. Znaczyło to, że został sam – nigdy nie mógł jakoś ustać w obecności Onych.
Być może również Bestii nie było w pobliżu. Kapeć pomajtał ogonkiem dla dodania sobie odwagi i ostrożnie ruszył w kierunku zbawczego mroku. Dość szybko przekonał się, że cień rzuca Kanapa.
Znajdował się w Większym Pokoju. Przyspieszył kroku. Kanapa mogła dać mu schronienie. Wkrótce mógł już dostrzec zielony kolor obicia, a także bliższe szczegóły.
Na Kanapie siedziała Bestia.
Kapeć zdrętwiał, a nóżki rozjechały się pod nim. Nie potrafiłby wyjaśnić, skąd wie, że to akurat jest Bestia. Nie przypominała żadnej z rzeczy, których Kapeć nauczył się bać, ale dla jego instynktu była jak wrzask.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Pan Słoneczko
— Magda Schreiber

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.