Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dariusz Sypeń
‹Regres Opiekuna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDariusz Sypeń
TytułRegres Opiekuna
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 23 lata. Studiuję stosunki międzynarodowe i socjologię na Uniwersytecie Wrocławskim. Moi mistrzowie to: J. Joyce, Ph. Dick, J. Cortazar, S. Bellow.
GatunekSF

Regres Opiekuna

« 1 2 3 4 »

Dariusz Sypeń

Regres Opiekuna

– Samogon pędzony w Rezerwacie – wyjaśnia. – Najlepsze kurewstwo na całej planecie! Rozrywa płuca i bebechy! Golnij sobie!
No więc wziąłem łyka. Istotnie, lawa ognia zalała moje wnętrze. Zakrztusiłem się i chwyciłem za żołądek kurczący się w bolesnym sprzeciwie. Dmitrij wybuchnął gromkim śmiechem i poklepał mnie po ramieniu.
– No to chrzest masz za sobą. Teraz jesteś synem Rezerwatu.
Osada
Osada jest średniej wielkości, tylko częściowo ogrodzona palisadą; sterta zaostrzonych drągów leżąca tuż przy świeżo wykopanym rowie wskazuje, że prace nad zabezpieczeniem wsi trwają. Wjeżdżamy przez bramę i wąską, utwardzoną drogą ciągnącą się między drewnianymi budynkami dojeżdżamy do placyku ze studnią. Dmitrij trąbi klaksonem i zaraz pojawia się kilka osób. Muszą go znać bardzo dobrze, bo mężczyźni obejmują go, a kobiety całują na powitanie. Cały czas zresztą przychodzą kolejni osadnicy, pojawiają się też zaciekawione dzieci, które obłażą samochód.
Ze mną też w końcu się witają, ściskam wiele dłoni i zapamiętuję (z trudem – biopamięć, wiadomo) wiele imion. Większość z tych ludzi to biali o słowiańskich imionach. Przywódcą grupy jest Vlad, rosły, muskularny mężczyzna pod pięćdziesiątkę, z kępkami siwych włosów, czołem rozoranym zmarszczkami i z mądrymi oczami. Rozmawia ze mną jako pierwszy. Kiedy schodzimy na temat moich planów, pytam, czy mogę zostać w osadzie przez jakiś czas. Zapewne często pytają go o to różni wędrowcy, bo bez wahania wyraża zgodę, oczywiście pod warunkiem że będę pomagał mieszkańcom w pracy. Mam dzielić chatę z Dmitrijem – Vlad woła Nataszę, która ma mnie do niej zaprowadzić, a później pokazać osadę. Zostawiam Dmitrija z jego przyjaciółmi i daję się poprowadzić dziewczynie.
– Jesteś przyjacielem Dmitrija? – pyta, patrząc mi prosto w oczy. Może mieć najwyżej dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Ma gęste, ciemne włosy i zielone oczy.
– Nie, poznaliśmy się tuż przy wjeździe do Rezerwatu – wyjaśniam. – Zaproponował, że mnie podrzuci, więc skorzystałem.
– Co cię sprowadza do dżungli?
– Szukam kogoś.
– Ooo. Najczęściej ci, którzy się tu zjawiają, szukają czegoś… To ktoś bliski?
– Brat – odpowiadam.
– Coś mu się stało?
– Właśnie chcę to sprawdzić.
– Kiedy go widziałeś ostatni raz?
– Pół roku temu – odpowiadam. Pierwsza biowersja miała się kontaktować z Opiekunem co trzy miesiące.
– Jak ma na imię?
Wymyślam pierwsze lepsze.
– Nie słyszałam, by ostatnio w osadzie pojawił się ktoś taki.
– Być może w Rezerwacie mój brat podaje inne imię. A ci inni wędrowcy? Dużo ich było?
– Nie za dużo. W ciągu ostatniego roku może kilkanaście osób.
– Któryś z nich jeszcze tu jest?
– Tylko Ed. Zamieszkał z kobietą z osady, Anną. Będą mieli dziecko.
– Gdzie go mogę spotkać?
– Teraz nigdzie. Parę dni temu udał się na polowanie z kilkoma innymi mężczyznami. Powinni wrócić za parę dni.
– Na co polują?
– Na tygrysa.
– Tygrysa?
– Tak. Przywędrował z północy. Jest bardzo niebezpieczny. Dwa tygodnie temu zabił dziecko.
Dochodzimy do chaty. W środku jest kilka ciemnych pokoi, a w każdym z nich najpotrzebniejsze meble. Zero plastiku, zero elektroniki.
– Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Jak ci się podoba? – pyta, siadając na łóżku.
– W porządku.
– Dmitrij powiedział, że to twój pierwszy raz w Rezerwacie.
– Tak, to prawda.
– Pewnie zajmie ci trochę czasu przyzwyczajenie się do takiego trybu życia. Wszyscy nowi mają z tym kłopoty.
– A ty jak długo się przyzwyczajałaś?
– Ja się tu urodziłam – mówi. – Mam dziewiętnaście lat i nigdy jeszcze nie widziałam świata poza Rezerwatem. – W jej głosie słyszę rozgoryczenie.
– Dlaczego więc nie wybierzesz się tam? – pytam i siadam koło niej. Na jej twarzy dostrzegam delikatne plamki piegów. Ma na sobie bawełniane spodnie i koszulkę, spod której przebijają drobne piersi.
– Kiedyś nie mogłam, bo rodzice się o mnie bali i nie pozwalali mi. A teraz… Sama nie wiem. Wędrowcy mówią, że nie jest tam źle.
– Nie jest. Ale tu też nie jest źle.
– Nie jest – wzdycha. – To po prostu dwa różne światy. Z tym, że ja tego drugiego nigdy nie posmakowałam. Tutaj się żyje… ciężko. Rezerwat jest wymagający. A ja bym chciała odpocząć, o nic się nie martwić. Dość mam wysłuchiwania tego, jakie to mamy szczęście, że tu żyjemy. Wkrótce chyba się wybiorę poza Rezerwat.
– Życzę ci powodzenia.
– Dobra, chodź, pokażę ci osadę.
Zostawiam plecak i wychodzę za nią. Obchodzimy wieś dookoła. Chaty przeznaczone do mieszkania, podobne do mojej, znajdują się w centralnej części osady, koncentrycznie otaczając plac ze studnią. Natomiast kuchnia i wspólna jadalnia, świątynia ekumeniczna oraz budynki przemysłowe umiejscowione są na obrzeżach wsi – za dnia głównie w nich skupia się życie mieszkańców. Jest tam garbarnia, kuźnia, zakład stolarski, jubilerski, tkacki, plecionkarski, kowalski, garncarski i inne. Jest stajnia, w której osadnicy trzymają konie, chlew ze świniami, wielki kurnik i inne pomieszczenia gospodarskie. Za palisadą natomiast znajduje się niewidoczne z drogi pole, na którym uprawia się różne rośliny. Natasza pyta mnie, w jakich pracach chcę pomóc. Trzymając się biografii Boba, który pierwszy raz odwiedza Rezerwat, odpowiadam, że nie znam się na niczym.
– Pomożesz więc przy stawianiu palisady – mówi i prowadzi mnie do miejsca, gdzie urywa się istniejąca już część ogrodzenia. Paru mężczyzn zaczęło już robotę. Natasza przedstawia mnie i odchodzi, na pożegnanie przesyłając w moją stronę szeroki uśmiech. Jeden z pracujących, Michał, objaśnia mi, co należy do moich obowiązków i jak je mam wykonywać, a ja bez trudu wypełniam jego polecenia. Praca jest całkiem przyjemna i szybko zaznajamiam się z osadnikami. Cały czas do mnie mówią, racząc mnie opowieściami o swoim życiu, przygodach w dżungli oraz sypiąc kawałami.
Po paru godzinach, gdy słońce już dawno przekroczyło zenit, rozlega się bicie dzwonu z wieży świątyni. To znak, że obiad jest gotowy. Wraz z mymi towarzyszami pracy zmierzam do budynku ze wspólną jadalnią. Gromadzą się tam także inni mieszkańcy, około sto pięćdziesiąt osób, jak widzę; wszyscy mieścimy się przy trzech długich stołach. Siadam koło moich kompanów, dołącza do nas Dmitrij oraz Natasza. Kilka kobiet roznosi półmiski z jedzeniem. Po chwili pomieszczenie wypełnia się przyjemnymi zapachami i gwarem rozmów.
Kolację również jemy w tym samym budynku. Po skończonym posiłku przy stołach zostaje kilkadziesiąt osób spragnionych towarzystwa i zabawy. Grają w karty, szachy, bierki, słuchają melodii, którymi raczy ich siwowłosy skrzypek, piją, plotkują i flirtują. Później cała osada usypia. Ja również.
Następujące dni wyglądają podobnie: pobudka o tej samej godzinie, to samo pożywne śniadanie, te same rozmowy przy pracy, obiedzie i kolacji, ta sama porcja wysiłku fizycznego. Zauważam jednak, że z dnia na dzień napełnia on moje ciało – może nawet mnie – coraz większym zadowoleniem. Tak można to ująć. Początkowa obojętność i myśli o konieczności i obowiązku ustępują miejsca entuzjazmowi i beztroskiemu zapałowi. Po paru dniach już nie idę, a gnam na miejsce pracy i przystępuję do niej z większą energią. Tak jakby zwierzęca natura przejmowała kontrolę nad moją biopowłoką: napinają się moje mięśnie, serce bije jak oszalałe, krew pędzi w mych żyłach, wysycha mi w gardle, pot spływa ze mnie strumieniami, ropne pęcherze pękają na dłoniach, drzazgi wbijają się w palce, rwie mnie w kręgosłupie – i o niczym nie myślę, działam jak wytresowane zwierzę, a jednak to wszystko nie jest przykre, dobry nastrój udziela się nie tylko ciału, ale i mnie. Mnie. Który byłem Opiekunem, który uwolniłem ludzkość od przekleństwa pracy fizycznej. A teraz lubię czuć zmęczenie mięśni, lubię czuć, jak biopowłoka się trudzi.
Jednego zaś dnia Natasza – zauważam, że dziewczyna chętnie spędza ze mną wolny czas – zabiera mnie nad pobliską rzekę, która tworzy wodospad w łagodnym załomie. Kąpiemy się w bieliźnie pod jego strugami. Moje ciało szybko przyzwyczaja się do zimnej wody i znowu następuje w nim ta eksplozja zwierzęcej radości: każdy ruch sprawia mi niewysłowioną rozkosz, wzmocnioną jeszcze uczuciem lekkości; pływam tam i z powrotem, nurkuję, chodzę na rękach po dnie, ganiam za rybami, skaczę na główkę z progu wodospadu. Jeszcze długo po tym, jak Natasza, zmęczona i już chyba znudzona, wychodzi na brzeg, ja wciąż niczym dziecko taplam się w wodzie i nie mam dosyć.
– Widzę, że Rezerwat ci służy – mówi dziewczyna. – Odżyłeś. Jak chcesz, to możemy tu jeszcze przyjść jutro.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.