Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Aleksandra Stępień
‹Mesjasz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAleksandra Stępień
TytułMesjasz
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1972 roku. Z wykształcenia jestem renowatorem zabytków architektury. Piszę od wczesnych lat szczenięcych, aczkolwiek poważny autor zaczął się we mnie kształtować po 20tce. Pierwszy mój tekst został opublikowany w 1998 roku na łamach ogólnopolskiego miesięcznika – nazwy nie podam, gdyż gazeta już nie istnieje a ja wstydzę się, że kiedykolwiek miałam z nimi coś wspólnego. Ale to pozwoliło mi uwierzyć we własne siły. W kwietniu 2005 na antenie Polskiego Radia Pr.1 Krystyna Czubówna przeczytała obszerne fragmenty mojego opowiadania pt. „Tatuś”. A w październiku tegoż roku wydałam powieść pt. „Korzenie zła”.
Jestem autorką wielu opowiadań i nie tylko. Jednakże nie potrafię sprecyzować gatunku, do którego mogłabym zaliczyć teksty. Najzwyczajniej uwielbiam mieszać gatunki i jest to niejako mój znak firmowy. Na ogół moje prace stwarzają wrażenie obyczajowych, ale zawsze gdzieś w tle „wkręca” mi się jakiś element niesamowitości z pogranicza fantasy, horroru, mistyki, science fiction etc. Ale nie zawsze tak jest. Wspomniany „Tatuś” jest historią prawdziwą i nie ma w nim żadnych udziwnień.
Gatunekrealizm magiczny

Mesjasz

« 1 2 3
– Często używasz stwierdzenia: Gość w dom, Bóg w dom. Czyżbyś kłamał? A gdyby tak Jezus stanął przed tobą, wpuściłbyś go?
Nieznajomy obdartus wzbudził niespokojne i denerwujące myśli. Duchowny czuł, że powinien rzucić odpowiednią ripostę, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Pod przerzedzoną warstwą włosów pojawiła się pustka. W ogóle cała ta rozmowa schodziła na niebezpiecznie śliski grunt. Zapragnął czym prędzej ją zakończyć.
– Jezusa przyjąłbym z otwartymi ramionami. – Zdobył się na szczerość.
– Jak byś go rozpoznał? Skąd wiedziałbyś kim jest?
– Nie zawracaj mi głowy. Nie mam teraz czasu na akademickie spory. Jeśli chcesz porozmawiać o Chrystusie, przyjdź jutro o dziesiątej do salki katechetycznej.
– Być może Jezus stoi przed tobą. – Nieznajomy uśmiechnął się.
– Bluźnisz, mój synu, strasznie bluźnisz. Nieładnie jest wzbudzać litość w taki sposób – powiedział ksiądz i zamknął drzwi.
– Tak – zafrasował się kloszard. – Bóg z pewnością tu nie przebywa.
3.
Wieczór zakradł się cicho i niepostrzeżenie. Rozsiadł się wygodnie pośród zagrabionych liści w ogrodzie i wymościł sobie legowisko. Wypuścił dokoła mrok, zupełnie tak jak ośmiornica rozwija długie macki. Przyssał się do budynków, nie zamierzając się od nich odczepić do samego rana, kiedy to będzie musiał ustąpić miejsca świtowi.
Stefan rozparł się w fotelu, rozłożył gazetę i pogrążył w lekturze. Jego wzrok przeskakiwał z kolumny na kolumnę, z nagłówka na nagłówek, ale Stefan nie mógł się skupić. Nie rozumiał czytanego tekstu. Był rozkojarzony. Myśli natrętnie powracały do wizyty tajemniczego włóczęgi. I nie wiedział, dlaczego.
Jeszcze żaden człowiek nie wywarł na nim tak ogromnego wrażenia jak ten ubogi mężczyzna. Zwłaszcza ubogi. Nie miał przy sobie nic oprócz biedy, a jednak posiadał w sobie coś, czego on nie umiał określić, jakąś ulotną siłę, wewnętrzną moc. Kim był? Jak wyglądała jego przeszłość? Co doprowadziło go do obecnej nędzy? Czego doświadczył? Te i wiele innych pytań pojawiło się w głowie Stefana, powodując coraz większy galimatias.
Było jeszcze coś, co nie dawało mu spokoju. Dziwaczny, nieco staromodny sposób wyrażania się żebraka, jakby urodził się w niewłaściwych czasach. Ostatnie słowa wypowiedziane przez owego dziwoląga wciąż brzmiały mu w uszach.
– Udajesz, że wierzysz w mego Ojca, ale twe serce jest zamknięte dla Niego.
Cóż to miało znaczyć? O jakim ojcu on mówił?
Po chwili doznał olśnienia. Nawiedzony wariat! Wędrowny kaznodzieja naśladujący Chrystusa. Biedaczysko pewnie uwierzyło, że Jezus zamieszkał w nim i teraz błąka się po kraju, głosząc Słowo Boże i nawracając ludzi.
– To nie moja sprawa – mruknął i odłożył gazetę.
Włączył telewizor, ale nie docierały do niego treści przekazywanych wiadomości. Wpatrywał się w migające obrazki bez znaczenia. Miał ciągłe, irytujące wrażenie, że przegapił coś ważnego. Stało się coś i nie miał pojęcia co.
Wstał z fotela i podszedł do drzwi wyjściowych. Ciągnęła go tam przemożna chęć popatrzenia na miejsce, w którym stał włóczęga.
Zapalił zewnętrzną lampę przytwierdzoną do ściany i spojrzał w dół. Na betonowej posadzce były odciśnięte ślady butów. Nie był to jednak zwyczajny odcisk. Przypominało to ludzkie cienie pozostawione na murach po wybuchu w Hiroszimie. Widmowe, ciemnoszare podeszwy numer czterdzieści dwa.
– To niemożliwe – rzucił w ciemność otaczającą posesję.
Przykucnął i dotknął palcami ciemnych plam. Były zimne jak cały podest. Ale nie były szorstkie. Powinny być chropowate, ponieważ taka jest natura betonu wyścielającego wejście do jego domu. Jednak te dwa odciski były gładkie, jakby ogromna temperatura stopiła akurat te fragmenty i zamieniła je w szkło.
Podniósł się i wtedy zrozumiał, co dziś utracił.
• • •
Teresa skończyła zmywanie naczyń po kolacji. Rozejrzała się po kuchni w poszukiwaniu czegoś, co jeszcze mogłaby umyć, i niczego nie znalazła. Pomieszczenie lśniło czystością. Może przy pomocy mikroskopu elektronowego dałoby się dostrzec jakiś pominięty pyłek, ale gołym okiem wszystko wyglądało bez zarzutu.
W tym momencie przypomniała sobie o dzisiejszej, niedoszłej wizycie zarośniętego oberwańca. Przecież on oparł się brudnym łapskiem o ścianę koło drzwi. Była niemal pewna, że znajdzie tam ślady tłustych paluchów.
Nie znosiła brudu. Reagowała niemalże alergicznie na każde nieporządki i nie miało znaczenia, czy bałagan dotyczył jej samej, czy też znajdował się poza kręgiem jej możliwości. Zanieczyszczenia i niechlujstwo zawsze nimi pozostaną, bez względu na miejsce i okoliczności.
Była świadoma przesady graniczącej z obsesją. Wiedziała również, że każdy ma jakiegoś fioła, defekt mózgu, dzięki któremu cierpi na rozmaite lęki i fobie. Jeden ma agorafobię, drugi arachnofobię, zaś trzeci namiętnie kopie w nosie. Ona miała tyleż uciążliwą, co pożyteczną manię porządków. W domu prawie nigdy nie rozstawała się ze ścierką.
Podreptała do drzwi, otworzyła je i ze zgrozą omiotła spojrzeniem okropny ślad dłoni znajdujący się na ścianie tuż nad lamperią.
Jak dobrze, że go nie wpuściłam. Zapaskudziłby mi mieszkanie – myślała. – Musiałabym zdezynfekować wszystko, czego by się dotknął.
Przetarła wilgotną ściereczką brudne miejsce i z zaskoczeniem stwierdziła, że zmyła farbę wokół śladu, zaś sam ślad pozostał nietknięty. Był tak samo wyraźny jak przed oczyszczającym zabiegiem.
– Nie do wiary.
Energiczniej zabrała się do usuwania znaku. Bez rezultatu. Na czoło wystąpił jej pot.
– Przecież tak tego nie zostawię.
Spróbowała jeszcze raz. Bezskutecznie.
– I co teraz?
Przyzwyczajenie. Oto, co trzeba będzie zrobić. Przyzwyczaić się do tej okropnej łapy patrzącej ze ściany.
• • •
Ciepła pościel mamiła, zapraszała do poddania się czarowi chwili, nęciła miękkością. Tylko czekała, by rzucić się wprost w jej puszyste objęcia.
Ksiądz proboszcz zgasił światło i po omacku odnalazł drogę do łóżka. Usiadł, zsunął bambosze, ale nie położył się. Czuł wewnętrzny niepokój. Dygotał. Działo się to bez jego woli. Nie potrafił tego kontrolować.
Zamknął oczy, próbując się uspokoić, lecz mu się nie udało. Nadal drżał. Podniósł powieki i zobaczył łagodne światło wypełniające środek pokoju. Zjawisko przypominało dyskretnie ukryty reflektor oświetlający od góry aktora samotnie stojącego na scenie. Jasny snop skupiał się w tym jednym miejscu, pozostawiając w głębokiej czerni resztę sypialni.
Duchowny nie poruszył się. Ciekawość i strach przykuły go do łóżka. Czekał na ciąg dalszy. W przypadku zjawisk nadprzyrodzonych zawsze jest jakiś dalszy ciąg. Nic nie urywa się w połowie spektaklu.
W kręgu światła, jak z mgielnego oparu zaczęła wyłaniać się ludzka sylwetka. Z początku niewyraźna, eteryczna, po chwili zmaterializowała się bardzo wyraźnie.
Brodaty mężczyzna z długimi włosami nie odzywał się. Stał milczący i tylko patrzył. Jego ciało skrywała tunika przypominająca ubranie starorzymskiego ubogiego rzemieślnika.
– Ta twarz… Znam ją – pomyślał ksiądz. – Jestem pewien, że już ją gdzieś widziałem.
Usiłował skupić się, ale świdrujący wzrok zjawy rozpraszał go.
– Kim jesteś? – spytał w końcu.
– Jam jest Pan twój i Zbawiciel.
Proboszcz osłupiał. Skóra na tyłku zaczęła go strasznie swędzieć. Wiercił się niespokojnie, starając się za wszelką cenę trzymać ręce z daleka od pośladków. Niejasno zdawał sobie sprawę, że ten świąd pojawił się niejako na tle nerwowym. Był reakcją na niecodzienną sytuację.
– Nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie – wybełkotał mszalną formułkę.
– Oczywiście, że nie jesteś godzien, a jednak przyszedłem. Po raz drugi.
– Drugi?
– Tak.
– Przypomnij mi, proszę. Nie pamiętam żebym cię spotkał.
– Pożałowałeś mi miski gorącej zupy, gdy bardzo jej potrzebowałem.
No jasne! Od razu sobie przypomniał, skąd zna tę twarz. Żebrak stojący u jego drzwi!
Obudził się z krzykiem. Usiadł na łóżku, odrzucił kołdrę i zapalił lampę. Stanął przed obrazem z wizerunkiem Chrystusa i przyjrzał się jego twarzy. Było w niej pewne podobieństwo, ale nie do końca. No tak. Skąd artysta malarz miał wiedzieć, jak wyglądał Jezus? Cały portret mógł opierać jedynie na wyobraźni, wizjonerskiej myśli.
Zastanawiające, czy to był sen? Ech, z pewnością rozgorączkowany umysł przepalił jakieś obwody – rozmyślał, półgłosem wyrażając swoje rozterki duchowe. – W dzisiejszych czasach aniołowie nie zstępują z niebios, a prorocy nie medytują na Synaju. Jesteśmy sami na tym padole.
Jego wzrok zatrzymał się na zegarze z kukułką. Druga siedemnaście w nocy. Do rana pozostało kilka godzin. Należało maksymalnie je wykorzystać. Wrócił do łóżka z nadzieją, że sen się nie powtórzy.
koniec
« 1 2 3
28 sierpnia 2007

Komentarze

01 IV 2010   11:42:27

Też się tak nazywam jak pani. :)
xD Niech Stępnie trzymają się razem.!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.