Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Jurgielewicz
‹W obrotach sfer niebieskich›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Jurgielewicz
TytułW obrotach sfer niebieskich
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w 1979 roku w Gdańsku, wychowywał się w Braniewie. Studiował na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie oraz na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie obronił pracę magisterską traktującą o roli kontemplacji estetycznej w filozofii Schopenhauera. Człowiek ciszy i spokoju, miłośnik stabilnych rozwiązań przez dziwny los rzucany z miejsca na miejsce. Dotychczas zdołał być rolnikiem, sprzedawcą, testerem gier komputerowych, pracownikiem biurowym, archiwistą, człowiekiem odpowiedzialnym za promocję insuliny. Od wczesnej młodości zakochany w opowiadaniu historii. Z mniejszym lub większym natężeniem nieustannie mocuje się ze słowem pisanym. Publikował artykuły i opowiadania na łamach kilku czasopism (Portal, Magia i Miecz, Undergrunt, Parnasik). Został zwycięzcą w konkursie na legendę związaną ze staromiejskimi studiami w Olsztynie. Pisuje recenzje filmowe (Filmweb), a efekty pasji poznawczej czasami zamieszcza na swoim blogu (Absurdonomikon).
Gatunekhumor / satyra, realizm magiczny

W obrotach sfer niebieskich

Maciej Jurgielewicz
« 1 2 3

Maciej Jurgielewicz

W obrotach sfer niebieskich

Pomijając już ten motyw ze znajomością albo nieznajomością, to w walizce były jeszcze jakieś notesy. W tych notesach jakieś numery, nawet niekoniecznie telefoniczne, tak się nam zdawało, nazwiska, ruskie jakieś napisy i kasa napisana. Kwoty, dużo różnych kwot na różne wysokości i w różnej walucie, dolary, funty, euro. Od razu było jasne, że Konopko kręcił jakieś interesy, coś nielegalnego pewnie, bo tak się składało z tym jego tajniackim trybem życia. Gadaliśmy o tym, że te ruskie napisy to trochę jak wskazówka były, tylko nie wiedzieliśmy jaka. Kaczan w końcu powiedział, że to w sumie nieważne, bo i tak chodzi pewnie o to, że facet z kurnika zabił Konopkę. To miało sens, jakby nie patrzeć. A od tego długo nie poszło, jak wpadliśmy na to, że duchowi chodzi o zemstę i że my tego faceta mamy ciuknąć. No, skasować go. Taki był temat.
Jak już tak postanowiliśmy, że gościa trzeba załatwić, to Kaczan powiedział, że do takiej roboty musi być dobry plan, żeby wtopy nie było. Pojechaliśmy do Castoramy i najpierw kupiliśmy trzy młotki. To po to, żeby go zatłuc. Kaczan doradził – weźmy też mocny worek, na łeb mu się wsadzi i będzie tłukło przez worek, nie rozwali się tak. No i dobry pomysł, przecież to babranie się, takie walenie w łeb kogoś na śmierć. Znaleźliśmy dobry, solidny wór, z grubego czegoś, jakby plastiku, ale nie takiego miękkiego, tylko sztywny trochę.
Pomyśleliśmy też, że po wszystkim najlepiej, żeby ciało gdzieś ukryć albo coś. Przecież w filmach pokazują, że jak psy ciało znajdą, to już wtopa jest. Zawsze coś znajdą w tym ciele, ślady jakieś albo cząsteczki. Co prawda Sarna powiedział, że w Polsce psy jeszcze tych cząsteczek nie wyczuwają, znaczy się nie mają takiego sprzętu. Kaczan na to, że on słyszał, że już mają i że te cząsteczki to nie cząsteczki się nazywają tylko atomy. Podał taki pomysł, że kolesia pokroimy, co nam się może i nie widziało za bardzo, ale chyba wyjścia nie było. Ustaliliśmy jeszcze, że później trzeba będzie znaleźć fermę świń i tam go wrzucić, bo świnie wszystko zjedzą i śladu nie ma. To brzmiało sensownie, więc obeszliśmy sklep i jeszcze dobraliśmy sobie pił trochę, jakieś szczypce, siekierkę. Fajne narzędzia. Tylko przy kasie się okazało, że nie mamy tyle kwitów. Starczyło nam tylko na młotek i worek.
Sarna później naruchał jeszcze u siebie w piwnicy piłę. Starą i zardzewiałą, ale wyglądało, że do ciała da radę. Siedliśmy u niego i dla wprowadzenia porządku, w pełni profesjonalnie narysowaliśmy i rozpisaliśmy na kartce, co i jak ma przebiegać, kto co robi i kiedy. Plan był taki, że pakujemy się po cichu do kurnika i jak facet wraca, to go ogłuszamy. Wór na łeb i młotkiem tłuczemy, aż zejdzie. Później do wanny, tniemy na kawałki do wora i szpula stamtąd dyskretnie. Jak się zbliżał wieczór, to pogoda się kompletnie spieprzyła. Najpierw padało, a później zrobiła się z tego burza. Myśleliśmy zrezygnować, ale Kaczan mówi, że to przecież na rękę, bo jak burza będzie, to nic nikt nie usłyszy. Logiczne, nie?
Skoro tak, to z tym wszystkim wieczorem podjechaliśmy na Sierpową. W domu było ciemno, zero fury przed domem. Nawet dobrze trafiliśmy, tak się zdawało. Pierwsza przeszkoda – plan nam się trochę wysypał, bo się okazało, że przecież Sarna ma ten gips i on nawet nie potrafił przeleźć przez ogrodzenie. Wyjścia już nie było, mówimy mu: ’stój znowu na warcie. Ale później, jak już faceta pukniemy, będziesz ciął za to.’ I wleźliśmy tam, wywaliliśmy tylne okno i do domu. Mokrzy, na zewnątrz wali gromami, błyska cały czas. Kaczan od razu jakiś mały rekonesans, tu i tam zagląda. Mówi, że lipa, bo koleś nie ma wanny, tylko kabinę prysznicową, ciąć ciężko będzie, ale pewnie da radę. A jak mi to mówi to stoimy w takim przedpokoju jakby, gdzie buty i kurtki, trochę kartonów też. Nagle z boku, z drzwi jednych tylko cień mi mignął i jak w łeb dostałem czymś twardym, to się od razu zwaliłem na glebę.
Podnoszę się, cucę, świetliki mi przed oczyma latają. Widzę, że Kaczan się cofnął. Piłę trzymał, to nią chce walczyć, ale z tego wejścia wysuwa się wielki koleś. Zeświniony teściu taki ze 120 kilo i z gnata ‘pach!pach!’ dwa razy do Kaczana. Od razu rzuciłem się do gościa i go młotkiem walę. Osunął mi się ten młotek trochę. Bydlak utrzymał się jeszcze na nogach, odepchnął mnie. Już celował z klamki, ale wtedy w świetle błyskawicy nagle w oknie widać wyraźnie Bogdana Konopko. Typowi ciśnienie skoczyło i ‘pach! pach!’ w to okno. Szyba poleciała, a ja już przy nim i drugi raz młotkiem dobrze przycerowałem, aż czułem jak trzasnęło i wlazł mu w czaszkę. Z tego wszystkiego zaniemogłem i osunąłem się po ścianie. Siedziałem osłabiony jakiś, krew i kawałki skóry z jego włosami z twarzy ściągałem, a tu huk! Drzwi poszły, po oczach ktoś mi świecił. Psy już były, policja znaczy się. Nietrudno zgadnąć, że z ich strony była krótka piłka.
Pisanie cię uszlachetni, powiedzieli, to napisałem, w ramach resocjalizacji. Czy mnie uszlachetniło, to nie wiem, ale na pewno mi się to odświeżyło wszystko w głowie, poukładało. Żeby tak jeszcze na zakończenie było, jak w filmie, to powiem, że wczoraj był u mnie Sarna. Wytłumaczył, jak się stało – siora, Marzena znaczy się, znalazła tę naszą kartkę z planem, jak już wyszliśmy na akcję. Zlękła się i zadzwoniła na psy. Gdy jednak było już po sprawie, ratowała brata i zeznawała, że to Sarna dał jej znać przed napadem, żeby dzwoniła na komendę, bo tu się chryja szykuje. A że do tego Sarna cały czas przegibał na warcie, palca do trupa nie przyłożył, to go uniewinnili. Kaczan wyciągnął kopyta i tylko ja kibluję.
Bogdan Konopko to jak się okazało ponoć handlował kradzionymi obrazkami świętych od ruskich, ikonami mówią na to. Ten świniak z kurnika musiał być jego wspólnikiem czy coś. W każdym bądź razie wyszło, że to on rzeczywiście Bogdana wtedy na śmierć skatował. Na pocieszenie Sarna mi mówił, że kilka dni po akcji duch mu w rewanżu przyśnił jeszcze miejsce w lesie, Sarna je znalazł i tam odkopał niezły zapas waluty. Otworzył za to solarium na osiedlu i jeszcze na brykę starczyło. Teraz tłusto się wozi czarną bejcą, trzy-zero w benzynie. Obiecał, że jak wyjdę to odpali mi działkę, pomoże, nie zapomni. Ale co to za pocieszenie. Prędzej się usram, a stąd nie wyjdę.
koniec
« 1 2 3
8 sierpnia 2010

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Martwa
— Maciej Jurgielewicz

Wilk ze stali
— Maciej Jurgielewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.