Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Sadlik
‹Radość tworzenia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Sadlik
TytułRadość tworzenia
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 18 lat i jestem kiepskim uczniem dobrego liceum. „Radość tworzenia” to moje pierwsze opowiadanie, które ukazuje się na łamach „Esensji”, pierwsze, które ukazuje się gdziekolwiek i generalnie pierwsze, które w ogóle skończyłem.
Gatunekgroza / horror, realizm magiczny

Radość tworzenia

1 2 3 »
Słyszał demoniczny głos szepcący bluźnierstwa w dziwacznym języku. Dźwięk był przytłumiony, dochodził gdzieś z jego butów. Okazało się, że to skarpetki – są opętane i zaczynają pożerać mu stopy. Obudził się zlany potem i rozejrzał po pokoju. Coś przykuło jego uwagę. Szare skarpetki powinny leżeć w kącie. Ale ich tam nie było.

Maciej Sadlik

Radość tworzenia

Słyszał demoniczny głos szepcący bluźnierstwa w dziwacznym języku. Dźwięk był przytłumiony, dochodził gdzieś z jego butów. Okazało się, że to skarpetki – są opętane i zaczynają pożerać mu stopy. Obudził się zlany potem i rozejrzał po pokoju. Coś przykuło jego uwagę. Szare skarpetki powinny leżeć w kącie. Ale ich tam nie było.

Maciej Sadlik
‹Radość tworzenia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Sadlik
TytułRadość tworzenia
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 18 lat i jestem kiepskim uczniem dobrego liceum. „Radość tworzenia” to moje pierwsze opowiadanie, które ukazuje się na łamach „Esensji”, pierwsze, które ukazuje się gdziekolwiek i generalnie pierwsze, które w ogóle skończyłem.
Gatunekgroza / horror, realizm magiczny
Drogi Autorze!
Musimy z przykrością poinformować o odrzuceniu twojego tekstu przez zespół redakcyjny. Z życzeniami powodzenia w dalszych pracach,
Redakcja „Strefy Horroru”.
P.S. Postaraj się napisać coś oryginalnego. Twoje pomysły zbyt przypominają dzieła Kinga, Lovercrafta i Barkera. Dorzuć coś od siebie i zaskocz nas!
Billy wpatrywał się z niedowierzaniem w treść właśnie otrzymanego listu. Stary kineskopowy monitor był jedynym źródłem światła w pokoju. Stał na zagraconym biurku, rozświetlając okrągłą twarz chłopaka. Myśli Billy’ego galopowały niczym spłoszone konie. To porównanie właśnie przyszło mu do głowy. „Myśli galopujące niczym spłoszone konie”. Niezłe, uznał Billy i zapisał sentencję na skrawku papieru. Użyję tego w następnym opowiadaniu, obiecał sobie. Tym, które na pewno im się spodoba.
Drzwi zaskrzypiały odrobinę za cicho, by ostrzec go na czas. Do pokoju wślizgnęła się matka chłopca, kobieta kochająca, aczkolwiek bardzo surowa. Billy gwałtownie zamknął list, nie chcąc wdawać się w dyskusję. Niestety, czujne oko jego rodzicielki zauważyło ten ruch.
– Co tam chowasz, Billy? – zapytała. – Wiesz, że nie lubię, gdy mamy jakieś tajemnice.
– To… nic, mamo – wybąkał. – Przeglądałem… e-bay. Nie chciałem… żebyś się denerwowała, więc go zamknąłem. Przepraszam.
Jego skrucha była na tyle przekonująca, że mama tylko pokiwała głową.
– Dobrze – powiedziała, wychodząc z pokoju. – Ale wolałabym, żebyś skupił się na chemii. Sam wiesz, jakie masz oceny.
Billy przytaknął.
– No dobrze, ale idź już spać – usłyszał jeszcze.
Ponownie zaskrzypiały drzwi i Billy znowu był sam. Nie myślał jednak ani trochę o spaniu. Co prawda rzucił się niedbale na łóżko, ale w zupełnie innym celu. Musiał przeanalizować sporo spraw. I napisać coś, co rzuci ich na kolana. W jego głowie aż wrzało. Jak oni mogli!? Jak mogli znowu odrzucić mój tekst!? Mam dopiero 17 lat, nie chcę od razu dostawać nagrody Bookera! Nie piszę nawet do jakiegoś wielkiego magazynu!
Była to dla Billy’ego brutalna konfrontacja z rzeczywistością. Rzeczywiście, swój pierwszy tekst wysłał do „SF”, najlepszego magazynu literackiego w kraju, ale spotkał się z odmową, uprzejmą, lecz zdecydowaną. „Wiem, co chcecie mi powiedzieć”, stwierdził i już więcej do nich nie napisał. Próbował sił w coraz mniej znanych czasopismach, schodząc, zamiast się wspinać, z literackiej drabiny ku popularności. Pocieszał się, że każdy od czegoś zaczynał. Taki King, myślał, parę ładnych lat czekał, aż ktoś go doceni. A teraz ma dziesiątki książek na koncie i pewnie śpi na kasie.
No właśnie, King. Billy nie przeczytał nawet połowy jego książek, a te bufony z wydawnictwa już zarzuciły mu brak stylu i zbyt wyraźną fascynację autorem. „Postaraj się napisać coś oryginalnego”, poradzili. Napiszę, zgodził się w duchu Billy. Stworzę coś tak niesamowicie oryginalnego, że nawet tego nie zobaczycie. Wyślę prosto do „SF”, a oni będą całować mnie po stopach, byle tylko to wydrukować. Coś tak oryginalnego, że… No właśnie. Ciężko było wymyślić coś nowatorskiego. Billy starał się, jak mógł, tworzył coraz to bardziej skomplikowane historie, a i tak, o ironio, za każdym razem zarzucano mu jeszcze większy brak indywidualizmu. Co za chamstwo. Chamstwo.
Myśli w jego głowie powoli zwalniały bieg, schodziły na niższe obroty. Opadał w krainę snu niczym samolot szybujący w dół, bo zepsuły mu się silniki.
Wyglądało na to, że gdy tylko zasnął, jego myśli rozpędziły się na nowo. Dawno nie miał już tak dziwacznych i niepokojących snów. Wszystko było w nich nierealne, psychodeliczne i – co najważniejsze – straszne. Śpiącemu Billy’emu przeszło przez głowę, że będą to genialne materiały na opowiadanie – tylko obudzić się i spisać doznania, zanim zdążą wystygnąć. Niestety, gdy w końcu wyrwał się z objęć snu, nie pamiętał absolutnie nic, w głowie miał pustkę. Rozejrzał się sennie wokół. Wciąż miał na sobie ubranie, zaklął wiec po cichu, że musi jeszcze przebrać się i umyć. Monitor świecił bez przerwy, bucząc cichutko. Zabałaganiony pokój wyglądał w słabym świetle jak laboratorium szalonego naukowca. Billy ściągnął z nóg skarpetki i rzucił je w kąt. Dżinsy wepchnął do szafy i w samym podkoszulku i bokserkach zszedł do łazienki. Frajerzy, myślał, zawzięcie szorując zęby. Nie umieją się poznać na dobrym tekście. Ostatnie opowiadanie, to o dłoni w betoniarce, było już naprawdę niezłe. Sam to przyznał, choć zwykł być krytyczny wobec siebie. Pozwolił nawet Mike’owi, swojemu najlepszemu kumplowi, rzucić na nie okiem. Nie zrobił tego od czasu, gdy Mike nazwał trzecie opowiadanie z rzędu „kupą podobną do poprzedniej”. Ogólnie rzecz biorąc, Mike nie był przesadnie dobrym krytykiem. Wolał ganiać za dziewczynami i popalać papierosy, gdy nikt nie patrzył. Mimo to był jedynym przyjacielem Billy’ego i choć czasem starał się odciągać go od pisania, szanował jego hobby. Poza tym komu innemu można pokazać swoje prace? Pan Seeger, nauczyciel angielskiego, zaraz by go wyśmiał, zapewne używając słowa „dziecinne”. Mama też odpadała. Po pierwsze, choć była inteligentną kobietą, jedynym, co czytała, był program telewizyjny. Billy nie mógł tego zrozumieć. Miał brzydki zwyczaj uważać nieczytających za głupszych od siebie. I czuł się skrępowany, gdy musiał zaliczać własną matkę w poczet głupków. Jednak przede wszystkim mamuśka strasznie by się wkurzyła, gdyby odkryła, że jej syn pisze po nocach, zamiast zakuwać do testów. Billy marzył, że przyzna się, co robił przez te wszystkie wieczory, gdy już będzie mógł pomachać jej przed nosem czekiem za sprzedane opowiadanie.
Wypluł resztki pasty. W zamyśleniu szorował tak zawzięcie, że bolały go teraz dziąsła. Wytarł twarz w odrobinę śmierdzący już ręcznik i przyjrzał się swemu odbiciu. Wyglądam trochę jak pisarz, myślał czasem z zadowoleniem. Nosił okulary w modnych oprawkach i rzadko kiedy się czesał. Nie miał nadwagi, aczkolwiek higienistka szkolna zwróciła mu ostatnio uwagę, by ograniczył pożeranie snickersów i wyszedł od czasu do czasu na zewnątrz. Świeże powietrze było mu potrzebne, twierdziła. Billy serdecznie olewał jej rady, całymi dniami siedząc w dusznym pokoju. Bez wytchnienia szukał pomysłu, który złamałby zimne serca redaktorów i otworzył mu drogę do literackiej kariery.
Musi być coś, czym jeszcze nikt nie straszył. Najlepiej coś, co wszyscy mają. Tak jak z kasetą wideo w „The Ring”. Każdy ma w domu kasety i dlatego pomysł uczynienia z nich śmiercionośnych narzędzi okazał się taki przerażający.
Myślał dalej. Wspiął się po schodach, dysząc lekko, wkroczył do swojego pokoju. Jego wzrok padł na leżące w rogu skarpetki. Przez sekundę nie miał pojęcia, że patrzy tylko na część garderoby. Skarpetki, szare i nijakie, w zimnym świetle monitora zyskały nowe oblicze. Podłużne cienie upodobniły je do dziwacznej twarzy wykrzywionej w grymasie wielkiego cierpienia. Naznaczały ją niezliczone bruzdy i wrzody. Paszcza była rozchylona, ukazując ciemny tunel gardła i oślizgły jęzor. Billy o mało nie pisnął z przerażenia. Miał ochotę uciec z pokoju, ale po chwili dotarło do niego, że to tylko sterta poskręcanego materiału i gra świateł. Wyobraźnia dopowiedziała całą resztę. Strach ustępował już miejsca zafascynowaniu. Billy podszedł do skarpetek, obserwując je badawczo. Szare, grube i lekko już cuchnące. Zwykłe skarpetki zwykłego chłopaka. Na powrót stanął w drzwiach i zmarszczył brwi. Rzeczywiście, wyglądały niepokojąco. Można było się ich wystraszyć. Zaraz. To dopiero pomysł! Skarpetki, które potrafią wystraszyć na śmierć! Nikt jeszcze o nich nie napisał! Nikomu na pewno nawet przez myśl nie przeszło, że mogą być straszne! Billy zachichotał cicho, trącając stopą niby-paszczę. Potwór kłapnął zębiskami i zmarszczył brwi. Przynajmniej tak się wydawało. Billy zapisał na kartce: „Opowiadanie o morderczych skarpetkach! Demon ukryty w koszu na bieliznę!”. Uradowany, że tym razem niczego nie zapomni, zasnął szybko i głęboko.
Tuż przed przebudzeniem przyśnił mu się koszmar. Słyszał demoniczny głos szepcący bluźnierstwa w dziwacznym języku. Dźwięk był przytłumiony, dochodził gdzieś z jego butów. Okazało się, że to skarpetki – są opętane i zaczynają pożerać mu stopy. Obudził się zlany potem i rozejrzał po pokoju. Coś przykuło jego uwagę. Szare skarpetki powinny leżeć w kącie. Ale ich tam nie było.

Ubrał się i spakował książki do plecaka, po czym zszedł na dół. Mama krzątała się po kuchni, przygotowując kanapki.
– Eee… Mamo? – zagadnął.
– Co, Billy?
– Brałaś moje skarpetki? Te szare, leżały w kącie. Musiałaś je wziąć do prania.
– Nic sobie nie przypominam. Ale w szafie masz masę świeżych, weź je.
1 2 3 »

Komentarze

01 II 2010   13:05:04

Świetne, faktycznie czuć tu Kinga, ale to dobry wzorzec. Powodzenia !

06 II 2010   19:53:19

Keep it on, BigMac;)

05 IV 2010   23:50:58

Mimo że rzadko sięgam po opowiadania publikowane w Internecie, to te na początku wydało mi się na tyle ciekawe, że przeczytałem je w całości. Dzięki za przyjemną i przy okazji trochę straszną lekturę.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.