Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Sadlik
‹Radość tworzenia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Sadlik
TytułRadość tworzenia
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 18 lat i jestem kiepskim uczniem dobrego liceum. „Radość tworzenia” to moje pierwsze opowiadanie, które ukazuje się na łamach „Esensji”, pierwsze, które ukazuje się gdziekolwiek i generalnie pierwsze, które w ogóle skończyłem.
Gatunekgroza / horror, realizm magiczny

Radość tworzenia

« 1 2 3 »

Maciej Sadlik

Radość tworzenia

Billy wymamrotał, że da sobie radę, wgryzł się w kanapkę. Minę miał nietęgą. Był już skłonny przypuszczać, że faktycznie zadziałały siły nadprzyrodzone. Na szczęście racjonalna strona Billy’ego uspokajała go i dodawała otuchy. Teraz tylko przelej swój strach na papier i mrożące krew w żyłach opowiadanie gotowe! – mówiła.
W szkole nie mógł się na niczym skupić. W porównaniu do czekającego na napisanie opowiadania wszystko wydawało się nudne i rozwlekłe. Mordercze skarpetki całkowicie zaprzątnęły mu umysł, rozkładając przeciwników na łopatki. Do lekcji wf-u przesiedział w ostatniej ławce, planując rozwój opowieści. Niechętnie wkroczył na salę do ćwiczeń, gdzie jego nauczyciel właśnie kończył kawę. Ziewnął przeciągle i kazał Billy’emu przekazać reszcie, by ruszyła tyłki. Chłopak nie musiał tego robić, większość kumpli zgromadziła się już za jego plecami. Przeważająca część uczniów chichotała cicho, jak to mieli w zwyczaju. Nauczyciel nakazał im na odchodnym przebiec dookoła sali dwadzieścia razy i zniknął w swoim kantorku. Wybuchy śmiechu stały się częstsze i bardziej natarczywe. Niektórzy pokazywali sobie coś palcami, ale Billy nie mógł dostrzec, o co chodzi. W końcu nie wytrzymał i zapytał: – Z czego tak wyjecie?
Odpowiedziała mu tylko salwa śmiechu. W mgnieniu oka zorientował się, że muszą śmiać się z niego. Pewnie miał brudny podkoszulek. Albo pochlapane spodenki. Był blisko.
– Ładne skarpetki – parsknął ktoś.
Spojrzał w dół i zaklął cicho. Jak to się mogło stać? Na lewej nodze miał skarpetę czarną i wełnianą; była długa i obszerna, a Billy podciągnął ją bardzo wysoko. Na prawej nodze spoczywała skarpetka koloru dojrzałego pomidora. Była zdecydowanie za krótka, już od lat nie miał jej na stopie. Całość wyglądała komicznie i nic dziwnego, że urządzono z niego pośmiewisko. Jak mógł wyjść na takiego durnia? Pewnie byłem bardzo zaspany, zapewnił się. Mimo to wyobraźnia podsunęła mu obraz skarpetek, grubych i pulsujących, pełznących niczym upiorna para włochatych ślimaków. Wkradają się do jego szafy, zmieniając idealnie ułożoną bieliznę w wielką stertę bałaganu. Następnie znikają gdzieś pod jego łóżkiem, planując zamach na jego życie. Racjonalna strona podpowiedziała mu, by wykorzystać ten motyw w swoim opowiadaniu. To poprawiło mu humor. Wrócił do domu i zaczął pisać jak opętany, nie jedząc nawet obiadu. Wściekle tłukł w klawiaturę, aż rozbolały go opuszki palców. Gdy skończył, zapisał całe trzy strony. Nieźle, ale historia dopiero się rozkręcała. Potrzebował 30 tysięcy znaków, a przede wszystkim zaskakującego zakończenia. Najlepiej brutalnego, o tak. I wzruszającego też. Jednak nie miał pojęcia, gdzie powinien skierować opowieść. Pomysł zaraz nadejdzie, zapewnił się, schodząc na obiad. Czuję to.
Pomysł nie nadszedł – ani po południu, ani też w ciągu następnych paru dni. Opowieść powoli zaczęła pokrywać się metaforycznym kurzem, a skarpetki przestały wzbudzać w nim dreszcze. W końcu uznał, że potrzebuje pomocy. Musiał przedstawić Mike’owi swoje pomysły. Powinny mu się spodobać.

– Wiesz, co, ziom? Tak sobie myślę, że mordercze skarpetki to strasznie badziewny pomysł. Chyba gorszy od tego o trupie w szafie.
– Tak, ale o trupach w szafie pisano już setki razy! A ile znasz opowiadań o skarpetkach?
Mike milczał, a Billy wiedział, że zadał głupie pytanie. Mike w ogóle nie czytał opowiadań.
– No nie wiem… Ale żeby skarpetki?
Rozejrzał się podejrzliwie i wyciągnął papierosa. Zapalił sprawnie mimo hulającego wiatru i zaczął zaciągać się tak łapczywie, jak gdyby nie palił od stu lat.
– Wiesz, co ci powiem? – zagadnął wypluwając opary szarego dymu. – Że jak te skarpetki mają wystraszyć kolesiów, którzy będą to czytać, to właśnie koleś w twojej historyjce powinien się tych skarpetek bać najbardziej. I to bać się jak jasna cholera. Powinien srać ze strachu na sam widok skarpetek.
Billy zatrzymał się. Choć Mike strasznie to zakręcił, sugestia była dobra. Podziękował mu i pobiegł do domu. Wpadł do salonu i rzucił plecak w daleki kąt. Wbiegał po schodach, gdy nagle nie trafił na stopień i stracił równowagę. Trzasnął czołem o schody i boleśnie sturlał się w dół.
– Nic ci nie jest? – zawołała z kuchni matka, zaniepokojona hałasem.
– Nic.
Mama mimo to przyszła go obejrzeć, wycierając szklankę.
– Mówiłam, żebyś nie biegał po schodach. I załóż kapcie, kiedyś się zabijesz przez te skarpetki.
Ale Billy był już na górze. Komputer już się włączał, zaszumiał zapraszająco. Chłopak już odnalazł odłożony tekst, a kursor migał, zachęcał. Zaczął pisać – tak łapczywie, jak Mike palił swoje Camele. Stukał w klawisze bez opamiętania, popełniając dziesiątki błędów. Potem się poprawi, myślał. Najważniejsze, to oddać tę ulotną grozę, ten strach. Skończył dwie kolejne strony i odszedł usatysfakcjonowany. Bohaterka powieści bała się tak przekonująco, że Billy był pewien, że czytelnik będzie bał się razem z nią. Do wieczora porzucił pisanie, oddając się lekturze opowiadań Lovecrafta. Był już niemal pewien, że nowym dziełem zbliżył się do poziomu mistrza. Wyobrażał sobie telefon od redakcji. Wyraźnie widział przebieg rozmowy: przepraszają, że dzwonią tak późno, ale sprawa jest nagląca. Koniecznie chcą wydrukować jego tekst!
Billy’emu zdawało się, że rozmarzył się tylko na chwilę, ale zorientował się, że jest już kompletnie ciemno. Porzucił już zamiar pisania dzisiaj, odrobił zadanie i na powrót pogrążył się w marzeniach. Sen był niepokojący. Znowu dzwonił telefon, to znowu redakcja. Billy chciał odebrać, ale nie mógł, dłonie miał ukryte w skarpetkach niczym w jednopalczastych rękawiczkach. Krępowały jego ruchy, stał się w nich niezdarny. Telefon upadł na ziemię, roztrzaskując się na kawałki, zupełnie jakby był zrobiony ze szkła. Billy obudził się, z trudem powstrzymując krzyk. To nie był nawet straszny sen, wmawiał sobie. Ale jednego nie mógł zbagatelizować. Skarpetki – te same, co pamiętnego wieczora – na powrót leżały w rogu pokoju.

Następnego dnia Billy znowu zwierzył się przyjacielowi. Ku jego oburzeniu, Mike zareagował śmiechem.
– Hej, stary, dostajesz większego cykora niż koleś w twoim opowiadaniu! Chyba powinno być na odwrót, nie?
Billy milczał. Mike znowu zapalił, a jego wzrok zatrzymał się na chwilę na kostkach Billy’ego.
– Ej, ziom? Nie nosisz skarpetek?
– Nie.
– Co tym razem kombinujesz?
– Widzisz, bohaterka mojego opowiadania zaczyna się w końcu cykać skarpetek – Billy uśmiechnął się niepewnie.
– Jasne – przytaknął jego przyjaciel.
– No, więc w strachu przed własnymi skarpetami zamyka je w szafie. Wpada w manię i przestaje nosić jakiekolwiek skarpetki. Zaczyna obdzierać sobie stopy i tak dalej. Muszę wiedzieć, jakie to uczucie, żeby najlepiej to opisać, łapiesz?
– Łapię, ziom. Ale wiesz, co? Nie wczuwaj się tak strasznie. Będzie cię boleć jak cholera.

Mike miał rację. Po paru dniach Billy wrócił do noszenia skarpetek, gdyż rzeczywiście chodzenie bez nich było bolesne jak cholera. Przynajmniej miał wiele bólu do opisania. Niestety, nad jego twórczością zawisły czarne chmury. Zaczęło się od tego, że przeczytał swoje opowiadanie. Wydało mu się strasznie drętwe. Mówiąc szczerze, Billy nie czuł w nim ani krztyny tego, co chciał zawrzeć. Tylko bezkształtny potok słów. Zero grozy. A do tego siedział nad opowiadaniem już strasznie długo. Przeczytał kiedyś w „Poradniku Pisarza”, że opowiadanie powinien skończyć w ciągu tygodnia, by nie uleciały z niego pomysły i atmosfera. Praca nad „Mordercami w szafie” (przynajmniej z tytułu był dumny) trwała już zdecydowanie za długo.
Następnego dnia wpadł na świetny pomysł. Postanowił wzbudzić u siebie lęk wobec skarpetek i w ten sposób zwiększyć realizm swojego opowiadania. Genialne w swej prostocie. Pomysł na akumulację strachu znalazł się sam. Polegał on na powieszeniu pary skarpetek tuż nad łóżkiem. W zamyśle, budząc się, miał na nie wpadać lub widzieć je dokładnie przed swoimi oczami. Liczył na to, że zaspany umysł przekształci to w mrożące krew w żyłach doznania. Oświetlone blaskiem księżyca, otulone cieniami, pełznące ku jego twarzy skarpetki powinny wzbudzić erupcje grozy, a makabryczne pomysły wytrysnąć niczym lawa – i podobnie jak ona użyźnić teren wokół siebie.
Genialny pomysł okazał się jednak bezsilny w zderzeniu z brutalną rzeczywistością poranka. Obudzony przez radiobudzik Billy był tak zaspany, że zwyczajnie nie zwrócił uwagi na zwisające z sufitu kształty. Przypomniał sobie o całej pułapce dopiero gdy szukał skarpetek do włożenia. Całe to zajście wyprowadziło go z równowagi do tego stopnia, że wyszedł z domu, nie jedząc śniadania i trzaskając drzwiami. Spacer wcale nie ochłodził jego emocji, i Billy, wchodząc do szkoły, wciąż był obrażony na cały świat. Bez słowa powitania udał się do szatni. Podszedł do swojej szafki, przekręcił kluczyk i na moment przed pociągnięciem klamki poczuł, że coś się święci.
« 1 2 3 »

Komentarze

01 II 2010   13:05:04

Świetne, faktycznie czuć tu Kinga, ale to dobry wzorzec. Powodzenia !

06 II 2010   19:53:19

Keep it on, BigMac;)

05 IV 2010   23:50:58

Mimo że rzadko sięgam po opowiadania publikowane w Internecie, to te na początku wydało mi się na tyle ciekawe, że przeczytałem je w całości. Dzięki za przyjemną i przy okazji trochę straszną lekturę.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.