— Potem… potem jej skóra nabrała złocistomiodowego odcienia. Brwi wygięły się w łagodne półkola, a nozdrza wzdęły lekko, zarysowały tak drapieżnie. Policzki pokrył delikatny meszek, widzialny tylko z półprofilu pod światło. Ale pal licho cielesność, nie tylko ona się liczy. Był jeszcze jej głos, z każdym dniem czystszy, silniejszy. Zdania coraz pewniejsze, wielokrotnie złożone, bon moty, metafory. A jeszcze zapach.
Posąg w tytoniowym dymie
— Potem… potem jej skóra nabrała złocistomiodowego odcienia. Brwi wygięły się w łagodne półkola, a nozdrza wzdęły lekko, zarysowały tak drapieżnie. Policzki pokrył delikatny meszek, widzialny tylko z półprofilu pod światło. Ale pal licho cielesność, nie tylko ona się liczy. Był jeszcze jej głos, z każdym dniem czystszy, silniejszy. Zdania coraz pewniejsze, wielokrotnie złożone, bon moty, metafory. A jeszcze zapach.
Sebastian Wójcik
‹Posąg w tytoniowym dymie›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Autor | Sebastian Wójcik |
Tytuł | Posąg w tytoniowym dymie |
Opis | Autor pisze o sobie: Przez ostatnie 6 lat pracowałem w Irlandii jako pilot – przewodnik (w czasie sezonu tj. kwiecień – wrzesień), tłumacz, recepcjonista itp. Pracując dość nieregularnie, miałem kłopoty ze znalezieniem czegoś poza sezonem. W końcu się wkurzyłem i postanowiłem zimować w Polsce. Wcześniej zahaczyłem o kilka obcych krajów m.in. Tunezję, Francję, Wyspy Brytyjskie – udzielając się w szeroko rozumianym sektorze turystyczno – hotelarskim. A jeszcze wcześniej studiowałem dziennikarstwo i filologię romańską na UW. Co się tyczy pisania – oprócz gatunków czysto dziennikarskich opublikowałem opowiadanie w „Nowej Fantastyce” („Ni ma mientkiej gry”) , było to w pierwszym numerze 2000 r. Poza tym trochę tekstów w internecie – np. Fahrenheit.net.pl. Mam szerokie zainteresowania. Dużo obejmuję, słabo ściskam. |
Gatunek | realizm magiczny |
Rozładunek dobiegał końca. Kobiety były jednakowo zmęczone, ponieważ mniej więcej po równo podzieliły się pracą. Mela wynosiła pudła z furgonetki, Iza otwierała niektóre z nich i wyciągała coś czasem lub ustawiała na stosie, jaki powoli rósł na środku salonu.
— I finito, Izka. Fura jest już pusta — sapnęła Mela, rzuciwszy na podłogę ostatni plastikowy worek. — I poradziłyśmy sobie bez faceta. A ty tak biadoliłaś.
— To tylko koniec pierwszego etapu, moja złota — sprecyzowała Iza. — Tak czy siusiak, zasłużyłyśmy sobie na kawę albo drinka.
— Ja chcę tylko zimne piwko z lodówki — zawołała Mela, podnosząc rękę z entuzjazmem pięciolatki. Izabela uwielbiała w niej tę dziecięcą spontaniczność.
Nowy dom był tylko częściowo umeblowany, za to kuchnia i łazienka – dopieszczone na tip-top. Tylko tam przyjaciółki mogły uciec przed kurzem, bajzlem i prowizorką.
Przez kilka minut Mela łaziła po budynku, zaglądając w każdy kąt. W końcu klapnęła na taboret obok Izy. Nalała sobie słodkiego piwa o idealnej temperaturze sześciu stopni.
— Starzy się dokładali, czy Dorian zafundował ci chatę w całości? — spytała i natychmiast ugryzła się w język. Za późno, niestety. Iza się naburmuszyła.
— Tłumaczyłam ci to wiele razy, ale jak grochem o sufit — odpowiedziała z rezygnacją. — Kupiłam ten dom za własne pieniądze. Wiem, wiem, co chcesz powiedzieć — dorzuciła po chwili, widząc, że Melania podnosi brwi i otwiera usta. — Dorian dobrze mi płacił. No, zgoda, bardzo dobrze mi płacił. Ale myślisz, że było mi łatwo? Dam ci argument pierwszy z brzegu: musiałam mu regularnie pozować przez dziesięć godzin z krótkimi przerwami. W jednej pozycji, wyobrażasz sobie? W zimnie i przeciągach. Albo goła, albo w kretyńskiej zbroi. Gdyby chociaż zgodził się na plastikową. Prosiłam go, żeby wypożyczył taką w teatrze, ale gdzie tam, jaśnie natchnionemu panu artyście to nie pasowało, bo przecież sztuka nie znosi kompromisów. Rozciągałam się i wyciągałam jak wojowniczki w heroicznych pozach. Do tego ciężka tarcza plus piętnaście kilo zimnego żelastwa. Znój i chłód, kochana, a nie łatwy grosz.
— Gdzieś czytałam, że… wręcz przeciwnie, że ocieplił główne atelier specjalnie dla ciebie.
— Czytałaś? Widzę, że jesteś jego wierną fanką — skomentowała Iza uszczypliwie. Melania spłoniła się wyraźnie. Jako osoba prostolinijna, nie za bardzo umiała ukrywać emocje. — Więc pewnie wiesz, że Dorian palił. Ale teraz powiem ci coś, czego brukowce nie doprecyzowały: on kopcił jak smok wawelski przy brydżu. Cygara, fajki, co podleciało i przy każdej okazji. Miał do tego talent. Potrafił zasyfić tę ogrzaną dwustumetrową pracownię w ciągu kilku minut. Musiałam myć włosy zaraz po sesji, bo od smrodu muchy mdlały. Już wolałam ten wiatr wyjący w fabrycznych halach, które tak go inspirowały. Przynajmniej powietrze było świeże.
Ten wywód wyraźnie zbił Melę z tropu. Dziewczyny posiedziały jeszcze chwilę w milczeniu, a potem w stały jednocześnie jak na dźwięk sygnału.
— Chodźmy dokończyć dzieła — zarządziła Izabela.
Wieczorem zmęczone kobiety siadły przed telewizorem. Melania znudziła się szybko i przysnęła. Obudziwszy się, wyczuła językiem nieprzyjemny osad na wargach. Półprzytomna potruchtała do łazienki, by przemyć twarz i wypłukać usta.
Otworzyła drzwi. Od razu zauważyła Izę, która stała przed jednym z dwóch luster i wcierała w twarz jakiś krem. Jeśli nie liczyć puszystych kapci na stopach, była naga.
— Ooo sorry, następnym razem zapukam — wymruczała Melania niewyraźnie i zrobiła ruch, jakby chciała się wycofać z powrotem do pokoju.
— Właź, głupia, przywykłam do podglądaczy — uspokoiła ją Iza. — I miejsca jest dosyć. Możesz zająć drugie stanowisko.
Faktycznie, w łazience były dwie umywalki. W sam raz dla pary o jednakowym rytmie dnia.
Mela opłukała twarz i od razu poczuła się lepiej.
— Wiesz co, jesteś bardzo atrakcyjną kobietą — rzuciła nagle, zerkając na stojącą z boku przyjaciółkę.
Iza uśmiechnęła się tylko, nie przerywając wklepywania kremu w kąciki oczu.
— Pamiętam, jak się spotkałyśmy pięć lat temu — ciągnęła Melania. — Skarżyłaś się na cellulitis i rozstępy na brzuchu. Teraz po nich ani śladu. Chodziłaś na jakieś zabiegi?
— Pas du tout! — odparła Iza wyraźnie ubawiona. — Nie miałam na to czasu. Ani na masaże czy solarium. I w sumie nie wiem, po co używam kremów przeciwzmarszczkowych. Chyba prewencyjnie.
Mimo że Iza nie uprawiała sportów, jej ciało wyglądało na jędrne i sprężyste. Skóra miała miodowozłoty odcień. Wiotkie srebrzyste włoski układały się na lędźwiach w fantazyjne desenie. Szczególnie w dołeczkach nad pośladkami, gdzie tworzyły dwie spirale, jakby wiry kręcące się w przeciwstawnych kierunkach.
— A ten wielki tatuaż pod łopatką, co się z nim stało? — zagadnęła ponownie Melania.
— Też zniknął — odparła Iza. — Sam się jakoś wytarł. I bardzo dobrze – mnie się znudził, a mój były też po nim nie płakał.
— Za to lubił długie szyje?
— Że co? — zdziwiła się Izabela.
— Tego akurat nie przeczytałam — wyjaśniła Mela. — Zauważyłam to w galerii. Jego posągi najczęściej patrzą gdzieś w bok. To uwydatnia ścięgna i…
Mela zacięła się na chwilę i Iza musiała zachęcić ją życzliwym spojrzeniem, by się odblokowała.
— Izuś, to nie jest żaden odchył na punkcie anatomii, ale oglądałam nasze wspólne zdjęcia z plaży… wiesz, pięć lat temu, zanim poznałaś Doriana. Wtedy wyglądałaś całkiem zwyczajnie. A teraz masz łabędzią szyję, jak Dorianowe boginki.
— Nie doszukuj się tu jakiejś magii, kochana — rzuciła Iza niedbale. — Nawet jeśli masz rację, to da się to sensownie uzasadnić. Słyszałam, że specjalny masaż może wydłużyć ciało o trzy centymetry. Może dotyczy to też szyi – w końcu po każdej sesji Dorian masował mi kark. Tak naprawdę, to on mnie wszędzie masował. Może dlatego zniknęły rozstępy.
Iza nie miała ochoty zgłębiać tematu. Choć ta rozmowa mile łechtała jej próżność, teraz jednak najbardziej pragnęła zanurzyć się w pościeli.
— Ja jestem już wymyyyta — oznajmiła, przeciągając się energicznie. — Ty też wskocz pod prysznic, a potem melduj się u mnie pod baldachimem. Jeszcze sobie pogadamy.
To powiedziawszy, porwała z wieszaka szlafrok i kołysząc biodrami, wyszła z łazienki.
— On nadal cię kocha, prawda? — spytała Mela, gdy już leżały pod miękkim kocem.
— Nie wiem, nie mam z nim kontaktu — odpowiedziała Iza sucho i sztucznie.
Przez chwilę czekała na reakcję przyjaciółki, ale ta milczała. Przekręciła się więc na bok i dotknęła koniuszkiem palca ucha Melanii, ledwo zarysowanego w ciemności.
— Melu, maleństwo. To nie była miłość — szepnęła. — Raczej obsesja, wariactwo. Dorian był wszechobecny, otaczał mnie ze wszystkich stron. Czułam się przytłoczona. Przecież każdy ma prawo do osobnego życia.
— Byłaś sławna…
— Sławna? Kpisz sobie — prychnęła Iza. — Myślisz, że ktokolwiek kojarzy moje nazwisko? Mówili o mnie: modelka Doriana. No, muza w najlepszym razie. I jeszcze się zdawało tym kretynom, że to dla mnie komplement. Nie byłam dla nich samodzielnym bytem. Błyszczał tylko on: Zaklinacz Piękna, Ożywiacz Kamieni.
— Niejedna chciałaby być na twoim miejscu.
— I niejedna straciłaby cierpliwość wcześniej ode mnie. Nawet gdy go… gdy się rozstaliśmy. Zresztą wiesz, co wyprawiał.
— Ale powiedz jeszcze raz — poprosiła jej towarzyszka, przełykając głośno ślinę.
Iza milczała przez chwilę, by zebrać myśli i ułożyć fakty we właściwym porządku.
— Najpierw dzwonił, wysyłał esemesy. Musiałam zmienić numery. Potem wystawał pod oknem, zaczepiał mnie na ulicy. Zmusił mnie w ten sposób do przeprowadzki. W międzyczasie sąd nakazał mu się trzymać się z daleka, w odległości co najmniej kilometra. Nic to nie dało. Wariat ustalił nowy adres i znów się naprzykrzał. Wtedy już całkiem walnęło mu na dekiel. Tłumaczył mi na przykład, że logicznie rzecz biorąc, nie może się trzymać z daleka, skoro nie wie, gdzie mieszkam. Kupiłam wreszcie ten dom i tu już mnie nie wywęszy. Na szczęście miałby daleko. Poza tym wynajęłam detektywów, żeby zatrzeć ślady.
— I co zamierzasz teraz, gdy masz już święty spokój?