Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Jupowicz-Ginalska
‹Dobrymi intencjami to piekło brukują›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Jupowicz-Ginalska
TytułDobrymi intencjami to piekło brukują
OpisAutorka pisze o sobie:
Prywatnie: szczęśliwa mama małego Stasia i równie szczęśliwa żona Jacka. Miłośniczka popkultury, podróży, dobrej kuchni i muzyki (raczej metalowej). Fanka tatuaży i wschodnich sztuk walki.
Zawodowo: specjalista ds. PR z ponad dziesięcioletnim stażem, doktor nauk humanistycznych, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka pierwszego w Polsce podręcznika akademickiego na temat marketingu medialnego oraz wielu artykułów o środkach przekazu. Obecnie pełni funkcję Pełnomocnika Dziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW ds. Promocji.
Gatunekfantasy

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 3

« 1 2 3 4 5 6 11 »

Anna Jupowicz-Ginalska

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 3

– Ale oni przed chwilą wypłynęli! – powiedział jej ktoś. – Pewno już są na rafach…
– Kurrrwa! – warknęła jednooka.
Popędziła do przystani i zobaczyła, jak smukły kadłub Zimnej Aurary oddala się od brzegu. Wypatrzyła Soarę, opartego o burtę statku. To dziwne, ale miała wrażenie, że bandzior się uśmiecha. Chwyciła przewieszony przez plecy łuk. Wbiegając w niespokojną wodę, wystrzeliła całą serię strzał.
Pierwszy szyp zdążył się jeszcze wbić w reling, ale kolejne lądowały w Oceanie Mgielnym. Soara w odpowiedzi bezczelnie pomachał ręką.
Sh’elala dziko wrzasnęła. Zatrzymała się, gdy woda sięgnęła jej bioder. Trzasnęła otwartą dłonią w spienione bałwany morskie, które nagle zlodowaciały. Jednooka utknęła pośrodku nich.
– Chuj by strzelił magię i wszystkich czarodziejów świata! – wykrzyczała, ale życzenie nie spełniło się. Niestety.
IX
– Kazała przekazać, że Soara zbiegł.
– Co? Jak to?
– Mówiła, że gdy dotarła do portu, statek już wypłynął. A na nim nasz morderca.
– Ech, Gestleiter. Szkoda. Chociaż tak naprawdę jest mi lżej. Soara-złoczyńca nie jest już naszym kłopotem. Poza tym mamy zeznania, obciążające Dyfuzjusza, które jakiś sposób usprawiedliwiają podjęte decyzje. Przydadzą się, gdyby Sh’elali nie wyszła rozprawa z magiem.
– Myślisz, pani…?
– Wszystko się może zdarzyć. A właśnie. Gdzie ona jest?
– Powiedziała, że idzie do pracy.
– Rozumiem.
– Rzekła mi jeszcze jedno. Chciała, abyśmy po dwóch dniach, jeżeli ona sama nie da znaku życia, weszli do wieży Dyfuzjusza…
– I tak zrobimy, Gestleiter. Właśnie tak.
– Pani burmistrz?
– Tak?
– Idzie potężny sztorm.
– Zamknijcie port. Będzie niebezpiecznie.
• • •
Sh’elala przycupnęła w pokoju na trzecim piętrze starej, rozwalającej się kamienicy. Okna rudery wychodziły wprost na wieżę czarodzieja: dzięki temu morderczyni mogła ją obserwować praktycznie przez cały czas. Odkąd przysiadła w kącie brudnego, zakurzonego pomieszczenia, nie zauważyła nikogo. Prowadząca do wieży uliczka i okalające ją wysokie gmachy wyglądały na zupełnie opuszczone.
Siedziba maga nie była wysokim budynkiem, co nie oznaczało, że wspinaczka po niej okazałaby się łatwa. Wprost przeciwnie: okrągłych ścian wieży nie znaczyła ani jedna chropowatość, ani jedna poluzowana cegła. Tak, jakby cały budynek obłożono jakimś metalem.
Cholera, może faktycznie tak było?
I jak tu się dostać do środka?!
Odpowiedź nadeszła wkrótce, wraz z miarowym stukotem zbliżających się kroków.
Wysoka postać podeszła do drzwi. Nieznajomy nosił bogatą zbroję, która w całości zakrywała jego ciało. „Lotr”, pomyślała morderczyni, patrząc, jak mag dotyka ściany. Z jej wnętrza, z cichym sykiem, wysunęła się mała szuflada, pełna świecących kropek i prostokątów. Czarodziej nacisnął je w odpowiedniej kolejności. Metaliczne piknięcia ułożyły się w syntetyczną melodię. Wrota nagle szczęknęły i wejście stanęło otworem.
Lotr wszedł do środka, przez chwilę rozglądając się dookoła. Morderczyni znieruchomiała.
Zobaczył ją? Nie zobaczył?
To się zaraz okaże.
Odczekała jeszcze chwilę i ruszyła w kierunku wieży.
• • •
– Wujku?
Półnagi Dyfuzjusz stał odwrócony plecami do wejścia i coś majstrował. Gdy usłyszał głos bratanka, zakręcił się jak fryga. Zamrugał wybałuszonym okiem i poczerwieniał, niczym uczniak złapany na gorącym uczynku. Lotr cofnął się. Zrobiło mu się niedobrze.
Zniósł już zdeformowaną twarz, dłoń i nogę, ale… teraz zobaczył najbardziej skrywane ulepszenie, jakie zafundował sobie mechaniczny mag. Była to niewielka metalowa skrytka w brzuchu. Jej wypolerowane wnętrze kontrastowało z zabliźnionymi płachtami pozszywanego mięsa, które ledwo trzymało się brzegów kryjówki.
– Och, witaj. Hm. To już dzisiaj? – odparł zmieszany starzec, chowając w skrytce jakąś podłużną, pobłyskującą rzecz. Potem zamknął schowek i narzucił na siebie gwieździstą szatę.
– Co to…? – spytał Lotr, walcząc z mdłościami.
– To? No, to jest, to jest… ten. To tak jakby mój sejf, kochany. Taki osobisty sejf.
– Ale kiedy go sobie zrobiłeś?!
– O, już z pół roku minęło… – Dyfuzjusz machnął ręką. – I widzisz, jak się ślicznie goi!
– Powiedziałbym, że wprost przeciwnie. Masz tam chyba zakażenie…
– Ja i zakażenie to tak jak ogień i powietrze, czyli rzecz się wykluczająca absolutnie. – Mag ściągnął brwi i przemyślał wypowiedź. – A nie, to złe porównanie.
– Pokaż mi to. Uczyłem się trochę uzdrowicielstwa, może… – Lotr wyciągnął rękę, ale wuj cofnął się, obnażając metalowe zęby.
– Uzdrowicielstwo? Strata talentu magicznego – prychnął. – Nie przynosi nic, prócz pokazywania, że jest się słabym i potrzebującym pomocy.
– Jeżeli tak na to patrzysz… – Lotr przysiadł przy stole i zamilkł.
Dyfuzjusz wytargał na środek komnaty kosz i zaczął wrzucać do środka prowiant: kawałek chleba, jabłka, wino. Zupełnie jakby szykował się na piknik. Gwizdnął przeciągle i z cienia, z różnych kątów pokoju, zaczęły wypełzać mechaniczne zwierzątka: małe i wielkie pająki z żelaza, wielkoślepiaste żuki o adamantytowych pancerzach, skolopendry ze śrubek i zawiasów.
– To moje maskotki. Bardzo mi się przydały przy budowie portalu… Chociaż przyznaję, część z nich poniosła największą ofiarę i odeszła na zawsze. Ale cóż, nauka wymaga poświęceń. O, jakaż to zastanawiająca gra słów: małe stworzenia, a wielcy cierpiętnicy… No, wchodźcie, wchodźcie. Lotr? Czy ty mnie słuchasz?
– Co? – ocknął się mag.
– Co jest? – bardzo fałszywie zatroszczył się Dyfuzjusz.
– Ta kobieta, Sh’elala… Ona i ja… Ciężko mi, wujku.
– E tam. Kobiety to też strata czasu i talentu, kochany. Gdy poczujesz zew przygody, wrócisz do siebie!! Twoje zadanie aż się samo prosi o wykonanie! Po nim zaś przyjdą splendory, sława, zaszczyty, miejsce w Radzie Czarodziejów u boku Calty…
Lotr pokiwał głową i spytał, wskazując na zapełniony kosz:
– Gdzieś się wybierasz? Jak? Przecież nie możesz opuszczać wieży… Czy jednak możesz? Jak zdołasz opuścić wyspę?
– Nooo, dziecko. Nie słuchałeś mnie. P-o-r-t-a-l. Mechaniczny, niemagiczny. Taki, z którego będzie mógł skorzystać każdy, nawet ten, kto nie jest czarodziejem, tylko powiedzmy, no… żołnierzem? Najemnikiem?
– Chcesz powiedzieć, że… Że skończyłeś prace tam, na dole? I że to działa?
– Tak! Tak! – krzyknął rozradowany Dyfuzjusz i zaklaskał. – Po paru nieudanych próbach osiągnąłem sukces! W końcu wysłałem do Metakanu, do mego domu w Ołogrodzie, pewną miłą poczwarkę z nimuańskiego kryształu. Jak wiesz, na miejscu stoi już portal podobny do tego… No, w każdym razie poczwarka wróciła do mnie po paru chwilach, z karteczką przypiętą do jej grzbietu. TĄ karteczką.
Mag podał ją Lotrowi, jednocześnie nie przestając mówić.
– Nasza dzielna przyjaciółka miała nadtopione ciało, właściwie padła kilka godzin po szalonej eskapadzie. Ale uznałem ten pionierski lot za absolutny sukces, wymagający jedynie drobnych poprawek, które już wprowadziłem. Pomyśl tylko! Pierwsze w Cesarstwie połączenie portalowe! I to dwustronne! Gwarantujące dokładność, oszczędność czasu, a przede wszystkim wyjazd i przyjazd, a nie jedynie wyjazd…! Dokładnie tego szukał Calta wśród zgliszczy Portali Wymiany na stałym lądzie. Nikt jeszcze nie odkrył tajemnicy podróży w czasoprzestrzeni!!! Tylko JA!! A teraz przychodzi pora na próbę… ze mną w roli głównej. Wybieram się na piknik.
– Co?
– Do Metakanu. Osobiście sprawdzę działanie wynalazku. Poza tym potrzebuję paru ubrań, a w Ołogrodzie zostawiłem całą garderobę… Muszę coś wybrać na audiencję u Calty.
– Nie rozumiem, prawdę powiedziawszy. Tam też jest portal…?
« 1 2 3 4 5 6 11 »

Komentarze

05 I 2012   01:58:39

Przeczytałam wszystkie części do końca. Genialne, wciągające i bardzo oryginalne. Połączenie Steampunka z fantasy. Najlepsza była główna bohaterka i krasnoludzica, burmistrz. Polecam każdemu :D

01 VII 2013   13:55:15

Atrybucja dialogu zniechęca do czytania. Nic tylko warknął, westchnął, syknął ...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.