Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Jupowicz-Ginalska
‹Dobrymi intencjami to piekło brukują›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Jupowicz-Ginalska
TytułDobrymi intencjami to piekło brukują
OpisAutorka pisze o sobie:
Prywatnie: szczęśliwa mama małego Stasia i równie szczęśliwa żona Jacka. Miłośniczka popkultury, podróży, dobrej kuchni i muzyki (raczej metalowej). Fanka tatuaży i wschodnich sztuk walki.
Zawodowo: specjalista ds. PR z ponad dziesięcioletnim stażem, doktor nauk humanistycznych, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka pierwszego w Polsce podręcznika akademickiego na temat marketingu medialnego oraz wielu artykułów o środkach przekazu. Obecnie pełni funkcję Pełnomocnika Dziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW ds. Promocji.
Gatunekfantasy

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 3

« 1 4 5 6 7 8 11 »

Anna Jupowicz-Ginalska

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 3

Nie ostrzegła go. Nie zadała pytania „dlaczego?”. Wreszcie zachowała się jak rasowy zabójca: po prostu strzeliła. Lotr był szybszy, jakimś cudem usłyszał szczęk cięciwy. Rzucił czar ochronny, o który rozbiły się pociski.
– Sh’elala – powiedział smutno. – Byłem pewien, że przyjdziesz. Jak się tu dostałaś…?
Nie uraczyła go wyjaśnieniem; zamiast tego znowu strzeliła.
Szypy ponownie zderzyły się z magią Lotra. Straciły pęd i w połowie drogi bezwładnie spadły. Czarodziej wykonał skomplikowany znak i łuk jednookiej zaskwierczał, jarząc się fosforyzującą niebieskością. Pomyślała, że to tylko iluzja i mocniej ścisnęła broń. Znowu naciągnęła cięciwę.
Trzask! Nadpalona struna nagle pękła, pokrzywioną pręgą znacząc twarz Sh’elali.
Łuk rozpadł się na kawałki. Odskoczyła, syknęła z bólu i skryła się w cieniu.
– Odejdź – rzekł. – Póki jeszcze możesz.
Usłyszał jedynie szczęk wysuwanego miecza.
– Błagam cię, Sh’elala – szepnął. – Nie dasz rady dwóm czarodziejom. Nawet ty.
Odczekał chwilę, a potem ciężko westchnął. Jego dłonie rozżarzyły się kulistymi poświatami. Wzniósł ręce, prosząc po raz ostatni:
– To nie miało dotyczyć ciebie. Ale przyjechałaś pracować dla Magistratu, a ja… dla mojego wujka.
– Ty mnie zmusiłeś do pracy – oznajmiła. – Ty i twoje tajemnice.
– Gdybym powiedział, że Dyfuzjusz to mag mechaniczny, postąpiłabyś inaczej?
– On jest twoim wujkiem!! – warknęła.
– No i? Czy ta wiedza przytemperowałaby twoją nienawiść do niego… do mnie?
Chwila milczenia. Ogromne zawirowanie energii, przepełniające całą wieżę.
Odpowiedź, której się spodziewał.
– Nie.
– Wobec tego przyczyny są nieważne, bo skutek pozostaje ten sam – jego głos lekko zadrżał. – Ty jesteś tam… A ja…
– Mamy zatem spory konflikt interesów.
– Sh’elala, na bogów. – Sfery przy jego rękach napuchły, jakby miały eksplodować. – Nie chcę tego robić.
– Wiesz, co się dzieje, gdy zaczynasz tracić serce do pracy? – spytała. – Przegrywasz.
Wypadła z mroku. Jej palce oblewała pulsująca, mroźna zorza, a uniesiony miecz był gotowy do zadania ostatecznego ciosu.
Bogowie, nauczyła się panować nad swoją mocą. Okiełznała ją w tak krótkim czasie!
Skoczyła ku niemu zygzakiem, wymijając płonące pociski, jakimi w nią strzelał.
W okamgnieniu zmienił strategię i zaatakował ciągłym ogniem, płomiennymi pręgami znacząc ślady jednookiej. Niestety, ściana żaru, która miała go chronić przed bezpośrednim zwarciem, nie dosięgła przeciwniczki. Morderczyni była piekielnie szybka i zaciekła.
Nieco zrezygnowany Lotr wyciągnął miecz. Sh’elala przedarła się przez ognistą zaporę i wysoko wyskoczyła, nabierając dodatkowego impetu.
Zrobił błąd, nie traktując sprawy z należytą powagą. Teraz było już za późno.
Wiedział, co się zaraz stanie.
Garda, którą ustawił ponad głową, nie wytrzymała potężnego ciosu. Ostrze Lotra jęknęło i pękło na wiele kawałków.
Nagle, nie wiadomo skąd, powiało przenikliwym chłodem. Mag w zwolnionym tempie ujrzał, jak głowica miecza Sh’elali bieleje, mieni się wszystkimi odcieniami lodu i… ożywa. Na jeden moment zamajaczył w niej niejasny obraz ogromnej, górskiej doliny, skutej wieczną zmarzliną. A potem zobaczył nieziemsko piękną niewiastę, która nagle otworzyła oczy.
Srebro wylało się spod jej powiek i Lotr krzyknął.
Obraz zgasł, gdy broń zabójczyni opadła poza zasięg wzroku maga.
Sh’elala nie marnując ani chwili, pchnęła w jego kierunku drugą dłoń. Zorza zamigotała. Jej moc rzuciła nim o ścianę. Z całej siły plasnął w nią plecami, jęknął, zsunął się na kolana i opadł na ręce. Łapał oddech, próbując rozmasować klatkę piersiową.
Mogłaby go teraz dobić. Nic, tylko zamachnąć się i…
A jednak to nie było takie proste. Jednooka schowała miecz.
– Sh’elala… – charknął, plując krwią.
Doskonale wiedział, co się stało. Tym zaklęciem zmiażdżyła mu płuca.
Wyciągnął ku niej dłoń. Zabójczyni drgnęła, zrobiła krok. Potem dotknęła jego palców, a jej serce zabiło szybciej. Pociągnął ją ku ziemi. Przyklękła, delikatnie oparła go o ścianę. Odchylił głowę.
– Jakie to głupie… Sh’elala… wiesz? – zarzęził, a jego oczy zaszkliły się. – Jesteś… Taka nadzwyczajna… Mogłaś być tylko moja.
– Może, Lotr – szepnęła, chociaż chciała powiedzieć „tak”. I poczuła się z tym źle, bo kiedyś komuś obiecała, że nikt nigdy nie usłyszy od niej takich słów.
– Chodź… Chodź tu… – pogładził jej policzek, zostawiając na nim krwistą smugę.
Spróbował ją objąć.
Zabójczyni uległa zachęcie, przylgnęła do niego. Kątem oka zauważyła, jak mag sięga za pas.
Oczywiście! Znany wybieg czarodziejów, którzy w bezpośrednim starciu musieli uciekać się do forteli, by przeciwnika zbić z tropu, rozmiękczyć, wykorzystać jego słabość… Zabić. Jednooka była na to za stara, za sprytna. Bez zastanowienia pierwsza wyszarpnęła sztylet i wbiła go pod żebra Lotra. Ten cicho zipnął, zaciskając palce na ramieniu kochanki.
– Jaka dokładna… – Uśmiechnął się smutno. – Do końca…
Drugą rękę oparł na swoich udach i otworzył pięść.
Sh’elala jęknęła. Zrobiło jej się słabo.
Zapisana drobnym pismem karteczka. Nie nóż, nie trucizna. Tylko zwykła, cholerna karteczka.
– Lotr? – spytała, ale nie odpowiedział. – Lotr?
Odsunęła się, wstała, odeszła, zostawiając nóż w jego klatce piersiowej. Półprzytomna, na sztywnych nogach, zeszła w dół, do tajemniczych piwnic.
Portal. Trzeba odnaleźć portal.
Gdy tak szła, zauważyła, że szwankuje jej wzrok. Coś niemiłosiernie zakłuło ją w oko, szczypiąc piekącą solą. Chrząknęła. Potem jeszcze raz. Kaszel nasilił się, a policzki zwilgotniały.
Sh’elala dotknęła twarzy.
Łza. Najprawdziwsza w świecie łza.
Morderczyni stanęła w połowie drogi i rozdzierająco zaszlochała. Łzy napływały jej do ust, kapały na zbroję i na splamione krwią Lotra rękawice.
Tego dnia jednooka przypomniała sobie, jak smakuje rozpacz.
X
Dyfuzjusz poczekał, aż odgłosy walki ucichną. Potem chwycił piknikowy kosz, przygładził szaty i ostrożnie wyścibił nos na korytarz. Upewniwszy się, że nic mu nie grozi, zjechał na dół.
Przystanął dopiero na parterze, gdzie natknął się na bratanka. Lotr siedział oparty plecami o ścianę i zaciskał palce na nożu, wystającym mu spod żeber. Ach. Trafił swój na swego.
Czarodziej zatuptał jak rozemocjonowane dziecko. Napastnik już wyszedł? Uciekł? A może zlazł do piwnicy? Jak tu wszedł? Tyle pytań, tyle pytań i tak niewiele czasu!
Podszedł do Lotra i nachylił się nad nim. Wielosoczewkowe oko pobieżnie zbadało jego stan.
– O, a to ci niespodzianka! – szepnął Dyfuzjusz. – Ty jeszcze oddychasz!
To rzekłszy, przetarł palcami zaparowane szkło. Westchnął.
– Ale co z tego? Zadania to już raczej nie wykonasz, prawda? – spytał, najwyraźniej oczekując odzewu. – Halo, mówi się!! Ogłuchłeś?
Lotr naturalnie nie odpowiedział. Mag, zdenerwowany przedłużającą się ciszą, szturchnął bratanka nogą. Uczynił to jednak zbyt mocno, bo ten stracił równowagę i bezwładnie opadł na bok.
– No, dziecko, kto ci zrobił kuku?
Cisza.
– Może ta twoja wymarzona białogłowa? Ech, jak dobrze, że jestem starym kawalerem!
Cisza.
– Poszła już? Chyba tak, co? Jaka z niej morderczyni, skoro zostawia na miejscu narzędzie zbrodni?! Albo o nim zapomniała, albo przeraził ją widok krwi i uciekła w te pędy. No, nie jest to najwyraźniej ktoś, kim miałbym się przejmować.
Znowu cisza.
– Jesteś do niczego, jak twój ojciec – syknął ze złością Dyfuzjusz i ujął wystający z rany sztylet. – Żadnego z ciebie pożytku, nie nadajesz się nawet na części zamienne.
Brutalnie wyszarpnął broń i odwrócił się na pięcie, lekceważąc dogorywającego Lotra.
Kuśtykał powolutku, mrucząc półgłosem:
« 1 4 5 6 7 8 11 »

Komentarze

05 I 2012   01:58:39

Przeczytałam wszystkie części do końca. Genialne, wciągające i bardzo oryginalne. Połączenie Steampunka z fantasy. Najlepsza była główna bohaterka i krasnoludzica, burmistrz. Polecam każdemu :D

01 VII 2013   13:55:15

Atrybucja dialogu zniechęca do czytania. Nic tylko warknął, westchnął, syknął ...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.