Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Jupowicz-Ginalska
‹Dobrymi intencjami to piekło brukują›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Jupowicz-Ginalska
TytułDobrymi intencjami to piekło brukują
OpisAutorka pisze o sobie:
Prywatnie: szczęśliwa mama małego Stasia i równie szczęśliwa żona Jacka. Miłośniczka popkultury, podróży, dobrej kuchni i muzyki (raczej metalowej). Fanka tatuaży i wschodnich sztuk walki.
Zawodowo: specjalista ds. PR z ponad dziesięcioletnim stażem, doktor nauk humanistycznych, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka pierwszego w Polsce podręcznika akademickiego na temat marketingu medialnego oraz wielu artykułów o środkach przekazu. Obecnie pełni funkcję Pełnomocnika Dziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW ds. Promocji.
Gatunekfantasy

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 3

« 1 3 4 5 6 7 11 »

Anna Jupowicz-Ginalska

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 3

– Naprawdę, ta niewiasta zamgliła ci umysł. Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia. Powiem tylko, że mój wynalazek jest prototypem. W najprostszych słowach… No jakby tu… Hm. Jeden portal to podróż w jedną stronę, tak? Przybywasz na miejsce i kropka. Z powrotem dyrdasz piechotką, kochany, albo zostajesz na miejscu i zaczynasz budować drugi portal. Taką no… drugą stację, he he he. I tak masz dwa portale, dzięki którym podróżujesz sobie między odległymi punktami, oszczędzając czas, pieniądze i nerwy. No, z tobą podróżują jeszcze obręcze portalu, a zwieńczenie zostaje. Oczywiście to nie jest tak, że wchodzisz i cyk! Jesteś na miejscu! Nie. Musisz mieć taki nawigator… przełącznik. Nazwijmy go pilotem… Określasz nim cel podróży. I ja go mam. Tu, w tej skrytce.
Dyfuzjusz poklepał swój brzuch i z uśmiechem spytał:
– Jak myślisz, mój drogi, ile dla Cesarstwa znaczą tajemnice Silva Rerum? Albo Równiny Asfodelijskiej lub Mrocznej Puszczy? Są nieocenione. Niestety, na moje epokowe odkrycie potrzebuję sporych dotacji i… miejsca w Radzie Czarodziejów, by te dotacje sobie przydzielić. Po to udaję się do Calty. No, ale nie wyprzedzajmy zdarzeń dalekich, acz nieuchronnych… Na razie trzeba wypróbować działanie pasażu na kimś żywym, czyli na mnie. Nie, ty nie możesz jechać. Bo wybacz, ale jesteś zupełnie organiczny, a ja muszę sprawdzać wszystko etapami, tak? Maszyna, półmaszyna i dopiero potem człowiek. Po drugie, musisz pilnować wieży, gdy mnie nie będzie, tak na wszelki wypadek. A po trzecie, chyba masz co robić, hm?
Lotr spojrzał na karteczkę, którą podał mu Dyfuzjusz. Westchnął. Był tak strasznie zmęczony.
Naprawdę niewiele rozumiał z tego, co teraz czytał.
„Biomasa – 1663, 47474 mgm
Spektrum audio – 1727/1728 dcb
Prędkość nadsłoneczna – WARP 12
Wskaźniki witalizacji – 6/10 i w dół
Mechanika życia – 5/10 i w dół
Biometaliczna skrytka brzuszna – 100%
Nawigatory – 40%, lepiej: strzałka w górę/północ, w dół/południe, w lewo/zachód, w prawo/wschód. Nie naciskać za jednym razem, grozi zapętleniem czasoprzestrzeni.
A tak w ogóle to JESTEŚ GENIALNY, DYFUZJUSZU!!!
– w imieniu WM Księcia Metakanu, Kordiusa Urana – Plutoniusz Szary, Twój uniżony asystent.”
• • •
Sh’elala od paru chwil przyciskała ścianę wieży, próbując znaleźć ukryty przełącznik. W końcu się udało: miała przed sobą małą szufladkę, w której wbudowano dziesięć połyskujących guziczków, oznaczonych cyframi od zera do dziewięciu.
Kod.
Morderczyni bardzo nie lubiła szyfrów – za dużo było z nimi zabawy.
Pamiętała melodię, którą odegrał Lotr, wybierając właściwe przyciski. To dziwne, ale wydała się jej znajoma, trochę oddalona w czasie, a jednak bardzo bliska sercu. Teraz zabójczyni musiała ją powtórzyć, czyli dopasować do niej dźwięki, jakie wydawały poszczególne cyfry. Postanowiła wybierać liczby po kolei, starając się zapamiętać wydawany przez nie ton.
Najpierw zero.
Auć! Sh’elala cofnęła rękę – oczekiwała niespodzianki za błąd we wpisywaniu kodu. Oto i ona: ostre spięcie, krótkotrwałym błyskiem parzące palce. Doprawdy, nic przyjemnego.
Jednooka zacisnęła usta.
Ze stoickim spokojem wybierała kolejne cyfry, strzepując obolałą dłoń i dalej próbując.
Wreszcie zagrała pożądana muzyka i morderczyni wystukała ciąg liczb, które utworzyły zapis: 22072007.
Ciężkie drzwi syknęły i otworzyły się.
Jednooka weszła do środka.
• • •
Znalazła się w zupełnie innym świecie.
Wyposażenie ponurej wieży faktycznie zadziwiało. Było zupełnie zmechanizowane. Łączyło różne style i zlewało je w jedną, raczej upiorną, całość.
Zabójczyni nie wiedziała, którędy iść – ruchomymi schodami w górę czy może najzwyklejszymi stopniami w dół. Przyjrzała się ciekawie odkryciu, o którym nie tak dawno rozprawiali urzędnicy Magistratu. Zajrzała pod poruszające się schody i zaniemówiła. Po szerokim płacie blachy pędziły chomiki. Zwierzątka, podłączone kablami do skomplikowanego mechanizmu, wprawiały w ruch cały wynalazek.
– … jak wiesz, każda siła robocza jest droga, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę biedotę z podziemi – do Sh’elali dobiegł skrzeczący, przyciszony głos. Zadarła głowę. Parę pięter wyżej błyskało mdłe światło. – Dlatego konieczne są oszczędności, jeżeli poziom prac ma być utrzymany…
– Ale kosztem czego? Ilości zatrudnionych? – Poznała mówiącego. Lotr. Lekko zadrżała.
– Owszem – triumfalnie odpowiedział Dyfuzjusz.
– Lecz przecież mniej rąk do pracy to opóźnienia, spowolnienia. Gdzie tu sens, wujku?
Sh’elala nieomal krzyknęła ze zdziwienia.
„Wujku”…?
Poczuła do siebie obrzydzenie. Gdyby wiedziała, że w żyłach Lotra płynie krew maga mechanicznego, to…
– Ha! I na te pytanie odpowiedziałaby maszyna, którą widziałeś jako pierwszą… No, ta co wybuchła. Niestety, testy na człowieku nie poszły wtedy zbyt dobrze.
Sh’elala ledwo słyszała toczącą się rozmowę. Słowa nikły w szumie pracujących urządzeń i popiskujących chomików. Morderczyni niepewnie stanęła na stopień i z obawą ruszyła ku górze.
– Popatrz no – rzekł Dyfuzjusz, a jednooka zaczęła powątpiewać w zdrowy rozsądek czarodzieja. – Najmujesz sobie robotnika, sporządzasz z nim umowę na obgadaną stawkę. Potem wsadzasz go do mojej maszyny i BUM! BAM! TRRACH!! Jej mechanizm powiela wyrobnika pięć razy, dzięki czemu za jedne pieniądze masz sporą grupkę pracowników. Po pracy chłoptasie włażą z powrotem do maszynerii i znowu stają się jednym bytem. Przynajmniej tak to miało działać.
– Teraz rozumiem, o co chodziło burmistrz, gdy pytała o Soarę.
Sh’elala dojechała na drugie piętro wieży i postawiła stopy na solidnej, nieruchomej podłodze. Dzięki wam, bogowie, za stały grunt!
Wreszcie mogła się skoncentrować. Wytężyła słuch.
– Tak… jak mówiłem, powielenie człowieka udało się i nie udało. Takich przeciwności spotyka mnie tu strasznie dużo. Oj, ciężkie jest moje życie, serio. Hm. No więc zyskaliśmy paru Soarów, fakt. Z tym, że zamiast pięciu identycznych, wyszło nam…
– … pięciu różnych – dokończył Lotr.
– I to diametralnie. Myślę, że każdego z nich zdominowała jedna podstawowa cecha głównego Soary. A wierz mi, jak szukałem ochotników do tego doświadczenia, nie przypuszczałem, że będę miał do czynienia z tak barwną postacią. Nooo… i po wybuchu wszyscy się wymknęli. A ja ich nie szukałem, bo zająłem się portalem. – Morderczyni usłyszała, jak Dyfuzjusz poklepuje coś blaszanego. – I pilotem. Prace zakończyły się dzięki tobie, kochany. Obiecuję ci więc, że gdy uporasz się z Magistratem i tą twoją nałożnicą, to przedstawię cię Calcie. Musisz się tylko dobrze spisać.
Sh’elala zatoczyła się.
Nie wiedziała, co ją bardziej otumaniło: plany pozbycia się włodarzy Silva Rerum, wyrok na nią samą czy wspomnienie o przewodniczącym Rady Czarodziejów. W każdym razie poczuła się zdradzona i oszukana. Lotr znał jej stosunek do cesarskiego maga. Wiedział, że kiedyś – bardzo dawno temu – Calta ją skrzywdził. Że bezwzględnie ją ścigał, że za wszelką cenę chciał ją zabić. WIEDZIAŁ!
A mimo to siedział tam na górze i wraz ze swoim pomylonym, pieprzonym wujaszkiem śnił o potędze. Powinna ufać intuicji, Trisengeurb zawsze jej tak mówił.
Ale nie: dała się ponieść emocjom. I co?
Wyrok na Magistrat wydany, przeszmuglowane zasoby – wykorzystane, Silva Rerum – zagrożone, a ona sama – wystrychnięta na dudka.
Sh’elala zjechała na dół i, zamiast zająć się tajemniczym portalem, postanowiła rozwiązać problem kochanka. Szkoda, że go nie zabiła, wtedy w hotelu.
Podniosła jakiś przedmiot i cisnęła nim z całej siły o ścianę. Niespodziewany huk przerwał pogawędkę magów. Dyfuzjusz zapytał:
– Oj, co to było?
– Nie wiem.
– Zamknąłeś drzwi?
– Jasne.
– Zdradziłeś komuś kod?
– Nie! – zaprzeczył solennie Lotr i dodał: – Pójdę sprawdzić.
– No, nareszcie się zaczyna! He, he! Dołączę do ciebie za moment. Wtedy uruchomimy portal!
Sh’elala ściągnęła z pleców łuk, schowała się w ciemnościach i na cięciwę nałożyła trzy strzały jednocześnie. Chodź, pomyślała. Chodź tu, kochany. Teraz poświęcisz mi parę chwil. Nie masz innego wyjścia.
• • •
« 1 3 4 5 6 7 11 »

Komentarze

05 I 2012   01:58:39

Przeczytałam wszystkie części do końca. Genialne, wciągające i bardzo oryginalne. Połączenie Steampunka z fantasy. Najlepsza była główna bohaterka i krasnoludzica, burmistrz. Polecam każdemu :D

01 VII 2013   13:55:15

Atrybucja dialogu zniechęca do czytania. Nic tylko warknął, westchnął, syknął ...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.