Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4

« 1 5 6 7 8 9 17 »
Rekken miał długie pasmo czarnych włosów związane w koński ogon na czubku wygolonej poza tym głowy, co w przypadku jego rasy stanowiło dla mężczyzny objaw klasycznej elegancji. Jego młodszy rodak odwrotnie – demonstrował swoją buntowniczą niekonwencjonalność poprzez obnoszenie się z całkowicie łysą czaszką. Przy zielonej gadziej skórze i sporym kolczyku w kształcie koła dawało to efekt dość opłakany.
Fett nie zastanawiał się długo nad gustem mechanika, zawieszając na chwilę wzrok na trzecim członku ekipy. W życiu jeszcze nie widział Kalamarianina z jaszczurzymi klanowymi tatuażami na dłoniach.
Ktoś tu bardzo chce pokazać, jaki z niego twardy gość, co?
Boba doskonale wiedział od lat, że Rekken ma kontakty z Czarnym Słońcem, ale w praktyce polegały one głównie na całej sieci zależności rodzinnych i wzajemnych przysług. Czasy były niespokojne, więc nawet technicy chodzili pod bronią, ale jeżeli Rekken przydawał się do czegoś swoim mocodawcom, to raczej chodziło o jego umiejętności zawodowe niż bojowe.
Swoją drogą, tolerancyjny ten Calrissian, pomyślał Boba. Zatrudnił dwóch smarkaczy szpanujących na gangsterów; dwóch, bo i młody Falleen miał tatuaże w rozbudowanej wersji – wijące się czarne linie na wszystkich palcach, zamiast dyskretnego symbolu klanu na serdecznym palcu prawej dłoni jak u Rekkena. Najwyraźniej przyszły szef wstawił się za nimi, a na jego opinii pewnie można było polegać.
– Cześć, Rekken – rzucił Fett, ściskając wyciągniętą ku niemu na powitanie zieloną dłoń jaszczura. – Widzę, masz młodych na przyuczenie? – uśmiechnął się w duchu, widząc urażoną minę Kalamarianina i nieodgadniony wyraz twarzy gadów. – Ale mojego statku to niech lepiej nie ruszają, jasne? Przyleciałem tu do ciebie i tego się trzymajmy.
– A co, znowu ktoś ci odstrzelił generator pola i kawał rufy do kompletu?
– Bardzo śmieszne. Nikt generatora nie odstrzelił, tylko poszło spięcie, a że mnie potem trafili, jak nie było tarczy, to chyba trudno się dziwić? – Boba zerknął w stronę Beyre, spodziewając się drwiącego komentarza, ale ona rozglądała się po hangarze, zajęta swoimi myślami. I jakoś go to zgasiło. – Hipernapęd się trochę grzeje. Poza tym rzuć okiem, tak ogólnie.
– No to tak ogólnie, to macie pluskwę – rozległ się zza pleców Fetta głos Kalamarianina.
Łowca odwrócił się błyskawicznie. Beyre była szybsza, jednym susem znalazła się przy mechaniku i podobnie jak on zadarła głowę, wbijając wzrok w dolną powierzchnię skrzydła.
– Fett… – syknęła, a jemu ciarki przeszły po plecach. Jak to szło? Komu ona urządziła pokazową własnoręczną egzekucję na mostku w jakiś wymyślny sithowski sposób? Któremuś admirałowi, ale Boba nie pamiętał nazwiska.
Nie zamierzał jej się tłumaczyć. Zresztą co tu było do tłumaczenia. Nadajnik podłożył Bossk, Zantara, nieodżałowanej pamięci chłopak Zantary albo ktokolwiek inny.
Dałeś ciała, Boba. Jak rzadko.
Beyre sięgnęła po miotacz, smuga czerwieni błysnęła oślepiająco i na beton spadł deszcz osmalonych odłamków.
– Zróbcie porządek ze skrzydłem – rozkazała mechanikom, a Fett wolał nie widzieć zdziwionego spojrzenia rzuconego mu przez Rekkena. – Jeszcze tego brakuje, żeby się zaczęło sypać przy wejściu w atmosferę.
Potem odeszła od statku, nie odwracając się nawet na chwilę do łowcy.
Temat pluskwy uznajemy za zamknięty i już nie będziemy do niego wracać, mam nadzieję?
Odkrycie nadajnika nie miało chwilowo żadnych skutków praktycznych. Statek i tak trzeba było zatankować i naprawić. Może po wygłupie Beyre na Cato Neimoidia Fett czułby się niezbyt pewnie, gdyby namierzono go na jakiejś planecie uznającej zwierzchność Nowej Republiki. Gdzieś, gdzie w ciągu kilku godzin mogliby się znaleźć w samym środku takiej obławy, jak na Rodii. Ale tutaj, na prywatnej stacji, z nieliczną, cywilną załogą – bez przesady.
Zaprosił Rekkena do maszynowni. Młodym kazał czekać na zewnątrz, mimo że nie da się ukryć – co najmniej o jednym z nich zaczął mieć nagle dużo lepsze zdanie.
Falleen poodprawiał przez chwilę swoje czary nad holograficznymi wykresami działania hipernapędu, odpalił kilka razy symulacje, potem pogrzebał konwencjonalnie w kablach i zdiagnozował problem:
– Nie bawiłeś się ostatnio czujnikiem ruchu?
– Ja nie – mruknął Fett ponuro.
– A właściwie nie samym czujnikiem tylko… Ależ ty tu masz nakombinowane, Fett…
– Ma być, jak jest. A co ci czujnik ruchu przeszkadza?
– Mnie nic, ale hipernapędowi trochę. Strasznie ktoś tu się topornie do rzeczy zabierał. Takiego mało subtelnego włamu to ja dawno nie widziałem.
– Finezja nie jest mocną stroną tego gościa. I tak wzbił się na szczyty wyrafinowania, że w ogóle coś próbował robić z kablami zamiast walić do grodzi na ślepo z działa i dziwić się, że mu statek ogniem odpowiada.
– Bywają i tacy – Falleen zaśmiał się w charakterystyczny, posykujący sposób. – Robimy tak: najpierw skrzydło i przegląd poszycia. Pani – wskazał głową w stronę wyjścia ze statku – miała rację, że nie możecie wchodzić w atmosferę z poharatanym pancerzem, bo to się skończy tragedią. Póki robimy pancerz, możecie sobie nawet iść zwiedzać stację, nie muszę mieć otwartego statku, tylko wyłącz łaskawie miotacze, nie chcę się naciąć jak ostatnim razem – spojrzał z wyrzutem, zatrzaskując panel kontrolny hipernapędu i wychodząc po drabince na główny pokład statku.
Idący za nim Fett wzruszył ramionami:
– Mówiłem, żebyście się nie zabierali do niczego poza dyszami. Tłumaczyłem jak dzieciom: dysze silników hamulcowych, a reszta jak wrócę. Wasze szczęście, że ustawiłem tryb grzecznościowy: statek wtedy najpierw strzela pół metra od celu. Ale ja rzadko używam tego trybu, więc uważaj na przyszłość.
– Teraz wyłącz w ogóle! Przecież robimy całość.
– Dobra, dobra, rozumiem.
– Potem mamy przerwę, trzeba będzie coś zjeść, no i wezmę się za hipernapęd. To nic poważnego, godzinka roboty i po sprawie.
Fett skinął głową. Wychodząc na lądowisko, prawie wpadli na drugiego Falleen, który zupełnie nie zauważył piorunującego spojrzenia właściciela statku i zaaferowany zwrócił się do Rekkena:
– Jeszcze nigdy nie pracowałem na Firesprayu, czy mógłbym…
– Nie! – powiedział cicho, ale dobitnie łowca, wytrącając go z planowanego monologu.
– Ale… – jaszczur patrzył zdezorientowany to na przełożonego, to na Fetta. – Starszy bracie, przecież…
Dla Boby było oczywiste, że szczeniak był dla Rekkena młodszym bratem w tym samym stopniu, w jakim wszyscy vigowie, często nawet nie Falleen, byli „kuzynami” dla pochodzącego zawsze z któregoś książęcych rodów szefa Czarnego Słońca. Słowo „vigo”, tłumaczone zazwyczaj jako „kuzyn”, oznaczało tak naprawdę stryjecznego brata, ale tylko takiego, którego ojciec był jednym z młodszych dzieci w rodzinie. Umowne pokrewieństwo wystarczająco bliskie, by przynosiło honor, ale też na tyle odległe, by oddać podległość – nawet stryjowie stali w hierarchii niżej niż najstarszy syn najstarszego syna, o potomstwie stryjów nie wspominając.
A tutaj – widać Rekken chłopaka protegował i uczył, ale to jeszcze nie powód, żeby te nauki pobierano akurat w maszynowni „Slave”.
– Wykluczone – stwierdził Fett i odwrócił się w stronę oka drzemiącego nad wejściem. – Hermetyzuj, trzeci stopień zabezpieczenia, tryb „stocznia”.
Grodzie zasunęły się z łomotem, system zazbroił wejście i wyłączył pozostałe zabezpieczenia.
– Słyszałeś chyba? Do roboty! – rugnął ucznia Rekken i skinąwszy głową Fettowi, ruszył w kierunku swojego kantorka. Trudno było oczekiwać, że i przeglądem pancerza zajmie się osobiście.
Kalamarianin już siedział na skrzydle, a wokół niego roiły się droidy. Od czasu do czasu spod ich końcówek sypał się snop iskier.
Fett rozejrzał się za Beyre. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami po przeciwnej stronie lądowiska na dużej metalowej skrzyni z zaopatrzeniem. Przed nią leżał komunikator, a nad nim na trzech holograficznych monitorach wyświetlały się dane. Jakie – tego patrzący pod innym kątem niż Beyre postronni obserwatorzy zobaczyć nie mogli. Widzieli tylko błękitną mgiełkę maskującego hologramu.
Boba przyglądał się Beyre na tyle długo, że gdyby chciała podnieść wzrok, na pewno już by to zrobiła. Pozornie niedbale przeszedł przez hangar i zatrzymał się przy automacie z napojami. Pogrzebał po kieszeniach, udało mu się znaleźć kilka sześciokątnych pięciokredytówek. Spojrzał na widniejący na nich szlachetny profil kanclerza Valorum i skrzywił się z niesmakiem. Potem wręczył monety metalowej ręce, która wysunęła się z obudowy maszyny, gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko.
« 1 5 6 7 8 9 17 »

Komentarze

06 VIII 2012   11:41:36

Świetna powieść z pełnowymiarowymi bohaterami. Czekam niecierpliwie na kolejne części!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.