Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6

« 1 8 9 10 11 12 14 »
W taki sposób Jango Fett spędzał kiedyś w towarzystwie syna nieliczne wolne chwile.
– Tam! – krzyknęła Beyre, wskazując w bok, na niczym nieróżniący się od pozostałych punkt na powierzchni wody. – Próbują nas zwabić na skały!
Boba skręcił stery, a wskaźniki na panelu przed nimi zapłonęły na czerwono. Przemknęli ryzykownie tuż nad wierzchołkami podwodnych gór i po kilku sekundach znaleźli się we wskazanym przez Beyre miejscu. Fett wyłączył silnik i kuter opadł na fale. Zamarli w oczekiwaniu.
I wtedy się pojawiły. Trzy, tak, jak mówiła Beyre i jak sam widział na pomocniczym hologramie. Dzikie aiwhy.
Były wielkie. Kiedy wypływały jedna po drugiej, rozbijając wodę błoniastymi skrzydłami, kuter wydał się przy nich kruchą łupinką, mimo że Boba wiedział, że zaprojektowano go właśnie do takich polowań. Zabitej aiwhy nie ładowano na łódź, ale mocowano do niej liną. Jeżeli zwierzę było wyjątkowo okazałe, zdarzało się nawet, że kuter musiał normalnie płynąć, a nie unosić się nad wodą, bo ciężar holowanej zdobyczy uniemożliwiał mu poderwanie się wyżej.
Aiwhy biły skrzydłami w fale, rozbryzgując wodę. Prezentowały się w całym swym groźnym pięknie, wyginały długie szyje, zwracając łby w stronę nękających je ludzi.
Z wyglądu niczym nie różniły się od tych udomowionych, genetycznie zmodyfikowanych i używanych przez Kaminoan jako wierzchowce. Jednak istota modyfikacji tkwiła w złagodzeniu instynktu drapieżników, dostosowania ich do współpracy. Dzikie aiwhy nie pozwoliłyby się ujeździć, zresztą nie dało się ich hodować w niewoli.
Płynące najbliżej zwierzę otworzyło na chwilę pysk i błysnęły w nim ostre, długie jak sztylety zęby. Fett, nie odrywając od niego wzroku, zaczął powoli namierzać je działem harpunniczym. Na monitorze pojawiła się prawdopodobna trajektoria lotu pocisku, aiwha kołysała szyją, utrudniając Bobie celowanie.
– Przestań – powiedziała Beyre.
Odwrócił się do niej i zaskoczyła go zmiana, jaka w niej zaszła. Przedtem czujna, napięta i zmobilizowana pościgiem, jego towarzyszka stała teraz bez ruchu wpatrzona w aiwhy. A potem, błyskawicznie zrzuciwszy płaszcz i buty, wskoczyła do wody.
– Beyre! – krzyknął.
Wynurzyła się w dużej odległości od łodzi, prawie przy samych drapieżnikach. Fett rzucił się po myśliwski miotacz dużego kalibru i wrócił na swoje stanowisko. To już nie były okoliczności do zabawy harpunem. Ranna, rozwścieczona aiwha, miotająca się w wodzie, byłaby zbyt niebezpieczna dla płynącej tuż obok Beyre.
Złożył się do strzału, ale nie nacisnął spustu. Uświadomił sobie, że nie wie, co się stanie, kiedy pozostałe dwa drapieżniki poczują zapach krwi. Przestraszył się, że wtedy nie będzie już szans, żeby Beyre wydostała się z kotłowaniny.
Ona, wyczuwając chyba emocje Boby, odwróciła się w stronę łodzi i wykonała ręką krótki, bardzo jednoznaczny, zakazujący gest. Krzyknęła coś, czego z daleka prawie nie usłyszał, ale co było w tym kontekście oczywiste:
– Nie strzelaj!
Opuścił powoli miotacz, opierając go o burtę. Stał, przyglądając się, jak ona zbliża się do aiwh, pozwala im schylać ku sobie łby, prawie otaczać potężnymi, wiele większymi niż ona sama, skrzydłami. Nurkowała na niepokojąco długi czas, by po chwili wypłynąć dużo dalej, niż się spodziewał, bawiąc się ze zwierzętami, które według wszelkiej logiki powinny się na nią rzucić w momencie, gdy znalazła się w wodzie.
Boba zaciskał palce na kolbie, ciarki chodziły mu po plecach.
Czekał długo, zanim wróciła na kuter. Podciągnęła się o burtę i wskoczyła na pokład. Jej bose stopy zostawiały mokre ślady, czarne ubranie kleiło się do ciała. Śmiała się, odgarniając z twarzy ociekające wodą włosy.
Wyciągnął dłoń, żeby dotknąć jej policzka i szyi, a ona się nie cofnęła.
Boba przewrócił się na drugi bok, uśmiechając się przez sen.
• • •
Beyre spała w swojej kajucie, w takiej samej pozycji, w jakiej w wizji sprzed kilku dni zwinęła się na więziennej pryczy pod upokarzającymi spojrzeniami kamer. Skulona, czujna, gotowa zbudzić się w każdej chwili, z kocem naciągniętym na głowę. Jak we wczesnym dzieciństwie, kiedy tylko z zasłoniętymi uszami dawało się zasnąć wśród nocnych, imprezowych hałasów w mieszkaniu matki.
I jak we własnym apartamencie, na własnym niszczycielu, kiedy rządziła połową Galaktyki.
Rozdział 18
„Mściciel”
Siedzieli w sterowni. Beyre na fotelu pierwszego pilota, w swobodnej pozie z nogami przerzuconymi przez poręcz. Od czasu do czasu wybijała rytm muzyki obcasem wojskowego buta o boczną ściankę fotela.
Fett próbował czytać o bezpośrednich przyczynach pierwszej wojny o Mandalore, ale nie bardzo mu to szło. Udawał, że nie patrzy, ale nie mógł się powstrzymać i zerkał od czasu do czasu na plastikową tackę, która już od dobrego kwadransa unosiła się w powietrzu obok Beyre, żeby ta mogła na nią odkładać fragmenty rozmontowywanej słuchawki od komunikatora.
Oficjalnym powodem naprawy był fakt, że słuchawka miała zakłócenia przy wyższych częstotliwościach, ale Boba odniósł wrażenie, że to dla Beyre tylko pretekst, by móc urządzenie rozłożyć na czynniki pierwsze, złożyć z powrotem i stwierdzić z satysfakcją, że działa lepiej niż fabrycznie nowe.
Fett dał za wygraną i przełączył notes na grę, prostą w sposób wręcz nieprzyzwoity, ale mającą dwie zalety: dawała zajęcie rękom i nie angażowała mózgu. Polegała na strzelaniu z myśliwca TIE do wszelkich możliwych ruchomych obiektów.
Szczyt wyrafinowania, Boba. Jak ona to zobaczy, będzie się z ciebie śmiać przez trzy dni.
– I gotowe! – powiedziała nagle Beyre, a następnie, jakby to wynikało z poprzedniego stwierdzenia, dodała: – A co do twojej nagrody, łowco, to resztę dostaniesz na niszczycielu.
– Beyre, ja się już dawno zorientowałem, że ty po prostu nie masz tych pieniędzy. – Spojrzał na nią i uśmiechnął się. – No, przyznaj się otwarcie, przecież cię nie wysadzę na najbliższej asteroidzie.
– Mieć to mam – Beyre płynnym gestem odesłała tackę do otwartego schowka.
– Ale nic ci już wtedy nie zostanie?
– Za mało mi zostanie.
– Dopóki to ty płacisz za paliwo i zaopatrzenie, jakoś sobie poradzimy – rzucił lekko.
– Ja od jutra będę się troszczyć o zaopatrzenie dla znacznie większej jednostki. – Beyre przyglądała się słuchawce obracającej się powoli w powietrzu nad jej dłonią.
– Więc jednak wracasz na wojnę. Potrzebujesz może człowieka do misji specjalnych?
– Grunt ci się pali pod nogami, tak? – stwierdziła, a słuchawka zaczęła wirować coraz szybciej. – Jest za tobą rządowy list gończy, kontakty ci się posypały, nie jesteś w formie do walki.
– Nie tylko o to chodzi – powiedział Fett znad swojej strzelanki.
Zapadła cisza, Boba spojrzał na Beyre kątem oka i z trudem opanował rozbawienie. Właśnie zaczęła z powrotem rozmontowywać słuchawkę.
– Szlag… – zorientowała się, co robi, zatrzasnęła obudowę urządzenia i schowała je do kieszeni. – Też o tym myślałam. Ale to jest wojsko, Fett! Bezwzględna dyscyplina, całkowite posłuszeństwo. To nie będzie tak, że ty sobie rzucisz obraźliwą uwagę, wsiądziesz na statek i polecisz. Wiesz, jaka jest kara za dezercję.
– Rozumiem, co to jest armia, Beyre. Byłem wychowywany na żołnierza.
– Przyjmijmy – w jej głosie usłyszał powątpiewanie i wcale mu się to nie spodobało. – Zresztą najpierw i tak trzeba by cię do końca wyleczyć. To akurat nie jest problem, na naszych niszczycielach zawsze była świetna opieka medyczna. Bo w takim stanie, jak teraz, na nic mi się nie przydasz.
– Tak możesz sobie mówić o zepsutym robocie, nie o mnie – powiedział lodowato.
Spojrzenie Beyre wbiło go w fotel.
– Fett, powtarzam, ty się bardzo poważnie zastanów, czy wiesz, na co się decydujesz. Na niszczycielu obowiązują… inne zasady. Nie będę cię traktować ulgowo. Jedyne, co ci mogę obiecać to, że cię publicznie nie uderzę. Jeżeli nie będę musiała.
• • •
Fett siedział na koi w swojej kajucie, oparty o ścianę, a Beyre na kolanach łowcy, twarzą do niego. Całowali się, a dłonie Boby błądziły pod jej bluzą.
« 1 8 9 10 11 12 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.