Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek Wasielewski
‹Dzieje Tristana i Izoldy inaczej›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarek Wasielewski
TytułDzieje Tristana i Izoldy inaczej
OpisAutor pisze o sobie (2005):
Pani od polskiego w podstawówce kładła nam do głów, jak ważne dla analizy jest podanie czasu i miejsca akcji. Postaram się zatem scharakteryzować siebie poprzez te dwie kategorie.
Wiek – trzydzieści trzy i jedna trzecia, a więc liczba okrągła i znamienna. Zdecydowanie za późno na młodzieńczy genialny debiut, o wiele za wcześnie na przesycone mądrością dzieło życia. Urodzony i wychowany w Poznaniu, mieście, które nie wydało żadnego literackiego giganta, mieście do bólu nudnym i pozbawionym fantazji. Bez złudzeń, że można to zmienić, co udowadnia fatalistyczne podejście do świata. Tristan ma pokazać, że mimo wszystko poznańskie pyry nie do końca pozbawione są poczucia humoru. A jeśli niczego nie pokaże? Cóż, zawsze można iść w ślady Cegielskiego, pracować organicznie i u podstaw, prawda?
Gatunekhumor / satyra

Dzieje Tristana i Izoldy inaczej – księgi VII-IX

« 1 2 3 4 5 18 »

Marek Wasielewski

Dzieje Tristana i Izoldy inaczej – księgi VII-IX

W banku Jack Bloodmoney okazał wielkie zdziwienie na jego widok.
– Szczerze mówiąc, panie Graal – powiedział – sądziłem, że spróbuje pan ucieczki i wysłałem na ulice naszych najlepszych specjalistów od egzekwowania należności za długi nieściągalne, czyli krótko mówiąc, mafię. Teraz mamy kłopot, bo nie zabrali telefonów komórkowych i nijak nie mogę się z nimi skontaktować, więc pewnie będą łazić po mieście, dopóki pana nie znajdą i nie zabiją. No, ale jak się pan postara, to im pan umknie. Bardzo dobrze, że nie próbował pan nas wyrolować. Przyznaję, że pomyliłem się w ocenie.
Pobladły Graal podał mu plik banknotów. Jack przeliczył je szybko.
– Zgadza się – powiedział – Miło się z panem robi interesy. Życzę powodzenia w powrocie do domu. Kiedy tylko któryś z chłopców pojawi się tutaj, natychmiast przekażę, że zlecenie na pana jest już nieaktualne. Jeśli nie zapomnę.

Nieszczęsny Graal wyżebrał u portiera papierową torbę, w której zrobił paluchem trzy otwory, i wsadził ją sobie na głowę.
– Całkiem panu do twarzy – zauważył portier, otwierając przed nim przeszklone drzwi.
Rozglądając się nerwowo na boki Pryszczaty wymknął się z banku i bocznymi, pogrążonymi w półmroku uliczkami pobiegł w stronę biura miejscowej wróżki. Miał jeszcze trochę drobnych w portfelu i postanowił wydać je na zdobycie informacji o Izoldzie i księciu Ryszardzie.
Szklana magiczna kula długi czas nie dawała żadnej odpowiedzi, dopiero po trzykrotnym nakarmieniu sakiewki czarownicy banknotami o odpowiednio wysokim nominale na srebrzystej powierzchni pojawiły się jakieś obrazy.
– Widzę twoją Izoldę – rzekła wróżka – Zmierza na zachód na pięknej, śnieżnobiałej klaczy. Spróbuję odczytać jej myśli… coś czuję… szuka jakiejś drużyny, myśli o jakimś rycerzu… ma na imię Tristan. Tak, Tristan.
Graalowi mina wyraźnie zrzedła.
– A co z Drużyną? Przegrali? W rozsypce?
– Drużyna… tak, Drużyna, ich też widzę. Maszerują przez słoneczny kraj, są najedzeni, wypoczęci i zadowoleni. Wczoraj odnieśli wielkie zwycięstwo nad Saracenami, rozbili ich konwój i zdobyli spore łupy.
– A więc to Ryszard!!! Nie!!!
Jak szalony pognał z powrotem do swej wieży, cudem unikając spotkania z wyrośniętymi osiłkami, którzy najwyraźniej polowali na niego. Zatrzasnął im pancerne drzwi przed samym nosem, wbiegł po schodach i przez Iridium połączył się ze swym mistrzem, Merlinem.
– Panie, mam złe, naprawdę złe wieści – powiedział do słuchawki.
– Co się z tobą dzieje, do cholery? – usłyszał podniesiony głos Merlina – Dzwonię do ciebie już od trzech godzin. Wieści znam. Szykuj się do wyjazdu, musimy osobiście odwiedzić dumnego księcia Ryszarda. Zabieraj całe złoto, jakie masz i przyjeżdżaj jak najszybciej!
– Panie, oskubali mnie – wybąkał Graal – Nic nie mam.
– To sprzedaj tę ohydną wieżę! – krzyczał Merlin – Weź kredyt! Czy potrafisz sobie wyobrazić, ile kosztuje grawitacyjno-magnetyczny generator zakrzywiający? Nie? To załatw te pieniądze! Za dwa dni masz być w mojej fortecy!
– Mój panie…
– Co? Co znowu, do diabła?
– Mam problem, nie mogę wyjść z wieży. Pod moimi drzwiami czeka na mnie mafia, której gość z banku zapomniał powiedzieć, że już oddałem pieniądze. Zabiją mnie.
– Mafia? Jaka znowu mafia? Dobrze, zaraz coś załatwię. Dwie godziny. Jak tylko znikną, ruszaj!
Graal westchnął rozdzierająco i odłożył słuchawkę. Zrobiło mu się przykro, bo zbliżała się Wigilia, a on musiał ruszać na poniewierkę, na jakąś głupią wyprawę, nie wiadomo po co. Wszyscy nim pomiatali. Nawet Izolda uciekła od niego. Nie chciał jechać teraz, przed świętami, ale bardziej bał się przeciwstawić Merlinowi. Kto wie, co zrobi ten świrus w przypadku odmowy. Jest nieobliczalny, Graal wielokrotnie się o tym przekonał. A on przecież tak lubił atmosferę Bożego Narodzenia, lubił choinkę i prezenty, lubił, kiedy na dworze sypie śnieg, siedzieć przy kominku i lubił, jak to piszą na kartkach z życzeniami, mieć zdrowy i pogodny świąd.
Westchnął raz jeszcze i zaczął się pakować.

Późnojesienne popołudnie szybko zamieniało się w wieczór, zapadał zmrok. Z mlecznych kłębów mgły wyłoniły się trzy szare postacie okutane w grube płaszcze, szły w stronę wieży, pod którą stał tuzin groźnie wyglądających mężczyzn uzbrojonych w miecze i topory. Trzej przybysze bezszelestnie zbliżyli się do nich; w ciemnościach słabo błysnęła stal sztyletów, ciężki mglisty opar stłumił odgłos ciosów i westchnienia umierających. Tajemnicze postacie zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Pod drzwiami budynku pozostały tylko nieruchome kopczyki ciał.

Graal przyklejony do szyby małego okienka z przerażeniem obserwował wydarzenia na dole. Zimny dreszcz przeszył go od stóp do głów. Zebrał manatki, z sercem podchodzącym do gardła zszedł złowrogo skrzypiącymi, krętymi schodami i otworzył drzwi. W martwych oczy trupów zastygł wyraz całkowitego zaskoczenia. Graal wzdrygnął się, przeżegnał i szybko przekroczył leżące ciała. Puścił się biegiem pustą ulicą. Byle dalej od tego miejsca.

– Coś się wydarzyło – rzekła Uryna po krótkiej rozmowie z przybocznymi czarodziejami – Coś przybyło do tej krainy. Element dla nas niekorzystny, a zarazem korzystny, w zależności od tego jak się zachowamy. Tak, Ryszardzie, zaczynam bredzić.
– To dobry znak – odpowiedział Ryszard – Nie, nie to, że bredzisz. To akurat robisz od zawsze. Mam przeczucie, że to tych dwóch, łgarz i śmierdziel, pojawili się tutaj.
– Na twoim miejscu nie lekceważyłabym ich, zwłaszcza Merlina – czarownica z zakłopotaniem drapała się w głowę, próbując przebić się szponiastą dłonią przez sztywne, skłębione kołtuny – jeszcze ci tego nie mówiłam, panie, ale on był kiedyś moim uczniem. Najlepszym uczniem. I zdaniem wielu przerósł nauczyciela.
Ryszard spojrzał na nią z wyrzutem, ale nic nie powiedział, bo nie chciał sprowokować następnej, nie prowadzącej do niczego pyskówy. Czarownica też pewnikiem nie była zadowolona z wybuchowych wyczynów Tristana, lecz dotychczas milczała.
Wieczorem Uryna dostała straszliwego tiku nerwowego, który nadał jej nieurodziwej twarzy wyraz harmonijnego spokoju. Kiedy atak przeminął stwierdziła, że bez wątpienia Merlin jest tuż tuż, dlatego Ryszard bezzwłocznie zwołał kolejną radę.
– Myślisz, że ona ma rację? – zapytał książę Henryk, odcinając srebrną gilotynką końcówkę wspaniałego przedfidelowskiego cygara. Palenie stanowiło jego ogromną pasję, a poza tym, jak częstokroć powtarzał, dodawało mu uroku osobistego.
– Tak, Merlin jest tutaj – potwierdził Ryszard – Nasz czas się zbliża.
– Jest szansa na, że tak powiem, bezpośrednią konfrontację? – Tristan pieszczotliwie gładził oksydowaną lufę karabinu.
– Nie tak prędko – Uryna z odrazą spojrzała na broń – Merlin na początku spróbuje magicznie, hmmm, pogorszyć nasze samopoczucie wykorzystując swą obecność w tej krainie, ale będzie trzymał się z daleka. Dopiero jeśli ten sposób zawiedzie, może osobiście spróbować walki.
– A więc, tak jak dotąd, musimy trwać niewzruszenie i odpierać kolejne ataki przeważających sił wroga – uroczyście powiedział książę Ryszard, dłubiąc paluchem w uchu – Odebranie nam technologii nic im nie dało, nasłanie durnej bandy ekologów też nie – wytrzymamy wszystko! – władca z uwagą przyjrzał się brązowej substancji wydobytej z małżowiny – Dziwi mnie tylko, że akurat w tym momencie Merlin zdecydował się tu przybyć – czyżby powodem było rozwalenie tego głupiego konwoju?
– Mam wrażenie, że tak, mój książę – odpowiedziała Uryna – To było duże przedsięwzięcie finansowane przez grupę anonimowych akcjonariuszy. Wieść niesie, że byli wśród nich możny czarodziej i jakiś śmierdzący paskud. Jak ulał pasuje mi to do naszej dwójki.
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Ilustracja: Łukasz Matuszek
– A więc Merlin i Graal znowu umoczyli! – na twarzy Ryszarda rozlał się szeroki, błogi uśmiech – Bogowie, jaki jestem szczęśliwy! Chyba się urżnę dzisiejszej nocy.
I urżnął się, a wraz z nim jego towarzysze. Niebo na wschodzie zaczynało się już rozjaśniać, gdy schlani w trupa rycerze kolejno pospadali pod stoły, by zapaść w niespokojny, pełen wizji i koszmarów sen.
A potem plecie się bzdury o magicznych peregrynacjach, spotkanych wróżkach i potworach, zdarzających się ponoć w średniowieczu.

– Nigdzie nie jadę – wystękał Ryszard, próbując wyłowić z informacyjnego chaosu panującego w mózgu aprioryczne kategorie, by móc na powrót oglądać świat takim, jakim był zawsze, znaczy żeby znów były tylko trzy wymiary, czas płynący w jedną stronę, przyczyna i skutek. Przyczynę znam, pomyślał smutno: schlałem się w trupa. Skutek: dokopaliśmy Graalowi. Nie, to nie tak. – I dajcie mi zsiadłego mleka!
« 1 2 3 4 5 18 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.