Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 5

« 1 2 3 4 5 6 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 5

– Pręty rozerwały mu brzuch, tak że wszystko wyszło na wierzch – zaczął systematycznie, beznamiętnie opisywać wszystko co pamiętał. – Dwa przeszły przez klatkę piersiową, a ten jeden, co go zabił, przebił mu głowę – zatrzymał się, stając przed Nowym. – Wszedł tędy i wyszedł pod oczami, u nasady nosa – pokazał palcami – wybijając je na wierzch. Przynajmniej tak to wyglądało, bo z twarzy nie zostało nic, tylko kawałki kości i mózgu.
Nie był zbyt brutalny ani dokładny, choć z początku zamierzał. Nie wiedział dlaczego, lecz gdy już zaczął mówić, zdecydował, że opisze to w miarę łagodnie.
– Nowy, powinieneś obejrzeć te projekcje – dodał. – Ktoś na pewno jeszcze je ma.
Nowy zbladł. Ciężko przełknął ślinę. Dziwne. Był już duży. Powinien być przyzwyczajony.
– Nie… Nie chcę – odpowiedział słabym głosem. Arto miał wrażenie, że Nowy zaraz zwymiotuje.
– Nie zmuszam cię – wzruszył ramionami – ale powinieneś wiedzieć co ci grozi.
Dziwny ten Nowy. Jakiś inny, delikatniejszy. Tylko beksy bały się takich projekcji. Nowy nią nie był, a jednak… Czasami, jak teraz, zupełnie go nie rozumiał.
Ruszył do przodu. Nowy, wystraszony, bezwiednie podążył za nim.
– Przynajmniej… zginął szybko – powiedział.
– Tak twierdzili dorośli.
Chwilę milczeli.
– To go musiało zmienić. Anhela.
– Jeśli tak, to tylko na gorsze. Nie wiem czy już wcześniej był ponury jak kosmiczna czerń, czy stał się taki potem i nie obchodzi mnie to. Nie ma prawa traktować w ten sposób innych. Nowy… wiem, że się go boisz. Wiem, że chcesz powiedzieć o tym rodzicom – zatrzymał się i odwrócił. – Nie rób tego. Dorośli ci nie pomogą. Nie potrafią. Zanim uwierzą, on cię dopadnie. Już miał takie kłopoty, a wciąż tu jest. Rozumiesz dlaczego?
Nowy nie odpowiedział. Drżał jeszcze mocniej. Oparł się o ścianę i popatrzył na Arto, tak poważnie jak jeszcze nigdy dotąd.
– Opowiedz mi… opowiedz mi o zabijaniu – powiedział z trudem. – O śmierci. Muszę wiedzieć. Dlaczego… Jak często?
Arto spuścił głowę i zamknął oczy. Jak opowiadać o tym komuś, kto się o nią ociera? Tak dziwnie nie czuł się jeszcze nigdy. Nie chciał z nim o tym rozmawiać, nie teraz, lecz nie był to pierwszy raz, gdy jego życzenie nie miało znaczenia.
– To się zdarza, nikt nie wie dlaczego – zaczął mówić – poza tym kto to zrobił. Dorośli… oni myślą, że to wszystko wypadki. Nie wierzą, że jedno dziecko może coś takiego zrobić drugiemu. W każdej szkole jest nas tak dużo, że nawet niespecjalnie zwracają na to uwagę. Robią to dopiero, gdy coś się stanie, a i wtedy tylko na krótko – wskazał na sufit – i nigdy nie rozumieją. Uważają, że to stacja, a nie my, że to ona jest niebezpieczna.
– Nie możecie czegoś z tym zrobić? Z takimi jak… Anhelo?
– A co my możemy? Oni są silni. Trzymają się razem i mają swoje grupy. Pilnujemy, by nam się to nie stało, to wszystko. Większość nawet się tym nie przejmuje.
– A ty… się przejmujesz?
Nie odpowiedział od razu. Dotąd się nie przejmował, dopiero gdy pomyślał, że Nowy może nie żyć… Tak samo było gdy pierwszy raz patrzył na martwego Herry’ego. Ale potem? Potem chyba już nie.
– Czasami – przyznał. – Tak jest źle, ale to się zdarza i nikt nic na to nie poradzi. Znaczy, teraz to co innego – dodał szybko. – Teraz mogę coś na to poradzić.
Nowy odetchnął, ciężko i głęboko.
– Czy Anhelo może mnie… Czy może mi to zrobić w szkole? Czy… jak tutaj?
– Nie ma mowy! Cokolwiek spróbuje, musi to wyglądać na wypadek. Póki trzymasz się grupy, nic ci się nie stanie. Dlatego nikt w szkole nie używa broni, z wyjątkiem pierścieni, ale z nimi to już inna sprawa. Gdy ktoś ginie, trudno to zamaskować, a dorośli zawsze bardzo się tym przejmują. Anhelo może sobie być mordercą, ale gdyby zrobił coś takiego, cała szkoła by się nim zajęła, bo…
– I tylko dlatego nie zabijacie się w szkole? – wykrzyknął Nowy. – Bo to sprowadza dorosłych? Bo nie możecie tego ukryć, jak siniaki?
Nowy wyglądał jakby coś mu się stało. W jego szeroko otwartych oczach widział prawdziwe, głębokie przerażenie. Nie rozumiał. Co go tak przestraszyło?
– Nawet dorośli mówią, że każdy kiedyś musi umrzeć.
– Ty jesteś przyzwyczajony! Ciebie szkoła już odmieniła, jak innych, dla was nic nie jest już złe! Możesz sobie być nawet gotowy by… ale ja…
Nowy z jękiem gwałtownie wciągnął powietrze, jakby się nim zachłysnął. Zamilkł.
– Nowy, posłuchaj. Nie jestem… – chciał powiedzieć, że nie jest jak inny, ale zacisnął usta. – Nie jestem mordercą. Chcę cię bronić przed jednym z nich.
Nowy nie słuchał. Usiadł, kuląc się, drżąc cały. O co mu chodziło? Nie on stworzył szkołę. Z wiadomości wiedział, że na Ziemi też się zabijają, choć pewnie tam nie robią tego dzieci. Wszystko, co robił, to starał się przeżyć. Prawda, dotąd myślał o zabójstwach w taki sam sposób, w jaki każdy z rodziców w Układzie myślał o wypadkach i szkolnych bójkach – owszem, czasem się zdarza, lecz ich dzieci są spokojne, grzeczne i bezpieczne. A przecież na kogoś musiało paść…
Przyklęknął obok niego.
– Nie pozwolę, by Anhelo cię zapuszkował, ani żaden inny starszak, tylko pozwól sobie pomóc. Zaufaj mi, proszę. Nie bój się mnie, tylko Anhela.
Wyciągnął rękę. Nowy spojrzał na nią, potem na niego. Złapał ją, lecz wahanie w jego oczach pozostało.
• • •
Na sali treningowej nie było ani jednego chłopca z ochrony Nowego. Spodziewał się tego. Zostawił Nowego pod opieką Żo, by samemu przez następną godzinę bezskutecznie szukać brakujących wojowników. Na koniec wrócił do domu.
Liczył, że Żimmy wszystko mu wytłumaczy, gdy tylko spotkają się przy windzie. Lecz Żimmiego nie było, po raz pierwszy odkąd się tam spotykali. Czekał tak długo, że o mało się nie spóźnił na pierwszą lekcję. Żimmy przyszedł kwadrans po jej rozpoczęciu. Arto natychmiast napisał do niego wiadomość; jego zastępca odpowiedział coś nieskładnie, po czym się wyłączył.
Unikał jego spojrzenia. Starał się nie zauważać, że się mu przypatruje, nawet gdy Arto gapił się na niego przez pięć minut. Było jasne, że coś ukrywał. Już wcześniej Żimmy miał wątpliwości, już wcześniej był niechętny zadzieraniu z Anhelem, ale to było coś więcej. Milczał, bo z jakiegoś powodu oszukiwanie Arto nigdy mu dobrze nie wychodziło.
Jeszcze się tobą zajmę. Dowiem się co cię gryzie, z twoją pomocą lub bez.
Wywołał Derta.
„Od teraz ty jesteś pierwszym zastępcą” – poinformował go. – „masz nie słuchać żimmiego nie zwracać na niego uwagi zajmiesz się tym co on robił dotąd”
„Co się stało kapitanie”
„Jeszcze nie wiem może ty mi to wyjaśnisz”
„Wiem tyle co ty gdybym wiedział to nie trzymałbym tego dla siebie”
Przez resztę lekcji Arto tylko siedział i myślał. Widział przewijające się przez kanał grupy rozmowy o tym, że Nowy znowu został pobity. Nie musiał się rozglądać, by dostrzec, że niektórzy zaczęli się bać. Zaczęło do niego docierać, że Anhelo nie był byle problemem, który mógłby jak gdyby nigdy nic wyrzucić przez śluzę i nie martwić się, że wróci. Był jak kometa. Odlatywał, lecz wracał, tylko po to, by stać się jeszcze bliższym.

Zamierzał złapać Żimmiego zaraz za drzwiami, jak tylko skończy się lekcja, lecz Żimmy wyszedł jako pierwszy i natychmiast gdzieś zniknął. To go rozwścieczyło. Skoro nie mógł iść prosto do źródła, postanowił poszukać wyjaśnienia gdzie indziej.
Pierwszy nawinął się Kerell. Arto złapał go za rękę, gdy tylko minął drzwi sali i odciągnął daleko na bok, gdzie brutalnie przygwoździł do ściany. Od drugiej klasy nie uderzył nikogo z grupy, poza Żimmym, lecz teraz nie odpowiadał za siebie. Dotąd nie było w grupie tajemnic. Oni to zmienili.
Był wściekły, a Kerell wystraszony. Uciekał od jego wzroku, patrzył gdzieś w bok i wyglądał na winnego. Coś było bardzo nie tak. Zaczął przeczuwać co.
– Dlaczego Nowy był wczoraj sam? – warknął. – Nie jestem ślepy! Wytłumacz się, albo…
Przycisnął go mocno. Kerell jęknął.
– Żimmy zabronił…
– On zabronił? Od kiedy nie jestem już kapitanem? Czyje rozkazy są ważniejsze? Jemu też się dostanie. Wykręcaj się dalej, to do niego dołączysz.
– Powiem wszystko, tylko mnie puść.
Puścił go bez słowa. Kerell spojrzał na niego spode łba i przełknął ślinę.
« 1 2 3 4 5 6 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.