Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 5

« 1 4 5 6 7 8 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 5

– Mieliśmy rzucić się z pięściami na Anhela i jego ochroniarzy? Nawet dziesiątaki zostawiają go w spokoju!
– Mogłeś chociaż spróbować! Powiedz mi, jak wyglądał Nowy gdy go zostawialiście? Czy był szczęśliwy? – spytał z całym gniewem jaki w nim tkwił, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. – Widziałeś w jego oczach wyrok, jaki na niego wydałeś?
Żimmy zniósł jego spojrzenie, choć musiało go to kosztować wiele wysiłku. Za to, co mówił, i jak mówił, miał wielką ochotę uderzyć go, przewrócić na podłogę i zbić tak mocno, by poczuł to samo co Nowy, lecz dałoby mu to ledwie chwilowe uciszenie gniewu, ulotną satysfakcję z wymierzonej kary. To nie rozwiąże problemu.
– Nigdy się tak nie zachowywałeś – powiedział cicho Żimmy. – Ale ja też nie. Widziałem twarz Anhela. To coś poważnego. To była najgorsza rzecz jaką zrobiłem, ale gdybym musiał, zrobiłbym to samo. Ja…
– Dlaczego? – powiedział głośno, nie dbając ilu uczniów to usłyszy. – Anhelo to szczurzy dupek! Zwykły szczur…
Żimmy odwrócił wzrok. Arto poczuł przypływ zdumienia. Co się działo z Żimmym?
– Anhelo to morderca, a ja chcę żyć.
Dookoła rozległy się głosy przytakujące jego słowom. Niemal wszyscy kiwali głowami. Dert nie, Żo nie, podobnie paru innych chłopców. Oni stali i milczeli. Nie zgadzali się z Żimmym, ale nie byli też po stronie kapitana. Nie wiedzieli co o tym myśleć. Czy tylko na tym im zależało, nie być na miejscu Nowego? Tak bardzo bali się Anhela, że nie rozumieli iż tak daleko się nie posunie? Nie miał aż tyle władzy!
– A nie zastanawiałeś się nad Nowym? Co jeśli to jego ciało znajdą dorośli w przystani?
– Lepiej jego, niż moje – Żimmy znowu na niego spojrzał. Tym razem oskarżał. – Podziwiałem cię za to, że byłeś twardy, że grupa była dla ciebie najważniejsza. Myślałem, że jak cię pobiję to sam będę wami dowodził, ale to nic by nie dało. Grupa była silna tylko dzięki tobie, a teraz pozwalasz, by wszystko się rozleciało, przez jakiegoś nowego! – rozłożył bezradnie ręce. – Kogo on obchodzi?
To już nie była kłótnia, lecz pojedynek. Jeszcze nie na pięści, lecz poczuł, że to już kwestia czasu. Mógł to tylko opóźnić. Miał rację, coś się zmieniło, choć tylko dla niego. Wiedział jedno – Żimmy się myli.
– Mnie obchodzi – powiedział. – I jego rodziców. Jego siostrę – rozejrzał się po grupie. -Nowy jest wart więcej niż niejeden z was! Nie chce, byście go bronili, bo nie chce nas osłabiać! Wy na jego miejscu przylecielibyście do mnie, błagając o pomoc – wielu opuściło głowy. – On nie. Tydzień minął zanim się dowiedziałem co się dzieje, i to nie od niego.
– Gdybym wiedział, że to zakończy sprawę, dałbym sobie za niego złamać rękę – odpowiedział Żimmy. ­­- Ale to nic nie da! Stałbym się słaby, a Anhelo i tak by wrócił. Nie rozumiesz? To Nowy. Jest nikim! Chciał walczyć, nim Anhelo to w nim zabił, ale o szkole nie wie nic.
– Nie miał czasu się nauczyć! My mieliśmy pięć lat, ty sześć. On tylko…
– Nigdy się nie nauczy jak tu przetrwać! – głos Żimmiego nabrał pewności. – Tak, widziałem jak na mnie patrzył. To było spojrzenie beksy! On tu nie pasuje, jest za miękki. Arto, Nowy już jest martwy. Niewiele brakuje, aby zaczął płakać na sam widok Anhela. Czy dla kogoś takiego chcesz wszystko poświęcić? Naszą przyjaźń?
– Gdybyśmy naprawdę byli przyjaciółmi, zrozumiałbyś dlaczego musimy pomóc Nowemu! Wierzył w grupę, ale my… Wy go zostawiliście!
– Taka jest szkoła. Jesteśmy silni, lecz nie będzie tak długo, gdy poświęcisz naszą siłę, by ratować Nowego! Musimy go zostawić!
Żimmy mówił o grupie jakby już była jego. Zapamiętał to, zapamiętał, że najlepszy sposób, by kogoś zniszczyć, to powiedzieć, że go podziwia, by zaraz potem wytknąć mu błędy. Tylko to ostatnie pozostaje w pamięci.
– Pamiętasz co zrobiłeś ze skanerem? – spytał. – Żimmy, nie zawsze to, co robisz jest słuszne.
– To nie to samo! Nie porównuj tego do Nowego!
Arto uznał, że pozostała mu już tylko jedna możliwość.
– Wyzywasz mnie? – Żimmy spuścił głowę. Był wyższy, ale wiedział, że Arto wciąż jest silniejszy, zwłaszcza teraz, gniewem. – Jeśli nie, to będzie jak ja mówię!
– Jak sobie chcesz, ale ja nie będę podkładał się za Nowego. Wybierz sobie kogoś innego.
– Uważacie tak samo? – Arto odwrócił się. – Nikt poza mną nie stanie po stronie Nowego?
Po twarzach swoich wojowników widział, że ma rację, że nikt go nie poprze, choć nikt nie odważy się powiedzieć tego na głos. Kogo miałby wybrać do pomocy? Aż do dzisiaj myślał, że są mu wierni. Dziś okazało się, że nie są warci swoich imion. Już nigdy nie będzie w stanie im zaufać. Gdyby to była inna grupa, byłby skończony. Siłą nie utrzymałby dowództwa. Jeśli teraz zwrócą się razem przeciwko niemu, zniszczą wszystko to, czego dokonał razem z nimi. Czyżby przez tyle lat za bardzo wierzył w grupę? To przed tym ostrzegały sny. One widziały wszystko wyraźniej. Nie miały złudzeń.
Zapamiętał tę garstkę, która wciąż zdawała się pozostawać przy nim. Poza Dertem i Alszą byli to głównie słabsi wojownicy. Większość z tych naprawdę silnych zgadzała się z Żimmym, nawet jajcogłowi, choć najlepiej wiedzieli jak to jest być w skórze Nowego.
– Więc dobrze. Dert, Alsza, pilnujcie mrówek. Mają dalej uważać na Anhela. Włącz do siatki 2b, daj im jakieś mniejsze zadanie. Potrzebuję każdej pary oczu, jaką możemy znaleźć. Sam będę pilnował Nowego, skoro z was wyłażą takie karaluchy!
W przypływie ogromnego gniewu minął Żimmiego, brutalnie rozepchnął na bok zagradzający mu drogę tłumek i odszedł. Nie mógł na nich patrzeć. Co się z nimi stało? Czy to on, czy oni? A może to szkoła, może… sam już nie wiedział. Nie zamierzał zostawiać Nowego, nawet jeśli rozwali to całą grupę. Nie będzie karać go za to, że starał się wytrzymać, lecz nie dał rady, bo nie był dość silny.
Słyszał jak w ślad za nim ruszyło kilku chłopców, lecz nawet z nimi nie chciał teraz rozmawiać. Wiedział co by mówili i nie chciał tego. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć którzy za nim poszli. Dert, Alsza, Prat, Cyras i Fasis. Może jeszcze Basakis, ale jego nie był pewien. Nie odwrócił się, by to sprawdzić. Nawet jeśli nie było ich wielu, poczuł ulgę, że nie wszyscy są tacy jak Żimmy i reszta. Czy groził im rozłam? Jeśli tak, byłby to najkrótszy rozłam grupy w całej historii szkoły.
Dlaczego bronił Nowego? Żimmy miał rację, był słabym nitem w grupie. Szkodzę grupie, powtarzał sobie, lecz czuł, że postępuje słusznie i że Dael byłby z niego dumny. Tylko dlaczego czuł się jakby sam siebie oszukiwał? Może nie chodziło o Nowego, tylko o to, że nie potrafił nikogo wykluczyć z grup, bo choć na zewnątrz był twardy, to w środku na zawsze pozostał miękki jak pierwszak? Czy dlatego uparcie bronił sprawy, której nie mógł wygrać?
• • •
Tego wieczora zabrał się za swoją zbroję. Nie mógł pozwolić, by dłużej krępowała jego ruchy. Nie był w stanie przewidzieć czy i kiedy okaże się, że jej potrzebuje.
Zaczekał do chwili gdy rodzice zasnęli. Zapalił światło, ustawiając je na bladą poświatę pod sufitem. Wyciągnął z ukrycia zbroję, parę prostych, gładkich i twardych drutów oraz szpulę z włóknem konstrukcyjnym. Wprawnymi ruchami odszukał szwy i rozplótł je.
Pracował szybko i sprawnie. Końcówki drutów trafiały dokładnie w oczka splotów. Elastyczne włókno łatwo poddawało się ruchom. Dorobienie dodatkowych ściegów zajęło mu kilkanaście minut. Złożył całość i sprawdził jak leży. Pasowała niemal idealnie, wystarczyło poprawić w kilku miejscach.
Włókno było mocne, a oczka bardzo drobne. Teoretycznie zbroja powinna powstrzymać każde uderzenie, nawet pchnięcie nożem. Nie dawała żadnej ochrony przed karabinem plazmowym, czy nawet przestarzałym laserem, lecz nie przeciwko nim chciał się chronić. Schował wszystko, zgasił światło i poszedł spać.
Jak zawsze, pracował w ogromnym napięciu. Czasami rodzice wstawali w zaciemnienie i wtedy czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Myślał, że skoro było już po wszystkim, napięcie ustąpi, lecz nie dane mu było wypocząć.
Tego zaciemnienia znowu miał koszmary. Dwa. Lecz tym razem zaczynały się i kończyły w szkole i tym razem nie tylko on był ścigany. Obok niego zawsze biegł Nowy. Żimmy zawsze łapał go pierwszego, potem dopadali go inni, a on musiał patrzeć co z nim robią zanim, na koniec, dobierali się do niego.
« 1 4 5 6 7 8 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.