Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 5

« 1 3 4 5 6 7 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 5

– Było ich trzech – zaczął. – Anhelo i dwóch innych starszaków. Zaskoczyli nas w korytarzu. Powiedział, że chce Nowego, a my mamy spadać, bo… My… Nie wiedziałem co robić! – wytłumaczył rozpaczliwie. – Tu chodziło o Anhela, a nie o jakiegoś… – urwał. – Gdy się zbliżył… Wiesz jaki jest, a wyglądał na rozzłoszczonego…
Nie popędzał go. Czekał aż Kerell sam ze wszystkim dojdzie do ładu.
– Gdyby już do czegoś doszło to pewnie, pewnie… Wtedy bym został. Ale… Żimmy się cofnął… Wiem, to nasza wina, moja tak samo jak i ich, ale przestraszyłem się, A… kapitanie, naprawdę się przestraszyłem. Żimmy jest starszy, silniejszy, a ustąpił, więc ja…
– Więc uciekliście, tak? – podsumował bez litości. – Żimmy zwiał, a wy za nim.
Kerell przygryzł wargi. Spuścił oczy.
– Nie uciekliśmy, tylko… się wycofaliśmy…
Arto zatrząsł się ze złości. Oto dlaczego milczeli. Było im tak wstyd, że nie mogli mu tego powiedzieć prosto w twarz, więc czekali jeden na drugiego, zaś Żimmy, główny sprawca zajścia, bał się mu o tym powiedzieć. Zawsze potrafił się przyznać do błędu, lecz tym razem… Żimmy, coś ty zrobił? Dałeś im przykład. Może by zostali, a może nie. Teraz już się tego nie dowiem. Teraz każdy zrobi to samo, będzie miał usprawiedliwienie, że skoro Dziadek tak postąpił, skoro tak się zachował drugi pod względem siły wojownik w grupie, to nie będzie się musiał czuć winnym, gdy też ucieknie. Będą się tego wstydzić, ale będą to robić i wierzyć, że nic się nie stało. Kerell był niemal pewien, że nie zrobił nic złego. Chciałby zapomnieć, zagrzebać wszystko w pamięci i nigdy do tego nie wracać. To nie resztki odpowiedzialności przywracały w nim poczucie winy, tylko stojący przed nim kapitan, który uważał inaczej.
– Wycofaliście się? Zostawiliście Nowego, bojąc się o własne jaja! – Kerell skulił się i jeszcze bardziej spuścił głowę. – Nędzne tchórze!
– Nie mieliśmy szansy! – Kerell rozpaczliwie uczepił się ostatniego usprawiedliwienia. – Jak moglibyśmy się obronić? Musieliśmy to zrobić! Przepraszam, kapitanie, zawiodłem, ale…
– Nie zaczekaliście aż Anhelo z nim skończy – przerwał pogardliwie. – Odeszliście nie oglądając się za siebie. Mogliście powiedzieć mi co się stało, ale za bardzo się tego wstydzicie, by chociaż o tym myśleć!
Nie liczył na odpowiedź. Kerell nie był w stanie jej wydusić. Milczał milczeniem winowajcy, zawstydzony przed samym sobą jeszcze bardziej niż przed swoim kapitanem. Arto nie czuł nic poza pogardą. Dopiero wam pokażę, co to znaczy wstyd. Nie możecie lekceważyć rozkazów tylko dlatego, że się boicie. Nie po to narażam się w rozmowach ze starszakami, by wam się żyło wygodnie. Gdy wy musicie coś zrobić, wtedy zaraz uciekacie.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Zrobiło mu się niedobrze na sam widok Kerella. Odwrócił się i odszedł. Gdyby nie potrzebował jego umiejętności, na pewno by go pobił, już tylko po to, by pokazać jak czuł się Nowy. Musiał to skończyć, nim to zarazi innych, a będzie zarażać, jak długo pozostanie w grupie choć jeden wojownik, który by nie zwiał ze zjeżonym ogonem na sam widok Anhela. Jednak czuł, że Nowy już nigdy nie poczuje się bezpiecznie, nawet gdy cała grupa będzie mu towarzyszyć. Gwiezdna Flara na nic mu się nie przyda, to była prywatna sprawa grupy. Zasada była prosta – jeśli ktoś ma kłopoty, musi odejść z grupy. Arto świadomie ją łamał.
Obrona nie jest ważna, uznał, jak długo mrówki będą w porę ostrzegać Nowego przed Anhelem. Lecz jeśli one także zaczną się bać… Jeśli choć raz okaże wyrozumiałość tchórzom, cały system otchłań weźmie. Co Żimmy sobie myślał? Dlaczego Nowy milczał?
W całej sprawie tylko on jeden zachował się jak prawdziwy wojownik.

Siatka mrówek działała w obie strony. Jego mali szpiedzy stale śledzili Anhela, lecz z równą skutecznością pomogli odnaleźć Nowego. Znowu zaczął się włóczyć z dala od grupy. Czy do reszty stracił rozum? Na szczęście Anhelo go nie dopadł. Nowy szedł przed siebie, sam, ze spuszczoną głową, nie wiedząc nic o dwójce kręcących się kilkanaście metrów dalej znajomych dwojaków. Bezceremonialnie złapał go i odciągnął na bok.
– Dlaczego nic nie mówiłeś? – spytał bez ogródek. – Dlaczego kryjesz tych tchórzy?
– A o czym miałem mówić? – twarz Nowego pozostała bez wyrazu. – Nie mieliśmy szans. Oni nie mieli – poprawił się. – Gdyby mnie bronili…
– Kłamiesz.
– Nie kłamię! Widziałeś co ze mną zrobili. Chciałbyś, by reszta wyglądała tak samo? Może wtedy… ale dzisiaj… Wolałem już, aby tylko mnie to spotkało.
– Następny raz Anhelo by wiedział, że się nie poddamy. Gdyby spróbował tego w pojedynkę, to dostałby takie lanie, że trafiłby do innej galaktyki!
– Wtedy by mnie ścigał, by się zemścić!
– Chcesz dać się bić? W czym byłoby to gorsze od tego co robi ci teraz? Obiecałem ci pomoc, ale jeśli ty sam…
Nowy spojrzał na niego twardo i zacisnął pięści.
– Ja nie potrafię zasłaniać się innymi, jak wy! Jesteś ludzką maszyną, jak ci z akademii! A gdyby Anhelo kogoś zabił, przeze mnie?
– To głupota! Anhelo się nie odważy, nie przy świadkach, nie…
Oczy Nowego rozbłysły nienawiścią i rozpaczą.
– To ty nic nie rozumiesz! Tak, zdradzili mnie, ale postąpili słusznie! Dla nich liczy się grupa, nie ja. Nienawidzę ich za to, że mnie zostawili, ale mieli rację, nawet ja to widzę, Arto, nawet ja! Wysyłasz swoich chłopców, by mnie bronili, choć wiesz, że nie mają szansy! – wykrzyczał ostatnie zdanie i uciekł.
Stał, zdumiony. Nie zwracał uwagi na wzbudzone rozmową zainteresowanie, na rzucane w jego stronę spojrzenia. Nie próbował go gonić. Nie rozumiał Nowego. Mógł udawać, że wie co myśli, ale to było kłamstwo. Nowy czasami mówił do rzeczy, rozumiał wiele bez tłumaczenia, lecz czasami, jak teraz, zachowywał się niczym zwykły pierwszak. On jest pierwszakiem, pomyślał, nie zna szkoły. Dlaczego nie ufa tym co ją znają? Jest chory, a może zwariował? Może od tego bicia w głowę rzeczywiście coś mu się stało? Łączyli się w grupy dla obrony, a on od nich uciekał. Chciał zostać samobójcą, tylko w bardziej pokręcony sposób? Czy chce skończyć jak Herry?
Złapał się na tym, że choć wciąż myślał o Nowym, jakaś część jego umysłu analizowała kolejne możliwe posunięcia. Nowy miał rację. Mówił o zabijaniu jakby nie liczyła się sama śmierć, lecz to czy dorośli będą mogli odkryć prawdę. Uświadomił sobie, że zawsze tak myśli, choć ta selekcja odbywała się odruchowo, jak cios pięścią, czy kopnięcie. Nigdy nie myślał o tym jak ustawić palce, jak zgiąć mięśnie. Wyćwiczył się do tego stopnia, że to robiło się samo. Czy tak samo stało się z jego myśleniem? Nawet w domu… Czy to mnie zdradzi? Czy mówiąc o tamtym nie zwrócę na siebie uwagi? I aż dotąd nie zdawał sobie sprawy, że to robi, choć wydawało mu się to równie naturalne jak oddychanie. Czy potrafił myśleć, czy tylko oceniać, analizować, obserwować i badać? Czy potrafił…
Nowy spytał go o to, ponad tydzień temu. Czy się czasami bawią razem. Odpowiedział, że trenują. Tak rozumiał wspólną zabawę, choć kiedyś, przed szkołą, było inaczej. Był taki plac zabaw, specjalnie dla nich. Kiedy tam był po raz ostatni? Czy potrafiłby tam trafić z pamięci? Czy wie, co to jest normalne dzieciństwo?
Myśl pojawiła się sama i sama odeszła. Ale ślad pozostał.
• • •
Nie dał za wygraną. Na którejś z kolejnych przerw zdołał dopaść Żimmiego. Unikał jego wzroku, więc zagrodził mu drogę.
– Potrafisz się wytłumaczyć? – spytał spokojnie, choć spokojny nie był.
Żimmy spróbował go wyminąć, lecz mu na to nie pozwolił. Wtedy spróbował się odwrócić. Arto złapał go za ramię i choć Żimmy był wyższy od niego, odwrócił do siebie. Żimmy wyszarpnął się, lecz nie odszedł. Spojrzał mu w twarz, lecz nie w oczy, tylko gdzieś pomiędzy nie, gdzieś obok.
– Wiedziałeś, że tego się nie da ukryć. Na zarazę, spójrz mi w oczy! – rozkazał. – Chcę zobaczyć, co sobie wtedy myślałeś. Zachowałeś się jak karaluch!
Żimmy spojrzał mu w oczy. Nie było w nich tego, co widział u Kerella, żadnego wyrzutu czy wstydu, jedynie gniew i chłód, złość na siebie i poczucie winy.
– Myślisz, że o tym nie wiem? – spytał. – Że nie czuję się jak tchórz? Ale co moglibyśmy zrobić? Co ty zrobiłbyś na moim miejscu? Źle zrobiłem, ale musiałem, dla dobra grupy. Nie mamy już protektoratu, kapitanie, a w walce stracilibyśmy kilku najlepszych wojowników i to bez szansy na zwycięstwo. To mnie nie usprawiedliwia, ale znasz zasady. W pewnych sytuacjach trzeba… ustąpić. Dla grupy.
Nie zwrócił się do niego po imieniu. Coś się zmieniło. Już nie byli towarzyszami.
– Nie wierzę, Żimmy – Arto zacisnął pięści. – Nie wierzę, że o tym wtedy myślałeś! Może o strachu, ale nie o grupie. To nie była pewna sytuacja. Tu chodzi o Nowego!
Dobrze, że Nowego nie było w pobliżu. Rozmowa, nie, nie rozmowa – kłótnia – schodziła na jego temat. Dookoła zebrali się wojownicy, w większości z jego grupy, ale nie tylko. Nie dbał o to. Jeśli będzie musiał, upokorzy Żimmiego, choćby i przed pierwszakami.
« 1 3 4 5 6 7 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.