Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 6

« 1 2 3 4 11 »

Alan Akab

Więzień układu – część 6

Walka trwała ledwie chwilę. Zasłona Nowego nie zdała się na nic; jego własna pięść rozbiła mu nos. Padł na podłogę. Anhelo z całej siły poprawił kopniakiem w brzuch. Nowy zwinął się w kłębek. Tak go zostawili.

Zawlekli Arto do łazienki i rzucili niczym pustą skrzynię między odbieralniki moczu. Kto był w środku, szybko opuścił pomieszczenie. Spróbował wstać, lecz miał ledwie tyle siły, by kurczowo chwycić się jednego z otworów odbieralnika i unieść się lekko, nim znowu został złapany od tyłu i przygwożdżony do ściany.
– Ściągnijcie zbroję – polecił Anhelo.
Trójka pomocników posłusznie wykonała polecenie, niemal wykręcając mu przy tym ręce. Znowu został unieruchomiony i wyprostowany.
– Już dawno powinienem cię załatwić – Anhelo stanął przed nim. – Powinienem zacząć od ciebie, a nie od tego łatwowiernego kopalniaka, Herrego. Właściwie nie powinienem wcale przestawać, ale co tam. Czas wrócić do tego, co przerwałem.
Arto nie rozumiał o czym mówił, poza tym, że miał rację. Chodziło o coś więcej niż o jego rodziców. Zrozumiał, że już jest martwy i powinien się przygotować, by odejść jak wojownik. Byli w szkole, Anhelo nie zdoła upozorować tego na wypadek, lecz czy Anhelo wciąż myślał logicznie?
– Trzeba było zamknąć jadaczkę! – Anhelo uderzył znowu, trafiając nasadą dłoni pod jego brodę. Arto zalało jasne, bolesne światło. Uderzenie wyrzuciło go w górę, czuł jak coś przeszyło go bólem gdzieś u nasady czaszki. Tyłem głowy uderzył w twarz trzymającego go chłopca. Tamten chyba stracił przez to ząb. Jak przez rozrzedzone powietrze usłyszał jego przekleństwo, lecz starszak nie odważył się na nic więcej. Jego kapitan był wściekły, dalej kontynuował swoje dzieło.
– Śpij, szczurze! – Ciosy zaczęły padać wszędzie. Pierścienie wbijały się w niego niczym tępe noże, rozrywając skórę. Anhelo bił go dokładnie i systematycznie, kawałek po kawałku. Przezornie zaczął oszczędzać głowę. W pewnej chwili jego towarzysze puścili go, pozwalając, by zwalił się na podłogę. Arto odkrył, że niczego już nie czuje. Nie czuł jak Anhelo go kopał, ani w krocze, ani w brzuch, ani w plecy, nie czuł ciała. Przez chwilę samo próbowało reagować, kuliło się, lecz w końcu przestało. Wtedy przestał też Anhelo. Arto jakimś cudem pozostał wpółprzytomny, resztki świadomości błąkały się w jego umyśle. Wszystko, co się działo, dochodziło do niego z daleka, niewyraźne, jakby był tu ktoś zamiast niego, a on tylko oglądał projekcję, widzianą oczami ofiary.
– Wystarczy – ktoś powiedział. – Już nic nie czuje.
– Nieważne! Zabiję śmiecia! – to na pewno był Anhelo.
Ktokolwiek mówił do Anhela, robił to głośno i stanowczo. Wiedział jak zwracać się do swojego dowódcy tak, by go słuchał, mimo wściekłości. Arto słyszał rozmowę, lecz przestał rozumieć słowa, poza pojedynczymi wyrazami, jak „Anhelo”. Pozostałych nie rozróżniał, mogły być równie dobrze szumem wentylacji, albo odgłosami pracy maszyn. Dla niego znaczyły tyle samo.
– Przestań natychmiast, słyszysz? Gdyby nie ja, już dawno siedziałbyś w akademii! Słuchaj co do ciebie mówię!
Anhelo rzucił coś na ścianę, lecz chyba nie zrobił nic innego.
– Wystarczy, Anhelo. Uspokój się! Jak to zrobisz, zjawią się dorośli.
– Mam to gdzieś! Powinienem to zrobić dwa lata temu!
– Więc zrobisz to teraz, ale powoli. Nie w szkole.
Jakiś cień pochylił się nad obserwatorem projekcji.
– Lepiej już idźmy – powiedział. – On może nie wytrzymać.
Chwila ciszy. Coś się poruszyło, zbliżając do niego.
– Żyje?
– Żyje, ale nie oddycha. Wynośmy się stąd, zanim zjawią się automaty.
– Zaraza! Jak mi tu zdechnie…
– Uprzedzałem! Poprzednio ledwo się wywinąłeś, ale to… W szkole, w łazience! Czyś ty oszalał?
– Przestań gadać, tylko zrób coś!
Chwila milczenia. Coś się nad nim pochyliło. Coś zbliżyło się do jego twarzy, bardzo blisko, dotykając kilka razy w nos i usta. Przez na wpół przymknięte oczy Arto widział tylko plamy, zamazane kształty. Nie wiedział kto to był, ani co próbuje robić.
– Szczur sam jest sobie winien. Mógł trzymać mordę na zatrzask!
– Inni i tak nie odważą się mówić.
– Ale dorośli poznają, że to nie wypadek! Tym razem…
– No to co? To pierwsze śmiertelne pobicie w naszej szkole. W innych to się zdarzało i tylko dwa razy znaleźli sprawcę. Nikt nie będzie wiedział, że to ty, poza…
– Uważaj co mówisz! Nie wspominaj…
– Bo co? Nie ty jeden byłeś kiedykolwiek podejrzany. Oni też nie chcą, by to się wydało. Może nawet się ucieszą. Nikt nie będzie o tym mówił.
– Nikt poza jego kumplami. Jak zaczną mówić, poświęcą mnie… nas, by to wyciszyć!
– Daj spokój. Oni nic nie powiedzą. Zbyt się boją.
Znowu chwila ciszy.
– Jest jeszcze ten planetarianin. On jest nowy. Zaatakował cię. On będzie mówił…
– No i…?
– O nie. Drugi raz tego nie przepchniesz! Nikt nie uwierzy w kolejną histerię. Widziałeś jak tamci wyglądają? Oni wiedzą, co zrobiłeś. Siedzą cicho, bo wciąż mogą tam trafić!
– Świetliście! Wymyślę coś innego. Zaraz… Oni dwaj byli ostatnio cały czas razem, prawda? Załatwię i jedno i drugie. Nie będą tu chodzić ani tacy jak on, ani jak tamten, to jasne?
– Jasne, kapitanie. Załatwimy go, ale nie tutaj. Tamten tego nie wytrzyma, zobaczysz. Jest taki sam jak poprzedni, jak każdy planetarianin.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Dłuższa chwila ciszy. Arto poczuł jak wszystko dookoła zaczyna się przybliżać.
– I jak?
– Nic. Serce pracuje, ale wciąż nie oddycha. Załatwiłeś go na dobre, idioto! – głos był głośniejszy, dochodził gdzieś z bliska – Nie zdążę po sprzęt. Wynośmy się nim się udusi!
Głośne przekleństwo, potem cisza. Z początku nie czuł nic. Dopiero po chwili poczuł, że nie może oddychać. Czy ktoś powiedział, że umierał? Więc gdzie są dorośli? Czuł pulsowanie w uszach, czuł jak serce bije coraz szybciej i szybciej. Nie potrafił się skupić na żadnej z myśli, umykały zbyt szybko, znikały, zmieniały się w inne, rzucały bezładnie wewnątrz umysłu. Jakieś wspomnienia, znajoma twarz… Dael? Co miałem zrobić? Coś miałem, coś ważnego… Lecz pamiętał tylko, że nie mógł.
Wszystko zawirowało. Gdy znowu spojrzał przez szczelinę napuchniętych powiek, ujrzał nad sobą światła na suficie. Na chwilę przesłoniła je twarz Nowego. Z jego oczu płynęły łzy. Nowy nie potrafi nad sobą panować, pomyślał. Ich usta dotknęły się na chwilę. Chyba poruszył głową i Nowy to zauważył. Poznał, że go widzi. Arto nie był pewien, czy próbuje coś powiedzieć do Nowego, czy rusza ustami, czy może to zrobić, czy po prostu leży i patrzy się na jego rozbity nos, krew na twarzy i na jego oczy, zupełnie inne niż przez ostatni tydzień. Wciąż czaił się w nich lęk, tym razem nie o siebie, lecz o niego.
– Oddychaj Arto! – Nowy załkał cicho. – Oddychaj, na próżnię! Nie daj im wygrać, nie umieraj! Oddychaj, niech cię przestrzeń pochłonie, oddychaj!
Arto chciał, lecz nie mógł. Nie wiedział nawet czy może czymkolwiek poruszyć, poza głową i oczami. Nowy znowu się nad nim pochylił. Niewiele mi pomożesz, Nowy, pomyślał dziwnie spokojnie. Sam, choć próbuję, nie mogę sobie pomóc.
Czy chcę sobie pomóc?
Było mu wszystko jedno. Z trudem obrócił głowę lekko w bok. Jej poruszenie kosztowało go wiele wysiłku, ale nie czuł nic, tyle że obraz się przesunął. Nie czuł żadnego bólu, strachu, chęci zrobienia czegokolwiek. Zdziwiło go jak bardzo było mu z tym dobrze. Poczuł ulgę, że ten bezwzględny, sadystyczny głupiec wreszcie go wyzwolił. Czy umrze tu, czy w akademii, jaka to różnica? Może dzięki temu Anhelo zapłaci za swoje zbrodnie…?
Lecz instynkt przetrwania podsunął mu inną myśl. Jeśli odejdzie teraz, rodzice mogą być zbyt załamani, by uciec. Trzymał ich tu za życia, jego zwłoki mogą ich zatrzymać na zawsze. I Nowy… Nowy nie był bezpieczny. Jeśli pozwoli sobie umrzeć, wtedy on znajdzie się w prawdziwym niebezpieczeństwie. Świadomość poprzednich myśli sprawiła, że poczuł do nich obrzydzenie. To wyjście było dla beks.
Do środka wbiegło dwóch chłopców. Dert i Żo. Pochylili się nad nim.
– Nie może oddychać! – jęknął rozpaczliwie Nowy.
– Stymulator, szybko!
Niewielki owalny, płaski aparacik trafił z plecaka do dłoni medyka. Żo przycisnął go do piersi Arto, na wysokości mostka. Niemal natychmiast jego klatkę piersiową rozdarł potworny ból. Uczucie było mdlące, lecz od razu się uspokoił. Póki czuł, że coś go boli, póty wszystko było w porządku. Ból pomógł mięśniom przezwyciężyć paraliż. Pierś uniosła się i Arto chrapliwie wciągnął powietrze, krztusząc się.
– Pomóżcie mi! – zawołał Żo. – Musimy go obrócić na bok.
« 1 2 3 4 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.