Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 16 17 18 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

Właściwa wiedza prawa do manipulacji nie daje, pomyślał, patrząc na jego twarz, lecz pozostawia możliwości. To właśnie wykorzystuję, możliwości. Na razie robię to wbrew tobie, lecz sam zobaczysz, że to dla waszego przyszłego dobra. Wtedy odkryjesz, że nie jesteś wadą naszego planu, lecz jego wielką zaletą.
– Nie wątpię, że postawisz na swoim – odpowiedział ostrożnie. – Zastanów się tylko czy na pewno masz rację. Ponoszą cię emocje.
– Emocje dają siłę, by stać się Protektorem, pamiętasz? – zaironizował Lerszen. – Potem znikają, lecz pozostawiają ślad na całe życie. Zgaduję, że ta blizna we mnie właśnie się otworzyła. Zrobisz jak mówię, czy tym razem mamy ze sobą walczyć?
– Spróbuję – odpowiedział, tym razem szczerze.
– Spróbujesz? W otchłań z wami wszystkimi!
– Co mam ci odpowiedzieć?
– Chłopak wisi nad wami niczym miecz Damoklesa, a jedyne co potrafisz z siebie wydusić to ledwie „spróbuję"?
– Co poradzę, że w tej sprawie jest tak wiele niewiadomych? – poczuł, że znalazł się w defensywie. Jedynym usprawiedliwieniem było zaskoczenie jakiemu uległ wskutek niedoceniania przeciwnika. – Gdyby nie one, chłopca nie byłoby na pokładzie, a ja nie czułbym niepewności na myśl o losie całej wyprawy!
– Gdy wsiadaliście na ten statek, mieliście tylko siebie by mnie przekonać. Przybyliście. Ja dałem wam Janusa. Powiedziałem co powiedziałem, a wy daliście mi Arto i Zema. Macie co chcieliście, macie nas, lecz na tym dość! – wycelował palec w gospodarza. – Nie zmieniajcie tego planu, jak zmienił go twój brat! Drugi raz tego nie zniosę.
– Ten Orfeusz, on ma rację – odpowiedział neutralnie. Byli jak para diabłów, spierających się nad duszą dziecka. – On się zniszczy. Wiesz jacy oni są. Żądasz cudu.
– Zapewne. Lecz gdyby nie on, nie mielibyście mnie, nie mielibyście Wilana i jego zespołu. On jest najlepszy, lepszy od któregokolwiek z inżynierów jakiego kiedykolwiek mieliście. On da wam to, po co tu naprawdę przylecieliście. Też jesteście mu to winni.
– Myślisz, że ten chłopiec jest inny tylko dlatego, że go ty go wybrałeś? Bo Janus go wybrał?
– Komunikowałem się z Daelem, przez pośredników. Słyszałem ich ostatnią rozmowę. On jest inny. Dlatego zgodziłem się z Zefredem, przynajmniej w tej części, którą zrozumiałem. On może być pierwszy. Może być czymś o wiele więcej niż kluczem, może być zamkiem…
– Jeśli tego nie spartolimy, to chcesz powiedzieć?
Lerszen cofnął się. Rozparł się na oparciu, rozluźnił.
– Wiesz dlaczego ludzie rzadko z wami rozmawiają? Mówią, że to my, Układowcy, jesteśmy bezwzględnymi realistami, lecz z waszym cynizmem nie możemy się równać. Trzeba do was mówić długo i ostrożnie, by wreszcie do was dotarło. Ja też nienawidzę tej waszej bezpośredniości, ale właśnie tak teraz myślę. Masz świetlistą rację, macie szansę. Nie zmarnujcie jej. Nie pchajcie go dalej niż potrzeba.
– O ile to jest szansa.
– Jest tylko dzieckiem, które przetrwało zbyt wiele eksperymentów na psychice, choć pewnie tylko ja tak uważam.
– Ja wolę na niego patrzeć jak na prototyp.
– Tak, wiem. Po co bioroboty, po co cyborgi, kiedy można manipulować ludźmi? Tyle że on nie jest maszyną. Jak coś się zepsuje, nie będziemy o tym wiedzieli. Zbliża się do wieku, gdy mentalność ustala się na trwałe. Później elastyczny żel na zawsze zamieni się w twardą masę. Nie będzie impulsu, który zdoła go zmiękczyć. Możesz mi obiecać, że gdy z nim skończycie, zamienicie go w zwykłe dziecko?
– Mogę obiecać, że spróbujemy, lecz to on musi tego zechcieć. A nie zechce, bo nie wie czym jest nasza normalność. Ma własną.
– Więc mu pokaż, wytłumacz. Od tego tu jesteście, obaj.
– Jeszcze nie wiemy czy nas nie dogonią, a ty już się przejmujesz. Po drodze może nas czekać niejedna niespodzianka.
– Prawda. Gwiaździście mnie pocieszyłeś.
Sarkazm to czasem zbyt lekkie określenie, pomyślał, gdy Lerszen wstał.
– Pomóc ci dojechać do sekcji komór?
– Nie trzeba. Dam sobie radę, jak zawsze.
Jak subtelnie Lerszen przypomniał mu o jego własnej fizycznej skazie. Kierował ludźmi, kształtował ich umysły, lecz odkąd się rozstali nie potrafił rozkazywać swoim własnym nogom… Równie dobrze mógł to powiedzieć na głos! Nic dziwnego, że lekko przytył. Nawet gdyby inni wiedzieli ile wie i potrafi, niewielu chciałoby się znaleźć w jego skafandrze. Przeklęci Kosiarze! Niech ich otchłań pochłonie i wypluje, by pochłonąć ponownie! I niech pochłonie Rząd, za to jak im skąpi wszelkich technologii. Otchłań na nich wszystkich! Ale jeszcze będzie chodzić!
Jego myśli powędrowały ku komorom inercyjnym, ku wirświatom. Już niedługo. Tam, w nieistniejącej rzeczywistości, odzyska sprawność. Już niedługo.
– Niedługo tu wrócę – Lerszen stanął przed drzwiami. – Jeszcze nie skończyliśmy.
W to nie wątpił.
Więc rywale, pomyślał. Trudno. Różnili się w wyborze dróg, lecz cel był ten sam i obaj musieli mu się podporządkować. Jakże blisko prawdy był Lerszen w swoich podejrzeniach, a zarazem jak daleko.
– Nie pal za sobą mostów, nawet gdy wygrywasz – wymamrotał prastarą mądrość ku zamykającym się drzwiom. Jakże często powtarzał ją Zefredowi i jak często słyszał to od niego – nigdy nie wiadomo kiedy będziesz musiał po coś wrócić.
"Miałeś rację oni myślą to samo co my" – napisał, sięgnąwszy na powrót do konsoli.
"A zatem jest nadzieja".
Nadzieja. Tylko jego młody, niedoświadczony partner mógł w nią wierzyć. To była jego pierwsza wyprawa. Jeszcze nie rozumiał, że cyferki i analizy nie były miejscem, w którym mogła się czaić nadzieja. Pomagając chłopcu mogli otworzyć nową puszkę Pandory. Ten eksperyment, nawet przy ich dobrej woli, nie musiał doprowadzić do celu. Mogli sobie na niego pozwolić, bo ze wszystkich ludzi na statku oni ryzykowali najmniej. Jeśli uda się im to, co nie udało się innym, jeśli odpowiednie dane dostaną się na Ziemię, ryzykowali jedynie niepodległość Absolomu, za jakieś dwadzieścia lat.
To nieprawda, że nie czuł emocji. Czuł je zawsze gdy przed oczami pojawiała się wizja prawdziwego celu Leonidasa. Kilkuosobowe grupy Protektorów nowej generacji, potajemnie kontrolujące każdą kolonię, usuwające niebezpiecznych polityków, gotowe w ciągu kilku rozjaśnień zniszczyć wszystkie kluczowe instalacje. Bezwzględny szantaż, groźba o wiele bardziej realna niż okręty Floty. Jednego z nich miał tutaj. Będzie go widzieć każdego pokładowego rozjaśnienia… Jak, na Wszechświat, zdołają nad nim zapanować? Czy ich konflikt naprawdę wciągnie chłopca? I komu uwierzy? Lerszenowi, czy nieznanemu mu analitykowi ludzkich umysłów? Czy to ważne? Ich zamiary różniły się tylko w szczegółach, choć tylko jeden z nich mógł o tym wiedzieć. Inaczej gra nie wyglądałaby dość realistycznie.
Pokiwał do siebie głową. Uczciwość to piękna rzecz, lecz nijak się ma do rzeczywistości.
Mimo to wreszcie pozwolił sobie na odrobinę optymizmu. Mieli szansę wygrać. Musieli tylko go ocalić i znaleźć mu godnego nauczyciela. Gdyby był mistykiem, jak wielu jego towarzyszy, uznałby, że ta wyprawa od początku była przeklęta. Raport Orfeusza nie dawał chłopcu szans, lecz było w nim coś jeszcze, ostrzeżenie przed czymś innym, czego nikt, zwłaszcza kapitan, nie powinien lekceważyć.
Żałował brata, lecz najbardziej żałował tego, że nie przejrzał tej gry do końca. Zawsze był tylko wojownikiem. Nigdy nie zrozumiał dlaczego na koniec, gdy już wszystko zrozumiał, gdy dotarł do najniższego ze wszystkich ukrytych den, mimo posiadanego zrozumienia protektor chciał szczerze pracować dla Rządu i nigdy się od niego nie odwracał. Nikt tak jak on nie orientował się jak naiwni byli koloniści i ich plany. A jednak wybrał ich stronę, bo mimo wszystko miał emocje. To one pozwoliły mu przejrzeć grę do końca. Być może dlatego ostatnio częściej niż zwykle zadawał sobie pytanie czy wybrany przez niego gracz da radę poprowadzić swoją figurkę przez szachownicę intryg.
Przypadek splótł ze sobą życie Daela i rebelię Absolomu, nie dając im czasu na okrzepnięcie w niepodległości – lecz ten sam przypadek stworzył Daela, dając im narzędzie do uzyskania niepodległości. Bez jednego nie byłoby drugiego; wąż pożarł swój ogon. W rezultacie powstałej dekady temu plątaniny zdarzeń ten statek unosił w gwiazdy na wpół ukształtowanego, młodego Protektora nowej generacji, ze skłonnościami destrukcyjnymi. Na razie, nieświadomie, kierował je przeciwko sobie, lecz gdy wyobrażał sobie jaki będzie za dziesięć, dwadzieścia lat – o ile przeżyje – jego niepokój przechodził we wstrząsy całej władnej części ciała. Czy fakt, że chłopiec nie był próbą kontrolną, lecz tylko nie w pełni ukształtowanym szczurem doświadczalnym, naprawdę działa na ich korzyść? To go uczyniło silniejszym, wytrzymalszym, lecz mniej spójnym wewnętrznie, a nowe doświadczenia są tak nieprzewidywalne… Czy zdoła skłonić umysł chłopca, by przylgnął do rozwiązania, które zamierzał mu podać? Czas jeden wiedział. On sam wiedział jedno – choć Absolom potrzebował tego chłopca tak bardzo jak potrzebował Zefreda, było to ostatnie miejsce do którego powinien trafić.
« 1 16 17 18 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.