Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 15 16 17 18 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

– I dobrze ci było z tym nowym życiem? – odparł z udawanym spokojem. – Przestałeś się bawić, lecz gra toczyła się dalej. Nie każdemu dany jest wybór. Ty nigdy go nie miałeś, ja nigdy go nie miałem, podobnie jak Zefred i twój martwy towarzysz.
– To daje nam prawo do tworzenia następców? Może sami powinni o tym decydować?
– Nie my zaczęliśmy, nie my skończymy. Zapomniałeś kim był prawdziwy ojciec Daela?
– Wspomnienia powinny blednąć – po chwili ciszy powiedział Lerszen – lecz pewnych rzeczy się nie zapomina. Najbardziej żałuję, że nigdy nie powiedziałem Janusowi, że znałem jego prawdziwego ojca, ani tego kim był.
– To doprowadziłoby do wielu niebezpiecznych pytań – odpowiedział. – Jak zginął i za co.
– Miałem nadzieję, że kiedyś mu opowiem jak my razem, wtedy… Ale wy liczyliście, że pomoże wam śledzić okręty Floty, poznać ich strategię, ruchy, formacje… Wszystko to, co pomogłoby koordynować bunty w innych koloniach!
– On też miał swoje tajemnice! Jak zdołał pozytywnie przechodzić przez neuroskany? Tamci mieli dostęp do jego mózgu, do jego myśli, a jednak… gdyby mieli choć cień podejrzenia co do jego lojalności, jego prawdziwych intencji…
– Bał się, że ktoś przechwyci przekaz – twarz Lerszena stężała. – Może to i lepiej. Wolę, by nikt nie znał tej tajemnicy, niż gdyby znali ją wszyscy. Dzięki temu budowa naszego neuroskanera wciąż ma sens. Przyznaj się choć raz, ciężko ci strawić, że choć był młodszy i bez studiów, był lepszy w rozgrzebywaniu ludzkich myśli niż ty i twój brat. Zawsze chciałem zobaczyć jak wy próbowalibyście się nawzajem przewiercić. Byłem pewny, że on by wygrał.
Poczuł, że teraz to jego twarz tężeje. Tak, Lerszen wciąż był dobry. Wiedział gdzie i jak go uderzyć. Za dobrze się znali.
– Z tego samego powodu ty zachowałeś swoją tajemnicę. Może tak było lepiej, a może nie. Nad tym się chcesz zastanawiać do końca życia? W dzisiejszych czasach jednostka się nie liczy. Musi się poświęcić. Nieważne ile potrafi i jak bardzo jest eksponowana, liczy się tylko jej umiejętność pociągania za sobą innych wartościowych jednostek, za życia, a zwłaszcza po śmierci. Ty wiesz to najlepiej. Twoja żona…
– Cena za pomyłkę, cena za milczenie. Cena za głupotę i cena za naiwność.
– Cena za naszą wolność.
– I teraz on ma za nią zapłacić? Nie odnosisz czasem wrażenia, że to staje się zbyt kosztowne?
– Nic nie jest zbyt kosztowne, gdy chodzi o przetrwanie naszego gatunku.
– Wciąż wierzysz, że chodzi tylko o to? Czy w to wierzył twój brat?
– On sam nie wiedział już w co wierzył. Gdy szedł po was, postanowił już tylko działać. Nie myślał nad konsekwencjami.
– Ach, więc zaczął się gubić, zaczął mieć wątpliwości? Dlatego go wysłaliście?
– Dobrze ci radzę, stary przyjacielu. Wybierz sobie w co chcesz wierzyć i trzymaj się tego mocno. Nieważne co to będzie, ważne byś nigdy w to nie zwątpił, gdyż dziś nie jest już ważne w co wierzysz, lecz jedynie czy wciąż wierzysz. Gdy przestaniesz… Bez wiary w cokolwiek nie ma kontroli nad własnym życiem.
– Moje własne słowa… – czyżby Lerszen się zamyślił?
– Sam kazałeś mi je powtórzyć, gdy nadejdzie czas. Ten czas nadszedł. Jesteś znowu z nami, choć tym razem na naszych warunkach. Zmieniłem się wtedy, dzięki tobie, a ty dzięki mnie. Przybyliśmy po ciebie, by się na powrót odmienić.
– Wzajemnie, czy tylko jednostronnie? – na wpół cynicznie zauważył Lerszen. – Dael wierzył, być może bardziej niż my trzej razem wzięci, a jednak nie miał wpływu na to, co się z nim działo.
– A chłopiec?
– Prawda.
– Widzisz jak jego wiara doprowadziła nas do tego miejsca?
– Widzę tylko jak cynicznie ją wykorzystujemy.
– Dla wyższych racji, musisz w to wierzyć. Dla większych racji.
– Muszę wierzyć?
– My dwaj przynajmniej rozumiemy co się dzieje.
– Lub okłamujemy się jak inni, tyle że w wyjątkowo perwersyjnie skomplikowany sposób. Ale nie minie rok a wszyscy poznamy kto mówi prawdę. Dzieci… nawet one są niewolnikami idei. Moja wiara, moje obserwacje, nawet moja intuicja, każą mi chronić chłopca. Sam powiedziałeś, muszę w coś wierzyć. Wierzę w niego.
– Każdy z nas w niego wierzy! Nawet ci co się go boją. Tamci popełnili błąd. Nie docenili jak bardzo zależy mu na rodzicach. Teraz my ich mamy i dajemy im marzenia. Mając ich, zamienimy go w to, czego potrzebujemy. My damy mu prawdę, dzięki której sam zdecyduje. Może i ma niecałe jedenaście lat, lecz już rozumie co to wolność. Ile lat zajęło to tobie?
– Zbyt wiele… Lecz gdzie tu wolna decyzja? Ustawiliście wszystko, z góry znacie odpowiedź…
– Ma motywację. Będzie bronił rodziców. Ma umiejętności, trzeba go tylko poduczyć. Zefred zaklinał się, że gdy z nim skończy, będzie dziesięć razy lepszy od niego – mówił z wiarą, choć wiedział, że kłamie. Musiał tak robić, więc robił. W tym był najlepszy. – To idealny układ. Nasze statki chronią kolonię, nas i jego rodzinę. Jego rodzice będą te statki konserwować i budować nowe, a on będzie je chronił przed sabotażem i szpiegami. Nauczy nas jak to robić. Trzyma się zasad, choć ich nie rozumie. My pomożemy mu zrozumieć. Dla tych z Ziemi to była skaza, woleli go zniszczyć jak wybrakowany towar niż ryzykować, że dostanie się w nasze ręce. Dobrze wiedzieli jak cenny jest dla nas, tam. Dla nas taka skaza to zaleta. Nigdy nie będziemy mieć lepszego Protektora. Nigdy. Czy nie tego chciałby mój brat?
Lerszen popatrzył na niego jakby rozumiał więcej niż mówił. Zaraza, przeklął się w duchu, zdradziłem się. Nigdy nie mówiłem o Zefredzie jako o bracie. Zbyt doskonałe kłamstwo zawsze budzi wątpliwości.
– Wątpię, by takie były jego zamiary – odparł krótko, ostro.
Nawet nie mrugnął okiem, nie pokazał niczym, że Lerszen trafił w sedno problemu. Nikt nie wiedział co planował i nikt już się tego nie dowie. Nie znając jego woli, pozostało mu tylko jedno – robić swoje, tak jak zrobili ziemscy analitycy, pozwalając wprowadzić dzieciaka Norrensonów do klasy chłopca. Nawet to było dla nich kolejnym doświadczeniem – jak ich niezwykle cenny podopieczny poradzi sobie z Nowym? Ich zacięcie do eksperymentów było okazją dla Lerszena, a to – szansą na uzyskanie jego zgody na ucieczkę. Kiedyś, dawno temu, może i poczułby coś na myśl jak wszyscy sterowali życiem tego dziecka, lecz dziś sam zbyt wiele razy był sterowany i sam zbyt wiele razy sterował innymi, by jeszcze się tym przejmować. Nie miał współczucia dla siebie, nie miał dla brata – nie potrafił mieć dla niego.
– Cokolwiek postanowicie, nie zapominajcie – ostrzegł Lerszen. – Nie możecie popełnić błędu. Tam nie ma takiej techniki jak w Układzie, nie będzie jej przez dekady po naszym przybyciu. Jeśli dostarczycie tam choć jednego Protektora… Próżnia pochłonie całą kolonię, a wy się nigdy nie dowiecie kim on był. Ludzie, którzy ich tworzą i kierują są tak dobrzy, że nawet sam Protektor może nie wiedzieć kim jest.
– Myślisz, że o tym nie wiemy? Bierzesz nas za amatorów…
– Myślę, że nie do końca rozumiecie o czym mówię. Nie było was tam, nie żyliście z nimi ponad dwadzieścia lat na karku. Nie pozwolę wam przerobić chłopca na wasze podobieństwo.
– Gdyby nie tacy jak ja i mój brat, nigdy nie wyrwałbyś się z Ziemi.
– Dawałem sobie radę.
– Nie tak bym to nazwał. Tak się martwisz o dzieci, a swoim…
– Ustalmy jedno – Lerszen pochylił się w jego stronę. – To wy nas potrzebujecie, a nie my was. Zatajenie istnienia Anhela przyniosło pewien uboczny, bardzo zabawny skutek – jego twarz przybrała drapieżny wygląd. – Arto i mój syn są przyjaciółmi na śmierć i życie. Wiesz co? To daje mi kontrolę nad Arto, a wam nie zostawia nic. Potrzebujecie mnie i moich umiejętności, potrzebujecie mojej żony, by mieć haka na mojego teścia, potrzebujecie Arto, by nas strzegł, mojego syna, by nad nim zapanować i rodziców chłopca, by dla was pracowali i byli gwarantem nowego, waszego układu. Lecz ten wasz piękny plan ma jedną wadę. Mnie. Ja i tylko ja mam wpływ na ich wszystkich. Ja i tylko ja będę decydował o chłopcu. To ja trzymam w garści wszystkie włókna. Od teraz jestem tu najważniejszy, gdyż póki nie dotrzemy do celu, żaden władca marionetek nie ma dostępu do moich włókien.
Nie odpowiedział. Nie odpowiedział dlatego, że Lerszen miał pełną, stuprocentową rację.
– Znasz mnie – ciągnął Lerszen. – Niełatwo się poddaję. To, że znasz się na ludzkiej psychice nie daje ci jeszcze prawa do manipulowania ludźmi, nieważne w jak słusznej sprawie. Gdy stracimy wolną wolę i zapomnimy o emocjach, tam, w kolonii, stworzymy takie samo bagno, jakie pochłania Ziemię i cały Układ. Nie możemy powtórzyć tego błędu. Zapamiętaj to sobie. Za błędy się płaci.
« 1 15 16 17 18 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.