Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alexa
‹Prawo robotyki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlexa
TytułPrawo robotyki
OpisAutorka pisze o sobie:
Jestem z wykształcenia automatykiem, z zawodu konsultantem, a z zamiłowania i drugiej profesji tłumaczem. Stan posiadania: jeden mąż (fan GW i fantastyki), jedno dziecko (j.w.), jeden kot (a właściwie kota, Mara Jade Skywalker, chyba nie-fanka, bo reaguje na Kotę, a nie Marę). Tłumaczę głównie teksty techniczne, ale tez i książki z serii Garretta dla MAG-a, tłumaczyłam trochę Tolkiena, Heinleina, Nivena i Van Vogta, a obecnie powieści z serii GW dla Amberu. Kocham muzykę Williamsa, jestem gorącą fanką Shreka, a właściwie Osła, trochę pisze, trochę rysuje, dużo czytam (uwielbiam, obok wszystkich innych, Agathe Christie), a jeśli mam naprawdę dużo wolnego czasu, łażę po górach.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 1

Alexa
« 1 3 4 5 6 7 9 »

Alexa

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 1

Jedi milczał. Przez kilka minut żadne z nich się nie odzywało. Vader przesunął dłonią po krótko ostrzyżonych włosach, pogładził policzki, które pod warstwą kremu odzyskały gładkość i niepewnie spojrzał na Megan.
Potem spojrzał na zmięty kombinezon, wciąż leżący w kącie sali.
Potem na swoje nagie, szczupłe ramiona. Będzie musiał coś z rym zrobić, wygląda fatalnie. Właściwie, co ma do stracenia? Uwolnił się od Imperatora, od czarnego hełmu i aparatury. Uwolnił się od poczucia porażki, gniewu, bólu… A może rzeczywiście zapomniał je przygotować do transferu? A skoro tak, to widocznie może bez nich żyć…
Przypomniał sobie Luke’a, jego przerażenie, ból, rozpacz… Czy tak powinien reagować chłopak na widok ojca? Wytęsknionego, ukochanego ojca?
Ciekawe, jaki on jest? Jaki jest ten młody bohater, wspaniały pilot, zbawca księżniczek w tarapatach… Młody Jedi? Ciekawe, czy trudno byłoby zawojować jego zgłodniałe rodzicielskiej miłości serce?
I uchronić przed Palpatine’em. Przede wszystkim przed nim, a potem przed cieniem Dartha Vadera. Ostrzec go…
Co?
Vader podniósł głowę. Uczucie wolności, z jakim przyjął nowe ciało, zdławiło wszystkie inne: lojalność wobec Imperatora, dumę, zazdrość o Xizora… Niech to! Nie potrzebuje ani jego, ani nikogo innego… oprócz Luke’a.
– Posłuchajcie mnie – rzekł powoli, z rosnącą determinacją. – Vader umarł. Nikt nie może się o tym dowiedzieć, ale niech mnie supernova, jeśli dam się na powrót wcisnąć w tę skorupę. Brak Vadera jest niebezpieczny, jego śmierć może zatrząść nie tylko Imperium, ale i Rebelią. Nie możecie na to pozwolić. Zdaje się, że mówiliście coś o jakimś robocie? – z nadzieją spojrzał na Megan. Dziewczyna ze skamieniałą twarzą obserwowała go jak próbkę pod mikroskopem, która nagle zaczęła tańczyć.
– Jest robot… – odezwał się Yaro. Spojrzenie, jakim Vader obdarzał Megan, nie uszło jego uwadze. Stary Jedi nie urodził się wczoraj.
– Jak długo muszę tu pozostać, żeby Vader, cały i w miarę zdrowy, mógł wrócić do pełnienia obowiązków?
– Nie więcej, niż kilka dni. Tyle potrzeba, aby odpowiednio zaprogramować naszego robota. Będzie pan nam musiał w tym pomóc, Milordzie – odparł Yaro, z promiennym uśmiechem wracając do ceremonialnej formy.
Vader uśmiechnął się lekko. Jak miło jest się uśmiechać – tak, aby to wszyscy widzieli.
– Nie Milordzie… Dave. Dave R., jak… powiedzmy, jak Randall. A teraz – spojrzał na Megan, podniósł rękę i delikatnie przesunął palcem po jej policzku – czy dostanę coś do ubrania? Byle nie czarny kombinezon…

Rozdział 3
Spotkanie.
W tymczasowej bazie Rebeliantów na pokładzie krążownika „Alderaan” trwała rekrutacja pilotów do załóg myśliwców. Prześladowania Imperium skutecznie zdziesiątkowały liczną niegdyś flotę. Wielu dobrych pilotów poległo, maszyny były w rozsypce. Jeśli mieliby zniszczyć drugą Gwiazdę Śmierci, potrzeba im czegoś więcej, niż tych kilku dużych statków, które ofiarował im Hapes.
Na razie mieli jednak dość mgliste pojęcie o jej lokalizacji, stopniu zaawansowania robót, jeszcze mniej wiedzieli o otaczających ją zabezpieczeniach. Nie należało się spodziewać, że dowiedzą się o nich w najbliższym terminie. Nie w tej sytuacji.
Księżniczka Leia Organa podniosła zmęczony wzrok znad notesu i spojrzała po żałosnej zbieraninie, którą ktoś szumnie nazwał „kandydatami na pilotów”. W zasadzie nie było o czym mówić, przy tym standardzie broni i na tych maszynach stanowili zwyczajne mięso armatnie, więc po co coś lepszego?
Znużonym gestem wskazała chwacką grupę, która wyglądała, jakby się urwała z baru. Po dłuższej libacji.
– Han, odstaw ich do Wedge’a, niech przynajmniej stworzy pozory wojskowej dyscypliny – mruknęła.
Solo skinął głową i z łobuzerskim uśmiechem, który miał znaczyć „nie słuchajcie jej, ona bredzi” gestem zagonił przyszłych pilotów do bocznego wyjścia. Przez chwilę słychać było tylko przygnębiające szuranie butów po brudnej podłodze.
– Trzydziestu! – rzucił przez ramię i mrużąc dodał – Plus trzech w korytarzu!
– Jeszcze? – jęknęła księżniczka. – Po co mi aż tylu?
– Nie pytaj… – wyszczerzył zęby Han i wypchnął za drzwi ostatniego ciurę z dostawy.
Księżniczka z rezygnacją nacisnęła klawisz interkomu.
– Daj ich, Mike – mruknęła z bólem w głosie.
Nie podnosiła głowy, póki nie podeszli do samego stołu. Dopiero wtedy spojrzała. Nic nowego. Wypierdki banthy. Dwaj byli niscy i pospolici, trzeci…
– Niech mnie… – mruknęła. Trzeci był przynajmniej przystojny. Zabójczo przystojny.
– Będą kłopoty – zanuciła pod nosem i już znacznie głośniej zapytała: – Po coście tu przyszli? Mamy komplet. Nieważne. Nazwiska.
Dwójka czarniawych kurdupli podała jakieś niewyobrażalne zlepki spółgłosek i pozwoliła się odprowadzić do Wedge’a. Trzeci czekał, aż Han z nimi skończy. Skrzyżował ramiona na piersi i uśmiechał się kątem ust.
Był niezbyt wysoki, ale szczupły i zwinny, o jasnych, przyciętych na króciutkiego jeża włosach i wesołych niebieskich oczach. Kogoś jej przypominał…
– Ty się nie nazywasz, czy masz zamiast nazwiska brzydkie słowo? – zapytała uprzejmie, kryjąc zniecierpliwienie i chęć zdzielenia go między oczy. – Nie mam całego dnia, wiesz?
– Wiem. David Randall – powiedział tamten z rozpromienioną miną.
– O, nic szczególnie świńskiego – udała zdziwienie. – Do eskadry?
– Nie. Służby naziemne. Długo chorowałem, dopiero wyszedłem ze szpitala – wyjaśnił Randall spokojnie. – Nie jestem w dzikiej formie, choć ciężko nad tym pracowałem.
Leia wzniosła oczy w górę. Czy jest skazana na te męki, czy to tylko przypadek?
– To baza rebelii, nie sanatorium. Co ci było?
– Uraz kręgosłupa. Leżałem sparaliżowany przez prawie trzy lata standardowe, aż wreszcie ktoś mądry skontaktował się z lepszym lekarzem. No i jestem.
– Zdaje się, że ci się spieszy z powrotem – z trzaskiem odłożyła blok. – Nie potrzebujemy służb naziemnych. U nas wszyscy latają.
– Cześć! – rozległo się od drzwi. – Kto lata?
– Luke! – Leia zerwała się z miejsca i wybiegła zza stołu, żeby ucałować młodego Jedi. – Nareszcie! Czy coś się stało?
Zdziwiła się, bo Luke, zamiast uściskać ją serdecznie, znieruchomiał jak słup soli.
– Spytaj innym razem – wymamrotał, nie odrywając wzroku od Davida Randalla.
Teraz i Leia osłupiała, zamrugała oczami, próbując zetrzeć z powiek to dziwaczne złudzenie. Jeszcze przed chwilą nie było tego widać… Nie tak!
Randall też stał jak wryty. Nic dziwnego, zważywszy, że Luke Skywalker w stroju Jedi wyglądał imponująco, dostojnie i… prawie jak jego własne, lustrzane odbicie. Jedyną różnicą było to, że jasne włosy Luke’a, porządnie uczesane, gładko przylegały do głowy, podczas, gdy jeżyk Davida miał tendencję do sterczenia na wszystkie strony.
David także ubrany był na czarno, ale w zwykłe miejskie ubranie, według nie całkiem świeżej mody panującej na Coruscant.
– Jesteś pewien, że nazywasz się Randall? – zapytała drżącym głosem Leia.
– Na razie tak – odparł równie niepewnie David. – Ale wkrótce chyba zwątpię…
Napięte milczenie przerwało wejście Solo, który taszczył naręcze kabli. Widocznie po drodze wstąpił do magazynu.
– Gdzie Chewie? – rzucił Han z lekką zadyszką i spojrzał niepewnie na Leię, potem na Luke’a i wreszcie na Davida. Przechylił głowę.
– Widzę, że znalazłeś brata, Luke – uśmiechnął się. – Brata-bliźniaka.
– On nie jest moim bratem… – pobladłymi wargami wyszeptał Luke. – Nigdy nie miałem brata…
– Ja też nie – David wydawał się znacznie mniej zszokowany, ale bardziej wzruszony. – Nieba, ty naprawdę jesteś Luke Skywalker?
– Nie dajmy się zwariować – trzeźwo odparła Leia. – Istnieje pewne podobieństwo, ale bez przesady. Skąd jesteś, Dave?
– Z Coruscant – młody mężczyzna nie spuszczał oka z Luke’a. – Przyjmiecie mnie? Mówiłaś, że nie macie miejsc w naziemnej.
Leia potrząsnęła głową.
– Ja – nie, ale Luke na pewno coś dla ciebie znajdzie. Mam rację, Luke?
Jedi zawahał się i bezradnie spojrzał na obecnych.
– Tak… chyba. Znasz się na mechanice? Nie mogę ciągle Hanowi zabierać Chewiego, a te cholerne balie sypią się jedna po drugiej. Nie mogę ryzykować życia ludzi, za nim jeszcze wylecą z doku.
« 1 3 4 5 6 7 9 »

Komentarze

25 IV 2010   18:29:44

naprawdę niezłe!

ciąg dalszy?

25 IV 2010   18:42:36

http://www.esensja.pl/tworczosc/powiesci/tekst.html?id=4143

25 IV 2010   19:53:03

dzięki :)

26 IX 2010   10:02:01

ta super ja mam na imię Alexa;))

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.