Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alexa
‹Prawo robotyki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlexa
TytułPrawo robotyki
OpisAutorka pisze o sobie:
Jestem z wykształcenia automatykiem, z zawodu konsultantem, a z zamiłowania i drugiej profesji tłumaczem. Stan posiadania: jeden mąż (fan GW i fantastyki), jedno dziecko (j.w.), jeden kot (a właściwie kota, Mara Jade Skywalker, chyba nie-fanka, bo reaguje na Kotę, a nie Marę). Tłumaczę głównie teksty techniczne, ale tez i książki z serii Garretta dla MAG-a, tłumaczyłam trochę Tolkiena, Heinleina, Nivena i Van Vogta, a obecnie powieści z serii GW dla Amberu. Kocham muzykę Williamsa, jestem gorącą fanką Shreka, a właściwie Osła, trochę pisze, trochę rysuje, dużo czytam (uwielbiam, obok wszystkich innych, Agathe Christie), a jeśli mam naprawdę dużo wolnego czasu, łażę po górach.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 1

Alexa
« 1 5 6 7 8 9 »

Alexa

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 1

– Miło was było poznać, chłopcy. Mam nadzieję, że niedługo tu wrócę.

Dostał samodzielną, choć malutką kajutę niedaleko hangarów. Luke ulotnił się błyskawicznie, skoro tylko upewnił się, że jego nowy podopieczny potrafi wszędzie trafić i że na razie nic mu nie potrzeba. David rzucił na pryczę niewielki worek, z którym przybył i natychmiast wyszedł na zewnątrz. Potrzebował przestrzeni, świeżego powietrza. Baza rebeliantów była klaustrofobiczna.
Powoli szedł korytarzem, wodząc dłonią po ścianie. Luke wyjaśnił mu, jak najszybciej dostać się do mesy i do sali ogólnej, ale on nie miał na razie ochoty widzieć się z kimkolwiek. Musiał jeszcze przemyśleć swoją impulsywną decyzję – zwłaszcza to, jak wpłynie ona na jego życie i na losy całego Imperium.
Po co się tu zjawił? Kiedy został wyprowadzony z centrum medycznego na Gwieździe Śmierci i przetransportowany na Endor w pojemniku na żywność, nie miał jeszcze żadnych planów. Przeciwnie, marzył o tym, żeby wśliznąć się do ciepłego śpiwora w jakiejś jaskini i przespać ze dwa tygodnie… Aż dojrzeje do działania.
Zamiast tego „zaopiekował się” małym transportowcem, wyprosił z niego imperialnego pilota i ruszył przed siebie z pełnym bakiem.
Leciał bez przerwy na ręcznym sterowaniu, do momentu, aż zemdlał na chwilę.
I trafił na krążownik Rebelii „Alderaan”.
Nic nie dzieje się przypadkiem.
Nie tam, gdzie działa Moc.
David był przekonany, że w tym przypadku właśnie Moc kierowała jego całym zachowaniem, tak, jakby próbowała go skłonić do naprawienia dawnych błędów.
Niech będzie.
Ma informacje, których tamci potrzebują.
Nie wiedział, czy przybył tutaj, żeby zdradzić Imperatora, czy w całkiem innym celu. Pewnie się tego nie dowie, tak jak nigdy się nie dowiedział, czy rzeczywiście był Wybranym, dopóki nie zmarnował szansy.
Tak. Specjalista od zmarnowanych szans. Mógł być wielkim Jedi, dobrym mężem i ojcem, mógł odzyskać syna w tej jednej chwili na Bespin… Odrzucić miecz, powiedzieć: „Tak, jest we mnie dobro, cała ta miłość, którą chciałem ci ofiarować. Gdyby cię nie ukryto… być może nie byłoby Dartha Vadera”.
Skręcił w boczny korytarz i omal nie stratował złocistego robota. Przystanął i potarł dłonią czoło. Ależ tak… Nagle poczuł, że dawno zapomniane zakamarki pamięci otwarły się nagle i zalała go fala wspomnień. Threepio. Relacje ludzie-roboty. „O nie! Widać mi części! O nieba!”
– Och, przepraszam, panie Luke – jęknął android. – Wypadł pan tak nagle…
Szczebiotanie drugiego, niższego robota nie pozwoliło Davidowi dojść do słowa. Tego typka też znał. Niejaki R2-D2, szara eminencja wśród astromechów.
– Co? – zdziwił się robot. – To nie jest pan Luke? Artoo, chyba znów podłączyłeś się nie tam, gdzie trzeba… Oczywiście, że to pan Luke…
– Hej, Threepio – wpadł mu w słowo David. – Miło cię widzieć, ale Artoo ma rację. Nie jestem Lukiem.
– Co za podobieństwo! – zawołał Threepio, całkiem nie zrażony pomyłką. – Artoo czasem mi dokucza… Wiek i te rzeczy. Przecież nie mogę tracić wzroku, prawda?
– Logicznie rzecz biorąc, nie powinieneś – zgodził się David ze śmiechem. – Przyjdź kiedyś do mnie, to ci sprawdzę fotoreceptory.
„W końcu zbudowałem cię praktycznie od śrubki…”
– Och, dziękuję, panie…
– Dave. Jestem Dave Randall – odparł David gładko, w nadziei, że robocia skleroza zrobiła jednak swoje.
– Dziwne… Wydawało mi się, że nazywa się pan inaczej… Och, nie, chyba jednak muszę iść do przeglądu… – robot przekrzywił głowę, obrócił się w miejscu i odmaszerował.
David położył palce na ustach.
– Niekoniecznie…
Artoo zapiszczał, zaćwierkał i niepewnie podtoczył się bliżej. On chyba pamiętał. David pochylił się nad nim, potrząsnął głową, jakby chciał powiedzieć „Nie”.
„Wydawało mi się, że dobrze im pokasowałem pamięci…” pomyślał i przed oczami stanął mu tamten dzień, ta chwila buntu, rozpaczy, gniewu… Przymknął oczy. Dobrze, że Threepio nie zapytał, skąd zna jego imię.
Oparł się o ścianę, czując, że znów robi mi się słabo, ale tym razem ze wzruszenia.
Dostał drugą szansę, coś, co nieczęsto zdarza się w życiu.
– Przepraszam… – szepnął. Ile razy jeszcze będzie musiał to powtórzyć?

Luke okręcił się na pięcie i ruszył z powrotem do sali. Był wstrząśnięty do głębi tym chłopcem. Nie chodziło tylko o wyraźne podobieństwo fizyczne, lecz także o jego obraz w Mocy. Nigdy dotąd nie widział nikogo równie radosnego, spokojnego i szczęśliwego… Nie tu, nie w czasie tej potwornej wojny. Wydawało się, że Dave cieszy się każdym oddechem, każdą cząstką powietrza, którą wdycha. Obserwował go na tle pozostałych kandydatów i nie mógł się pozbyć wrażenia, że ogólnie panujący marazm i zniechęcenie odbijają się od niego jak od transparistalowej bańki. A jednocześnie wydawał się dziwnie poważny i dojrzały, jakby ta radość życia nie wypływała z młodzieńczej głupoty, lecz z głębokich, może nawet bolesnych refleksji.
Dave wydawał się tak nieskomplikowany i otwarty jak Luke, zanim spotkał Bena Kenobiego i młody Jedi zapałał do niego szczególnym uczuciem – jeśli nie sympatii, to przynajmniej pewnego pokrewieństwa dusz.
Dziwne, jak szybko i bez oporów wygadał mu swoje wszystkie… no, prawie wszystkie, tajemnice. Ale gdyby nie nagła zmiana tematu, powiedziałby mu również, że Vader jest jego ojcem…
„Do licha, mam nadzieję, że to nie jakiś zmutowany Jedi, który w niezauważalny dla mnie sposób kieruje moim umysłem” pomyślał i zaczął się zastanawiać, jak to wszystko opowiedzieć Leii.
Yoda… Gdyby mógł przedstawić go Yodzie. On na pewno rozszyfrowałby tajemnicę Dave’a. Ponieważ jednak Yoda nie żył, Luke musiał sobie radzić sam…
Wszedł do mesy. Była to ciasna, słabo oświetlona klitka z sześcioma podłużnymi stołami, w tej chwili świecącymi pustkami. Było już dawno po porze jakiegokolwiek posiłku, poza tym statek-baza nie liczył sobie aż tak wielu członków załogi. Piloci myśliwców mieli swoje kantyny na dolnym pokładzie. Tutaj jadali zwykle członkowie sztabu, piloci samego statku-bazy i kilka osób z obsługi tak zwanej „naziemnej” to znaczy nie związanej z pilotażem.
Bar w głębi składał się z trzech syntezatorów żywności, po jednym na każde dwa stoły i dwóch leniwych robotów, które więcej korzystały z gniazdek sieciowych, niż pracowały.
Leia, Han i Lando siedzieli wokół jednego końca stolika nad resztkami posiłku. Ich miny nie wróżyły niczego dobrego. Ostatnio tak właśnie im się układało. Żadnych dobrych wieści.
Luke podszedł bliżej i machnął im ręką na powitanie. Leia wzruszyła ramionami. W dłoni ściskała kartę danych i czytnik i widać było, że to, co na niej jest, ma dla całej trójki szczególne znaczenie
Na widok Luke’a Lando skrzywił usta w nieszczerym uśmiechu. Wyraźnie miał dość rebelianckiego, topornego życia i tęsknił za wykwintnym strojem i strawą
– Cześć, Jedi. Szukaliśmy cię – rzucił, usiłując narzucić wesoły ton rozmowy.
– Cześć, Lando – Luke uśmiechnął się ze zrozumieniem. Były administrator Bespin na pewno trochę cierpiał niewygody na tej balii – Znów dobre wieści?
– Najlepsze. Nowa Gwiazda Śmierci jest w pełni sprawna i zdolna do walki. Imperator osobiście nadzoruje jej budowę. Vader jest rzadkim gościem na dworze, a raczej pokazuje się tylko wtedy, kiedy musi. Krążą plotki, że jest w niełasce. Na jego miejsce powoli wpycha się Falleen, niejaki Xizor. Bardzo enigmatyczna postać.
– Xizor? Zdawało mi się, że kogoś takiego wykończyłem już dość dawno temu – niedbale mruknął Luke.
– Jak się okazuje – niekoniecznie. Xizor ma twardy żywot i niełatwo go wykończyć, nawet detonatorem termicznym – mruknął Lando. – Na razie wygląda mi na to, że Gwiazda Śmierci jest doskonale chroniona i to nie tylko od zewnątrz, jak twierdzili nasi informatorzy, lecz również od wewnątrz. Zastosowano zupełnie nowy rodzaj pól ochronnych.
Luke przysunął sobie krzesło i usiadł, opierając łokcie na stole.
– Robota Xizora? – zapytał, częstując się kawałkiem suchara.
– Na to wygląda.
– Czy to znaczy, że możemy liczyć na poparcie Czarnego Słońca dla Imperatora? Czemu nie jestem zdziwiony?
– Jak widać, mamy nowy problem – Leia potarła czoło. – Mon próbuje wyciągnąć z naszych agentów jakieś dodatkowe informacje, ale zdaje się, że coś pokrzyżowało im plany. Po raz pierwszy naprawdę nie wiedzą, co jest grane. Dowiesz się jutro na naradzie sztabowej.
« 1 5 6 7 8 9 »

Komentarze

25 IV 2010   18:29:44

naprawdę niezłe!

ciąg dalszy?

25 IV 2010   18:42:36

http://www.esensja.pl/tworczosc/powiesci/tekst.html?id=4143

25 IV 2010   19:53:03

dzięki :)

26 IX 2010   10:02:01

ta super ja mam na imię Alexa;))

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.