Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alexa
‹Prawo robotyki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlexa
TytułPrawo robotyki
OpisAutorka pisze o sobie:
Jestem z wykształcenia automatykiem, z zawodu konsultantem, a z zamiłowania i drugiej profesji tłumaczem. Stan posiadania: jeden mąż (fan GW i fantastyki), jedno dziecko (j.w.), jeden kot (a właściwie kota, Mara Jade Skywalker, chyba nie-fanka, bo reaguje na Kotę, a nie Marę). Tłumaczę głównie teksty techniczne, ale tez i książki z serii Garretta dla MAG-a, tłumaczyłam trochę Tolkiena, Heinleina, Nivena i Van Vogta, a obecnie powieści z serii GW dla Amberu. Kocham muzykę Williamsa, jestem gorącą fanką Shreka, a właściwie Osła, trochę pisze, trochę rysuje, dużo czytam (uwielbiam, obok wszystkich innych, Agathe Christie), a jeśli mam naprawdę dużo wolnego czasu, łażę po górach.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 1

Alexa
« 1 6 7 8 9 »

Alexa

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 1

Luke pokręcił głową i zabrał z rąk Leii kartę danych. Przyjrzał się jej zawartości i w jego oczach pojawiło się lekkie zdziwienie
– Sprawdzałaś wszystkich naszych nowych pilotów?
– Tak. Mon mnie o to prosiła. Obawia się, że może do nas przeniknąć ktoś z Imperium… Nie zdziwiłabym się, niestety. Ale nie tym razem. Większość to byli więźniowie i zesłańcy. Bezpieczni. Nie kochają Imperium. Duża część nie ma rodzin ani bliskich… – głośno przełknęła ślinę. – Pochodzą z Alderaan. Co najmniej połowa.
Luke współczująco położył dłoń na jej ręce. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Pierwszy odwrócił wzrok Luke. Gdybyż wiedziała, co jeszcze ją czeka… Brat jak brat, ale ojciec…
Poczuł, że nie zniesie już dłużej tej samotnej walki. Musi jej powiedzieć i to jak najszybciej. A potem niech się dzieje, co chce.
Odchrząknął.
– A Randall? – zapytał ostrożnie. Był tak zaintrygowany swoim sobowtórem, że miał nadzieję na bodaj najdrobniejszy strzęp informacji.
Leia zawahała się, niepewnie spojrzała na Hana.
– I tu się zaczyna problem – wymamrotała, jakby czując się winna, że w ogóle z nim rozmawiała. – Sprawdziłam…
– Nie ma kogoś takiego, Luke – wpadł jej w słowo Solo. – Sprawdziliśmy wszystkie możliwe źródła, dotarliśmy nawet do imperialnych rejestrów… Nic. On po prostu nie istnieje. I nigdy nie istniał.
– Wydaje się nieszkodliwy – zauważyła Leia. – Niestety, to chyba wszystko, co można powiedzieć na jego temat.
– Dlaczego nikt nie zapyta mnie? – odezwał się głos od drzwi.
Obejrzeli się wszyscy jednocześnie. Leia rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale tylko pokręciła głową i wzruszyła ramionami. Luke wstał, a za nim Han i Lando. Powoli odeszli od stolika, półkoliście okrążając Davida, który obserwował ich spokojnie.
Zrobił nawet krok do przodu. Teraz był otoczony: przed nim Luke z ręką na mieczu, za nim z lewej Han, a z prawej Lando, obaj gotowi do akcji.
– Nie musicie się obawiać – zaczął spokojnie, unosząc lekko otwarte dłonie. – Choć myślałem, że przynajmniej tu nikt nie pyta o pochodzenie. Sądziłem, że rebelianci potrafią uszanować cudze tajemnice. Pomyliłem się. Trudno.
– Kim jesteś? – zapytał Solo. – Dlaczego nie ma cię w rejestrach? W żadnych rejestrach?
– Nie mogę powiedzieć.
– Skąd przybywasz?
– Z Coruscant.
– To już wiemy – prychnął Calrissian. – A tak naprawdę?
– Nie mogę wam nic powiedzieć. Nie jestem ani wrogiem, ani szpiegiem, ani dywersantem. Jeśli to wam nie wystarczy…
Spuścił głowę, obserwując kątem oka ich reakcję. Nie był uzbrojony… nie musiał być. Ale czy wolno mu użyć tej broni?
Rozejrzał się nieco bezradnie. Chciał załagodzić sprawę. Tak blisko i nagle…
– Czy widziałem coś, co nie pozwoliłoby mi odejść? – zapytał po chwili, kiedy tamci nie odezwali się ani słowem. – Jakiś sekret, który spowodowałby, że muszę umrzeć?
– Nie – szepnęła Leia, dziwnie poruszona jego bierną postawą. – Będziesz mógł odejść. Wysadzimy cię na Endorze, jutro rano. Do tej pory będziesz pod strażą. Han, chłopak pewnie przyszedł tu, żeby coś zjeść. Miej na niego oko, dopóki nie skończy, a potem przekażesz go Luke’owi. Luke, zabierzesz go do jego kajuty i zamkniesz. Po cichu, żeby się nie rozniosło, bo go zlinczują, zanim jeszcze zaczną zadawać pytania.
Solo rozluźnił się nieco. Wyglądało na to, że sam miał ochotę na mały lincz. Niechętnie opuścił broń, podszedł do Davida i ujął go za ramię.
– Siadaj, mały – rzekł pogodnie. – Co ci przynieść?
Dave spojrzał na niego dość żałośnie. Niech diabli wezmą zalecenia Yaro. Podejrzenia jeszcze wzrosną…
– Kubek chłodnej wody – rzekł.
Han bez słowa nalał mu wody z kranika przy stoliku. Dalej otaczali go ciasnym kręgiem. Leia stanęła naprzeciw niego i położyła przed sobą czytnik. Dave usiadł, znów popatrzył na nich niepewnie, po czym wyjął z kieszonki na piersi małe pudełeczko. Wytrząsnął na dłoń dwie zielone pastylki i wrzucił do kubka.
Woda zaburzyła się, przybrała zielony kolor i lekko zgęstniała. Powietrze wypełnił intensywny, dość przyjemny zapach. Leia otwarła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale Han był szybszy.
– Co to jest? – zabrał kubek sprzed nosa Randalla i powąchał nieufnie. – Cyjanek?
– Nie – Dave cofnął dłoń, jakby unikając kontaktu z Hanem. Solo został z kubkiem w dłoni i z dość głupią miną powąchał płyn.
– Nie wiem, co to może być – mruknął. – Nie pachnie jak większość znanych trucizn.
– Skąd wiesz, że chcę się otruć? – zdziwił się Randall. – Przecież przyszedłem na obiad.
– Dziwny ten obiad – zauważył Han, ale niechętnie odstawił napój na stolik. Był trochę zmieszany.
Dave wziął naczynie i chciał wypić jego zawartość, ale Leia powstrzymała go łagodnie, kładąc dłoń na obrzeżu kubka. Teraz, żeby wypić, musiałby dotknąć ustami jej ręki i pokonać siłę, z jaką utrzymywała kubek w jednej pozycji.
– Co to jest, Dave?
Randall wzruszył ramionami. Nie chciał używać siły. Nie chciał zmarnować cennych pastylek.
– Jeśli ktoś przez całe lata odżywiany był przez żyłę, nie należy się spodziewać, że szybko zacznie trawić stałe pokarmy – mruknął. – Możesz spróbować, jeśli chcesz.
Luke bez słowa zabrał mu kubek i, zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, upił łyk płynu. Przez chwilę trzymał go w ustach, gotów wypluć w każdej chwili, po czym przełknął powoli, małymi kropelkami. Przymknął oczy i czekał przez chwilę.
– To prawda – rzekł. – Proteiny, trochę dodatków smakowych, witamin…
Zwrócił kubek Davidowi, który natychmiast wysączył napój, jakby się obawiał, że wszyscy zaczną próbować, a dla niego nic nie zostanie.
Przyglądali mu się w milczeniu.
Randall odstawił kubek. Znów sięgnął do kieszeni na piersi i wyciągnął szarą kartę danych. Bez słowa podał ją Leii, która natychmiast wsunęła kartę do czytnika i zagryzła wargi, kiedy zobaczyła, co na niej się znajduje. Niebieskawa poświata od ekranu czytnika nadawała jej twarzy lekko trupi odcień.
– Imperialne centrum medyczne… – pokiwała głową. – Ciekawe.
Dave zaklął pod nosem. Kiedy opuszczał Centrum, Yaro próbował wystawić mu takie papiery, żeby nikt się nie doczepił, ani Imperium, ani Rebelia. Ta karta jednak miała być jego przepustką w przypadku spotkania ze szturmowcami, nie z rebeliantami. Kto by przypuszczał, że to właśnie rebelianci staną się nadmiernie dociekliwi?
– Częściowa amnezja pourazowa. Odżywianie płynami lub dożylne. Słaba koordynacja ruchów – Leia czytała jedynie wybrane pozycje, te, które napisano zrozumiałym dla niej językiem. – Zaburzenia mowy i wzroku. Zaburzenia snu. Słaba kondycja fizyczna… mmmm, co tu jeszcze? Brak danych osobowych. Przypuszczalny wiek, 25 lat standardowych. Przypuszczalna przyczyna urazu, wypadek w pojeździe nadatmosferycznym.
– David Randall to imię, jakie nadali mi lekarze. Zdaje się, że mieli przypływ fantazji – spokojnie odezwał się Dave. – Nic dziwnego, że nikogo takiego nie znaleźliście w bazach danych. Oficjalnie nie istnieję.
– Czy mogłeś być szturmowcem? – zapytał Solo.
– Nie sądzę – Dave pokręcił głową. – Nic na to nie wskazuje. Pomimo to odnoszę wrażenie, że byłem w jakiś sposób związany z Imperium.
Luke spoglądał na Dave’a z miną, która świadczyła o mieszanych uczuciach. Nie miał szczególnego powodu, żeby mu nie wierzyć, ale nie wątpił w jego dobre intencje. A zatem co? Przypadkowy „owoc miłości” Vadera, który nagle wymknął się spod kontroli Palpatine’a? Zmrużył oczy i jeszcze raz uważnie przyjrzał się tamtemu. Był podobny, ale nie całkiem, jakby część rysów dodano… Ciekawe, od kogo pochodziły?
– Byłeś członkiem dworu Imperatora?
Dave przymknął oczy. Jak tu odpowiedzieć na takie pytanie?
– Nie – powiedział wreszcie, czepiając się jednej z trzech prawd. – Spędziłem tylko pewien czas w ich szpitalu. Może… byłem przy kimś z dworu. Nie pamiętam. Czarna dziura.
Pokręcił głową. Wiedział, że Luke nieustannie go skanuje, sprawdza poprzez Moc. Miał ochotę wypróbować, jak daleko może sięgać ta kontrola. Skłamać. Co wtedy zrobi tamten?
– Tę kartę powinien zobaczyć robot medyczny – wtrącił Solo. – To bełkot, z którego niewiele da się wywnioskować. Niech ją przetłumaczy na basic. Może wtedy się dowiemy czegoś sensownego.
« 1 6 7 8 9 »

Komentarze

25 IV 2010   18:29:44

naprawdę niezłe!

ciąg dalszy?

25 IV 2010   18:42:36

http://www.esensja.pl/tworczosc/powiesci/tekst.html?id=4143

25 IV 2010   19:53:03

dzięki :)

26 IX 2010   10:02:01

ta super ja mam na imię Alexa;))

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.