Wydaje Ci się, że znasz się na ludziach? Potrafisz wyczuć, gdy ktoś mija się z prawdą? A może masz talent do manipulowania? Sprawdź swoje możliwości w grze „Mamy szpiega!”.
Niezła ściema
[Alexandr Ushan „Mamy szpiega!” - recenzja]
Wydaje Ci się, że znasz się na ludziach? Potrafisz wyczuć, gdy ktoś mija się z prawdą? A może masz talent do manipulowania? Sprawdź swoje możliwości w grze „Mamy szpiega!”.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Alexandr Ushan
‹Mamy szpiega!›
Gra należy do nurtu planszówek imprezowych, w których to staramy się ukryć swoją tożsamość. W pudełku znajdziemy 240 kart i aż 30 woreczków strunowych. Tak, to nie żart. Ale po co ich aż tyle, skoro wszystko zmieściłoby się w maksymalnie trzech? Należy bowiem stworzyć talie składające się z siedmiu kart tego samego miejsca, a na ich szczycie umieścić po jednej karcie szpiega. Wśród lokacji znajdują się m.in. park rozrywki, szpital, komisariat policji czy łódź podwodna. Tak stworzone komplety wsuwamy do woreczków i kładziemy zakryte w pudełku. Rozwiązanie to ma same plusy. Przede wszystkim gra nie wymaga żadnego przygotowania. Po prostu otwieramy kartonik i już możemy przystępować do zabawy. Oprócz tego oszczędzamy na wyprasce, która segregowałaby karty, a pudełko może być dzięki temu znacznie mniejsze.
Zasady gry są bardzo proste. Przed zabawą należy dobrze się przyjrzeć zamieszczonym w instrukcji lokacjom, w których może się toczyć akcja. Następnie jedna z osób losuje zestaw kart, dobiera ich z jego wierzchu tyle, ilu mamy gracz, po czym są one tasowane i rozdawane. Jednej osobie przypadnie rola szpiega, który nie zna miejsca wydarzeń. Runda gry składa się z serii pytań i odpowiedzi, jakie wymieniają między sobą uczestnicy. Celem szpiega jest uniknięcie zdemaskowania, a pozostałych graczy utrzymanie w tajemnicy miejsca swojego pobytu oraz wykrycie tożsamości wroga. W swoim ruchu należy wskazać dowolną osobę i zadać jej pytanie dotyczące miejsca. Nie można przepytywać gracza, który sam przed chwilą zadał pytanie. Z jednej strony nie chcemy za bardzo ułatwiać sprawy agentowi, jednak zbyt ogólnikowe treści mogą ściągnąć na nas podejrzenia. Runda trwa maksymalnie osiem minut i może się skończyć na trzy sposoby. Gdy czas minie, następuje głosowanie, jeśli szpieg zostanie wskazany jednogłośnie to przegrywa. Wszystko może jednak trwać krócej, gdyż każdy gracz raz na turę może zarządzić wcześniejsze głosowanie. W przypadku jednomyślności co do wskazanej osoby tura dobiega końca, nawet jeśli wybrano niewłaściwie. Ostatnia możliwość to dobrowolne ujawnienie się szpiega oraz próba odgadnięcia przez niego aktualnej lokalizacji. Może się on wtedy wspierać rozkładówką ze środka instrukcji. Po zakończeniu rundy następuje przyznanie punktów dla zwycięskiej strony, a także dodatkowych, np. dla gracza, który zarządził głosowanie zakończone sukcesem.
„Mamy szpiega!” to pozycja bardzo wesoła, przy stole co rusz słychać wybuchy śmiechu. Podczas testowania zdarzyło się np. że to agentowi przyszło zadać pierwsze pytanie. Zapytał w ciemno o pogodę za oknem, a gracze akurat przebywali na plaży. Miny uczestników – bezcenne. Jeszcze ciekawiej robi się po dodaniu ról. Każda karta miejsca posiada w lewym rogu nazwę postaci, w które należy się wcielić. Na statku piratów może to być np. kuk, bosman czy niewolnik. Rozgrywka nabiera wtedy nowych barw. Gra daję nam dużo wolnych wyborów. Przed rozpoczęciem partii uczestnicy mogą umówić się na dowolną liczbę rund, podobnie regulowany może być także czas jednego starcia. Liczy się w końcu dobra zabawa. „Mamy szpiega!” najlepiej sprawdza się przy większej liczbie uczestników. Jest to ten typ gry, którą warto zabierać w różne miejsca, dobrze nadaje się na wieczorki zapoznawcze. Grając wciąż w tym samym towarzystwie po pewnym czasie emocje nieco opadną. Z pewnością jednak jest to pozycja świeża i oryginalna.