Bywa, że prostota jest zaletą. Czasami nie warto silić się na nowe pomysły, a lepiej wydobyć na światło dzienne coś starego, zapomnianego. Właśnie z tych powodów stworzono grę „Top A Top”.
Zabawa na okrągło
[Agnieszka Migdalska „Top A Top” - recenzja]
Bywa, że prostota jest zaletą. Czasami nie warto silić się na nowe pomysły, a lepiej wydobyć na światło dzienne coś starego, zapomnianego. Właśnie z tych powodów stworzono grę „Top A Top”.
Dziękujemy wydawnictwu Factory of Ideas za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Agnieszka Migdalska
‹Top A Top›
Gra pojawiła się na naszym rynku kilka lat temu, po czym na pewien czas zniknęła. Dzięki nowemu wydawcy możemy się nią cieszyć ponownie. Nie należy się spodziewać większych zmian, bo co można udoskonalać w dobrze naoliwionej maszynie? „Top a Top” to nic innego, jak wariacja na temat starej gry karcianej o wdzięcznej nazwie „Dupa biskupa”.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to samo pudełko, w kształcie wysokiego walca, przypominające opakowanie jednej z marek popularnych chipsów. W środku znajduje się dziewięćdziesiąt okrągłych kart, które z racji swojej grubości powinny być raczej nazywane żetonami. Nie ma szans, żeby się pogięły, nawet jeśli będziemy nimi rzucać o ścianę. Kartoniki podzielono na trzy stopnie trudności, różniące się na awersie kolorem obwódki. Gracze otrzymują na początku pewną liczbę kart, które trzymają przed sobą w zakrytych stosach. Następnie kartoniki będą po kolei odkrywane i kładzione na środku stołu, jeden na drugim, zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara. Za każdym razem, gdy pojawi się nowy, uczestnicy muszą czym prędzej na niego zareagować. Przeważnie na obrazkach widnieją postaci, ale można natrafić także na muchę, a nawet ekskrementy! W zależności od sytuacji trzeba zasalutować, wydać odgłos zwierzęcia innego niż pies/kot, obrócić głowę w prawo i powiedzieć „Dzień dobry” czy zatkać nos. Po dołożeniu kart bardziej zaawansowanych zwiększa się poziom trudności, bo trzeba zapamiętać więcej symboli, pojawiają się też wtedy zadania polegające na wymówieniu imienia zagrywającego obrazek czy cofnięcia się pamięcią do poprzedniej rundy. Pierwsza osoba, która pozbędzie się wszystkich swoich kartoników, zostaje zwycięzcą.
„Top a Top” to pozycja dla lubiących się wygłupiać, wzbudza naprawdę wiele radości. Nieco gorzej mogą się przy niej bawić jedynie osoby pozbawione choćby odrobiny refleksu. Czasami trudno jest jednoznacznie ocenić, czy dany uczestnik zdążył równo z innymi przedstawić wymagany symbol. Wtedy górę musi wziąć zdrowy rozsądek, przy tak lekkiej rozgrywce o pełną zgodę nie powinno być jednak trudno. Miłym akcentem jest dodanie do zestawu trzech pustych kart. Gracze mogą dzięki temu pokusić się o wdrożenie własnego pomysłu. „Top a Top” sprawdza się przy każdej liczbie grających, a jedna partia trwa ok. piętnastu minut. Całego wieczoru nie wypełni, ale może się stać jego weselszą częścią.