Bukiet doznań [„Hanafuda” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Uwielbiasz klasyczne gry karciane, ale przejadły Ci się już makao, remik czy tysiąc? „Hanafuda” to tradycyjna japońska talia, która pozwala na rozgrywanie wielu, nieznanych szerzej na naszym kontynencie gier.
Bukiet doznań [„Hanafuda” - recenzja]Uwielbiasz klasyczne gry karciane, ale przejadły Ci się już makao, remik czy tysiąc? „Hanafuda” to tradycyjna japońska talia, która pozwala na rozgrywanie wielu, nieznanych szerzej na naszym kontynencie gier.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Kart Trefl-Kraków za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji. Zaczynając się interesować „Hanafudą”, warto wpierw poznać jej niezwykle ciekawą historię. Inspirowana jest ona kartami przywiezionymi do Japonii przez Portugalczyków, którzy zaczęli się tam wyprawiać w celach kupieckich w XVI wieku. Rozrywka ta szybko zaczęła być niestety wykorzystywana w celach hazardowych, co nie mogło się podobać władzom, które zakazały tego procederu. Pomysłowi Japończycy wciąż próbowali jednak omijać zarządzenia, a to wymyślając nowe wzory, rezygnując z cyfr czy wprowadzając niestosowaną wcześniej symbolikę. Gdy kraj po latach izolacji otworzył się na kulturę zachodnią, obostrzenia zostały w końcu złagodzone. W XX wieku gra stałą się na powrót popularna dzięki mafii, której członkowie tatuowali sobie ciała wzorami z talii. Jej nazwa – Yakuza, pochodzi od jednej z odmian gry i oznacza najgorszy układ na ręce. Godny uwagi jest też fakt, że od przemysłowej produkcji pierwszych talii zaczynała słynna firma elektroniczna Nintendo, która do dziś wydaje liczne edycje specjalne. Polska edycja gry prezentuje się przyjemnie dla oka. Pudełko ozdobione jest stylową grafiką, wnętrze wyściełane jest czarnym materiałem. Talia składa się z 48 kart, podzielonych na miesiące, każdemu z nich przypadają więc cztery. Ozdobione są one odpowiednią dla danego okresu rośliną, na niektórych znajdują się dodatkowo postaci, zwierzęta czy przedmioty. Żaden obrazek nie powtarza się dwukrotnie. Różne typy ilustracji, jak karty światła czy zwoje, mają określoną wartość punktową. Wydawca proponuje w instrukcji trzy gry oparte na „Hanafudzie” – łączenie kwiatów, koi-koi oraz mushi. Przygotowanie każdej z nich wygląda identycznie. Graczom należy rozdać po osiem kart, tyle samo odkrywamy na środku stołu, pozostałe tworzą stos doboru. Najbardziej popularną zabawą jest dwuosobowa koi-koi. W swoim ruchu gracz musi zagrać jedną kartę z ręki. Jeśli pasuje ona miesiącem do jednej z tych leżących na stole, to para ta jest zbierana, w przeciwnym wypadku kartonik należy dołożyć do puli. Następnie gracz odkrywa wierzchnią kartę ze stosu doboru i powtarza wszystko w analogiczny sposób. Potem nastaje tura przeciwnika. Dążyć należy do zebrania określonych układów kart (jest ich dziewięć plus trzy opcjonalne). Kolekcjonować można zwierzęta, rośliny, określone zwoje czy karty światła. W momencie zdobycia układu, gracz może zakończyć rundę i zapunktować, lub próbować grać dalej, by poprawić swój wynik. W tym drugim przypadku ryzykuje jednak, że dane starcie wygra przeciwnik. Po sześciu lub dwunastu rundach uczestnik z większą liczbą punktów zostaje zwycięzcą. „Hanafuda” to interesująca propozycja dla wielbicieli gier tradycyjnych. Rozgrywkę, podobnie jak w przypadku innych gier z dalekiego wschodu – Go czy Mahjonga, cechuje spokój, brak pośpiechu. Wyczuwalny jest duch konfucjanizmu, gdzie liczy się czystość, ład i porządek. Zasady są bardzo proste, ale sporo czasu trzeba poświęcić poznaniu wszystkich symboli. Tutaj mały minus odnośnie do instrukcji, gdzie poszczególne układy zostały zaprezentowane na awersie i rewersie tej samej strony, zamiast na dwóch sąsiadujących. Ich ciągłe odwracanie jest dość męczące, przydałyby się być może jakieś karty pomocy. Z racji specyficznego klimatu i ładnego wydania, „Hanafuda” znakomicie nadaje się na prezent dla kobiet, osób starszych, wielbicieli orientu czy florystyki. Obdarowywany wcale nie musi mieć na co dzień styczności z grami planszowymi. Pudełko z talią oferuje możliwość poznania wielu gier, nie tylko tych zaproponowanych przez wydawcę, wystarczy poszperać w Internecie. Partia nie pochłania człowieka całkowicie, w jej trakcie można spokojnie pić kawę i prowadzić luźną rozmowę. Nic wielkiego, ale jest odprężająco. Gracze zaawansowani powinni potraktować „Hanafudę” jako miłą odskocznię od cięższych tytułów.
|