Czeska Scena KomiksowaMarek Turek 18 stycznia 2003 roku w praskim klubie „Mlejn” odbyła się po raz kolejny jedyna czeska impreza komiksowa pod nazwą „comiCZcon” 2003. Wydarzenie to stanowi doskonałą okazję do bliższego przyjrzenia się rynkowi komiksu u naszych południowych sąsiadów. Już pierwsze kroki w sympatycznym klubie mogą być szokujące dla bywalców polskich konwentów.
Marek TurekCzeska Scena Komiksowa18 stycznia 2003 roku w praskim klubie „Mlejn” odbyła się po raz kolejny jedyna czeska impreza komiksowa pod nazwą „comiCZcon” 2003. Wydarzenie to stanowi doskonałą okazję do bliższego przyjrzenia się rynkowi komiksu u naszych południowych sąsiadów. Już pierwsze kroki w sympatycznym klubie mogą być szokujące dla bywalców polskich konwentów. Po pierwsze: brak giełdy komiksowej! Cały handel odbywa się przy dwóch (!?) stolikach. Na jednym księgarnia komiksowa oferuje praktycznie wszystkie pozycje ukazujące się w Czechach w pierwszym obiegu, a także większość oferty dużych polskich wydawnictw (Egmont, Mandragora itp.). Na drugim stoliku można zakupić czeskie ziny („Sorrel”, „Bedeman”). Po drugie: w całym klubie (na ścianach i rozstawionych tablicach) rysownicy osobiście rozwieszają swoje prace, nie ma tutaj żadnych podziałów na grupy „zawodowców” i amatorów, czy wyspecjalizowanych ekspozycji. Każdy może po prostu sobie wejść i przedstawić publiczności swoją twórczość. Co ciekawe, publiczność z uwagą ogląda i analizuje wszystkie prace. Po trzecie: organizatorzy bardzo ściśle (dosłownie z zegarkiem w ręku) przestrzegają porządku spotkań i prelekcji. Przeciągające się dyskusje, grzecznie, ale stanowczo są przerywane, rozpoczęcie każdego punktu programu jest głośno zapowiadane w całym klubie. Po czwarte: manga nie jest w Czechach zbyt popularnym gatunkiem. Jej wielbiciele mają oczywiście swoje miejsce na imprezie, jednak ich obecność jest właściwie niezauważalna. Przejdźmy jednak do programu samej imprezy. Doskonałym otwarciem był panel dyskusyjny. W odróżnieniu od zamieszania, jakie panuje u nas po pompatycznych przemówieniach, tutaj od razu zapanowała przyjazna atmosfera. Wszyscy rozmawiają jak równy z równym, znani teoretycy nadstawiają ucha na rzeczowe wypowiedzi „zwykłej publiczności”, ludzie z całego kraju mają pierwszą okazję poznać się wzajemnie i rozpocząć dyskusje, które trwają cały dzień. Ciąg prelekcji odbywających się przez cały dzień, to między innymi spotkania na temat:
Na „comiCZconie” pojawiło się około 150 osób, co czyni tą imprezę dosyć kameralną lecz jednocześnie bardziej sympatyczną i otwartą dla wszystkich jej uczestników. Z ciekawostek: Wszystkie czeskie wydawnictwa komiksowe ze względu na niskie nakłady balansują na granicy rentowności. Publikowane są tylko zagraniczne pewniaki, a rodzimi twórcy nie mają właściwie szans na publikację albumów (oprócz Saudka). Miejscowi tłumacze są podobno świetni. Nie jestem w stanie tego obiektywnie ocenić, jednak ze spotkania z nimi wynikało jasno, że lubią to co robią i oddają się temu ze znawstwem i pasją. Na temat polskiego komiksu nasi sąsiedzi wiedzą dużo, a niektórzy nawet jeszcze więcej, dlatego warto pamiętać, że zarówno to co się u nas wydaje jak i to co się dzieje w kuluarach imprez i w „polskim środowisku komiksowym” jest uważnie obserwowane i omawiane nie tylko pośród „polskich komiksowych maniaków”. Wieczorem odbyło się przyznanie dorocznych nagród. Z racji reporterskiego obowiązku, kilka najważnieszych pozycji:
Przyznano również nagrody za tłumaczenie, liternictwo, działalność okołokomiksową i wydawniczą, a także tzw. Wieniec Sławy oraz „Ucho czeskiego komiksu” za największą wpadkę (otrzymał ją Egmont za kolor w albumie „Arnal” Saudka). Oprócz tego jednego konwentu, dzieje się w Czechach dużo innych rzeczy związanych z komiksem. Na przykład wystawa „Nowe Szmery” prezentująca najciekawszych frankońskich twórców „nowej fali” m.in. N. deCrecy i P. Rabat, albumowe reedycje komisów wydawanych „za komuny”, takie jak cykl „Wielkie Księgi Komiksu” (wyd. BB art.). Bardzo ciekawie wygląda także twórczość nowej generacji czeskich twórców komiksu. Dzięki Festiwalowi Komiksu w Łodzi mieliśmy już okazję poznać kilku z nich (J. Grus, T. Prokupek, T. Kucerovsky). Do tej listy warto dopisać kilka kolejnych nazwisk, które już teraz (Pavel Cech, Vladimir 518) lub właśnie za chwilę (Adolf Lachman) będą stanowić pierwszą ligę komiksową u naszych południowych sąsiadów. Oto pozycje komiksowe, na które przyjdzie nam jeszcze poczekać, a które można bez problemu zakupić po przekroczeniu granicy:
W przygotowaniu jest m.in. „Kontener” Anderssona, „Murmur” L. Mattottiego, dalsze albumy Saudka, a także kolejne numery magazynu komiksowego „Arrgh!”. W planach jest także próba reaktywacji magazynu „Crew”. Warto więc także wybrać się do Pragi i w ramach pasjonującej wycieczki dokonać skromnych (lub bogatych) komiksowych zakupów. 1 marca 2003 |
Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.
więcej »Wiosna w pełni także na rynku komiksowym. Jest z czego wybierać i aż strach pomyśleć, co będzie się działo w maju.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
W poszukiwaniu utraconej normalności
— Marek Turek
Komiks w Pradze
— Marcin Herman, Marek Turek