Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Fred Beltran, Alexandro Jodorowsky
‹Megalex›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMegalex
Scenariusz
Data wydania11 marca 2022
RysunkiFred Beltran
PrzekładMaria Mosiewicz
Wydawca Scream Comics
CyklMegalex
ISBN978-83-67161-04-6
Format176s. 240 x 320 mm
Cena139,90
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Niekoniecznie jasno pisane: Fabrykacja szczęśliwości

Esensja.pl
Esensja.pl
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Alejandro Jodorowsky zaczął dość mocno rozwijać swoje „incalowe” uniwersum. I mimo iż w każdym komiksie „Jodoverse” Chilijczyk gra na tych samych nutach, to nie nudzi, lecz intryguje. Dziś lecimy na „Megalex”, potworną, mechaniczną planetę, z której nie ma ucieczki.

Marcin Knyszyński

Niekoniecznie jasno pisane: Fabrykacja szczęśliwości

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Alejandro Jodorowsky zaczął dość mocno rozwijać swoje „incalowe” uniwersum. I mimo iż w każdym komiksie „Jodoverse” Chilijczyk gra na tych samych nutach, to nie nudzi, lecz intryguje. Dziś lecimy na „Megalex”, potworną, mechaniczną planetę, z której nie ma ucieczki.

Fred Beltran, Alexandro Jodorowsky
‹Megalex›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMegalex
Scenariusz
Data wydania11 marca 2022
RysunkiFred Beltran
PrzekładMaria Mosiewicz
Wydawca Scream Comics
CyklMegalex
ISBN978-83-67161-04-6
Format176s. 240 x 320 mm
Cena139,90
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
„Megalex” składa się z trzech części wydanych kolejno w 1999 („Anomalia”), 2002 („Garbaty anioł”) i 2008 roku („Serce Kavatah”). Historia ta pisana była równolegle z omawianymi niedawno „Technokapłanami”. I to czuć zdecydowanie – w zasadzie obydwa komiksy mówią o tym samym. O ile jednak historia Albino, Najwyższego Technopapieża, jest etapową powieścią inicjacyjną i lekko przerażającą bildungsroman, tak „Megalex”, to głównie ekspozycja i wykład na temat tego, czym może być technologiczna dystopia przyszłości. Niby mamy tu głównego bohatera, ale tak właściwie nie jest on żadnym motorem napędowym fabuły. Ale do niego jeszcze wrócimy.
Na planecie Megalex cywilizacja rozwinęła się w bardzo ekstremalny i niepożądany sposób. Niegdysiejsza Giradieu, planeta pokryta zielenią i zamieszkała przez niezliczone gatunki zwierząt, z ludzkim społeczeństwem żyjącym w wielkiej harmonii z Matką Naturą, po dwóch tysiącach lat wygląda jak, nie przymierzając, Gwiazda Śmierci z „Gwiezdnych wojen”, „Przemysłowe miasto-planeta. Bez gór, które wyrównano. Bez jakichkolwiek zwierząt. Równo wytyczone, czyste, doskonałe miasto”. Megalexowi zagrażają tylko trzy czynniki, z którymi radzi sobie poprzez roztaczanie dookoła najróżniejszych pól siłowych. Zanikający powoli, jeszcze zielony „Las Chem”, „Martwy Ocean” i nieznane, przypominające jakieś półprzezroczyste, efemeryczne płaszczki zwane Malaksami – istoty atakujące cyklicznie Miasto-Glob prosto z przestrzeni kosmicznej.
Megalexem rządzi koszmarna rodzina – Yod, zmumifikowany, martwy i animowany w niewyjaśniony sposób król, którego umysł przetransferowano do „wnętrza komputera”; jego żona, stara wiedźma, Królowa-Matka Marea oraz piękna, lecz śmiercionośna (każdy, kto zbliży się zbyt blisko, staje w płomieniach) Księżniczka Kavatah, dowodząca armią Megalexu. Mieszkańcy planety od małego szprycują się narkotykiem o nazwie „SPV” (pamiętamy ten specyfik bardzo dobrze z wcześniejszych komiksów Jodorowsky’ego), nie wolno im pracować ani się rozmnażać. Takiego oto „porządku” pilnują całe zastępy klonów-policjantów, rodzących się regularnie w urządzeniach zwanych „vitromatkami” (wyglądającymi jak waginy, co u Chilijczyka jest stałym punktem programu) i umierających po czterdziestu dniach (!) służby – wmontowane w kark widełki powodują eksplozję i dekapitację nieszczęśników. Zresztą całe społeczeństwo Megalexu żyje dokładnie w ten sposób – pospólstwo dożywa maksymalnie czterdziestu lat, arystokracja czterystu, a rodzina królewska podobno czterech tysięcy, ale kto ich tam wie. W corocznych bachanaliach, połączonych z kąpielą we krwi zdekapitowanych, bierze udział „szlachta” planety – dochodzi wówczas do swego rodzaju zmiany pokoleniowej. Całe zastępy podobnych do siebie czterdziestolatków wymienione zostają na równie ustandaryzowane rzesze noworodków.
W podziemiach planety Megalex żyje zbuntowane społeczeństwo tych, którzy nie dali się wtłoczyć w sztywne ramy zdehumanizowanej wspólnoty i którzy nie godzą się na takie zasady cywilizacji. To do tej właśnie, klanowo zorganizowanej społeczności plemiennej, trafia rzeczony „główny bohater”, klon-anomalia, trzymetrowy policjant ścigany przez służby za swoje anatomiczne odstępstwo od normy. Ram (bo takie imię nadano mu pod ziemią) uczy się człowieczeństwa i indywidualizmu – dołącza do rebelii, której przewodzi „garbaty anioł”, czyli niejaki Zerain. Pałac znienawidzonej rodziny królewskiej musi upaść, Megalex musi na powrót stać się Giradieu, rozpoczyna się rewolucja!
Ram jest trochę jak John Difool z „Incala”. To taki bohater-czytelnik, który musi dopiero nauczyć się zasad świata, w którym przyszło mu żyć, typowy „fish-out-of-water character”. Podobieństw między „Megalexem” a „Incalem” jest jednak więcej – mamy tu zresztą do czynienia z klasycznym Jodorowskym, szalonym wykładowcą jednej słusznej idei. Tutaj, tak samo jak w jego najsłynniejszym komiksie, mamy technologiczną utopię, rządzoną przez okrutnych, całkowicie pozbawionych (choć w przypadku Kavatah, jak się okazuje, nie do końca) ludzkich odruchów. Cyfrowy umysł rządzi światem (jak w „Przed Incalem”), poprzez ogłupienie społeczeństwa narkotykami i telewizją. Zdeprawowana szlachta czerpie radość z cierpień warstwy niższej, choć w tym przypadku (do czego za chwilę dojdziemy) jest to cierpienie niejako wpisane w styl życia i często nawet nieuświadomione (to my, czytelnicy, widzimy, że coś jest nie tak). Buntownicy żyją pod ziemią (jak na dnie Miasta-Szybu z „Incala”) i drogą do ich zwycięstwa staje się siła umysłu i siła miłości – „alchemia androgyniczna” tworzy tu ponownie podwójną istotę, zespolony pierwiastek męski i żeński, czyli „doskonałego androgyna”, jak – znów – w „Incalu”. Religia jest niebezpieczna, prowadzi do różnego rodzaju despotyzmów – tu, tak samo jak w „Technokapłanach”, do kultu technologicznego.
„Megalex” jest dystopią, choć o wiele bliżej mu do takich dzieł jak „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya i „My” Jewgienija Zamiatina niż do „Roku 1984” Geroge’a Orwella. Jodorowsky jak zwykle peroruje na te same tematy (dehumanizacja, wyprane mózgi, bezrefleksyjne zawierzenie technologii, konformizm, ucieczka od indywidualizmu), ale tym razem nie skupia się przede wszystkim na postaci głównego bohatera, lecz raczej na świecie przedstawionym. Technologia i stojąca za nią ideologia kształtują społeczeństwo, a przecież powinno być odwrotnie – to ludzie powinni formować je według własnych potrzeb. Cywilizacja już się nie rozwija mentalnie – „dobrobyt” zapewniony przez autokratycznie sprawowane rządy napełnia brzuchy, zapewnia bezpieczeństwo i – co ważne – definiuje to, czym jest indywidualne „szczęście” i „zadowolenie”.
Dokładnie tak, jak w „Nowym wspaniałym świecie” szczęście jest skrojone na miarę, a jego definicja zaszyta w mózgu każdego obywatela. Skoro nie wiesz, jak INACZEJ możesz być szczęśliwy, to uznajesz, że osiągnąłeś wszystko i tak już musi być – tylko niektóre anomalie wyczuwają niesprawiedliwość w czterdziestoletnim (a co dopiero czterdziestodniowym) cyklu życia. Brak autorefleksji, rzeczywistość widziana na ekranie holotelewizora jest prawdziwsza niż zasrana rzeczywistość, manna spadająca z nieba (znakomity patent Jodorowsky’ego) kształtowana umysłem i udająca najpyszniejsze możliwe dania jest szczytem oczekiwań każdego obywatela, SPV krąży w żyłach od małego. W takim świecie, podobnie jak w „My”, rodzi się podświadoma tęsknota za kajdanami, a wolność i indywidualność stanowią największe zagrożenie dla zimno skalkulowanej szczęśliwości. Kajdany te są niewidzialne – powstają przez redukcję popędów, irracjonalności, intuicyjnego poznania i duszy. Jodorowsky upatruje tego wszystkiego w ślepym zawierzeniu postępowi technologicznemu – nie pierwszy raz zresztą. Nikt nie chce zmieniać status quo – bo po co?
Fred Beltran narysował dwa pierwsze tomy przy użyciu technik komputerowych. Jego wizja „Megalexu” jest zimna, mechaniczna i surowa – jakże świetnie komponuje się to z całościowym wydźwiękiem komiksu. Beltran jest naśladowcą Moebiusa, widać to bardzo wyraźnie – jego postacie, zwłaszcza w tych dwóch pierwszych częściach, skonfrontowane z nieludzką scenografią emanują emocjami wyjątkowo silnie, co tworzy bardzo intensywne doznanie czytelnicze. Część trzecia, w której dochodzi do konfrontacji świata technologii ze światem Matki Natury, rysowana jest już w bardzo tradycyjny sposób i równie świetnie. Graficznie mamy do czynienia z jednym z najlepszych komiksów „Jodoverse”, absolutnie mistrzowska robota.
Taka jest różnica między „Megalexem” innymi wizjami i dystopiami Jodo – przede wszystkim ekspozycja. Nie ma chyba co pisać o innych cechach tego komiksu, bo musiałbym powtórzyć wszystko to, co wyraźnie zaznaczyłem w „Technokapłanach”. Dezynwoltura w podejściu do zasad logiki, fizyki, nauki, zdrowego rozsądku. Rozbuchanie narracyjne, przesada w epatowaniu przemocą, nieuzasadniona niby-erotyka, niezrozumiała mistyka, barokowe konstrukcje myślowe. Ale czy fanowi Szalonego Chilijczyka, takiemu jak ja, w czymkolwiek to przeszkadza? Przygodnemu czytelnikowi nie dam „Megalexu”, odradzał będę zdecydowanie – przynajmniej, dopóki nie przerobi „Incala” i chociażby „Kasty Metabaronów” – szaleństwo i bogowie z maszyn występują tu bowiem zbyt często a końcówka „Megalexu” to najbardziej bezwstydne i niepohamowane zastosowanie deus ex machina na jakie sobie Jodo kiedykolwiek pozwolił. A czemu? A bo tak!
koniec
27 sierpnia 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niekoniecznie jasno pisane: Jedenaście lat Sodomy
Marcin Knyszyński

21 IV 2024

Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.

więcej »

Komiksowe Top 10: Marzec 2024
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

17 IV 2024

W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.

więcej »

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

11 IV 2024

Wiosna w pełni także na rynku komiksowym. Jest z czego wybierać i aż strach pomyśleć, co będzie się działo w maju.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Inne recenzje

Po komiks marsz: Marzec 2022
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

Z tego cyklu

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część pierwsza
— Marcin Knyszyński

Tegoż twórcy

Trochę retro
— Marcin Knyszyński

Tegoż autora

Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński

Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński

Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński

Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński

Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński

Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński

Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński

Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.