Wydawca komiksu „Syn” Gillesa Lepore zadbał już o odpowiednią promocję swojego produktu, więc zapewne nie zaskoczę nikogo sensacyjnymi doniesieniami na temat arcyciekawej formy tej nietypowej publikacji, wydanej w małym nakładzie w formie papierowej torby. Dla odmiany więc powtykam „Synowi” kilka szpilek.
Jaki ojciec, taki syn
[Gilles Lepore „SYN” - recenzja]
Wydawca komiksu „Syn” Gillesa Lepore zadbał już o odpowiednią promocję swojego produktu, więc zapewne nie zaskoczę nikogo sensacyjnymi doniesieniami na temat arcyciekawej formy tej nietypowej publikacji, wydanej w małym nakładzie w formie papierowej torby. Dla odmiany więc powtykam „Synowi” kilka szpilek.
Jako jeden z co najwyżej 200 szczęśliwych posiadaczy tego szwajcarskiego komiksu mam chyba do tego prawo? „Torba”, jak na torbę przystało, ma dwie rączki, które mogą okazać się bardzo przydatne, jeśli komuś wpadnie do głowy iść z nią na zakupy. Praktycznego sensu raczej to mieć nie będzie, ale zawsze można potraktować to jako happening, mający na celu promowanie komiksu w najbliższym otoczeniu. Poza tym ma kształt kwadratu i rozmiary niewiele ustępujące kopercie winylowego longplaya. Wydrukowana jest w całości na brunatnym papierze – przypominającym nieco papier pakowy, znacznie jednak grubszy i sztywniejszy – przy użyciu techniki sitodruku. Grzbiet estetycznie zszyto grubą nicią, ponoć lnianą.
Autor „Syna” nie zdecydował się na tradycyjne brudzenie papieru oraz palców tuszem, i całą grafikę wygenerował w komputerze przy pomocy rastrów, uzyskując wrażenie „trójwymiarowości”. Rysunki przyciągają więc oko, jednak głównie ze względu na to, że są dość nietypowe. Po dłuższej chwili zaleta ta mogłaby nam się znudzić, na szczęście autor nie daje nam na to czasu. Ilustracje są „wielkogabarytowe” – pojedyncze kadry zajmują całe plansze. Wszystkie obiekty są wielkie i pozbawione imponującej ilości szczegółów, dzięki czemu mkniemy przez komiks jak przez niemiecką autostradę i zanim się zdążymy obejrzeć, czytamy napis „koniec”. Prawdopodobnie pierwsza lektura „Syna” zajęła mi kilkakrotnie mniej czasu, niż czytelnikowi przeczytanie tego artykułu.
Strony „Syna” przypominają bardziej plansze prezentacyjne (reklamowe lub edukacyjne) niż typowe plansze komiksu. Brak podziału na kadry (a w zasadzie, co plansza to kadr), brak dymków dialogowych (na większości plansz akcja komentowana jest niewielką ilością słów w estetycznych ramkach), za to multum typowych dla prezentacji strzałek, schematów, wykresów, uproszczonych brył i symboli. Mógłbym wręcz zakwestionować „komiksowość” dzieła pana Lepore i umieścić je na pograniczu komiksu (bo jednak ciąg obrazków tworzy fabularną całość) i twórczości inspirowanej grafiką użytkową. Zresztą, to nie wada – może niekonsekwentne byłoby umieszczenie konwencjonalnego komiksu w tak niekonwencjonalnym opakowaniu.
Czytania komiksu nie spowalnia ilość tekstu ani gęstość fabuły. Chodzi o syna, wieś, tradycję i życie rodzinne w przeciwstawieniu do miasta, tłoku, sztuki nowoczesnej i konsumpcji. Więcej zdradzić nie mogę, ponieważ streszczenie fabuły tego komiku zajęłoby mi jedno zdanie i z rozpędu mógłbym zepsuć przyjemność z lektury potencjalnym czytelnikom.
Jednakże fabuła „Syna” jest pouczająca i daje do myślenia, drażni mile ośrodki, odpowiadające w mózgu za upodobanie do pewnej abstrakcji. Niestety, w delektowaniu się lekturą przeszkadzał mi brzęczący w głowie głos, który paplał: „ale to już było”. Mimo całej sympatii do „torby” muszę przyznać, że zawarte w niej specjały chwilami brzmią jak truizmy, chociaż serwowane w dość przewrotny sposób. Wyższość wsi nad miastem, życia w mieście sprzeczność z naturą, chęć (niemożliwego!) powrotu do korzeni... Po tak ekscentrycznej powierzchowności oczekiwałem świeższych treści.
„Syn” broni się jako wartościowa ciekawostka i ładny gadżet w kolekcji miłośnika komiksu, koniecznie ze zboczeniem w kierunku komiksów niezależnych i artystycznych. Dodatkowo, wszystkie elementy, mimo zgłoszonych zastrzeżeń, świetnie do siebie pasują, tworząc w sumie atrakcyjną wizualnie, treściowo i spójną artystycznie całość.
Czasami zaskakiwani jesteśmy nietypowymi, czasem kuriozalnymi formami, w jakich wydawane są komiksy. Komiks na ścianach, komiksowy papier toaletowy, teraz imitacja papierowej torby. Jednak w odróżnieniu od wydanych niedawno „Toaletników” „Syn” nie jest komiksem do dupy. Nie żal mi wydanych pieniędzy (25 zł to trochę dużo jak za 20 stron), tylko jak to teraz włożyć na komiksową półkę?!