WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Akacja |
Tytuł oryginalny | Acacia |
Data wydania | 26 listopada 2010 |
Autor | David Anthony Durham |
Przekład | Agnieszka Sylwanowicz |
Wydawca | MAG |
ISBN | 978-83-7480-180-5 |
Format | 400s. 125×195mm |
Cena | 45,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
AkacjaDavid Anthony Durham
David Anthony DurhamAkacjaRozdział 2 Żeby urozmaicić sobie monotonię porannych lekcji, dwunastoletnia Mena Akaran zawsze siadała dokładnie w tym samym miejscu, na kępce trawy za rodzeństwem. Z tego doskonałego punktu obserwacyjnego mogła patrzeć przez szparę w kamiennej balustradzie okalającej dziedziniec na wielopoziomowe tarasy pałacu. Za zachodnim murem miasta teren nieco opadał, a następnie przechodził w pofalowane pola uprawne. Najdalsze wzniesienie, a zarazem najwyższe, stanowił cypel znany jako Skała Portowa. Mena wyprawiła się tam kiedyś z ojcem i pamiętała smród i hałas, jaki czyniły mieszkające tam morskie ptaki, oraz przyprawiający o zawrót głowy widok urwiska opadającego pionowo pięćset metrów prosto w spienione fale. Tego ranka Mena nie słuchała nauczyciela, błądząc myślami gdzieś indziej. Wyobrażała sobie, że jest mewą i skacze ze skały. Runęła w dół i wyrównała lot nad powierzchnią wody. Pomykała między żaglami łodzi rybackich i nad barkami handlowymi. Na pełnym morzu fale były wyższe. Turkusowa woda zmieniła odcień na niebieski, a potem na atramentową czerń. Mena leciała nad ławicami połyskujących sardeli i grzbietami wielorybów, wypatrując nieznanego, które musiało w końcu pojawić się na białym od grzywaczy horyzoncie… – Meno? Jesteś z nami, królewno? – Patrzył na nią Jason, królewski nauczyciel, obaj bracia i siostra. Dzieci siedziały na wilgotnej trawie, a Jason stał przed nimi z księgą w jednej ręce, a z drugą wspartą na biodrze. – Słyszałaś pytanie? – Oczywiście, że nie – stwierdził Aliver. Miał szesnaście lat i był najstarszym z królewskich dzieci, a także prawowitym następcą tronu. Ostatnio urósł i był już wyższy od ojca; zmienił mu się również głos. Na jego twarzy malował się wyraz znudzenia – ta choroba dopadła go przed rokiem i wciąż nie opuszczała. – Znów myślała o rybach. Albo o morświnach – dodał Aliver. – Ani ryby, ani morświny nie mają związku z omawianym przez nas tematem – rzekł Jason. – A zatem powtórzę pytanie: kogo założyciel dynastii akarańskiej wysadził z siodła pod Galaralem? To tego pytania nie dosłyszała? Każdy umiał na nie odpowiedzieć! Mena nie znosiła odpowiadać na proste pytania. Wiedza sprawiała jej przyjemność tylko wtedy, gdy dzięki niej wyróżniała się spośród innych. Dariel, jej młodszy brat, wiedział, kto był pierwszym królem i co zrobił, a miał tylko dziewięć lat. Przeciągała milczenie jak długo się dało, lecz kiedy Aliver otworzył usta, by z niej zadrwić, wyrecytowała szybko: – Założycielem dynastii był Edifus. Urodził się w cierpieniu i mroku w Krainie Jezior, lecz zwyciężył w krwawej wojnie, która ogarnęła cały świat. Starł się z fałszywym królem Tathem pod Galaralem i zmiażdżył jego siły dzięki pomocy Mówców Santoth. Edifus był pierwszym w nieprzerwanej linii dwudziestu jeden akarańskich królów, z których najmłodszym jest mój ojciec. Synowie Edifusa, Thalaran, Tinhadin i Praythos, rozpoczęli umacnianie imperium poprzez ciąg kampanii nazywanych Wojnami Rozdziału… – Dobrze – przerwał jej Jason. – To więcej, niż prosiłem… – Mewa. – Co takiego? – Byłam mewą, a nie rybą czy morświnem. Wykrzywiła się do Alivera, a potem posłała taką samą minę Corinn. Jakiś czas później, po bezskutecznych próbach powrotu do swych ptasich wyobrażeń, Mena zadowoliła się śledzeniem rozmowy. Omawiano kwestie geograficzne. Corinn wymieniła wszystkie sześć prowincji – Ląd zaraz na północ od Akacji, satrapię Meinów na dalekiej północy, Konfederację Candoviańską na północnym zachodzie, Talay na południu od wyspy i górskie plemiona Senivalu na zachodzie; ostatnią prowincję tworzył łańcuch wysp o wspólnej nazwie Archipelag Vumu, chociaż nie miał scentralizowanego rządu jak pozostałe – i udało jej się powiedzieć coś o ich rodach panujących i ustroju. Jason rozwinął na trawie mapę i kazał dzieciom przycisnąć jej krawędzie kolanami. Mapy sprawiały szczególną przyjemność Darielowi. Pochylił się nisko i powtarzał wszystko, co powiedział nauczyciel, jakby przekazywał te informacje jakiemuś innemu słuchaczowi. Mena postanowiła mu przerwać. – Dlaczego Akacja zawsze znajduje się na środku wszystkich map? – zapytała. – Jeśli, jak nas uczyłeś, Jasonie, świat się zakrzywia i nie ma końca, jak jedno miejsce może być jego środkiem, a nie inne? Corinn uznała pytanie za niemądre. Zerknęła na Jasona z uniesionymi brwiami i zaciśniętymi ustami. W wieku piętnastu lat – z jej oliwkową cerą i zaokrągloną twarzą – była akacjańską pięknością. Odziedziczyła wiele cech po ich zmarłej matce, Aleerze. – Akacja po prostu jest środkiem świata, Meno. Każdy to wie. – Zwięźle powiedziane – przyznał Jason – lecz Mena ma rację. Wszystkie narody uznają siebie za pierwsze. Pierwsze, główne i najważniejsze, tak? Kiedyś powinienem wam pokazać mapę z Talay. Oni rysują świat zupełnie inaczej. I dlaczego nie mieliby siebie uważać za środek świata? Także są wielkim narodem… Aliver parsknął śmiechem. – Bądź poważny! Ci ludzie chodzą półnadzy. Polują z włóczniami i czczą bogów, którzy wyglądają jak zwierzęta. Nadal mają małe rządy plemienne – wodzów i tak dalej. Są nie lepsi od ciągle się sprzeczających Meinów. – I jest tam za gorąco – dodała Corinn. – Podobno przez pół roku ziemia jest wysuszona na pył. Wodę biorą z wykopywanych w niej dziur. Jason zgodził się, że talayski klimat jest surowy, szczególnie na dalekim południu. Dobrze wiedział, że Talayanie zawsze będą uważać swoje obyczaje za gorsze od akacjańskich. Akacja nie bez powodu kontroluje cały Znany Świat. – Jesteśmy utalentowanym narodem – stwierdził. – Lecz jesteśmy także narodem łaskawym. Nie powinniśmy pogardzać Talayanami ani żadnym innym… – Nie powiedziałem, że nimi gardzę. Mają swoje obyczaje i kiedy zostanę królem, postaram się je szanować. Ale dlaczego wyciągnąłeś tę mapę? Chcesz nas czegoś nauczyć czy nie? Jason usłyszał zniecierpliwienie w głosie Alivera, więc skinął głową, uśmiechnął się i nie ciągnął już tematu. Owszem, był nauczycielem, lecz nigdy nie zapominał, że jest także służącym. Czasami Menie wydawało się, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Jak mieli się nauczyć prawdy o świecie, skoro mogli uciszać swoich nauczycieli samym podniesieniem głosu? Lekcja toczyła się dalej; słuchali Jasona, nie przerywając mu. Kilka minut później wyszedł na dwór ich ojciec, król Leodan, aby odetchnąć porannym powietrzem. Jego twarz przypominała wygarbowaną skórę. Skronie miał przyprószone siwizną, podkreślającą kolor jego ciemnych włosów i zdradzającą jego wiek oraz królewskie obciążenia. Spojrzał na dzieci, skinął głową nauczycielowi, a potem rozejrzał się po wyspie. – Jasonie, zamierzam ci dzisiaj przeszkodzić – odezwał się. – Niedługo przybędzie delegacja z Aushenii i w ciągu najbliższych tygodni nie będę miał dla moich dzieci tyle czasu, ile bym chciał. Mam ochotę na przejażdżkę. Jeśli moje dzieci zechcą mi towarzyszyć, chętnie je zabiorę… Dzieci przystały na propozycję i nim upłynęła godzina, wszyscy wyjechali galopem przez jedną z małych bocznych bram pałacu. Rodzeństwo jeździło konno od czwartego albo piątego roku życia i wszyscy byli znakomitymi jeźdźcami, nawet Dariel. W dyskretnej odległości za nimi jechało dziesięciu gwardzistów. Nikt sobie nie wyobrażał, że na Akacji królowi zagraża jakieś niebezpieczeństwo, lecz jako monarcha dość często był zmuszony ulegać obyczajom wywodzącym się z groźniejszych czasów. Pojechali wysoko położoną drogą prowadzącą na zachód. Wąski szlak czasami przecinał tak strome grzbiety, że można było z obu stron oglądać porośnięte jałowcami zbocza, opadające aż do samego morza. Spomiędzy krzewów tu i tam strzelały w górę kolczaste korony akacji; to one oczywiście dały nazwę wyspie i nieformalny tytuł dynastii akarańskiej. Jednocześnie wyróżniały tutejszy krajobraz wśród pejzażu innych wysp Morza Wewnętrznego, na żadnej innej bowiem nie rosły akacje. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner