Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Anthony Durham
‹Akacja›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAkacja
Tytuł oryginalnyAcacia
Data wydania26 listopada 2010
Autor
PrzekładAgnieszka Sylwanowicz
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-180-5
Format400s. 125×195mm
Cena45,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Akacja

Esensja.pl
Esensja.pl
David Anthony Durham
« 1 2 3 4

David Anthony Durham

Akacja

Rozdział 3
Gdy Thaddeus Clegg wszedł do swojej komnaty, miał pewność że kobieta zaraz zemdleje z wyczerpania. Stała pośrodku pomieszczenia oświetlonego blaskiem pochodni. Jej sylwetka odcinała się na tle pomarańczowego światła padającego z kominka. Kobieta słaniała się ze zmęczenia. Ubranie miała brudne jak wieśniaczka, lecz pod warstwą zaskorupiałego błota Thaddeus widział błysk kolczugi. Na hełmie kobiety był osadzony kosmyk jasnego końskiego włosia.
– Przepraszam cię, posłanniczko, że musiałaś na mnie czekać, stojąc – odezwał się Thaddeus. – Moi służący są służbistami nawet wbrew rozsądkowi.
Oczy kobiety zapłonęły.
– Dlaczego zostałam zatrzymana tutaj, kanclerzu? Z rozkazu generała Leeki Alaina z Północnej Straży moja wiadomość jest przeznaczona dla króla Leodana.
Thaddeus odwrócił się do służącego, który wszedł za nim do komnaty, i kazał przynieść posłanniczce posiłek. Kiedy mężczyzna wyszedł, powłócząc nogami, Thaddeus wskazał kobiecie jedną ze stojących za nim kanap, ale dopiero kiedy sam usiadł, kobieta poszła za jego przykładem. Wyjaśnił jej, że została przyprowadzona do niego właśnie dlatego, że wiadomość jest przeznaczona dla króla. Jako kanclerz pierwszy otrzymywał wszystkie informacje.
– Z pewnością o tym wiesz – powiedział z lekką naganą w głosie.
W wieku pięćdziesięciu sześciu lat Thaddeus nie był już tak przystojny jak w młodości. Palące słońce akacjańskiego lata wyryło na jego twarzy głębokie zmarszczki – widział ich coraz więcej za każdym razem, kiedy spoglądał w lustro. Mimo to, kiedy tak siedział wyprostowany w migoczącym blasku ognia, z rękami splecionymi na kolanach i otulony zimowym ciemnoczerwonym płaszczem, kanclerz wyglądał bardzo na miejscu w swojej roli powiernika władcy największego imperium Znanego Świata. Urodził się kilka miesięcy po Leodanie Akaranie, w rodzinie o niemal równie królewskim rodowodzie, lecz bardzo wcześnie powiedziano mu, że jego rolą jest służenie przyszłemu królowi, a nie aspirowanie do jego stanowiska. Został powiernikiem króla i często widywał go takim, jakim mogła go oglądać tylko najbliższa rodzina. Jego rola i pozycja zostały określone w chwili jego narodzin, podobnie jak w przypadku każdego z dwudziestu dwóch pokoleń kanclerzy przed nim.
Wrócił służący z tacą zastawioną talerzami z wędzonymi ostrygami i sardelami, winogronami i dwiema karafkami, jedną z wodą z sokiem z cytryny, drugą z winem. Thaddeus zachęcił gestem kobietę, by się częstowała.
– Nie chcę między nami nieporozumień – rzekł. – Widzę, że jesteś sumiennym żołnierzem, a sądząc po twoim stroju, miałaś ciężką podróż. O tej porze roku Mein musi być lodową pustynią. Napij się. Odetchnij. Pamiętaj, że znajdujesz się za murami Akacji. A potem powiedz mi to, co musisz.
– Generał Alain przysyła…
– Tak, mówiłaś, że przysłał cię Leeka. A nie gubernator?
– Ta wiadomość pochodzi od generała Alaina – powiedziała wysłanniczka. – Przysyła królowi i jego czworgu dzieciom wyrazy czci oraz umiłowania. Oby żyli długo. Ponawia przysięgę lojalności i prosi, by król uważnie wysłuchał jego słów. Wszystkie są prawdziwe, nawet jeśli jego wiadomość wyda się niewiarygodna.
Thaddeus zerknął na służącego. Kiedy mężczyzna wyszedł z komnaty, kanclerz powiedział:
– Król słucha poprzez mnie.
– Hanish Mein planuje wojnę z Akacją.
Thaddeus się uśmiechnął.
– To nieprawdopodobne. Meinowie nie są głupcami. Jest ich mało. Imperium Akacjańskie rozdeptałoby ich jak mrówki. Od kiedy Leeka stał się takim…
– Wybacz mi, panie, ale nie skończyłam raportu. – Wysłanniczka sprawiała wrażenie zasmuconej tym faktem. Potarła powieki. – Musimy stawić czoło nie tylko Meinom. Hanish Mein zawarł sojusz z ludem zza Pól Lodowych. Przeszli ponad dachem świata na południe, do Meinu.
Kanclerz zrobił zafrasowaną minę.
– To niemożliwe.
– Przysięgam na moją prawą rękę, panie, że przybywają na południe całymi tysiącami. Sądzimy, że posłuchali wezwania Hanisha Meina.
– Wypuścił się poza granice Znanego Świata?
– Widzieli ich zwiadowcy. To dziwny lud, barbarzyński i gwałtowny…
– Obce ludy zawsze są uważane za barbarzyńskie i gwałtowne.
– Przerastają normalnych ludzi więcej niż o głowę. Jeżdżą na wełnistych, rogatych zwierzętach, które tratują ludzi. Przybywają nie tylko żołnierze, ale kobiety, dzieci i starcy, z wielkimi wozami niczym ruchome miasta, ciągniętymi przez wiele setek zwierząt, o jakich nigdy przedtem nie słyszałam. Podobno mają też ze sobą wieże oblężnicze i inne dziwne rodzaje broni, a także prowadzą wielkie stada bydła…
– Opisujesz nomadów. To są wytwory wyobraźni jakiegoś kłamcy.
– Jeśli to są nomadzi, to nasz świat takich nie widział. Splądrowali miasto Vedus na dalekiej północy. Powiedziałam „splądrowali”, lecz w istocie po prostu się przez nie przetoczyli. Nie zostawili nic, zabrali ze sobą wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.
– Skąd wiesz, że Hanish Mein ma z tym coś wspólnego?
Posłanniczka utkwiła wzrok w kanclerzu. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat, lecz na jej twarzy już było widać niezwykłe cierpienie i ból. Thaddeus wierzył, że kobiety żołnierki są o wiele twardsze niż przeciętny mężczyzna. Ona wiedziała, o czym mówi, a on powinien był to uznać.
Thaddeus wstał i gestem nakazał kobiecie podejść do wiszącej na przeciwległej ścianie dużej mapy imperium.
– Pokaż mi to na mapie. Powiedz mi wszystko, co wiesz.
Rozmawiali przez następną godzinę; on z coraz większą powagą zadawał pytania, ona z przekonaniem odpowiadała. Wodząc wzrokiem po mapie, Thaddeus mimowolnie wyobraził sobie smagane wiatrem pustkowie, o którym rozmawiali. Żaden inny rejon Znanego Świata nie sprawiał tylu kłopotów, co Satrapia Meinów. Była to surowa ziemia leżąca na północnym płaskowyżu, kraina dziewięciomiesięcznych zim i jasnowłosych ludzi, którym udawało się tam przeżyć. Płaskowyż nosił taką samą nazwę jak jego mieszkańcy, lecz Meinowie nie pochodzili stamtąd. Byli niegdyś klanem z Lądu, żyjącym u wschodnich podnóży Gór Senivalskich, dość podobnym do dawnych Akacjan. Po wysiedleniu przez Starych Akaran zamieszkali na płaskowyżu i musieli nazywać go domem przez dwadzieścia dwa pokolenia, tyle samo czasu, ile Akaranie mieli bazę na Akacji.
Meinowie byli ludem plemiennym, wojowniczym i swarliwym, równie surowym i bezdusznym jak zamieszkiwana przez nich kraina, o kulturze stworzonej wokół złośliwego panteonu duchów zwanego Tunishnevre. Byli dumni ze swego pochodzenia i chronili czystość, żyjąc w izolacji od świata. Zawierali małżeństwa tylko między sobą i potępiali łączenie się z innymi rasami. Dzięki tak postrzeganej czystości rasowej każdy Mein mógł zdobyć dla siebie tron w pojedynku na śmierć i życie, zwanym maseretem.
System ten sprzyjał gwałtownym zmianom władzy, a każdy nowy wódz musiał zdobyć przychylność mas. Po koronacji wódz przyjmował nazwę rasy jako swoje imię, co oznaczało, że reprezentuje cały naród. W ten sposób ich obecny przywódca, Hanish z rodu Heberen, w dzień swego pierwszego maseretu, kiedy zachował koronę zmarłego ojca, stał się Hanishem Meinem. Fakt, że Hanish kipiał nienawiścią do Akacji, nie był dla kanclerza niczym nowym. Lecz to, co mówiła ta kobieta, przeszło jego wyobrażenia.
Zachęcana przez Thaddeusa, posłanniczka zjadła wszystko z talerza. Przyniesiono następny, tym razem z twardym serem, który trzeba było kroić ostrym nożem. Kanclerz ukroił trójkątne kawałki dla nich obojga, a potem z nożem w dłoni słuchał, wpatrując się w swoje odbicie w ostrzu.
Wysłanniczka usiłowała walczyć z sennością, lecz powieki opadały jej coraz bardziej.
– Obawiam się, że zasypiam – powiedziała w końcu – lecz wszystko ci już wyjaśniłam. Czy mogę stanąć przed obliczem króla? To są sprawy przeznaczone dla jego uszu.
Na wzmiankę o królu Thaddeusowi przyszła nagle do głowy myśl, jakiej wcale by się nie spodziewał w tej chwili. Przypomniał sobie pewien dzień zeszłego lata, kiedy znalazł Leodana w labiryntowych ogrodach pałacu. Król siedział na kamiennej ławie w niszy utworzonej przez oplecione pnączami fragmenty dawnych murów, które stanowiły fundament skromniejszej siedziby pierwszego króla. Na kolanach trzymał najmłodszego syna, Dariela. Razem przyglądali się jakiemuś drobnemu przedmiotowi w dłoni chłopca. Kiedy Thaddeus podszedł bliżej, król podniósł na niego uradowany wzrok.
– Spójrz, Thaddeusie. Odkryliśmy owada z nakrapianymi skrzydełkami – powiedział tak, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
Thaddeus najbardziej lubił króla w tych chwilach dnia, kiedy mężczyzna miał czysty wzrok, niezmącony mgłą, która przesłaniała mu oczy co wieczór. W tych mrocznych momentach stawał się ponury, lecz z dziećmi… cóż, w towarzystwie dzieci był głupcem pamiętającym młodość. Mądrym głupcem, który wciąż znajdował w świecie coś cudownego…
– Kanclerzu?
Thaddeus wzdrygnął się. Uświadomił sobie, że od pewnego czasu oboje siedzą w milczeniu. Poczuł na palcu ostry czubek noża do sera.
– Król musi usłyszeć o tym wszystkim w ciągu godziny – powiedział. – Mówisz, że generał Alain przysłał cię prosto tutaj? Nie rozmawiałaś o tym z gubernatorami?
– Moja wiadomość była przeznaczona dla króla Leodana – odparła.
– I słusznie. Posiedź tu chwilę. Ustalę twoje spotkanie z królem. Oddałaś nam wielką przysługę.
Kanclerz wstał. Wciąż trzymał w ręce nóż, ale ruszył do drzwi, jakby o nim zapomniał. Kiedy minął krzesło posłanniczki i znalazł się za nią, odwrócił się. Przekręcił nóż w dłoni i chwycił trzonek tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Jedną ręką przytrzymał czoło kobiety, a drugą podciął jej gardło. Nie był pewien, czy nóż nada się do tego celu, dlatego użył więcej siły, niż było trzeba. Lecz zadanie zostało wykonane. Posłanniczka nie wydała żadnego dźwięku. Jeszcze przez chwilę stał tuż za nią; klinga noża i i trzymająca ją dłoń były zakrwawione. Potem rozprostował palce i nóż upadł na podłogę.
Thaddeus nie był tak całkowicie oddany królowi, jak się wydawało, i po raz pierwszy w życiu potwierdził ten fakt krwawym, nieodwracalnym czynem. Ta okrutna prawda oszołomiła go. Z wielkim wysiłkiem uspokoił się i uporządkował myśli. Odeśle służących, a potem pozbędzie się ciała i posprząta. Zajmie mu to resztę nocy, ale nawet nie będzie musiał wychodzić ze swojej części pałacu. Pod komnatą, w której stał, znajdował się loch. Wystarczy tylko przeciągnąć kobietę po prowadzących do niego kręconych schodach, wepchnąć ją do środka, zamknąć drzwi na klucz i zaczekać, aż szczury, owady i robactwo spokojnie oczyszczą jej kości.
Poradzenie sobie z moralnymi konsekwencjami tego, co właśnie rozpoczął, takie łatwe już nie będzie.
koniec
« 1 2 3 4
21 listopada 2010

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.