Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacqueline Carey
‹Wcielenie Kusziela›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWcielenie Kusziela
Tytuł oryginalnyKushiel’s Avatar
Data wydania26 stycznia 2011
Autor
PrzekładMaria Gębicka-Frąc
Wydawca MAG
CyklKusziel
ISBN978-83-7480-192-8
Format624s. 130×205mm
Cena45,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wcielenie Kusziela

Esensja.pl
Esensja.pl
Jacqueline Carey
« 1 3 4 5

Jacqueline Carey

Wcielenie Kusziela

Niezależnie od tego, jak ponuro zapowiada się wyprawa, jej rozpoczęcie niesie ze sobą wrażenie wolności. Moje serce zwykle rośnie na początku każdej podróży i ta nie stanowiła wyjątku. Służba zajęła się sprawnym pakowaniem bagaży, a Eugenia, moja gospodyni, krzątała się bez ustanku, szykując prowiant na drogę. Wiedzieliśmy, że niczego nam nie zabraknie.
Mój majątek pomnożył się w latach pokoju. Ojciec, którego pamiętam jak przez mgłę, był utracjuszem bez głowy do zarabiania pieniędzy. Gdyby miał więcej rozwagi, nie zostałabym sprzedana do terminu w Domu Cereusa, pierwszego z Trzynastu Domów Dworu Nocy. Liczyłam się z odmianą fortuny, dlatego zawsze starałam się inwestować mądrze, wspierana dobrą radą przez mojego faktora, a także koneksjami na dworze i w wielu innych znaczących domach.
Sława pierwszej kurtyzany królestwa daje korzyści. Czasami za moje usługi proponowano dziwaczne rzeczy – i czasami je przyjmowałam. Część zarobków hojną ręką oddawałam do świątyń Naamy, resztę zatrzymywałam dla siebie.
Evrilac Duré i jego ludzie, wypoczęci po forsownej podróży, tuż przed wyjazdem do domu okazywali zapał większy niż w komnacie Ysandry. Evrilac uniósł brwi na nasz widok, bo było nas tylko czworo, z niezbędnym bagażem na grzbietach jucznych mułów.
– Tylko czworo, pani? – zapytał. – Myślałem, że zabierzesz przynajmniej pannę służącą.
– Panie Duré – odpowiedziałam uprzejmym tonem – będziemy podróżować na przełaj do zapomnianego przez bogów i ludzi garnizonu, żeby stawić czoło Panu Cieśniny w jego własnym królestwie. Nie jedziemy z towarzyską wizytą do księstwa Trevalion. W środku zimy przebyłam pieszo skaldyjskie pustkowia, a potem sztorm zaniósł mnie w kompanii piratów na Kriti. Nie sądzisz, że wiem, co robię?
Roześmiał się, błyskając białymi zębami; Azalijczycy uwielbiają demonstrację dumy. I tak oto wyruszyliśmy przez ziemie zieleniejące pod dobrymi auspicjami wiosny. Gdy marmurowe mury Miasta Elui zostały za nami, odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem i zobaczyłam, że Joscelin robi to samo. W trakcie jazdy Guillard i Armand rzucali w moją stronę pełne podziwu spojrzenia, a młody Hugues śpiewał, rozpierany radością. Miał płuca jak miechy i silny, dźwięczny głos.
– Przypomina mi Remy’ego – powiedział Ti-Filip z cieniem smutku w uśmiechu, podjeżdżając do mnie. – Błagał, żeby go zabrać. Nie mogłem mu odmówić.
Pokiwałam głową, a dawny żal ścisnął mnie za gardło. Remy był pierwszym z moich kawalerów, pierwszym z Chłopców Fedry, którzy zgłosili się do mnie na służbę. Widziałam jego śmierć. Nie uwolniłam się z okowów winy za przelaną krew – z winy, którą uświadomiłam sobie w pełni w czasie ceremonii thetalos w kriteńskiej jaskini. Nie zapomniałam też o tych, którzy przeżyli, a których liczby nigdy nie będzie dane nam poznać. Czy ten młodzieniec śpiewałby równie swobodnie i radośnie w Terre d’Ange rządzonej przez Melisandę Szachrizaj? Byłam przekonana, że nie, ale nigdy nie będę wiedzieć tego na pewno.
– Cieszę się, że go zabrałeś – powiedziałam do Ti-Filipa, który uśmiechnął się szeroko.
– Układa fatalne wiersze. Od dwóch dni wiele z nich jest poświęconych tobie, pani. „O liliowoblada z kruczoczarnym włosem, o gwiaździstooka niczym nocne niebo”.
Roześmiałam się i to mu chodziło; nie ulegało wątpliwości, że obecność Huguesa uprzyjemniła nam podróż. W dobrym tempie zmierzaliśmy na północ wzdłuż rzeki Awiliny do prowincji Namary, gdzie skręciliśmy na zachód ku Pointe des Soeurs. Słońce świeciło jasno przez całą drogę. W winnicach jasnozielone pędy zaczynały okręcać się wokół brązowych, suchych łodyg, a w gajach oliwnych szemrały srebrzyste liście. Od czasu do czasu spotykaliśmy Cyganów, wracających z wiosennego targu końskiego w Hippochamp w Kuszecie. Nie sposób było ich nie poznać, gdy błyskali białymi zębami w smagłych twarzach i rozmawiali we własnej mowie przeplatanej d’Angelińskimi słowami. Cyganki nosiły swój majątek na sobie, w postaci złotych monet naszytych na kolorowe chusty. Również z monet były wykonane naszyjniki i kolczyki.
„Jesteś księciem swojego ludu, Hiacyncie” – to zawsze powtarzała mu matka; Księciem Podróżnych, bo właśnie podróżnymi zwali się Cyganie, będąc skazanymi na wędrówkę po ziemi. Wierzyłam w te słowa jako dziecko; gdy podrosłam, uznałam, że to naiwne kłamstwo matki, która została wypędzona i uznana przez swój lud za vrajna, czyli nieczystą, bo pokochała D’Angelina i straciła z nim cześć. A tak naprawdę matka Hiacynta straciła cześć wskutek bezmyślnego zakładu. Jej kuzyn przegrał i podstępem pozwolił uwieść córkę swojego wodza, żeby uregulować dług w Domu Przestępu.
Jak się okazało, matka Hiacynta nie kłamała. Manoj, jego dziadek, był cygańskim królem. Kiedy się spotkali z otwartymi ramionami przyjął utraconego przed laty wnuka.
Wtedy Hiacynt także się poświęcił. Zrobił coś, co było vrajna, gdy dla mojego dobra użył dromonde, odziedziczonego po matce daru widzenia, który pozwalał rozchylać zasłony przeszłości i przyszłości. Mężczyznom nie wolno uprawiać dromonde, dlatego cygański król jego również wypędził.
Myślałam po drodze o tych wydarzeniach. Zauważyłam, że Joscelin spochmurniał, gdy popatrzył na cygańskie kompanie w kolorowych wozach.
Omijaliśmy miasta i większe osady, zatrzymując się w tylko w skromnych przydrożnych zajazdach dla kurierów, gdzie właściciele patrzyli nieufnie na moją twarz i mruczeli coś pod nosem, ale nie zadawali pytań. Dwadzieścia lat temu niewielu D’Angelinów rozpoznawało znak Strzały Kusziela; nie było anguisette w pamięci ludzi. Teraz już była. Słyszałam, że wiejskie dziewczęta chętne do służby Naamie kłują się w oczy, żeby na białku powstała czerwona plamka. Nie wiem, czy to prawda, ale mam nadzieję, że nie. Nie robią tego w Mieście Elui, gdzie każdy ulicznik z Mont Nuit natychmiast poznałby się na fałszerstwie. Jako dziecko w Dworze Nocy myślałam, że byłoby przyjemnie, gdyby moje nazwisko zasłynęło w całym królestwie; jako dojrzała kobieta nie dbałam o swoją sławę i myślałam o innych sprawach.
Po kilku dniach jazdy dotarliśmy do Pointe des Soeurs, gdzie powitano nas z dużym szacunkiem, byliśmy bowiem częścią legendy, nad którą pełnili wartę. Guillard i Armand tryskali dobrym humorem, uradowani rolą naszej eskorty, a sam dowódca, Evrilac Duré, patrzył pobłażliwie na ich błazeństwa.
Garnizon w Pointe des Soeurs leży na odludziu nad samym morzem, w odległości dziesięciu mil od najbliższej wioski. Stacjonujący tu żołnierze byli spragnieni eleganckiego towarzystwa i wieści z szerokiego świata, choć nie przypuszczam, że spodziewali się takich, jakie przywieźliśmy. Milczeli, gdy Duré wezwał ochotników do udziału w naszej wyprawie.
– Strach was obleciał? – zapytał drwiąco krępy Guillard. – Powiem wam, sama królowa, Ysandra de la Courcel, powiedziała dowódcy: „Messire Duré, nie rozkażę nikomu z Trevalionu przypuścić szturmu na Trzy Siostry… ale poproszę o to”. Czego tu się bać, chłopaki? Ryb? – Uderzył pięścią w pierś. – Mówię wam, ja idę! Nie zostanę z tyłu, żeby potem słuchać cudzych opowieści przy ognisku!
Po takim wyzwaniu ochotnicy występowali dwójkami i trójkami, aż w końcu Duré oznajmił, że ma już wystarczającą liczbę ludzi. Zarumieniony Hugues radośnie rozdziawiał usta. Uśmiechnęłam się, widząc jego zadowolenie, i zastanowiłam nad tym, co nas czeka.
Po podwieczorku Armand i Guillard oprowadzili nas po fortecy i przyległych gruntach. Tutaj, jak mi powiedziano, fala złamała się na kamienistym brzegu, wyrzucając olbrzymi ładunek stworzeń morskich. Szłam wzdłuż plaży, oglądając śnięte, zasuszone ryby. Potem, wysoko na murach fortecy, Armand wskazał nad szarym rozkołysanym morzem na północny zachód, w kierunku cienistej smugi na horyzoncie, najbliższej z Trzech Sióstr. „Tam”, powiedział, „wisiała chmura, z której biły niezwykłe błyskawice”. Dodał, że od wyjazdu panowała cisza.
Słuchałam pilnie i kiwałam głową. Krzyki mew niosły się na wietrze, zagłuszając odgłosy towarzyszące przygotowaniom statku do jutrzejszego wyjścia w morze. Ludzie Duré uwijali się, sprawdzając takielunek i uzupełniając zapasy.
– Co o tym myślisz? – zapytał tej nocy Joscelin w skromnej komnatce, którą nam przydzielono.
Trzymał na kolanach splątane skórzane pasy, nacierając je oliwą dla ochrony przed wilgocią w czasie morskiej podróży. Uniosłam głowę znad jeszuickiego zwoju Sz’moth, kroniki ucieczki Mojszego z ziemi Menechetu i rozdzielenia morza. Rabbi, mój dawny nauczyciel, wytargałby się za brodę, gdyby zobaczył, że trzymam w dłoniach święty tekst i obchodzę się z nim tak bezceremonialnie; zmarł siedem lat temu, jego zmęczone serce przestało bić we śnie.
– Nic. – Pokręciłam głową. – Dość dobrze opisali Rahaba, ale nie ma ani słowa o potomku Elui. Może parę analogii, nic więcej. A ty?
Joscelin wzruszył ramionami, patrząc na mnie spokojnie. Jego silne, zwinne ręce wciąż wcierały olej w skórę.
– Chronić i służyć – powiedział cicho.
Kiedyś lepiej niż ja znał jeszuickie nauki, bo są one zbliżone do kasjelickich. Jeszuici zwą kasjelitów apostatami. Ze wszystkich Towarzyszy tylko Kasjel podążył za Eluą – z czystości serca, w gniewie wyrzekając się miłości i miłosierdzia Boga Jedynego. Jeszuici twierdzą, że inni podążyli za Eluą z arogancji, przeciwstawiając się władzy Boga Jedynego: Naamą kierowała żądza, Azą duma, Szamchazajem przebiegłość i tak dalej. Kusziel, który naznaczył mnie jako swoją sługę, kiedyś karał potępionych i podobno ich miłował. Możliwe, ale to Błogosławiony Elua przykazał: KOCHAJ JAK WOLA TWOJA. Kiedy Bóg Jedyny i Matka Ziemia zawarli pokój i stworzyli miejsce, które nigdy wcześniej nie istniało, Kasjel postanowił pójść za Eluą do prawdziwej Terre D’Ange leżącej w zaświatach. Tylko on spośród Towarzyszy pogodził się z potępieniem i uznał je za zasłużone.
Ocenił, że warto. Tego nie umieją wyjaśnić ani Jeszuici, ani kasjelici. Nie sądzę, żeby choć próbowali.
Teraz wiem więcej niż wszyscy kasjelici i przypuszczam, że wielu Jeszuitów. Ale to wciąż za mało. Wstałam z łóżka i uklękłam u boku Joscelina, przyciskając czoło do jego kolana. Nie lubił, gdy się tak zachowywałam, ale nie mogłam powstrzymać bólu skruchy w moim sercu.
– Myślałam, że znajdę sposób, żeby go uwolnić – szepnęłam. – Naprawdę.
Po chwili poczułam, jak Joscelin gładzi moje włosy.
– Ja też – powiedział cicho. – Elua świadkiem, Fedro, ja też.
koniec
« 1 3 4 5
30 stycznia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Lipiec 2011
— Anna Kańtoch, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Tegoż twórcy

Pippi Långstrump z Teksasu
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Lipiec 2011
— Anna Kańtoch, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Cierpienia młodego Imriela
— Beatrycze Nowicka

Czy to już fantastyka kobieca?
— Miłosz Cybowski

Świat według Fedry
— Agnieszka Kawula

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.