Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michael Marcus Thurner
‹Podróż Turila›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPodróż Turila
Tytuł oryginalnyTurils Reise
Data wydania24 lutego 2011
Autor
PrzekładKatarzyna Sowa, Michael Sowa
Wydawca Prószyński i S-ka
ISBN978-83-7648-635-2
Format416s. 125×195mm
Cena36,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Podróż Turila – fragment 2

Esensja.pl
Esensja.pl
Michael Marcus Thurner
« 1 2

Michael Marcus Thurner

Podróż Turila – fragment 2

Dotarli do dolnych dzielnic miasta. Tutaj, z dala od bajecznego pałacu, krzątanina i hałas przybrały na sile. Handlarze unosili się pośrodku chmurek z ciężkich oparów, krzykiem wychwalając swoje towary, spółdzielcy konsorcjum handlowego zawodzili głośno nad przesadnie wygórowanymi cenami i spadkiem jakości sprzedawanych dóbr. Dwóch braci ze zgromadzenia Apokalixy zaklinało koniec wszelkiej egzystencji, kilku żebraków wykłócało się o przegniłe owoce, mężczyźni i kobiety ciemnej profesji wystawiali na użytek publiczny swoje zdrewniałe i pokryte bliznami ciała. Sękaty wróżbita podniósł z ziemi grudkę gleby, rozgniótł ją, zadumał się i wyprorokował Turilowi dużo zadowolenia przez następne kilka lat. Grabarz znał szczególne zamiłowanie Domiendraminów do wszystkiego, co metafizyczne. Ich przywiązanie do ziemi stało w jawnej sprzeczności z techniki, którą posługiwali się na co dzień. W przestrzeni pomiędzy tymi jakże różnymi biegunami egzystencji swój żyzny biotop, uprawiany przez niemałą liczbę samozwańczych proroków według wszelkich zasad sztuki, znajdowała cała rzesza szarlatanów.
Wzdłuż zaniedbanych ulicznych rowów przesuwały się wolno pojazdy lądowe. Prowadzących je, którzy należeli – jak większość w Łysym Worze – do mających najbardziej zły humor przedstawicieli swojej nacji, nie obchodzili wcale piesi. Błoto bryzgało w górę, wszędzie w plątaninie tego nadziemnego zamętu i zamieszania rwały się i łamały odnóża Domiendraminów. Turil stanął pośrodku rozgardiaszu i zamknął oczy. W końcu powinien rozpocząć swoją pracę. Oddychał głęboko, koncentrował się, dopasowywał do bicia miejskiego serca.
Odczuwał... tęsknotę. Chęć wybawienia. Nadzieję na koniec wszelkiego cierpienia.
Cykl, w którym obecnie poruszały się te istoty, trwał już zbyt długo. Odczuwalny był ich pęd do odnowy, do polepszenia rzeczywistości. Dzieci i starcy, pracujący i lenie, bogaci i biedni – wszyscy oni pragnęli rychłej śmierci swojego władcy. Wtedy dopiero, gdy on, pień wszelkiego życia, zostanie wycięty, a jego ciało zgnije w mchu ziemi dworzyszcza, wyrośnie Nowe – nowy wódz, niosący ze sobą nowe idee i nową nadzieję.
Turil powrócił do rzeczywistości. Iskierka iluminowała go podekscytowana, co poniektóry Domiendramin rzucał mu zdziwione spojrzenie. Jego smukła sylwetka wzbudzała zainteresowanie, a jego dziwne zachowanie – tym bardziej.
– Wybacz mi, kochana – powiedział. – Od czasu do czasu potrzebuję chwili spokoju. Żeby pozbierać myśli.
– Spokoju? Tutaj? – Iskierce udało się wzbudzić w jej sztucznym głosie coś w rodzaju wzburzenia. – Mamy cię zaprowadzić z powrotem do twojego statku? Na GELFARA?
– W żadnym wypadku, Iskierko. Muszę koniecznie zobaczyć Nekromancjon.
I w końcu uwolnić się od ciebie i tobie podobnych, pomyślał.
Dalsza droga wiodła pomiędzy niskimi domkami z ceglanymi dachami, przez wąskie zaułki, coraz głębiej w gmatwaninę uliczek. Centrum Chalasimu cechował niezwykły melanż staroświeckich domostw i nowoczesnej techniki.
– Bądź zawsze w naszym pobliżu – powiedziała Iskierka. – Nie każdy tutaj chce twego dobra. Mamy... Kolegów niższej jakości, którzy chętnie by cię od nas oderwali. Oni mają zamiar cię uwieść, zranić... – Wiem, jak się obronić. Dziękuję.
Stopniowo robiło się spokojniej. Po świetle Remigarda nie pozostało śladu, oba księżyce rzucały na kamienisty grunt srebrzystą poświatę. Jakaś stara babina, już niemal zupełnie zdrewniała, zamiatała niezdarnie kurz sprzed swojej bramy. Oczy jej trzeszczały podczas każdego ruchu. Z jakiegoś ciemnego kąta dobiegły Turila kwiki. Szczuropodobna zwierzyna czyhała, wyczekując swojej szansy. Gdy niebawem stara wyzionie ducha, rzucą się na jej ciało, nie pozostawiając na niej ostatniego zielonego kiełka i listka.
Domiendraminowie ugrzęźli w swoim tradycyjnym sposobie życia, pomyślał Turil. Zdrewnieli. Ponieważ ich król stał się zbyt stary i zbyt tchórzliwy, i zbyt konserwatywny, i nie zezwalał im na dostęp do nowych rzeczy.
Cień wielkiej lotni przesłonił obydwa księżyce i jasną gwieździstą łunę Łysego Wora. Ponad zabudowaniami z cichym pomrukiem przesuwało się olbrzymie cielsko w kształcie płaszczki. Statek wziął kurs na centralny kosmodrom na północy miasta, wybudowany był na gigantycznych, wysokich na kilkaset metrów, pneumatoforach.
W oknach domostw migotały niespokojnie światełka zapalonych świec. Zatęchłe dróżki, którymi prowadziła go Iskierka, oświetlało kilka pojedynczych pochodni. Z oddali dobiegły Turila odgłosy drewniaków na bruku i głośna rozmowa dzieci. Śródmieście z jego ciemnymi zakątkami, licznymi tajemnicami oraz tysiącletnią historią było okazałym biotopem dla żądnej przygód młodzieży.
– Jak daleko jeszcze? – zapytał.
– Zaraz za rogiem – szepnęła Iskierka. – Szybko, pospiesz się. Szybko! Musimy dotrzeć do Nekromancjonu, zanim jego mieszkańcy się całkowicie nie obudzą. Weź jedno łuczywo. W katakumbach panuje zakaz używania sztucznego światła.
Turil zdjął ze ściany jedną z nasączonych żywicą pochodni i oświetlił drogę. Dachy zabudowań z lewej i prawej strony opierały się o siebie jak dobrzy przyjaciele. Tanatolog był szczupły, podobnie jak reszta członków jego klanu, mimo to z trudem udało mu się przecisnąć przez małą lukę pomiędzy śliskimi ścianami. Za nią panowała ciemność. Pachniało łąką. Mchem. Chłodem. Turil stał na skraju... lasu.
Zbyt dużo widział już w swoim życiu, ażeby pozostawać w oniemieniu dłużej niż przez kilka oddechów. Las, tak gęsty, że wiele pni obejmowało się wzajemnie, był czymś niezwykłym – choć z drugiej strony – właściwie nie. Domiendraminowie jednoczyli w sobie życie cielesne i roślinne. W mało przejrzystym zamęcie receptorów i fizjologicznych organów, czułków fotosyntezy, korzeniowych chwytaków, systemów arterii i nawilżania kryło się dużo rozumu i inteligencji, ale również pokaźna ilość humoru i fantazji. Nigdzie indziej podczas zawodowej kariery Turil nie natknął się na podobne istoty, nie spotkał się także z nimi również podczas nauki profesji w odległych regionach Łysego Wora. Nie zmieniało to jednak stanu rzeczy. Obecne zadanie po prostu nudziło go niepomiernie. Było tyle innych bardziej interesujących rzeczy niż zabijanie królów! – Szybko, szybko! – ponagliła znowu Iskierka. – Tutaj możesz się przedostać. – Pofrunęła w kierunku czegoś, co przypominało ścieżkę wijącą się pomiędzy cienkimi pniami w głąb lasu.
– To jest Katedral Błogosławieństwa? – zapytał Turil.
– A co niby miałoby to być? – Iskierka potrząsnęła główką, jak gdyby dziwiła ją jego tępota. Podleciała wyżej, oświetlając korony drzew. Niektóre z nich były gołe, niektóre zaś pokryte gęstym listowiem. A przy wielu z nich tkwiły przytulone kanciaste, powyginane ciała. Wysuszeni, zaschnięci Domiendraminowie.
– Tu więc zostają złożeni na miejsce wiecznego spoczynku… – mruknął.
– Tylko najznamienitsi z nich. Tacy, którzy wzięli na siebie ofiarę podróży kosmicznych, naukowcy, muzycy, badacze, politycy, biznesmeni.
– W dossier nie wyczytałem nic o tym lesie.
– Bo twoim zadaniem jest pochówek króla – zabrzęczała Iskierka – a nie zwykłych szaraków. Masz przesadzić w ciemność pień całego pokolenia. Ceremonia zabicia Pramaina Bożyszczego musi swoją wspaniałościąprzebić wszystko, co stało się na Domiendramie w ciągu ostatnich stu lat.
– Oczywiście. Bożyszczy stanie się elementem najwspanialszego rytuału zabijania, jaki kiedykolwiek wykonałem.
Standardowa fraza. Wypowiadał ją już tyle razy i będzie ją wypowiadał dalej, aż po kres swojej kariery.
Wyciągnął pochodnię przed siebie na długość ramienia. Ostrożnie, żeby płomień nie dotknął absolutnie żadnego ze zwisających konarów i lian. Pachniało pleśnią, zgnilizną i śmiercią – dobrze znaną Turilowi mieszanką. Drobne zwierzątka z poskręcaną w loki sierścią biegały w różne strony po pokrytej mchem ścieżce. Ich czerwone ślepia rzucały mu groźne spojrzenia. Chyba były zdania, że nic tutaj po nim.
Iskierka zamilkła, jak gdyby się przelękła bądź nagle nabrała respektu przed tyloma umarłymi, tkwiącymi w rozgałęzieniach konarów i patrzącymi na nich swoimi martwymi oczami. Wielu z nich rozmieszczono w stylowy sposób wokół pnia, jak gdyby byli oni częścią scenografii spektaklu, którego scenerię stanowił cały las.
Turil podziwiał bez zazdrości pracę swoich tutejszych kolegów po fachu. Przydali śmierci oblicze, które mu się spodobało. Katedral Błogosławieństwa emanował estetyką i był pozbawiony wszelkiego lęku. Domiendraminowie wiedzieli, jak ustosunkować się do końca swojej egzystencji.
koniec
« 1 2
13 lutego 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

… i półtora metra mułu
— Beatrycze Nowicka

Podróż Turila
— Michael Marcus Thurner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.